Wyjazd na święta do rodziny

Mieszkam za granica. Od dwóch miesięcy jestem w zwiazku. Zbliżają się święta Wielkanocne i tak się składa moje urodziny...

Mój partner oznajmił mi wczoraj iż na święta leci do Polski, planuje zrobić też zabieg, ma problem, z którym boryka się kilka lat, ogólnie mu to nie przeszkadza ale chce wykonać go w okresie świątecznym... Z jego ust nie padła żadna propozycja bym leciała z nim...Rozmawialam o tym z koleżankami z którymi tu przyjechalam... obie stwierdzily, ze tak sie nie robi, święta, moje urodziny, a on zostawia mnie sama i planuje zostać dłużej...

Zaczęły podejrzewać, ze może ma tam kogoś, dzieci, rodzinę...choć ja mam pewność że nie ma...stwierdzily również że na zakochanego to to nie wygląda. 

Czy faktycznie powinnam czuć się obrażona? Czy po 2miesiacach związku powinien zaprosić mnie do siebie? Ja nie ukrywam jest mi przykro, ale nie wiem już sama co myśleć...?

Nie po 2 miesiacach zwiazku nie musi zapraszac cie do siebie na swieta. Za wczesnie zeby przedstawiac cie rodzinie.

Ale powinien pogadac popytac jakie ty masz plany, jakos zasugerowac zebys pojechala np do swojej rodziny a potem sie spotkacie na urodziny czy coś. Jezeli nawet o tym nie wspomina i po prostu powie ci nara wesolych swiat i wyjedzie to daj sobie spokoj z nim. Widocznie nie myśli o tobie powaznie.

Dwa miesiące to naprawdę niewiele, nie oczekuj ze zrezygnuje z czegokolwiek dla ciebie bo po prostu jest zbyt wcześnie na roszczenia. Zapytaj czy wobec tego nie bedzie miał pretensji jezeli ty swoje urodziny wyprawiasz mimo, ze go nie bedzie oraz święta spędzisz np u kolezanki (?) w ten sposób pokażesz ze liczysz sie z jego osoba i jednocześnie nauczysz jak chcesz postępować w tym związku czyli co dajesz to dostajesz. Jest jakaś duża różnica wieku miedzy wami? Znasz namiary na niego w PL ? Sprawdź na komunikatorach jak rzeczywiście wyglada jego rodzina. Poza tym dlaczego ty nie zaprosisz go na święta do swojej rodziny?  

Nie swiruj. 

Nie ma zbyt duzego wyboru jak spedzic swieta z kolezanka lub z kims innym, bo jego przeciez nie bedzie.