Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Hanka

Do bezdzietnych

Polecane posty

Gość Lenny
20 godzin temu, Gość :((( napisał:

Ja mam 34lata, rozpadł mi się kolejny związek. Nie mam już ani Dziadków ani Rodziców. Jestem teraz sama na emigracji. Próbuję poukładać to życie do kupy, ale słabo mi to idzie. Mam podejrzenia depresji i lęki. Umrę pewnie w samotności, już się z tym pogodziłam. Za bardzo boję się o przyszłość, aby powoływać na świat nowe życie.

Dasz radę, trzymam kciuki. Wszystkiego dobrego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Dlatego że dzieci nas ograniczają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Dlatego że dzieci nas ograniczają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gościówka

Ja nie mam, ponieważ:

1. Nie mam z kim. To po pierwsze. Jeśli już ma się mieć dzieci to trzeba to robić świadomie, a podstawą odpowedzialnego posiadania dzieci jest stworzenie dla nich prawidłowych warunków, czyli dwóch rodziców, którzy świadomie chcą je mieć. Jak robią je ze złych pobudek to potem to wyjdzie i jest to tragedia dla tego dziecka. Wiem po sobie.

2. Nie mam środków. Nie stać mnie na dziecko. Nie wyobrażam sobie rozmnażać się nie mając nawet własnego mieszkania. Pamiętam już jako dziecko, jak czułam się gorsza kiedy koleżanki miały stabilne rodziny, ładne mieszkania. Głupie rozmowy już między dzieciakami w podstawówce, gdzie byliście na wakacjach... ja nigdzie, wyjeżdżaliśmy tylko do rodziny na wieś, bo na nic innego nie było stać. Nigdy nie byłam nad morzem, nad jeziorem. A tymczasem koleżanki oznajmują, że były w Chorwacji, że jak nurkowały na Cyprze to woda miała 12 metrów.. pamiętam to do dzisiaj, to uczucie, kompletne zgaszenie. Nigdy tego nie zapomnę. Wiecie jak takie dziecko się czuje? Nie zrobiłeś nic złego, ale masz gorzej. Tak po prostu. Nie zrobiłabym tego swojemu dziecku.

3. Psychicznie nie wiem czy dałabym radę. Bardzo źle znoszę niedospanie, nie wiem czy starczyłoby mi cierpliwości na rozmowy, tlumaczenie, odpowiadanie na niezliczone pytania, a zwłaszcza zabawę na tym pozimie intelektualnym. Bardzo się spełniam w znaczących, wnikliwych rozmowach na głębsze tematy, więc dostosowanie się do poziomu rozwoju malutkiego dziecka mogłoby być dla mnie strasznie frustrujące. A co, jeśli hormony nie zadziałają tak jak u większości mam i nie przyszłoby mi to naturalnie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość liio

Tak sobie czasem podczytuje kafeterie i mysle, , ze chyba jestem z innej planety. Probuje sobie wytłumaczyc,ze moze to jest sciana placzu, takie zastepstwo kozetki u psychologa dla potrzebujacych a nie majacych komus sie wygadac.

Kompletnie mi sie te wywody nie zgadzaja z tym, co widze u siebie, u rodziny, przyjaciól, blizszych znajomych. Prawie wszyscy mamy  dzieci (jestem w wieku,ze juz odchowane), ich posiadanie to ani heroizm, ani wyrzeczenia, zyjemy normalnie , jestesmy wyksztalceni, mamy dobre zawody, jezdzimy po swiecie, mamy zycie towarzyskie, cieszymy sie zyciem. Dzieci fajne, sa naszymi przyjaciólmi,  ciesza nas.  Dziwi mnie powszechne kafeteryjne stwierdzenie, ze matki uwazaja dzieci za swoj jedyny sukces.  Jedyny? To, ze  ci  uznani za ludzi sukcesu, twierdza często, ze najwiekszym szczesciem bylo dla nich dziecko nie umniejsza  przecież ich sukcesów w dziedzinach np zawodowych,  tylko pokazuje, jak jest ono wazne dla nich. Mam grono pzryjaciól jeszcze z czasów studenckich,  inzynierowie, lekarze, prawnicy, plastycy , pracownicy naukowi , nie spotkałam sie z przypadkiem, ze dziecko bylo dla kogos nieszczęsciem. Nawet malzenstwo, ktorych jedno z dzieci ma porazenie mozgowe- jasne, ma o wiele cięzsze zycie, żona z informatyki przekwalifikowała sie na pedagogike specjalną - ale i oni  potrafia sie bawic, wyjezdąja , maja wielu przyjaciół, urzadzają imprezy -  a tu czytam o dzieciach jak o kataklizmie. Przed dziecmi mielismy bardzo fajne zycie, ale czy to znaczy, ze nic nigdy w nim nie nalezy zmieniac? Przeciez nigdy nie jestesmy i nie bedziemy w tym samym miejscu, stale sie rozwijamy, nabieramy doswiadczen. Z dziecmi nadal jest fajne. Nie to, ze kogos na dzieci namawiam, bo kazdy ich miec nie musi, ale w tych lękach jest dla mnie cos dziwnego.  Może to kwestia organizacji wlasnego zycia, w kazdej dziedzinie, nie tylko  dzietnosci? Moze raczej na to zwrocic uwagę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hanka
5 minut temu, Gość liio napisał:

Tak sobie czasem podczytuje kafeterie i mysle, , ze chyba jestem z innej planety. Probuje sobie wytłumaczyc,ze moze to jest sciana placzu, takie zastepstwo kozetki u psychologa dla potrzebujacych a nie majacych komus sie wygadac.

Kompletnie mi sie te wywody nie zgadzaja z tym, co widze u siebie, u rodziny, przyjaciól, blizszych znajomych. Prawie wszyscy mamy  dzieci (jestem w wieku,ze juz odchowane), ich posiadanie to ani heroizm, ani wyrzeczenia, zyjemy normalnie , jestesmy wyksztalceni, mamy dobre zawody, jezdzimy po swiecie, mamy zycie towarzyskie, cieszymy sie zyciem. Dzieci fajne, sa naszymi przyjaciólmi,  ciesza nas.  Dziwi mnie powszechne kafeteryjne stwierdzenie, ze matki uwazaja dzieci za swoj jedyny sukces.  Jedyny? To, ze  ci  uznani za ludzi sukcesu, twierdza często, ze najwiekszym szczesciem bylo dla nich dziecko nie umniejsza  przecież ich sukcesów w dziedzinach np zawodowych,  tylko pokazuje, jak jest ono wazne dla nich. Mam grono pzryjaciól jeszcze z czasów studenckich,  inzynierowie, lekarze, prawnicy, plastycy , pracownicy naukowi , nie spotkałam sie z przypadkiem, ze dziecko bylo dla kogos nieszczęsciem. Nawet malzenstwo, ktorych jedno z dzieci ma porazenie mozgowe- jasne, ma o wiele cięzsze zycie, żona z informatyki przekwalifikowała sie na pedagogike specjalną - ale i oni  potrafia sie bawic, wyjezdąja , maja wielu przyjaciół, urzadzają imprezy -  a tu czytam o dzieciach jak o kataklizmie. Przed dziecmi mielismy bardzo fajne zycie, ale czy to znaczy, ze nic nigdy w nim nie nalezy zmieniac? Przeciez nigdy nie jestesmy i nie bedziemy w tym samym miejscu, stale sie rozwijamy, nabieramy doswiadczen. Z dziecmi nadal jest fajne. Nie to, ze kogos na dzieci namawiam, bo kazdy ich miec nie musi, ale w tych lękach jest dla mnie cos dziwnego.  Może to kwestia organizacji wlasnego zycia, w kazdej dziedzinie, nie tylko  dzietnosci? Moze raczej na to zwrocic uwagę?

Bo widzisz. Ty masz inne spojrzenie bo masz dzieci. Organizacja mówisz? Jestem świetnie zorganizowana i stąd wiem że dzieci nie są moim konikiem. Nie mam ochoty się im poświęcać jka kolwiek to nie zabrzmi. Lubie luźne życie bez większych problemów i zmartwień. Lubie wrócić do domu i usiąść z książką w salonie. Lubie w piątek po pracy wizac prysznic ubrać pizame i wtulic się w męża na kanapie z winem i filmem w tle. I mam porównanie bo często zajmujemy się moimi bratankami. Czasem cały weekend. Odbieram ich w piątek po szkole i w niedziele wieczorem zawoze do rodziców. I wtedy to nie jest luźny weekend. Bo ja nie należę do osób które dadzą dziecku tel do ręki podadzą przed tv i hmmm pozwalają zająć się samym sobą. Więc wiem jakby wyglądało moje życie z dziećmi i nie dziękuję. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hanka
5 minut temu, Gość liio napisał:

Tak sobie czasem podczytuje kafeterie i mysle, , ze chyba jestem z innej planety. Probuje sobie wytłumaczyc,ze moze to jest sciana placzu, takie zastepstwo kozetki u psychologa dla potrzebujacych a nie majacych komus sie wygadac.

Kompletnie mi sie te wywody nie zgadzaja z tym, co widze u siebie, u rodziny, przyjaciól, blizszych znajomych. Prawie wszyscy mamy  dzieci (jestem w wieku,ze juz odchowane), ich posiadanie to ani heroizm, ani wyrzeczenia, zyjemy normalnie , jestesmy wyksztalceni, mamy dobre zawody, jezdzimy po swiecie, mamy zycie towarzyskie, cieszymy sie zyciem. Dzieci fajne, sa naszymi przyjaciólmi,  ciesza nas.  Dziwi mnie powszechne kafeteryjne stwierdzenie, ze matki uwazaja dzieci za swoj jedyny sukces.  Jedyny? To, ze  ci  uznani za ludzi sukcesu, twierdza często, ze najwiekszym szczesciem bylo dla nich dziecko nie umniejsza  przecież ich sukcesów w dziedzinach np zawodowych,  tylko pokazuje, jak jest ono wazne dla nich. Mam grono pzryjaciól jeszcze z czasów studenckich,  inzynierowie, lekarze, prawnicy, plastycy , pracownicy naukowi , nie spotkałam sie z przypadkiem, ze dziecko bylo dla kogos nieszczęsciem. Nawet malzenstwo, ktorych jedno z dzieci ma porazenie mozgowe- jasne, ma o wiele cięzsze zycie, żona z informatyki przekwalifikowała sie na pedagogike specjalną - ale i oni  potrafia sie bawic, wyjezdąja , maja wielu przyjaciół, urzadzają imprezy -  a tu czytam o dzieciach jak o kataklizmie. Przed dziecmi mielismy bardzo fajne zycie, ale czy to znaczy, ze nic nigdy w nim nie nalezy zmieniac? Przeciez nigdy nie jestesmy i nie bedziemy w tym samym miejscu, stale sie rozwijamy, nabieramy doswiadczen. Z dziecmi nadal jest fajne. Nie to, ze kogos na dzieci namawiam, bo kazdy ich miec nie musi, ale w tych lękach jest dla mnie cos dziwnego.  Może to kwestia organizacji wlasnego zycia, w kazdej dziedzinie, nie tylko  dzietnosci? Moze raczej na to zwrocic uwagę?

Bo widzisz. Ty masz inne spojrzenie bo masz dzieci. Organizacja mówisz? Jestem świetnie zorganizowana i stąd wiem że dzieci nie są moim konikiem. Nie mam ochoty się im poświęcać jka kolwiek to nie zabrzmi. Lubie luźne życie bez większych problemów i zmartwień. Lubie wrócić do domu i usiąść z książką w salonie. Lubie w piątek po pracy wizac prysznic ubrać pizame i wtulic się w męża na kanapie z winem i filmem w tle. I mam porównanie bo często zajmujemy się moimi bratankami. Czasem cały weekend. Odbieram ich w piątek po szkole i w niedziele wieczorem zawoze do rodziców. I wtedy to nie jest luźny weekend. Bo ja nie należę do osób które dadzą dziecku tel do ręki podadzą przed tv i hmmm pozwalają zająć się samym sobą. Więc wiem jakby wyglądało moje życie z dziećmi i nie dziękuję. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość liio

Bo widzisz. Ty masz inne spojrzenie bo masz dzieci. Organizacja mówisz? Jestem świetnie zorganizowana i stąd wiem że dzieci nie są moim konikiem. Nie mam ochoty się im poświęcać jka kolwiek to nie zabrzmi. Lubie luźne życie bez większych problemów i zmartwień. Lubie wrócić do domu i usiąść z książką w salonie. Lubie w piątek po pracy wizac prysznic ubrać pizame i wtulic się w męża na kanapie z winem i filmem w tle. I mam porównanie bo często zajmujemy się moimi bratankami. Czasem cały weekend. Odbieram ich w piątek po szkole i w niedziele wieczorem zawoze do rodziców. I wtedy to nie jest luźny weekend. Bo ja nie należę do osób które dadzą dziecku tel do ręki podadzą przed tv i hmmm pozwalają zająć się samym sobą. Więc wiem jakby wyglądało moje życie z dziećmi i nie dziękuję. 

xx

 Alez ja i siadam z ksiazka, i w meza sie wtulam , i wino, i film itd  I pewnie były momenty, kiedy musiałam to odlozyc na potem, ale ich juz nawet nie pamietam. Przeciez tak samo , gdy bywaly powazne projekty zawodowe, musialam pewne rzeczy  odkladac na bok, zeby pojsc do przodu. Lubie, gdy sie cos dzieje.Dzieci moje byly zawsze czynne, nie gapiace sie bezmyslnie  w cokolwiek. Od kiedy tylko sie dalo, kazde z nas potrafi zyc wlasnym zyciem, ale tez lubimy  wzbogacac sie wzajemnie pomyslami, energią, cieszyc sie soba. Razem zreszta zjedzilismy pol swiata, teraz one jezdza juz same, my  juz nie tak wariacko, jak, one ale tez ok. Zreszta - co bede opisywac-  bylo i jest ciekawie, dlatego nie bardzo rozumiem , co by mi mialy dzieci odbierac. Nie dzieci sa problemem, tylko podejscie do życia. Jak ktos sie umie cieszyc zyciem, cieszy się - czy z dziecmi, czy bez. A co do bratankow - rozumiem, dla mnie byl kataklizm, kiedy trafiali się siostrzency meza. Nie ja wychowalam, nie znam sie, nie umiem, nie chce mi się. Swoje to swoje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hanka
28 minut temu, Gość liio napisał:

Bo widzisz. Ty masz inne spojrzenie bo masz dzieci. Organizacja mówisz? Jestem świetnie zorganizowana i stąd wiem że dzieci nie są moim konikiem. Nie mam ochoty się im poświęcać jka kolwiek to nie zabrzmi. Lubie luźne życie bez większych problemów i zmartwień. Lubie wrócić do domu i usiąść z książką w salonie. Lubie w piątek po pracy wizac prysznic ubrać pizame i wtulic się w męża na kanapie z winem i filmem w tle. I mam porównanie bo często zajmujemy się moimi bratankami. Czasem cały weekend. Odbieram ich w piątek po szkole i w niedziele wieczorem zawoze do rodziców. I wtedy to nie jest luźny weekend. Bo ja nie należę do osób które dadzą dziecku tel do ręki podadzą przed tv i hmmm pozwalają zająć się samym sobą. Więc wiem jakby wyglądało moje życie z dziećmi i nie dziękuję. 

xx

 Alez ja i siadam z ksiazka, i w meza sie wtulam , i wino, i film itd  I pewnie były momenty, kiedy musiałam to odlozyc na potem, ale ich juz nawet nie pamietam. Przeciez tak samo , gdy bywaly powazne projekty zawodowe, musialam pewne rzeczy  odkladac na bok, zeby pojsc do przodu. Lubie, gdy sie cos dzieje.Dzieci moje byly zawsze czynne, nie gapiace sie bezmyslnie  w cokolwiek. Od kiedy tylko sie dalo, kazde z nas potrafi zyc wlasnym zyciem, ale tez lubimy  wzbogacac sie wzajemnie pomyslami, energią, cieszyc sie soba. Razem zreszta zjedzilismy pol swiata, teraz one jezdza juz same, my  juz nie tak wariacko, jak, one ale tez ok. Zreszta - co bede opisywac-  bylo i jest ciekawie, dlatego nie bardzo rozumiem , co by mi mialy dzieci odbierac. Nie dzieci sa problemem, tylko podejscie do życia. Jak ktos sie umie cieszyc zyciem, cieszy się - czy z dziecmi, czy bez. A co do bratankow - rozumiem, dla mnie byl kataklizm, kiedy trafiali się siostrzency meza. Nie ja wychowalam, nie znam sie, nie umiem, nie chce mi się. Swoje to swoje.

Tylko ja nic nie chce odkładać. I usiąść z książką to można jak dziecko ma 10 lat i to nie zawsze zależy od dziecka :). Ja musiałabym zmieniać się z mężem. W sensie jak ja w parcy to on w domu. Ja wracam on wychodzi do pracy. I tak do 5 roku życia dziecka albo i dalej. Nie chcę takiego życia... Mijania się w drzwiach. Mój brat tak żyje szwagier z żona też i widzę co się z nimi dzieje.  Super jak udało Ci się to pogodzić i nie przeszkadzało Ci to. Ale serio nie każdy tak chce. Nie każdy musi. Jesteśmy już w takim wieku że wiemy czego chcemy od życia i nie są to dzieci. Oczywiście gdyby się przytrafiło to by było. I jestem pewna że bylibyśmy również szczęśliwi z dzieckiem. Ale gdy go niema chcemy być we dwoje podróżować we dwoje siedzieć na kanapie razme i poprustu żyć po swojemu. I wiem też że nigdy dzietny tego nie zrozumie bo jest na innym etapie życia w innej czasoprzestrzeni. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hanka
37 minut temu, Gość liio napisał:

Bo widzisz. Ty masz inne spojrzenie bo masz dzieci. Organizacja mówisz? Jestem świetnie zorganizowana i stąd wiem że dzieci nie są moim konikiem. Nie mam ochoty się im poświęcać jka kolwiek to nie zabrzmi. Lubie luźne życie bez większych problemów i zmartwień. Lubie wrócić do domu i usiąść z książką w salonie. Lubie w piątek po pracy wizac prysznic ubrać pizame i wtulic się w męża na kanapie z winem i filmem w tle. I mam porównanie bo często zajmujemy się moimi bratankami. Czasem cały weekend. Odbieram ich w piątek po szkole i w niedziele wieczorem zawoze do rodziców. I wtedy to nie jest luźny weekend. Bo ja nie należę do osób które dadzą dziecku tel do ręki podadzą przed tv i hmmm pozwalają zająć się samym sobą. Więc wiem jakby wyglądało moje życie z dziećmi i nie dziękuję. 

xx

 Alez ja i siadam z ksiazka, i w meza sie wtulam , i wino, i film itd  I pewnie były momenty, kiedy musiałam to odlozyc na potem, ale ich juz nawet nie pamietam. Przeciez tak samo , gdy bywaly powazne projekty zawodowe, musialam pewne rzeczy  odkladac na bok, zeby pojsc do przodu. Lubie, gdy sie cos dzieje.Dzieci moje byly zawsze czynne, nie gapiace sie bezmyslnie  w cokolwiek. Od kiedy tylko sie dalo, kazde z nas potrafi zyc wlasnym zyciem, ale tez lubimy  wzbogacac sie wzajemnie pomyslami, energią, cieszyc sie soba. Razem zreszta zjedzilismy pol swiata, teraz one jezdza juz same, my  juz nie tak wariacko, jak, one ale tez ok. Zreszta - co bede opisywac-  bylo i jest ciekawie, dlatego nie bardzo rozumiem , co by mi mialy dzieci odbierac. Nie dzieci sa problemem, tylko podejscie do życia. Jak ktos sie umie cieszyc zyciem, cieszy się - czy z dziecmi, czy bez. A co do bratankow - rozumiem, dla mnie byl kataklizm, kiedy trafiali się siostrzency meza. Nie ja wychowalam, nie znam sie, nie umiem, nie chce mi się. Swoje to swoje.

A jeśli chodzi o moich bratankow. To jedno wlasciwie wychowalismy my, umiem się nimi zająć. Zawsze umiałam zająć się dziećmi, takie wrodzone coś zupełnie nie wiem skąd.. Chce mi się raz na jakiś weekend. Ale swojego nie chce mieć. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aneta

Ja nie mam dzieci ponieważ jestem niepłodna. Miałam in vitro trzy razy, nie udało się. Nie mam już siły i pieniędzy próbować dalej. Ale pogodziłam się z tym. I rozumiem ze ktoś nie chce mieć dzieci z wyboru. Życie nie jest proste jak 2+2. Każdy ma swoje powody. Tez jak autorka mieszkam za granica i nie miałabym nikogo do pomocy. A w pracy jestem większość czasu. Miłego dnia dla wszystkich dzietnych i bezdzietnych. Trzymajcie się ciepło 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
1 godzinę temu, Gość liio napisał:

Tak sobie czasem podczytuje kafeterie i mysle, , ze chyba jestem z innej planety. Probuje sobie wytłumaczyc,ze moze to jest sciana placzu, takie zastepstwo kozetki u psychologa dla potrzebujacych a nie majacych komus sie wygadac.

Kompletnie mi sie te wywody nie zgadzaja z tym, co widze u siebie, u rodziny, przyjaciól, blizszych znajomych. Prawie wszyscy mamy  dzieci (jestem w wieku,ze juz odchowane), ich posiadanie to ani heroizm, ani wyrzeczenia, zyjemy normalnie , jestesmy wyksztalceni, mamy dobre zawody, jezdzimy po swiecie, mamy zycie towarzyskie, cieszymy sie zyciem. Dzieci fajne, sa naszymi przyjaciólmi,  ciesza nas.  Dziwi mnie powszechne kafeteryjne stwierdzenie, ze matki uwazaja dzieci za swoj jedyny sukces.  Jedyny? To, ze  ci  uznani za ludzi sukcesu, twierdza często, ze najwiekszym szczesciem bylo dla nich dziecko nie umniejsza  przecież ich sukcesów w dziedzinach np zawodowych,  tylko pokazuje, jak jest ono wazne dla nich. Mam grono pzryjaciól jeszcze z czasów studenckich,  inzynierowie, lekarze, prawnicy, plastycy , pracownicy naukowi , nie spotkałam sie z przypadkiem, ze dziecko bylo dla kogos nieszczęsciem. Nawet malzenstwo, ktorych jedno z dzieci ma porazenie mozgowe- jasne, ma o wiele cięzsze zycie, żona z informatyki przekwalifikowała sie na pedagogike specjalną - ale i oni  potrafia sie bawic, wyjezdąja , maja wielu przyjaciół, urzadzają imprezy -  a tu czytam o dzieciach jak o kataklizmie. Przed dziecmi mielismy bardzo fajne zycie, ale czy to znaczy, ze nic nigdy w nim nie nalezy zmieniac? Przeciez nigdy nie jestesmy i nie bedziemy w tym samym miejscu, stale sie rozwijamy, nabieramy doswiadczen. Z dziecmi nadal jest fajne. Nie to, ze kogos na dzieci namawiam, bo kazdy ich miec nie musi, ale w tych lękach jest dla mnie cos dziwnego.  Może to kwestia organizacji wlasnego zycia, w kazdej dziedzinie, nie tylko  dzietnosci? Moze raczej na to zwrocic uwagę?

 

1 godzinę temu, Gość liio napisał:

Bo widzisz. Ty masz inne spojrzenie bo masz dzieci. Organizacja mówisz? Jestem świetnie zorganizowana i stąd wiem że dzieci nie są moim konikiem. Nie mam ochoty się im poświęcać jka kolwiek to nie zabrzmi. Lubie luźne życie bez większych problemów i zmartwień. Lubie wrócić do domu i usiąść z książką w salonie. Lubie w piątek po pracy wizac prysznic ubrać pizame i wtulic się w męża na kanapie z winem i filmem w tle. I mam porównanie bo często zajmujemy się moimi bratankami. Czasem cały weekend. Odbieram ich w piątek po szkole i w niedziele wieczorem zawoze do rodziców. I wtedy to nie jest luźny weekend. Bo ja nie należę do osób które dadzą dziecku tel do ręki podadzą przed tv i hmmm pozwalają zająć się samym sobą. Więc wiem jakby wyglądało moje życie z dziećmi i nie dziękuję. 

xx

 Alez ja i siadam z ksiazka, i w meza sie wtulam , i wino, i film itd  I pewnie były momenty, kiedy musiałam to odlozyc na potem, ale ich juz nawet nie pamietam. Przeciez tak samo , gdy bywaly powazne projekty zawodowe, musialam pewne rzeczy  odkladac na bok, zeby pojsc do przodu. Lubie, gdy sie cos dzieje.Dzieci moje byly zawsze czynne, nie gapiace sie bezmyslnie  w cokolwiek. Od kiedy tylko sie dalo, kazde z nas potrafi zyc wlasnym zyciem, ale tez lubimy  wzbogacac sie wzajemnie pomyslami, energią, cieszyc sie soba. Razem zreszta zjedzilismy pol swiata, teraz one jezdza juz same, my  juz nie tak wariacko, jak, one ale tez ok. Zreszta - co bede opisywac-  bylo i jest ciekawie, dlatego nie bardzo rozumiem , co by mi mialy dzieci odbierac. Nie dzieci sa problemem, tylko podejscie do życia. Jak ktos sie umie cieszyc zyciem, cieszy się - czy z dziecmi, czy bez. A co do bratankow - rozumiem, dla mnie byl kataklizm, kiedy trafiali się siostrzency meza. Nie ja wychowalam, nie znam sie, nie umiem, nie chce mi się. Swoje to swoje.

Chyba jednak zyjemy na innej planecie. Ja po swoich znajomych i rodzinie widzę, że dzieci to jednak są wyrzeczenia i życie z nimi jest totalnie inne niż bez nich. 9 miesięcy ciąży, opieka nad niemowlęciem, małym dzieckiem, zprowadzanie do przedszkola / szkoły co powoduje, że nie można sobie ot tak wyskoczyć gdzieś po pracy bo trzeba zdążyć na daną godzinę, inaczej trzeba planować finanse i dopasowywać wakacje pod dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Patria

U mnie po prostu tak sie życie ułozyło. Najpierw jeden związek- 10 lat razem, chcieliśmy dziecka, nie mogliśmy, okazało sie, zę on jest bezpłodny. Po 10 latach zostawił mnie dla samotnej matki 2 letniego dziecka i stanowią jego wymarzoną rodzinę. Póxniej drugi związek, tym razem z rozwodnikiem, który dziecko już miał i o drugim dziecku słyszeć nie chciał, odszedł po 6 latach do swojej byłej żony i już dorosłego syna. Póxniej już nikogo nie poznawałam, bo sytuacja życiowa nie pozwoliła i nie pozwala- mam tylko dziadków, oboje są po 80 i wymagają stałej opieki. Mam pracę zdalną, cały dzień jest podporządkowany wiec opiece nad dziadkami- którzy to są już jak dzieci w tym wieku. Mam 37 lat, na dziecko już szans nie mam raczej, a i mężczyzny brak. Gdy dziadkowie umrą zostanę całkiem sama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość.
11 godzin temu, Gość liio napisał:

Tak sobie czasem podczytuje kafeterie i mysle, , ze chyba jestem z innej planety. Probuje sobie wytłumaczyc,ze moze to jest sciana placzu, takie zastepstwo kozetki u psychologa dla potrzebujacych a nie majacych komus sie wygadac.

Kompletnie mi sie te wywody nie zgadzaja z tym, co widze u siebie, u rodziny, przyjaciól, blizszych znajomych. Prawie wszyscy mamy  dzieci (jestem w wieku,ze juz odchowane), ich posiadanie to ani heroizm, ani wyrzeczenia, zyjemy normalnie , jestesmy wyksztalceni, mamy dobre zawody, jezdzimy po swiecie, mamy zycie towarzyskie, cieszymy sie zyciem. Dzieci fajne, sa naszymi przyjaciólmi,  ciesza nas.  Dziwi mnie powszechne kafeteryjne stwierdzenie, ze matki uwazaja dzieci za swoj jedyny sukces.  Jedyny? To, ze  ci  uznani za ludzi sukcesu, twierdza często, ze najwiekszym szczesciem bylo dla nich dziecko nie umniejsza  przecież ich sukcesów w dziedzinach np zawodowych,  tylko pokazuje, jak jest ono wazne dla nich. Mam grono pzryjaciól jeszcze z czasów studenckich,  inzynierowie, lekarze, prawnicy, plastycy , pracownicy naukowi , nie spotkałam sie z przypadkiem, ze dziecko bylo dla kogos nieszczęsciem. Nawet malzenstwo, ktorych jedno z dzieci ma porazenie mozgowe- jasne, ma o wiele cięzsze zycie, żona z informatyki przekwalifikowała sie na pedagogike specjalną - ale i oni  potrafia sie bawic, wyjezdąja , maja wielu przyjaciół, urzadzają imprezy -  a tu czytam o dzieciach jak o kataklizmie. Przed dziecmi mielismy bardzo fajne zycie, ale czy to znaczy, ze nic nigdy w nim nie nalezy zmieniac? Przeciez nigdy nie jestesmy i nie bedziemy w tym samym miejscu, stale sie rozwijamy, nabieramy doswiadczen. Z dziecmi nadal jest fajne. Nie to, ze kogos na dzieci namawiam, bo kazdy ich miec nie musi, ale w tych lękach jest dla mnie cos dziwnego.  Może to kwestia organizacji wlasnego zycia, w kazdej dziedzinie, nie tylko  dzietnosci? Moze raczej na to zwrocic uwagę?

Myślę, ze kiedys bylo inaczej. Posiadanie dzieci w związku bylo czyms oczywistym. Nie wiem czy kobiety rozważaly czy chcą czy nie. Może aktorki i inne osoby, ktorym to przeszkadzało w "misji zawodowej". 

Pojawienie się dziecka zmieniało wszystko ale widać dawalo przyjemność, która rekompensowala te zmiany.

Jako mloda mężatka bardzo chcialam miec psa. Kiedy sie pojawił wiele spraw trzeba mu było podporządkować. Po pracy szybko do domu, zero dlugiego wylegiwania, bo spacer, do wieczora w pelni ubrana, bo jeszcze trzeba na siku z psem, urlop tylko w miejscach akceptujacych psy itp

Ale nigdy nie żałowałam, bo pies dawal mi duzo radosci.

Dlatego rozumiem Twoje podejście do dzieci. Ale mnie dzieci nie kręcą i życie z nimi nie sprawiloby mi takiej przyjemnosci. 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
13 godzin temu, Gość liio napisał:

Bo widzisz. Ty masz inne spojrzenie bo masz dzieci. Organizacja mówisz? Jestem świetnie zorganizowana i stąd wiem że dzieci nie są moim konikiem. Nie mam ochoty się im poświęcać jka kolwiek to nie zabrzmi. Lubie luźne życie bez większych problemów i zmartwień. Lubie wrócić do domu i usiąść z książką w salonie. Lubie w piątek po pracy wizac prysznic ubrać pizame i wtulic się w męża na kanapie z winem i filmem w tle. I mam porównanie bo często zajmujemy się moimi bratankami. Czasem cały weekend. Odbieram ich w piątek po szkole i w niedziele wieczorem zawoze do rodziców. I wtedy to nie jest luźny weekend. Bo ja nie należę do osób które dadzą dziecku tel do ręki podadzą przed tv i hmmm pozwalają zająć się samym sobą. Więc wiem jakby wyglądało moje życie z dziećmi i nie dziękuję. 

xx

 Alez ja i siadam z ksiazka, i w meza sie wtulam , i wino, i film itd  I pewnie były momenty, kiedy musiałam to odlozyc na potem, ale ich juz nawet nie pamietam. Przeciez tak samo , gdy bywaly powazne projekty zawodowe, musialam pewne rzeczy  odkladac na bok, zeby pojsc do przodu. Lubie, gdy sie cos dzieje.Dzieci moje byly zawsze czynne, nie gapiace sie bezmyslnie  w cokolwiek. Od kiedy tylko sie dalo, kazde z nas potrafi zyc wlasnym zyciem, ale tez lubimy  wzbogacac sie wzajemnie pomyslami, energią, cieszyc sie soba. Razem zreszta zjedzilismy pol swiata, teraz one jezdza juz same, my  juz nie tak wariacko, jak, one ale tez ok. Zreszta - co bede opisywac-  bylo i jest ciekawie, dlatego nie bardzo rozumiem , co by mi mialy dzieci odbierac. Nie dzieci sa problemem, tylko podejscie do życia. Jak ktos sie umie cieszyc zyciem, cieszy się - czy z dziecmi, czy bez. A co do bratankow - rozumiem, dla mnie byl kataklizm, kiedy trafiali się siostrzency meza. Nie ja wychowalam, nie znam sie, nie umiem, nie chce mi się. Swoje to swoje. 

Teraz są zupełnie inne czasy. Kobieta może zdecydować czy chce być matka czy nie. Kiedyś to było oczywiste że w małżeństwie pojawiaja się dzieci. Nikt się nie zastanawiała i nie brał pod uwagę że może ich nie być. Mało tego brak dzieci był wielkim wstydem i napietnowaniem. Naszczescie czasy się zmieniły i każdy może żyć w zgodzie z samym sobą. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

NIe mam dzieci bo już dawno podjęłam taką decyzję i nie znajduję najmniejszych argumentów żeby ją zmienić. Jak ktoś mnie pyta dlaczego nie chcę dzieci to ja go pytam dlaczego on chciał i wiecie co? Jest konsternacja i nie potrafią odpowiedzieć, albo wydukają, że jak to dlaczego, przecież wszyscy mają. No cóż, czy naprawdę trzeba robić co wszyscy? Stare ciotki mają argument, że co to za życie bez dzieci? Normalne życie, tyle że bez dzieci. No i nieśmiertelna szklanka wody mnie też rozwala, rodzenie dzieci, żeby mieć bezpłatną opiekę na starość, szczyt egoizmu, a podobno to my bezdzietni jesteśmy egoistami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

I bezdzietni są dobrzy i nabijaja się z dzieciatych, podkreślają jak to oni mają lepiej bez dzieci, i dzieciaci nie mogący pojąć jak można nie chcieć i nie mieć dzieci. 

A tak naprawdę niech się wszyscy od siebie odpier/dola i niech każdy żyje po swojemu. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hanka
1 godzinę temu, Gość gość napisał:

NIe mam dzieci bo już dawno podjęłam taką decyzję i nie znajduję najmniejszych argumentów żeby ją zmienić. Jak ktoś mnie pyta dlaczego nie chcę dzieci to ja go pytam dlaczego on chciał i wiecie co? Jest konsternacja i nie potrafią odpowiedzieć, albo wydukają, że jak to dlaczego, przecież wszyscy mają. No cóż, czy naprawdę trzeba robić co wszyscy? Stare ciotki mają argument, że co to za życie bez dzieci? Normalne życie, tyle że bez dzieci. No i nieśmiertelna szklanka wody mnie też rozwala, rodzenie dzieci, żeby mieć bezpłatną opiekę na starość, szczyt egoizmu, a podobno to my bezdzietni jesteśmy egoistami

Coś w tym jest. Muszę spróbować zadać takie pytanie następnym razem :). A że za 4 dni wigilia którą od 5 lat spędzamy w Polsce myślę że będzie duzooo okazji do zadnia takiego pytania hah. Gdy czasem po jakiejś imprezie gdzie znów słysze ale jak to nie chcecie? Jak można żyć bez dzieci? To nie jest normalne żeby tak z własnej woli... Niedługo zaczniesz żałowaćcc. I siedzę tak i myślę że może rzeczywiście coś ze mną nie tak? Wtedy w głowie kalkuluje (tak wiem nie powinno się kalkulowac posiadania dzieci ale tak mam wszytko kalkuluje) i jedynym argumentem za jest starość właśnie. Ze będziemy sami że nikt nas nie odwiedzi że nie będzie wnuków że nikt nie zadzwoni nie pomoże w głupich zakupach. Ale wiem że tak nie powinno się myśleć i to jest najgorszy argumat za posiadaniem dzieci. Także odpuszczam i żyje dalej. Być może będę żałować kto wie. Ale jeli będę żałować jak urodze? Co wtedy? Przecież tego nie da się cofnąć... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hanka
1 godzinę temu, Gość Gość napisał:

I bezdzietni są dobrzy i nabijaja się z dzieciatych, podkreślają jak to oni mają lepiej bez dzieci, i dzieciaci nie mogący pojąć jak można nie chcieć i nie mieć dzieci. 

A tak naprawdę niech się wszyscy od siebie odpier/dola i niech każdy żyje po swojemu. 

Nigdy w życiu nie nabijalam się z dzietnych . Nigdy nie podkreślała że mam lepiej bo coś tam. Jeśli chodzi o mnie to dzietni maja problem żeby np jechać z nami na urlop. Bo jak to oni będą musieli zająć się dziećmi a my??? Będziemy leżeć. Pffff. Co roku jeździmy na narty. Zawsze jeździliśmy duża grupa. Odkąd w gronie pojawiły się dzieci to się skończyło. Zaczęło się jakieś głupie porównywanie czyje dziecko lepsze czyje szybciej zaczęło chodzic które ma wiecej zębów... Wspólne narty? Nieee bo przecież my nie mamy dzieci to jak to tak razem?? Serio? Smutne to wszytko trochę 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ijaa

Teraz są zupełnie inne czasy. Kobieta może zdecydować czy chce być matka czy nie. Kiedyś to było oczywiste że w małżeństwie pojawiaja się dzieci. Nikt się nie zastanawiała i nie brał pod uwagę że może ich nie być. Mało tego brak dzieci był wielkim wstydem i napietnowaniem. Naszczescie czasy się zmieniły i każdy może żyć w zgodzie z samym sobą. 

X

Kiedyś, , czyli kiedy? Antykoncepcja ( lepsza lub gorsza) jest stara, jak swiat. A w porownaniu do PRLu akurat kobieta mniej ma do decydowania, chocby przez brak praw do aborcji.Ma rodzić nawet po gwałcie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oooo

Nigdy w życiu nie nabijalam się z dzietnych . Nigdy nie podkreślała że mam lepiej bo coś tam. Jeśli chodzi o mnie to dzietni maja problem żeby np jechać z nami na urlop. Bo jak to oni będą musieli zająć się dziećmi a my??? Będziemy leżeć. Pffff. Co roku jeździmy na narty. Zawsze jeździliśmy duża grupa. Odkąd w gronie pojawiły się dzieci to się skończyło. Zaczęło się jakieś głupie porównywanie czyje dziecko lepsze czyje szybciej zaczęło chodzic które ma wiecej zębów... Wspólne narty? Nieee bo przecież my nie mamy dzieci to jak to tak razem?? Serio? Smutne to wszytko trochę 

x

 Co do nart - ekipy sie  czasowo zmieniają, nie tylko ze względu na dzieci. Ktos ma cos pilnego w pracy, ktos zaplanowal akurat inny wyjazd, ktos sie opiekuje starszymi rodzicami czy dziadkami. Takie jest zycie. Akurat dzieciaci maja w tym momencie duzo wspolnych tematow i zadan, wiec fajnie im ze sobą. Zwykle przeciez dobieramy sie wg zainteresowań, chocby czasowych. Zreszta dzieci to tylko okresowy problem. Potem jezdza same na obozy itp. Szybko staja sie lepsze, niz rodzice. Ja z malymi zjezdzalam, oczywiscie nie wyczynowo. Nie znam znajomych zapalonych narciarzy , ktorzy byliby zmuszeni do rezygnacji z nart, a dzieci mają. Moj maz jest pasjonatem,( ja srednio),   jezdzilismy z malymi dzieciakami w ten sposób,ze jedno na stoku z grupa znajomych  , drugie na oslej lączce, i na zmianę, bez nieszcescia. Podrosły i problem znikl zupełnie, wyjazdy takie same, jak były.  A co do opowiadania o zebach itd- bywają udzie bez wyczucia, zanudzajacy innych tematami, ktore ich nie interesuja -np o pracy, samochodach, psach, własnych podrózach itp ,wiec  beda opowiadac tez o dzieciach. To juz kwestia doboru znajomych

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
2 godziny temu, Gość Hanka napisał:

Nigdy w życiu nie nabijalam się z dzietnych . Nigdy nie podkreślała że mam lepiej bo coś tam. Jeśli chodzi o mnie to dzietni maja problem żeby np jechać z nami na urlop. Bo jak to oni będą musieli zająć się dziećmi a my??? Będziemy leżeć. Pffff. Co roku jeździmy na narty. Zawsze jeździliśmy duża grupa. Odkąd w gronie pojawiły się dzieci to się skończyło. Zaczęło się jakieś głupie porównywanie czyje dziecko lepsze czyje szybciej zaczęło chodzic które ma wiecej zębów... Wspólne narty? Nieee bo przecież my nie mamy dzieci to jak to tak razem?? Serio? Smutne to wszytko trochę 

A ja nigdy nie miałam nic do bezdzietnych. Mam takich znajomych, nie mają dzieci z wyboru i dogadujemy się znakomicie. 

Znam też takich co na każdym kroku musza zaznaczyć jak to mam przesr/ane, bo mam dziecko. 

Wszytsko zależy od człowieka, tak samo choojowi zdarzają się bezdzietni jak i dzieciaci. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hanka
1 godzinę temu, Gość ijaa napisał:

Teraz są zupełnie inne czasy. Kobieta może zdecydować czy chce być matka czy nie. Kiedyś to było oczywiste że w małżeństwie pojawiaja się dzieci. Nikt się nie zastanawiała i nie brał pod uwagę że może ich nie być. Mało tego brak dzieci był wielkim wstydem i napietnowaniem. Naszczescie czasy się zmieniły i każdy może żyć w zgodzie z samym sobą. 

X

Kiedyś, , czyli kiedy? Antykoncepcja ( lepsza lub gorsza) jest stara, jak swiat. A w porownaniu do PRLu akurat kobieta mniej ma do decydowania, chocby przez brak praw do aborcji.Ma rodzić nawet po gwałcie.

Np 40 50 lat temu. Nikt nie pytał czy kobieta chce być matak. Ba żadna(,no może nieliczne przykłady) nie zastanawiałam się nad tym. To poprostu naturalne że miały. Zareczyny slub dzieci. Tyle. Oczywista oczywistość. A aborcję można zrobić zawsze jeśli się kobieta uprze 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
19 godzin temu, Gość liio napisał:

Tak sobie czasem podczytuje kafeterie i mysle, , ze chyba jestem z innej planety. Probuje sobie wytłumaczyc,ze moze to jest sciana placzu, takie zastepstwo kozetki u psychologa dla potrzebujacych a nie majacych komus sie wygadac.

Kompletnie mi sie te wywody nie zgadzaja z tym, co widze u siebie, u rodziny, przyjaciól, blizszych znajomych. Prawie wszyscy mamy  dzieci (jestem w wieku,ze juz odchowane), ich posiadanie to ani heroizm, ani wyrzeczenia, zyjemy normalnie , jestesmy wyksztalceni, mamy dobre zawody, jezdzimy po swiecie, mamy zycie towarzyskie, cieszymy sie zyciem. Dzieci fajne, sa naszymi przyjaciólmi,  ciesza nas.  Dziwi mnie powszechne kafeteryjne stwierdzenie, ze matki uwazaja dzieci za swoj jedyny sukces.  Jedyny? To, ze  ci  uznani za ludzi sukcesu, twierdza często, ze najwiekszym szczesciem bylo dla nich dziecko nie umniejsza  przecież ich sukcesów w dziedzinach np zawodowych,  tylko pokazuje, jak jest ono wazne dla nich. Mam grono pzryjaciól jeszcze z czasów studenckich,  inzynierowie, lekarze, prawnicy, plastycy , pracownicy naukowi , nie spotkałam sie z przypadkiem, ze dziecko bylo dla kogos nieszczęsciem. Nawet malzenstwo, ktorych jedno z dzieci ma porazenie mozgowe- jasne, ma o wiele cięzsze zycie, żona z informatyki przekwalifikowała sie na pedagogike specjalną - ale i oni  potrafia sie bawic, wyjezdąja , maja wielu przyjaciół, urzadzają imprezy -  a tu czytam o dzieciach jak o kataklizmie. Przed dziecmi mielismy bardzo fajne zycie, ale czy to znaczy, ze nic nigdy w nim nie nalezy zmieniac? Przeciez nigdy nie jestesmy i nie bedziemy w tym samym miejscu, stale sie rozwijamy, nabieramy doswiadczen. Z dziecmi nadal jest fajne. Nie to, ze kogos na dzieci namawiam, bo kazdy ich miec nie musi, ale w tych lękach jest dla mnie cos dziwnego.  Może to kwestia organizacji wlasnego zycia, w kazdej dziedzinie, nie tylko  dzietnosci? Moze raczej na to zwrocic uwagę?

Moze dlatego tak jest, ze w tym dziale pisza glownie osoby ktorych zycie kreci sie wokol dzieci? Czesto to okres przejsciowy, czesto to prowokacje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
35 minut temu, Gość Gość napisał:

Moze dlatego tak jest, ze w tym dziale pisza glownie osoby ktorych zycie kreci sie wokol dzieci? Czesto to okres przejsciowy, czesto to prowokacje.

Ale dla mnie nawet te 10 lat to za dużo. Nie warto się poświęcać. Ja tego nie chce. A jak ktoś chce to nie chodzę i nie krzyczę 'dzietnych spalić na stosie' 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Duuutaa
7 godzin temu, Gość Gosc napisał:

Ale dla mnie nawet te 10 lat to za dużo. Nie warto się poświęcać. Ja tego nie chce. A jak ktoś chce to nie chodzę i nie krzyczę 'dzietnych spalić na stosie' 

Ale daj spokój jakie 10 lat? Już 3 latek ogarnia i chodzi do przedszkola a 4 latek to już gość ... Są opiekunki jak chcesz wyskoczyć na imprezke, fajne to się robi gada ma swoje sprawki 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Nie chcę mieć dzieci, bo jestem leniem i hedonistką i dobrze mi z tym. Nie gotuję, nie sprzątam (chyba że naprawde muszę). Nie chciałoby mi się robić przy dziecku. 

No i szkoda mi kasy na dziecko, wolę wydać na siebie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
6 minut temu, Gość Duuutaa napisał:

Ale daj spokój jakie 10 lat? Już 3 latek ogarnia i chodzi do przedszkola a 4 latek to już gość ... Są opiekunki jak chcesz wyskoczyć na imprezke, fajne to się robi gada ma swoje sprawki 

Ona ma rację, tyle, że nie dziesięć lat a  z 15, bunt nastolatka to nie bajka. A potem zanim się obejrzysz, to powtórka z rozrywki z wnukami. Dziękuję, postoję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Myślę, że dużo zależy czy ma się większość znajomych z dziećmi czy bez. Jak wszyscy macie dzieci to pewnie, że nie będziecie widzieć wyrzeczeń. Jak większość jest bezdzietna, a te pare osób wiecznie czegoś nie może, nie ma czasu, ma inne wydatki to zaczynasz widzieć wyrzeczenia i może się odechcieć 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ollo

eraz są zupełnie inne czasy. Kobieta może zdecydować czy chce być matka czy nie. Kiedyś to było oczywiste że w małżeństwie pojawiaja się dzieci. Nikt się nie zastanawiała i nie brał pod uwagę że może ich nie być. Mało tego brak dzieci był wielkim wstydem i napietnowaniem. Naszczescie czasy się zmieniły i każdy może żyć w zgodzie z samym sobą. 

X

Kiedyś, , czyli kiedy? Antykoncepcja ( lepsza lub gorsza) jest stara, jak swiat. A w porownaniu do PRLu akurat kobieta mniej ma do decydowania, chocby przez brak praw do aborcji.Ma rodzić nawet po gwałcie.

Np 40 50 lat temu. Nikt nie pytał czy kobieta chce być matak. Ba żadna(,no może nieliczne przykłady) nie zastanawiałam się nad tym. To poprostu naturalne że miały. Zareczyny slub dzieci. Tyle. Oczywista oczywistość. A aborcję można zrobić zawsze jeśli się kobieta uprze 

x

 Wyglada na to, ze dla ciebie te 40-50 to prehistoria. Ja to dobrze pamietam, bylam na studiach i niedługo po. Gdy kobieta szla do przychodni na pierwsze badania ciązowe, lekarz pytal rutynowo:" Chce pani rodzić, czy nie". Aborcje robiono w spoldzielniach lekarskich, zapis w rejestracji i tyle, jak teraz do kazdego ginekologa. Jasne,ze mimo powszechnej  dostepnosci zawsze była to dramatyczna decyzja, ale pzreciez byla tez  antykoncepcja moze nie tyle , ale prezerwatywy , globulki, kremy plemnikobójcze, wkladki domaciczne.  I przewaznie dwojka dzieci w rodzinie - wiec jednak kobiety zastanawialy sie nad tym,czy i  ile chca ich miec, wiec nie ma co opowiadac legend.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×