Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość hey

rozstanie

Polecane posty

Gość hey

Witam,

Rozstalam sie z moim narzeczonym po 11 latach zwiazku. Mieszkalismy razem za granica przez te 11 lat, spedzilismy wszystkie chwile razem, bylismy bardzo blisko. On jest moja rodzina bo nie mielismy nikogo innego, milosc od 18 roku zycia. Bardzo go kocham, jest dla mnie bardzo wazna osoba. Rozstanie bylo bardzo burzliwe, bardzo duzo uczuc. Tak naprawde nie rozstalismy sie na zywo, nie spojrzalam mu w oczy od tego czasu, przez co nie potrafie przestac zyc nadziaja, choc sytuacja jest naprawde bardzo trudna. Ostatni raz kiedy sie widzielismy, plakal i powiedzial ze tylko potrzebuje czasu (doszlo miedzy nami do obopolnej zdrady, plus do tego odleglosc, wiele nie dopowiedzianych spraw), zaczelo sie psuc kiedy on wyjechal i nie umielismy poradzic sobie z odlegloscia. Czulam sie dochodzi do rozstania, on mial do mnie zal ze nie przyjezdzalam, oddalalismy sie od siebie. Ja nie przyjezdzalam bo zostalam tu zeby konczyc studia choc tak naprawde ich nie konczylam bo nie umialam sobie poradzic z jego brakiem. Balam sie byc sama, wiec ciagle szukalam towarzystwa kolezanek zeby nie wracac do pustego domu, zawalilam projekt i cale zycie, on na mnie czekal 5 miesiecy a ja nie umialam podjac decyzji. Ostatni dzien kiedy sie widzielismy, znalazlam wiadomosci od innej dziewczyny. Kiedy zapytalam poplakal sie i powiedzial mi ze nie on nie potrafi byc sam. Czul sie bardzo winny, mowil mi ze jej nie kocha, ze tylko chcial zapchac dziure, ze ona nie dorasta mi do piet. Po tym, powiedzialam mu ze ja tez z kims bylam i ze tez czulam sie samotna. Poplakalismy sie razem. Smialismy sie nawet z tego, bo stwierdzilismy ze zawsze przechodzimy przez to samo. Stwierdzilismy ze naprawiamy wszystko i bylo to takie jasne ze wszystko sie zrabalo przez odleglosc.  Po calej sytuacji musialam wrocic do mojego miasta, a on poprosil mnie o czas. Powiedzial mi ze mysli ze bedzie ok wszystko, ale on musi sobie to w glowie poukladac  i ze nie wybaczy sobie jak nie sprobujemy jeszcze raz. Ja nie umialam mu tego czasu dac, ciagle dzwonilam i plakalam. Wymuszalam decyzje, az w koncu powiedzial ze to koniec. Ze on nie wybaczy. Ze ja to zrobilam pierwsza i ze nie chcialam przyjechac, ze nie kochalam go wystarczajaco, ze nie dawalam od siebie wystarczajaco duzo, ze on przez wiele lat poswiecal sie dla nas i ze skoro to sie stalo to z jakiegos powodu. Ciagle plakal jak poruszalam ten temat, mowil ze te emocje sa za silne dla niego, ze on nie potrafi zrozumiec i ze podjal decyzje. Ze kocha ale nie potrafi zaczac nic nowego ze mna, ze on musi to czuc po prostu a tego nie czuje. NIe mialam okazji wytlumaczyc mu co czuje od tego czasu na zywo bo unika spotkania. Wiem ze jest z ta dziewczyna. Od trzech miesiecy. Napisal mi teraz zyczenia ze jestem dla niego wazna, ze zawsze bede, i ze chce zebysmy zawsze byli blisko. Minelo juz 6 miesiecy, a ja nie potrafie sie pogodzic. NIe umiem. Czuje sie winna. Nie wiem co myslec, on odsuwa sie ode mnie coraz bardziej, a jest coraz blizej jej. Wyslalam mu zdjecia dwa miesiace temu ktore oni sobie wystawiaja i napisal mi ze nigdy ona nie byla ponad nami ale, ze spotyka sie z nia bo nie potrafi byc sam. Czas mija, a ja wariuje. Wariuje bo juz nie wiem jak sie zachowywac, co robic. Unika spotkania, odpsuje na wiadomosci, ale teraz jest juz tylko poprawny. Z czasem jest coraz gorzej a ja nie umiem sobie ulozyc zycia, mieszkam w naszym wspolnym mieszkaniu, nie mam tu rodziny, bardzo tesknie za nim. Powiedzial mi ze chce miec kontakt ale nie codzienny. Szukam osoby ktora jest po dlugim zwiazku i ktora tez przechodzi przez rozstanie i z ktora moglybysmy sie razem wspierac. Wydaje mi sie ze z kazdym dniem przechodza przez to coraz gorzej. Czuje sie  bardzo ponizona, mam teraz bardzo niskie poczucie wartosci, nie umiem normalnie funkcjonowac a to trwa juz od poczatku sierpnia. Z nia spotyka sie od wrzesnia. Mam tyle mysli w glowie ktore nie pozwalaja mi zyc i isc dalej, ciagle analizuje przeszlosc, czuje sie bardzo zle. Czuje ze nie dalam mu wystarczajaco duzo, ze powinnam byla pojechac do niego wtedy. On naprawde bardzo mnie kochal i naprawde bardzo na mnie czekal przez 4-5 miesiace. Przyjezdzalam do niego co dwa tygodnie ale sie juz miedzy nami nie ukladalo. Jak sie pogodzic z tym wszytkim. Czy normalne jest to ze przezywam to juz 6 miesiac? Ciagle czekam na spotkanie, ale z drugiej strony boje sie ze emocjonalnie nie wyrobie. Kazdy dzien jest meczarnia dla mnie . Chcialabym znalezc jakas osoba ktora przezywa rozstanie po wielu latach i z ktora moglybysmy wymienic sie numerami i wspierac sie wzajemnie. Ciagle tylko mysle o tym jak go odzyskac. Jezdza sobie na wycieczki, spotykaja sie, wynajmuja pokoj w tym samym mieszkaniu. On nie potrafi byc sam i zapchal sobie dziure nia. Jeszcze  miesiac temu pytalam go czy ja kocha to sie poplakal i powiedzial ze nigdy nie bedzie kochal nikogo tak jak mnie. Ale unika kontaktu, spotkania, mowi ze spotkanie niczego nie zmieni a tylko bedziemy przezywac rozstanie jeszcze raz. Jest mi bardzo ciezko, jestem bardzo atrakcyjna kobieta, znam trzy jezyki, koncze studia za granica, a zdalam sobie sprawe jaka bylam od niego zalezna, mam depresje, wydaje mi sie ze nie ma nic sensu, ze nikogo nie pokocham tak jak jego, brak mi jego przyjazni i jego zartow, nie umiem zaakcpetowac rozstania i przestac do niego pisac, choc pozniej jestem bardzo na niego zla, kiedy ogladam te zdjecia. Sa okropne naprawde. NIe wiem co mu siedzi w glowie, nie rozumiem go i nie umiem przestac analizowac tego wszystkiego co mi mowil, choc prawda jest taka ze on nie szuka juz kontaktu ze mna. We wrzesniu mi pisal ze on czuje ze kiedys bedziemy razem, ze nasze drogi sie zejda. Kiedy sie obralam prosil zebysmy nie tracili kontaktu, ze zawsze bede wazna, i ze kiedys obgadamy to przy piwku ale to nie czas. Teraz kiedy go prosze o spotkanie mowi mi ze po co, skoro on juz wszystko powiedzial. I ze spotkanie nic nie zmieni. Na swieta wyslal mi zyczenia "zebysmy zawsze byli sobie bliscy". Nie umiem przestac analizowac. Nie umiec przestac myslec. Moje zycie stracilo sens a on sobie zyje jak gdyby nigdy nic. Przechodze przez etapy depresji, zlosci, milosci i tak co sekunde cos innego. Chcialabym z kims dzielic sie tym wszystkim i zeby ktos dzielil sie swoja historia, potrzebuje znalezc wspolna dusze do takich rozmow. Jak to mozliwe ze by tak po prostu skreslic 11 letni zwiazek? Czy to normalne ze ja tak tesknie a on nie? Nie da sie przeciez tak po prostu zapomniec jesli sie kogos kocha... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×