Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Cerson

Zniszczyłem przyjaźń i boję się że jej nie odzyskam

Polecane posty

Gość Cerson

Witam. To mój pierwszy post na tym forum. Zwracam się do Was o radę w sprawie utraconej (a przynajmniej tak to wygląda) przyjaźni z dziewczyną. Poznaliśmy się przez internet, ale po blisko roku wprowadziłem się do jej miasta - chciałem nowego środowiska, samodzielności i oczywiście bliżej ją poznać. Wydaje mi się, że o jej chorobie afektywnej dwubiegunowej dowiedziałem się stosunkowo szybko - oczywiście od niej, ale nigdy nie zwracałem uwagi na to kiedy mi o tym powiedziała. Kiedy ją poznałem zadawała się jeszcze z jakimiś ludźmi - moją (byłą już) dziewczyną i innymi znajomymi których znała od lat. Później stało się kilka rzeczy i z tego co mi wiadomo zostałem jej tylko ja. Podobnie było w moim przypadku, gdzie też z większością znajomych z różnych powodów urwał mi się kontakt. Bardzo dobrze czułem się w jej towarzystwie, również podczas pierwszego spotkania. Pełna swoboda, uczucie zrozumienia, akceptacji. Pomagaliśmy sobie nawzajem na różne sposoby. Gdyby nie ona moja przeprowadzka i znalezienie nowej pracy nie przebiegłoby tak sprawnie. Spotykaliśmy się co jakiś czas, odzywaliśmy się do siebie w zasadzie codziennie już za pośrednictwem internetu. Zdarzały się jednak dni kiedy ona milczała - jak twierdziła przez swoją chorobę. Nigdy nie chciałem naciskać, ale proponowałem różne aktywności - jak mi później powiedziała, czuje się przez to osaczona, nazwała mnie natrętem. Szczerze mówiąc nie wiem czy przekroczyłem tę granicę i faktycznie byłem natrętny (czasami na pewno), każdy odbiera to inaczej. Tak czy siak kilka razy się przez to pokłóciliśmy, ale nie było to nic poważnego - przynajmniej tak mi się wydawało. Była bardzo zdenerwowana, ale ostatecznie wszystko wracało do normy po jakichś dwóch-trzech dniach. Zwykle odzywała się pierwsza, proponowała jakieś aktywności, ale nigdy tak naprawdę nie przysiedliśmy do tematu i nie omówiliśmy go na spokojnie. Jedynie podczas kłótni kiedy ja się nieudolnie tłumaczyłem, a ona nie chciała o niczym słuchać, więc sytuacja się pogarszała i wolałem zostawić ją w spokoju. Sam bałem się czasem poruszyć temat w neutralnych sytuacjach z obawy przed zdenerwowaniem jej. Nie tylko moja potencjalna natarczywość jest w tej relacji problemem. Kiedy się nie odzywała zaczynałem się zastanawiać czy może czymś ją uraziłem, zdenerwowałem i to stąd brak odzewu. Nie wiem skąd biorą się te zachowania u mnie, ale podejrzewam że za dużo biorę do siebie. Od wielu lat zmagam się z depresją i w takich chwilach wszystko zdaje się 600 razy gorsze. Zaczynam więc dociekać czując się winny czemuś co nawet nie miało miejsca. Działało jej to na nerwy, do tego stopnia, że nazywała mnie zapatrzonym w siebie kretynem. Kilka razy tłumaczyła mi żebym tego nie robił, ale moje krzywe przyzwyczajenia i obwinianie się o wszystko brały górę. Z każdym takim razem było coraz gorzej. Szczyt miał miejsce ostatnio, kiedy to zdenerwowałem ją robiąc coś bez jej pytania (wcześniej zapewniała mnie, że nie muszę się jej dopytywać i jeśli jej nie ma w jednym miejscu to nie ma i w drugim) - zrobiłem tak tylko dlatego, że nie odzywała się przez cały dzień, a ja nie chciałem do niej pisać i jej ewentualnie budzić. Zwykle o takich godzinach spała, więc założyłem że jest tak i tym razem. Okazało się, że jednak nie spała i moje działanie lekko popsuło jej plany. W następnej chwili zażądała ode mnie oddania wszystkich jej rzeczy - zapytałem się więc co takiego zrobiłem, że aż tak się na mnie złości. Nie odpowiedziała, więc po kilkunastu minutach zadzwoniłem z tym samym pytaniem. Okrzyczała mnie, powiedziała że po raz kolejny nie rozumiem że po prostu nie ma ochoty gadać i rozłączyła się. Zadzwoniłem drugi raz, ale było tylko gorzej. W następnej chwili napisała mi, żebym przyjechał następnego dnia i zabrał wszystkie swoje rzeczy (pozostałości po przeprowadzce i wspólnych zakupach) i tym samym kończy ze mną znajomość. Z początku nie mogłem uwierzyć w to co do mnie pisze, więc starałem się wszystko sobie poukładać i dowiedzieć się co takiego się stało, że nagle zrywa znajomość - tym bardziej, że poprzedniego dnia wszystko było w porządku (a przynajmniej na takie wyglądało z mojej perspektywy). Nic nie pomagało. Moje negatywne myśli (również samobójcze) nasilały się (obecne każdego dnia, nie tylko podczas tej kłótni), więc sięgnąłem po alkohol aby móc szybciej zasnąć. Nie pomogło. Zamiast tego stwierdziłem, że się zabiję bo przecież już nic mnie tu nie trzyma, nie mam nikogo. Pojechałem windą na 10 piętro i siedząc na oknie zadzwoniłem do niej, żeby się pożegnać. Bełkocząc powiedziałem że nie przyjadę po rzeczy, bo mnie po prostu już nie będzie. Wtedy zaczął się jej płacz, bo przecież nie jest moją dziewczyną abym jej groził samobójstwem. To co zrobiłem dotarło do mnie po chwili, ale zszedłem z okna i wróciłem do domu. Stwierdziła, że jestem taki sam jak jej była, która groziła jej samobójstwem siedząc pod kocykiem w domu. Nie zdążylem powiedzieć jej, że faktycznie chciałem się zabić i telefon do niej mnie od tego odwiódł - skończyła mi się kasa na koncie i nie miałem już gdzie jej doładować. Chciałbym móc jej powiedzieć, że nad samobójstwem myślałem już od jakiegoś czasu i wcale nie była powodem tej decyzji - chciałem się po prostu pożegnać i w moim chorym myśleniu w tamtej chwili był to świetny pomysł. Rzeczy odebrałem następnego dnia, ale nie miałem okazji jej zobaczyć. Od tamtego czasu jestem u niej zablokowany tam gdzie najczęściej się kontaktowalismy. Od tych kilku dni nie próbowałem się w żaden sposób skontaktować - ona tym bardziej. Chciałem zapytać co o tym sądzicie? Ja sam myślę, że gdyby nie telefon z samobójstwem, dałoby się to o wiele łatwiej odkręcić, ale tym czynem przelałem czarę goryczy. Nie wiem też od jak dawna pomysł zerwania ze mną stosunków krążył jej po głowie. Nie wiem też jak czuła się w moim towarzystwie - może uznała mnie za osobę toksyczną, która chce ją mieć jedynie dla siebie. Znajomość była niepotrzebnie przedłużana aż w końcu sam dałem jej pretekst kolejny raz popełniając ten sam błąd. Myślicie, że mam szansę jakoś to odkręcić? Miałem plan zadzwonić do niej w święta bożego narodzenia i może nie od razu wszystko wyjaśniać, ale powiedzieć jej ile dla mnie znaczyła ta przyjaźń i jak wiele pomagała w przechodzeniu przez trudności życia. Powiedzieć jej że rozumiem swoje błędy i zrobię wszystko żeby ich więcej nie popełniać, choć będzie to przecież ileś trwający proces. Nie wiem tylko czy nie pogorszę w ten sposób sytuacji. Nie wiem też czy chcę czekać do świąt czy dniach po nich - boję się, że oswoi się z moją nieobecnością.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Cerson
Na pewno będę próbować, bo zależy mi na tej znajomości. Nie wiem tylko od kiedy zacząć się odzywać. Minęło kilka dni, a ja czuję że nie wytrwam w postanowieniu, że odezwę się dopiero po świętach. Może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdybym znalazł coś co odciągnie moją uwagę od niej, ale wszystko co do niedawna dawało mi radochę, teraz szybko nudzi i myślami wracam do dołka. Tak jest od dłuższego czasu. Tym samym szybko robię się niecierpliwy, a to chyba najgorsze w tym wszystkim.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Cerson
Nie wiem czy dobrze rozumiem że mówisz o tej samej osobie - najpierw rozstanie (Twoje pogodzenie się z tym), a później rozpoczęcie wszystkiego od nowa na luźniejszych warunkach? Coś takiego też by mnie uszczęśliwiło, tym bardziej że wydaje mi się, że oboje nieco za bardzo zaangażowaliśmy się w tą znajomość. Z czasem pewnie znajomość wróciłaby na tor, w którym oboje najlepiej się czujemy. Wiem, że trudno doradzić, ale cenię odzew!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×