Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość co_dalej_?

Zastanawiam się nad rozwodem

Polecane posty

Gość co_dalej_?

Cześć, piszę ponieważ chcę się wygadać, bo nie mam z kim podzielić się tym co się dzieje i co czuję. Jak sam tytuł wskazuje, zastanawiam się nad rozwodem. 

Małżeństwem jesteśmy od ponad 8 lat. Nigdy w naszym związku nie było dobrze. Przeżywaliśmy większe, mniejsze kryzysy, ale najczęściej kończyło się machnięciem ręki... i tak trwaliśmy w tym swoim związku do kolejnego kryzysu. I znów awantury, poczucie, że już dłużej nie dam rady... potem znów nadzieja, że może wszystko się zmieni. 

Dziś wiem, że się nie zmieni... że pomimo naszej (?) mojej miłości (?) nic nie ulegnie zmianie. 

Dzieci nie mamy. Czasem myślę sobie, że Bóg wiedział co robi, że nie obdarzył nas potomstwem. Często jest mi przykro dowiadujac się, że kolejna koleżanka spodziewa się dziecka. Jes

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość co_dalej_?

 

Cześć, piszę ponieważ chcę się wygadać, bo nie mam z kim podzielić się tym co się dzieje i co czuję. Jak sam tytuł wskazuje, zastanawiam się nad rozwodem. 

Małżeństwem jesteśmy od ponad 8 lat. Nigdy w naszym związku nie było dobrze. Przeżywaliśmy większe, mniejsze kryzysy, ale najczęściej kończyło się machnięciem ręki... i tak trwaliśmy w tym swoim związku do kolejnego kryzysu. I znów awantury, poczucie, że już dłużej nie dam rady... potem znów nadzieja, że może wszystko się zmieni. 

Dziś wiem, że się nie zmieni... że pomimo naszej (?) mojej miłości (?) nic nie ulegnie zmianie. 

Dzieci nie mamy. Czasem myślę sobie, że Bóg wiedział co robi, że nie obdarzył nas potomstwem. Często jest mi przykro dowiadujac się, że kolejna koleżanka spodziewa się dziecka. Jest mi tym bardziej przykro, że mój czas pozwoli się kończy, zegar biologiczny tyka nieubłaganie. Ciężko jest mi podjąć decyzję o dziecku. Obawiam się, że jeżeli przyjdzie co do czego, zostanę z tematem sama. Bo mój mąż znów będzie zmęczony po pracy i jedyne co będzie w stanie zrobić to oglądnąć film, pograć na komórce i iść spać. 

Pracujemy obydwoje. Żyjemy na przyzwoitym poziomie. Sprawy domowe jednak głównie spoczywają na mnie. Rachunki, podział pieniędzy na życie, oszczędności, wakacje, prezenty, urodziny - to moje obowiązki. Codziennie ogarnięcie domu, ugotowanie obiadu też ja.

Co przeszkadza mi najbardziej? Brak motywacji, aby "spiąć pośladki" i załatwić ważną sprawę, aby "było z głowy". Czuję, że spodnie noszę ja. To ja stawiam głównie sprawy na ostrzu noża, że coś trzeba kupić, wymienić, np. piec, aby zimą było ciepło - zalatwilam kredyt, zamowilismy (uwaga: razem) piec, przyjechał w lutym ... podłączony został w PAŹDZIERNIKU!!!! Ekipę montujaca zalatwilam ja. Do dzis nie ogarnął tematu, aby ustawić go na najbardziej ekonomiczne spalanie paliwa.

Dom mamy zagracony na maksa, bo uwaga - od 5 lat mój mąż nie ma czasu aby w nim posprzątać. O ile kuchnia, sypialnia, pokój gościnny, łazienka i korytarz sa ogarnięte, bo nie dalam syfu tam zrobic. O tyle garaż, sień, strych i jeden nieużywany pokój wołają o pomstę do nieba. 

Mój mąż w żaden sposób nie dba o nasz dom, o nasz związek. Ciągle słyszę, że pracuje i jest wykończony. Fakt, wstaje wcześniej. Czasem pracuje po 12-13 godzin. W takim przypadku nie czepiam się o to, że jest zmęczony.  Ale są dni, ze wraca po pracy po 15. Nie pomyśli, że "ok, jestem wcześniej,  odkurzę". Nie oczekuję, ze będzie sprzatał 2-3 godziny dziennie, ale obowiazkami możemy się podzielić, tak aby kazdy cos ogarnął w domu przez 30 minut. To nie wchodzi w grę,  moj mąż nie ma poczucia odpowiedzialności za miejsce, w którym żyje.

Do tego słyszę, że go nie wspieram, nie rozumię i krzywdzę. Do tego jestem egoistyczna.

Strasznie to przykre i trudne dla mnie. Nie jest to prawdą, bo wskoczylabym za nim w ogień. 

Nie mogę jednak juz spychac swoich uczuc i emocji, oklamujac się,  że ich nie ma. To co sie dzieje mocno wplywa na moj stan psychiczny i fizyczny. Pojawiły się u mnie kolatania serca, nadciśnienie. Jestem nerwowa. Tkwiac w tym związku robie sobie świadomie krzywdę. Leków przed samotnym życiem mam jednak bardzo dużo. Co jeśli nie poradzę sobie finansowo, co jeśli stracę pracę. Jeśli zachoruje? Juz teraz moje zdrowie nie jest w najlepszej formie.

Boję się tego co przyniesie jutro...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Super Żona

Hmmm a czemu będąc 8 lat po ślubie nie macie dzieci? Problemy zdrowotne czy nie chcieliście? Rozumiem każdy pracuje ale dziecko powinno być . .. jeśli chodzi o męża pracuje wraca po pracy do domu nie lata  z kumplami po barach więc w czym problem? Nic ci się nie stanie jak ty odkurzaysz. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość co_dalej_?

Po prostu dzieci brak... wszystko z nami ok, a dziecko się nie pojawiło. Czasem myślę, ze Bóg wie co robi... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Jak to "dziecko sie nie pojawiło"? Może ty mu nie tą dziurę podstawiasz?

Do tego go nie wspierasz, nie rozumiesz i krzywdzisz. Do tego jesteś egoistyczna.

I on ma robić to co ty chcesz, bo jak nie, to dostajesz kołatania serca...

Ja to się dziwię dlaczego ten facet jeszcze nie kopnął cie w dope??? Chyba tylko dlatego że dobrze odkurzasz!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niematematu@protonmail.com

Chcesz pogadać to napisz.,.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nikola855

Gość gość a może z niego taka ... że nie może spłodzić dziecka?Nie zawsze wina leży po stronie kobiety?Może ona powinna z tego powodu kopnąć go w dupę??

Spróbujcie porozmawiać o swoich problemach bo jak tak dalej będzie to nie widzę sensu żeby tkwić w takim małżeństwie.Czym dłużej to znosisz wpadniesz w depresję.Wychodzicie gdzieś razem odwiedzają was znajomi?

 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×