Trzymanie wózków na klatce schodowej. Denerwują mnie sąsiedzi i mam dość życia w bloku.

16 godzin temu, Gość gość napisał:

Ja bym w życiu nie zostawiała niczego, a zwłaszcza wózka na klatce, bo nie chciałabym żeby ktoś brudnymi łapami dotykał przedmiotów mojego dziecka.

No, właśnie ja też i dlatego, mimo, że koło wejścia do piwnicy jest miejsce, w którym można by wózek postawić wolałam poprosić sąsiadkę o udostępnienie nieużywanego garażu (w zamian za jego posprzątanie i odnowienie) i zamykać bezpiecznie. 

Do wózka naszczać. A wystawione śmieci wydupcyć na wycieraczkę. 

Dnia 31.05.2019 o 13:19, Gość Gość napisał:

Wózek jeszcze rozumie bo jednak mając dziecko nie zawsze jest miejsce żeby wózek trzymać w domu a ja sama w życiu nie dałabym wózka np do piwnicy bo syf smród szczury jeszcze dziecko się zarazi czymś od jakiegoś gryzonia, wózek często ma uwalone koła więc do domu wnieść też słabo ale to zrozumieją ci co mają dziecko nie mniej jednak niech taki wózek stoi o ile klatka schodowa jest duża i da się przejść  ale meble, pudła czy inne graty to przesada jak jakiegoś mebla się nie używa to na śmietnik tak samo pudła z gratami albo na śmietnik albo jak się nie jest pewnym czy się będzie używać to do piwnicy raczej w każdym bloku się ma piwnicę jak nie do piwnicy to na balkon albo do jakiejś szafy . Zanieczyszczanie podwórek to już swoją drogą mnie bardziej wkurza jak psy sąsiada zesikają się na schody a on ,zamiast to wytrzeć idzie dalej jak jest lato takie siki zaczynają smierdzieć na całą klatkę.

Czyli tymi brudnymi kołami może syfic  na wspólnym korytarzu , tak ?

to buractwo,

Z reszta w sumie się zgadzam-  jeśli klatka jest spora to czemu nie, jeśli mała to bezwględnie do mieszkania 

To samo dotyczy rowerów, hulajnóg, rolek, butów, szafek, dywanów, śmieci i innych rzeczy które sa trzymane dla klatkach 

To się nazywa znieczulica. Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Trzeba zachorować, złamać nogę i chodzić o kulach, by doswiadczyć tego przedzierania się slalomem między czyimis gratami, by dostać się do swojego mieszkania. Najbardziej przemawia do mnie zagrożenie pożarem, a szczególnie w nocy. Brak oswietlenia i czyjeś graty na drodze ucieczki..Mieszkam w kamienicy obok zespolu szkól ponadpodstawowych. Młodzież przychodzi na przerwę, by sobie popalić, tuż pod oknami, zresztą na terenie naszej wspólnoty, czyli prywatnym. Ileż było awantur o pety, śmiecie, ogryzki, butelki,  bo to wszystko młodzi rzucają na ziemię tam, gdzie stoją. Ile razy była straz miejska. Jest trochę lepiej, porozstawiałam sloiki z wodą ( na pety), gonię towarzystwo, by sprzątało po sobie. Wprost im mówię, ze są syfiarzami i oblechami, bo czasem plują. Najgorsze są wypindrzone gówniary, z kilometrowymi rzęsami i tynkiem na twarzy, który trzeba chyba co wieczór skuwać młotowiertarką:) Napiszcie mi, skąd się wzięła "moda" na plucie w miejscach publicznych? To obrzydliwe i obleśne!

Niestety dużo ludzi, którzy mieszkają w blokach myślą, że jak mają na własność te kilkadziesiąt metrów to mogą zachowywać się tak, jakby cały teren wokół bloku należał do nich. U nas też madki zastawiają wejście do piwnicy wózkami, mimo że jest winda, ale na parterze trzeba pokonać 5 schodków. Chyba najgorsze moje doświadczenie to takie, kiedy tymczasowo wynajmowałam mieszkanie, w którym były takie wspólne długie balkony. Ani tam nie usiądziesz, ani kwiatka w doniczkę nie wsadzisz, bo hołota łazi wszędzie, robi syf. Jak wystawiłam swoje krzesełko (było złożone) to ludzie sobie je zabierali na papierosowe posiedzenia. Zero poszanowania na własności.