Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
magdaaa1900

Utrata psa

Polecane posty

Hej. Piszę, gdyż nie mogę poradzić sobie z odejsciem mojego psa. Był u mnie tylko 1.5 roku, ale zdążyłam bardzo do niego się przywiązać I mocno go pokochac. Wiem, ze on tez bardzo mnie kochał. Zginął tak nagle przez okropny wypadek :( . Był tak szczęśliwym i radosnym pieskiem. Nie mogę przestać o tym myśleć. Jak sobie poradzić z tym bólem? Myślicie, ze istnieje życie po smierci dla zwierząt? Boję się, ze już nigdy go nie zobaczę, a wg religii katolickiej zwierzęta raczej nie mają nieśmiertelnej duszy :/ 
Chwile przed śmiercią wysoko uniósł ogon i zamerdal nim. Myślicie ze był to odruch bezwarunkowy czy jednak pożegnanie? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Straciłam dwa zwierzaki w sumie trzy z którymi byłam mocno związana (nie mówię o na przykład kotach bo mieszkam na wsi i co chwilę jeden ginie zaraz pojawia się kolejny) prawie cztery. Jak miałam około 6 lat przybłąkała się do nas suczka owczarek niemiecki szukaliśmy jej właściciela ale bez skutecznie (nie przyszło nam do głowy sprawdzić jej uszu czy ma czip potem się okazało że ma) i już myśleliśmy że zostanie u nas ale jak wróciłam ze szkoły jej nie było (zdążyłam się przywiązać do niej pozwalała mi nawet na niej jeździć) się okazało nie wiem do tej pory jak że znalazł się właściciel to był taty znajomy policjant (była jego partnerką w pracy) i może któregoś razu powiedział że przybłąkał się do nas taki pies nie było mowy o pomyłce bo właśnie się okazało że ma czip tato wiedział (wszyscy się do niej przywiązaliśmy i polubiliśmy ją a ona nas) że ja będę mocno to przeżywać i chciał ją odkupić ale ze względu na pracę nie było o tym mowy to ten pan jak się oszczeni miał nam jednego dać nigdy się nie doczekałam po jakimś czasie się okazało że nie dożyła kolejnej ciąży bo zdechła (możliwe że z naszej winy bo nie dbaliśmy o nią jakoś nie wiadomo jak). Jak miałam 9 lat dostałam od chrzestnego na Wielkanoc pieska (za zgodą rodziców) zwykły kundelek był u mnie około 1.5 roku jak miał około rok poszedł na podwórko byliśmy zmuszeni go uwiązać głównie ze względu na kury sąsiadów bo czasami je dusił ale i na jego bezpieczeństwo bo mam nie ogrodzone podwórko i z każdej strony można wyjść na ulicę ale starałam się go codziennie wieczorem spuszczać żeby se pobiegał (nie zawsze mi się chciało) jak kury spały i było mniej samochodów na ulicy i któregoś razu też spuściłam go pobiegł na wioskę a ja poszłam do domu po jakimś czasie chciałam uwiązać i poszłam go szukać (zawsze trochę pobiegał i sam wracał) ale dłuższy czas go nie było wyszłam na ulicę i zaczęłam wołać i widziałam jak biegł do mnie a za nim jechał samochód było ciemno on czarny tylko z kawałeczkiem białego pod mordką samochód jechał dość szybko i nie zdążył uciec na pobocze pies bo kierowca nawet nie próbował hamować i jakby nigdy nic pojechał dalej a z drugiej strony lepiej bo jakby się okazał że coś się stało w samochód to by jeszcze rządał odszkodowania (nie był na tyle duży żeby dla człowieka coś się stało ale samochód mógł by uszkodzić) na moich oczach go przejechał nie było sensu ratować bo nawet jeśli by się udało to tylko by się męczył długo siedziałam na schodach i płakałam na drugi dzień jak byłam z bratem w szkole a tato w pracy mama poprosiła sąsiada żeby go zakopał specjalnie w takim czasie żeby mnie przy tym nie było mniej więcej powiedziała mi gdzie go zakopał (jej przy tym też nie było) ale nie miałam i nadal nie mam stu procentowej pewności czy chodziłam we właściwe miejsce (sąsiad to wioskowy pijaczyna więc podejrzewam że nie pamiętałby jakbym spytała) długo nie mogłam się pozbierać nie powiem że nie chciałam innego psa a nawet miałam i to dwa bo jakiś czas wcześniej przybłąkała się do nas ciężarna suczka i się oszczeniła u nas i została oddaliśmy obydwa pieski było mi smutno ale do przeżycia. Jak miałam 14 lat koleżanka oddała mi chomika też nie pobył u mnie za długo często uciekał z klatki ale zawsze się znajdował któregoś razu też uciekł i długi czas go nie było a że jego ucieczka nałożyła się z pożarem w naszym domu to doszłam do wniosku że po prostu tego nie przeżył dość mocno przeżywałam to no ale cóż po czterech latach mama mi się przyznała że na drugi dzień po ucieczce jego znalazła go martwego w zlewie (utopił się prawdopodobnie) na początku myślała że to mysz i kazała bratu wyrzucić a potem doszli do wspólnego wniosku że to chyba jednak był mój chomik ale stwierdziła chyba że łatwiej mi będzie się pogodzić z myślą że uciekł i zdechł z głodu czy coś a sprawę ułatwił pożar (nie miał łatwo bo miałam kotkę nadal ją mam która potrafiła otworzyć jego klatkę i musiałam zawiązywać drzwiczki a dla większej pewności staraliśmy się jej nie wpuszczać do pokoju w którym stał a jak już to jej pilnować) przez zawiązane drzwiczki jak chciałam dać mu chociażby jeść to musiałam otwierać górę przez co się nie domykała i przez tą szpare uciekał. Przez pożar i remont domu po nim przez tydzień pomieszkiwaliśmy ja z mamą i siostrą u jednej cioci a tata z bratem u drugiej (po tygodniu mogliśmy zamieszkać w piątkę w jednym małym pokoju ale najważniejsze że u siebie) a że ta kotka od chomika była mała i ją matka porzuciła (ja ją wykarmiłam do tej pory jest moją ulubienicą i jak śpi w domu to tylko u mnie) stare koty podwórkowe se poradziły codziennie ktoś był w domu u nas (między innymi że tato z bratem pomagali przy remoncie a mama przychodziła doić krowy i gotować dla robotników) to się je też karmiło ewentualnie jakby było im za mało to se mysz jakąś złapali albo poszli by do sąsiadów (nie raz tak nadal robią się śmiejemy że mamy koty na pół z połową wioski) i je dokarmiają ale ona by nie przeżyła nie umiała dobrze jeszcze jeść sama początkowo miała być u mojej koleżanki ale że nie dogadywała się z jej kocurem to nie mogła u niej zostać to taty kolega zgodził się ją przygarnąć (byłam przekonana że na czas remontu) ma dużo krów więc mleka miała ile tylko dusza zapragnie jeszcze tak trafiło że miał akurat karmiącą kotkę to jeszcze u niej się załapała na dokarmianie ale my ją trzymaliśmy w domu a u niego była na podwórku remont się skończył doczekałam się nawet wymarzonego własnego pokoju i zaczęłam wypytywać kiedy ją zabierzemy aż mama mi w końcu powiedziała że z tatą planowali ją zostawić u niego (jeden kot więcej nie robił mu różnicy jeden więcej do łapania myszy) to się popłakałam to któregoś razu mama poszła z mlekiem i długo jej nie było aż w końcu wróciła z workiem w którym się coś ruszało się domyśliłam a jak wyszła z niego moja kochana koteczka to się znowu popłakałam tym razem ze szczęścia 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×