Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Anonim2019

Co zrobić dalej?

Polecane posty

Witam

(przepraszam za jakiekolwiek błędy oraz niepoprawnie napisane słowa nie mieszkam w Polsce oraz nie używam tego języka na co dzień)

Chciałabym dowiedzieć się waszej opinii co powinnam zrobić. Po prostu nie potrafię być szczęśliwa i to nie od tygodnia tylko od wielu wielu lat, nie potrafię ufać nikomu nie mam zbyt dobrego kontaktu z moją rodziną oprócz mojej mamy ale jest wrażliwa i nie chce jej dołować prawdą sama dużo przeżyła w swoim życiu. Jestem w związku bardzo szczęśliwym i to jest jedyna osoba która mnie trzyma przy życiu. Czasami nie mam pojęcia co sie dzieje wokół mnie tak jakby ciało było w danym miejscu gdzie jestem ale umysł kompletnie inna planeta. Mam problemy z błędnikiem prawdopodobnie to uczucie jakby mnie nie było jest tym spowodowane, są momenty kiedy nic nie czuje a po chwili zadaje sobie pytanie dlaczego ja nie mam ludzkich reakcji? Kiedy dowiedziałam się o udanym samobójstwie członka z rodziny nie zszokowało mnie to ani troche widziałam go może pare razy ale najdziwniejsze jest tylko to że kompletnie nic mi nie drgnęło jedyne co pomyślałam to to że nie musi się męczyć już jak wszyscy bo sama nie widze sensu w życiu. Rodzimy się po to by kiedyś umrzeć mówi się że jesteśmy kowalami własnego życia ale przecież nie możemy stworzyć sobie życia jakiego chcemy. Nie przeczę że nasze decyzje są tylko naszymi decyzjami i od nas zależy którą uznamy za słuszną ale nie w każdej sytuacji możesz zdecydować jak chcesz. Nie ma czegoś takiego jak przepis na udane życie. Nie mam problemu z odróżnieniem ''dobra od zła'' czasami za dużo widze prawdy i męczy mnie to jak jest naprawdę. Jak wspomniałam wyżej nic mnie nie cieszy większość reakcji muszę udawać jeżeli chcecie spytać czy byłam na rozmowach z różnymi psychologami to tak byłam i nic mi nie pomogli jeden mówił że wszystko jest moją winą, drugi że to normalne dla młodej osoby wyolbrzymiać i mase innych odpowiedzi które nawet nie odpowiadały na moje nurtujące pytania. Brałam leki przez 3 lata było odrobinę lepiej potem przestały działać zdecydowałam że koniec z nimi bo nic nie robią jak możecie się domyśleć duży szok dla ciała ataki płaczu momenty kiedy nie mogłam wstać z łóżka czy się odezwać słowem. Zadziwiające jest to jak szybko się podniosłam ten stan trwał może z 2-3 tygodnie i zaczęłam myśleć trzeźwo nie byłam przyćpana już jak wcześniej, bardziej do mnie dochodziły pewne rzeczy. Czy miałam próby samobójcze? tak ale w każdej z nich ciągle ktoś wracał wcześniej do domu w momencie którym miałam okazje coś zrobić komediodramat. Gdy chodziłam do szkoły jak do dziś byłam samotnikiem nie lubię ludzi za bardzo, towarzystwa, imprez ten nowy rok spędziłam z partnerem a każdy był przy komputerze czy przespany, sytuacja w szkole była taka że byłam bita nie do nieprzytomności ale z liścia na dzień dobry jak się rówieśnikowi coś nie podobało to się dostało(np za to że przyszłam do szkoły). Zadziwiające jest to że wiedzieli gdzie uderzyć żeby nie było siniaka. Plucie, szarpanie to była codzienność to był jeden z momentów kiedy czułam się jakbym nie istniała, była w połowie martwa. W kolejnej szkole "elitarnej" motto było do celu po trupach ale nikt by się nie odważył powiedzieć tego na głos. Szkoła w której wystarczyło wchodzić w dupe i dawać łapówki a miało się odpowiedzi na testy oraz traktowano Cie inaczej, ja niestety tak nie umiałam dlatego też mnie traktowano gorzej nie potrafię wchodzić ludziom w dupe to jest po prostu poniżające i żenujące. W liceum rzuciłam szkołe nie dałam sobie rady. W międzyczasie rzucenia szkoły skrzywdziła mnie pewna osoba z którą planowałam przyszłość. Moją wadą jest to że za bardzo się angażuje i wkładam 100% siebie. W mojej głowie najbardziej koduje złe momenty, wspomnienia. Bardzo mało jest tych dobrych nie jestem konfliktową osobą ludzie zawsze do mnie przychodzili z problemami a później dziękowali że dobrze doradziłam(obcy ludzie). Większość znajomości się kończyła brakiem odpowiadania sobie nawzajem lub pretensjami czyichś których nie wytrzymywałam i zrywałam kontakt. Kiedyś ktoś mi powiedział że chciałby widzieć i wiedzieć tyle co ja. Za to ja chciałabym czasem nie widzieć pewnych rzeczy. "6 zmysł" albo raczej moja bardzo czujna intuicja? Gdy myślałam nad pewną sprawą a raczej kogoś podejrzewałam o to od wielu lat osobę z którą mieszkałam o psucie mi opinii wiem niewinnie brzmi, nie miałam żadnych dowodów na to nigdy nie słyszałam żadnej rozmowy prowadzonej w taki sposób tylko coś mi podpowiadało że tak jest. Osoba pewnego dnia przyszła i powiedziała mi co ten ktoś  powiedział na mój temat a okazało się że miałam racje jak strasznie ten człowiek próbował wmawiać wszystkim jaka jestem nienormalna i dziwna oraz psuć znajomości(stąd też dziwne nie odpowiadanie) jak to czasem lepiej gdy członkowie twojej rodziny nie powinni wiedzieć o braniu leków czy jakimkolwiek stanie depresji. Jak z wieloma sytuacjami z przeszłości w których nie miałam powodu tak sądzić a jednak coś mi podpowiadało odpowiedzi. Nie czuje się na swój młody wiek, nie uważam się za bóg wie kogo mam dużo kompleksów ale na pewno nie mam umysłu 20 letniej osoby. Wszystko jest takie przewidywalne, historia lubi się powtarzać. Nie mam wielu powodów do życia jest nim tylko jeden bo tak naprawdę moje pytanie "po co ja żyje?" nigdy nie znajdę rozwiązania, już słyszałam odpowiedzi pt. po to by żyć, być szczęśliwym, cieszyć się życiem. Ale problem w tym że nie potrafię się cieszyć być szczęśliwa, bardzo się przyzwyczaiłam do takiego stanu. Nie wiem co robić męczy mnie taki stan nie wrócę do leków wystarczy że błędnik który nie pozwala mi utrzymać równowagi przez który nie mogę jeździć na rowerze,autem czy chodzić na szpilkach, odbębnia robotę za przyćpanie się lekami. Może z was bardziej doświadczony lub ktoś kto miał podobną sytuacje egzystencjalną wie co powinnam zrobić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×