Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Zmęczona Życiem

Smutek na dwa serca

Polecane posty

Gość Zmęczona Życiem

Cześć,

Nie mam jeszcze 30, ale bardzo szybko i nieuchronnie się do niej zbliżam... Kiedyś życie było łatwiejsze, dziś to po prostu survival, przetrwasz, albo nie. Parę lat temu opuściłam rodzinny dom i zamieszkałam z narzeczonym w miasteczku oddalonym od mojego rodzinnego miasta prawie 400 km. Dokończylam tam studia, ale... pracy tam brak. Szukałam miesiącami załamując ręce i w międzyczasie pracując za uwaga... 1000 zł!!! Nie to wcale nie żart. Każdy by wysiadł psychicznie i emocjonalnie. Na rozmowach o pracę ciągle były odmowy, bo wszędzie minimum 2-3 lata doświadczenia, którego nie miałam...  w końcu udało mi się znaleźć pracę w moim rodzinnym mieście. O ironio... Więc podjęłam się jej, chcąc wybadać teren i nawet się cieszyłam, bo to oznaczałoby, że będę bliżej rodziny. Rodziny, która jak się okazało dała mi tak wielkiego kopniaka w dupę.... chyba nigdy już się z tego nie otrząsnę. Brat mnie bez powodu znienawidził, twierdzi, że ich zdradziłam wyjeżdżając i doszło do tego, że będąc raz u rodziców prawie wyszarpał mnie za drzwi... Rodzice na to pozwalają.  Okazało się, że ja jednak już rodziny nie mam. Po prostu. Mój narzeczony został w domu i tak już trwamy parę miesięcy. On bardzo mnie kocha, a ja jego i nie wyobrażam sobie bez niego życia (planuję z nim spędzić resztę życia i założyć rodzinę), i zgodziłby się do mnie przeprowadzić, jednak ja nie jestem taka pewna tego, czy chciałabym tu zostać, po tym wszystkim co mnie tutaj spotkało. Tu będziemy sami. Całkiem sami. Tam mamy rodzinę i kochających nas oboje teściów, którzy traktują mnie jak własną córkę. I ja również bardzo ich kocham. Mam okropny mętlik w głowie. Z jednej strony ta praca, a w sumie to ten staż, to szansa na start, z drugiej.... najchętniej wróciłabym do domu, do narzeczonego. Do ludzi, którzy mnie nie ranią. Ja wiem, że mieszkając w jednym mieście nie oznacza to, że muszę utrzymywać kontakty z "rodziną", ale ta świadomość tego co tu się działo, dodatkowo okolica jest piękna ale samo miasto wygląda okropnie, wszędzie tylko stare szare kamienice.... Znowu tam się boję, że znów nie będę mogła zdobyć pracy.... a ja chciałabym już normalnie żyć, powoli myśleć o założeniu własnej rodziny. A póki co to tylko ciągle myślę co robić i nie wiem. Mój narzeczony już powoli też traci siły, a ja nie chcę, żeby coś takiego nas zniszczyło... Wybrałam ten wątek, bo wy jesteście już pewnie trochę mądrzejsze życiowo ode mnie. Proszę pomóżcie mi się odnaleźć. Co wy o tym myślicie tak z boku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tchórzo fretka

nauczyc sie angielskiego i zwijac sie z tego kraju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zmęczona Życiem

Angielski u mnie nie jest najgorszy, jednak nie chcemy na razie podejmować jeszcze decyzji o wyjeździe z kraju. Chyba, że już będzie naprawdę źle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bedziedobrze

Pracuj u siebie i szukaj pracy tam gdzie ukochany, albo tez razem z nim przeprowadzcie sie do miasta zupelnie innego, gdzie wspolnie znajdziecie prace. Mozliwie jak najblizej tesciow. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zmęczona Życiem

Tak właśnie próbuję robić, tylko boję się, że ten związek tego nie przetrwa dłużej. Coraz częściej widzę, że nas to bardzo od siebie oddala. Praca dla mnie jest bardzo ważna, mam dużo planów i miejsc, które chciałabym odwiedzić, a dodatkowo chcę czuć, że się rozwijam. Ale nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym go przez to straciła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×