Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Często zapraszacie koleżanki do domu?

Polecane posty

Gość gość

Ja jestem staroświecka i lubię zapraszać do siebie nawet osoby nowo poznane, no ale też nie to, że tak od razu ;). Ale tak widzę, że ludzie teraz niekoniecznie to preferują, trochę szkoda...bo ile sie można gdzieś poza domem umawiać...Jak jest u was? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W domu zwykle w porze kiedy się spotykam z koleżankami, czyli późnym popołudniem albo wieczór, jest mąż i dzieci- trudno usiąść przy lampce wina jak jedno wchodzi na kolana i wyjada ciasteczka, a drugie doprasza się o czytanie. Trudno też wymagać żeby dzieci siedziały wtedy zamknięte u siebie... Zapraszam jeśli męża nie ma z dziećmi przez cały wieczór- ale to się rzadko zdarza, koleżanki mnie- podobnie. Przeważnie chcemy pogadać w spokoju, więc opcja kawiarni/pubu na mieście jest najlepsza. No chyba że to dzieciate znajome i spotykamy się właśnie rodzinnie, dzieci się bawią razem. Ale ogólnie zapraszam do siebie tylko zaufanych, dobrych znajomych i przyjaciół. Miałam właśnie niedawno taką sytuację z nową koleżanką z pracy, mówiła że będzie gdzieś w moje okolice jeździć, i rzuciła "to może wpadnę do ciebie przy okazji na kawę?". Trochę mnie przytkało, miła dziewczyna, fajnie nam się pracuje i rozmawia, ale nawet miesiąca się nie znamy, bez przesady...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wogole

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
chodzi mi głównie o ten etap, jak się jest z małymi dziećmi w domu...poznałam sporo osób, mam z dziećmi w przeciągu ostatniego 1,5 roku, niby miło, ale taka znajomość na zasadzie, cześć i zagadania kilku zdań, jakoś nikt nie wychodzi z inicjatywą żeby może się lepiej poznać, chyba taki znak czasu ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do domu nie, ale regularnie spotykamy się gdzieś na kawie czy piwie po pracy, albo lunchu w przerwie, nieraz bardzo spontanicznie (telefon rano: "wychodzisz gdzieś zjeść? bo mnie się zachciało xy, dołączasz?"). Do domu zapraszamy przyjaciół, też dosyć regularnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wole spotkania w miescie, mniej zachodu i sprzątania... Wszystko teraz się rozluźnia :(, znak czasów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie ,wyznaje zasadę ze mój moją twierdzą. Nie lubię też nie zapowiedzianych gości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też poznałam trochę mam w ostatnim czasie, z niektórymi spotykam się towarzysko, ale dla mnie tym bardziej "ten etap kiedy się siedzi z małymi dziećmi w domu" to bodziec żeby z tego domu wyjść. Ubrać się ładniej, zrobić makijaż, zmienić otoczenie. Ostatnio wszystko kręci się wokół domu, ewentualnie przedszkola starszego, z mężem rzadko mamy okazję wyjść we dwoje, miałam krótki kurs hobbystyczny i świetnie mi to robiło, ale poza tym- jednak siedzę głównie w domu, rytm dnia podporządkowuję pod dzieci, a wyjścia ograniczają się głównie do parku i placu zabaw. Cieszę się jak mogę wyjść i pogadać z innym dorosłym człowiekiem we dwójkę, a nie ograniczać również życie towarzyskie do własnego domu. U mnie też spokoju i relaksu raczej nie ma, no chyba że wieczorami, kiedy dzieci śpią- a wtedy z kolei nie będę przecież znajomych spraszać :/ Zresztą i dla mnie, i dla męża, dom to jest azyl, mimo że lubimy podroze i wyjazdy to jest nasze, własne, dopieszczone miejsce, gdzie czujemy się oboje dobrze, bezpiecznie i na luzie. Rzadko kogoś zapraszamy, jedynie najbliższych krewnych i przyjaciół.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nigdy. Raz, że nie mam koleżanek, tylko głownie kolegów, a dwa - mój dom to moja twierdza. Nawet rodziców nie zapraszam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Wszystko teraz się rozluźnia" nie sądzę. Ja ze swoimi znajomymi spotykam się dużo częściej niż moi rodzice spotykali się ze swoimi. Dlaczego? Bo właśnie kiedyś spontaniczne spotkania były trudniejsze do zorganizowania, dziś wystarczy sms i można z godziny na godzinę się umówić. Tak samo z rodziną bliższą i dalszą - kiedyś się widywało w sumie przy "okazjach": imieniny, święta, odpust. A teraz bywa, że i na weekend pojedzie się te 200 km na jakiegoś grilla czy wspólne grzybobranie :) Plus dużo częstszy kontakt "pośredni" - bo jest fb, skype, komórki etc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tez mam dziecko male 4 lata. Ale nawet nie chce mi sie wychodzic na kawe gdzies. Po prostu nie chce mi sie wysluchiwac gorzki zali kolezanek Ja mam swoje problemy i nie zameczam nimi wszytki w okolo. A one mam wrazenie ze sie spotykaja tylko po to zeby po narzekac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale ja pracuje zawodowo i ma dosc ludzi. Weekendy chce miec SWIETY SPOKOJ.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tu autorka...z tym że teraz łatwiej o spontaniczne spotkania, to bym się spierała...no akurat w moim domu rodzinnym, to często w weekendy ktoś z rodziny w tych latach 80 przyjeżdżał, ba nie tylko w weekendy, nie było właśnie tego wielkiego umawiania, dopasowywania się do terminów, bo i tel. nie każdy miał, tylko się wpadało od tak, tak samo jak sąsiedzi wpadali...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no ja też nie lubię niezapowiedzianych gości, no ale chciałabym żebyśmy w końcu znaleźli choć jedną rodzinkę w okolicy z którą byśmy się mogli regularnie widywać, żeby dzieciaki się pobawiły i razem spędzać czas...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja tam wolę się umawiać poza domem. "Ile można?" Cały czas można, prawda taka, że jak się ma kasę, to można dużo ciekawiej spędzić czas poza domem. Dom jak dla mnie jest bardziej od spokoju i odpoczynku, a nie rozrywki i życia towarzyskiego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tylko wiesz nie każdy ma masę rozrywek pod nosem, a jechać ciągle gdzieś w zimie z rocznym i powiedzmy trzyletnim dzieckiem, to nawet jak się ma kasę, to się średnio chce powiedzmy co weekend gdzieś...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś mamy inną definicję spontanicznego spotkania. Dla mnie to jest takie, którego nie umawiasz na miesiąc wcześniej, tylko po prostu chwilę wcześniej dzwonisz i pytasz, czy możecie sie zobaczyć/wpaść na drinka/na kawę/wyskoczyć razem na obiad etc. I dana osoba akceptuje albo nie, zależy czy ma czas i ochotę. A to, co ty opisujesz dla mnie w żadnej rzeczywistości mieć miejsca nie powinno, bo to jest po prostu chamskie wpraszanie się, a nie spontaniczne spotkanie, stawianie gospodarzy pod murem. Człowiek sobie nie mógłby spokojnie żadnego weekendu sobie zaplanowac, bo a nuż ktoś by mu się zwalił na głowę, i choćby ze zwykłego leniuchowania z książką nici. Brrrrr....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
kiedyś było inne podejście ludzi to takiego wpadania bez zapowiedzi z reguły się ludzie cieszyli :D, nie napisałam że teraz też bym tak chciała...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja mam masę doświadczeń, że z ludzmi nawet z którymi się długo znam najczęściej trudno jest się umówić :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ku ścisłości, to też nie chodzi mi żeby tylko ludzi do siebie zapraszać i do kogoś chodzić do domu...Ale prawda też jest taka, że póki nie bywa się w domu u kogoś, nie pozna się całej rodziny, to relacja najczęściej jest taka sobie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś Oj tak, też bym czegoś takiego nie mogła strawić, zwłaszcza, że też znam to z autopsji bo tak jak wyżej w "dawnych czasach" do moich rodziców czy dziadków się tak niektórzy wpraszali. Nawet jak mieli telefon to po co uprzedzać, prawda? Przecież Iksińscy na pewno nie mają nic innego do roboty, jak przesiedzieć pól dnia z paplającą o dvpie maryni sąsiadką albo wujostwem, którego chyba jedyną rozrywką było cotygodniowe wpraszanie się do tego czy innego domu. Masz w planach wyjście na grzyby? O nie, nie pójdziesz, bo wujcio już zajeżdża na podwórek, a zaproszony na wspólne grzybobranie niemal cię wzrokiem zabija... Rozkladasz wielkie pranie (automatu nie bylo, Frania i kocioł do bielizny)? Ciotce nie przeszkadza, oni sobie posiedzą, popatrza jak pierzesz gacie, tylko im, kochanieńka, coś do kawusi podaj...itp. itd. No jak nic, tylko do tego wracać :D :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no ja akurat mam bardzo miłe wspomnienia, lubiłam dom pełen ludzi :), piszę z perspektywy dziecka...ale też nie przypominam sobie żeby moi rodzicie na te czasy narzekali, wręcz odwrotnie, często i teraz mówią że wtedy było wesoło, a już od dłuższego czasu są niestety antyspołeczni...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
trochę przeginacie temat, wiadomo że teraz nikt by sobie nie pozwolił na nieproszone wizyty co chwilę...chodzi o umawiane spotkania raz na jakiś czas!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
23.35 Tobie raczej nie chodzi o koleżanki tylko play dates dla dzieci. Nic dziwnego, że masz problem z życiem towarzyskim, bo to takie na siłę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×