Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

marysia

Moi znajomi lekceważą moje problemy

Polecane posty

Zacznę od tego, że bardzo chciałam się otwierać i zdobyć jakieś wsparcie wśród innych, bo w moim domu rodzinnym nie było wesoło. Kontakty z rodziną, rodzicami były nikłe. Moja babcia nawet mnie i moją siostrę uczyła obrażania się na siebie, bo wtedy sienie kłóciłyśmy. Z czasem przestałyśmy w ogóle ze sobą rozmawiać - tak jak to ze wszystkimi, w rodzinie. Z czasem zaczęły się pojawiać problemy. W domu tylko pili. Byłam zwykłym dzieciakiem. Z jednej strony przywykłam do tego, z drugiej byłam w okresie dojrzewania i zaczęłam kwestionować swoje życie. Spędzałam wiele czasu na marzeniach i rozmyślaniach o tym jak wyglądałoby moje życie, gdyby było normalne. Przy okazji moja rodzina się wykruszyła, a matka zachorowała na schizofrenię. Uciekałam gdzie mogłam. W końcu poszłam na "swoje" i nie zamierzam utrzymywać kontaktu z rodziną. W każdym razie uznałam wcześnie, że zdrowym podejściem będzie szukanie więzi gdzieś na zewnątrz i chciałam znaleźć sobie porządnych znajomych, a może przyjaciół. Przez różne perypetie przechodziłam. Uznałam, że najskrytsze sekrety powierzę nie wszystkim tylko wybranym, ale nie zawężałam szczególnie tego grona - było całkiem przyzwoite i początkowo myślałam, że zwierzam się właściwym osobom, chociaż moja sprawa to i tak tylko margines mojej osobowości. Po pewnym czasie zaczęto mi dobitnie pokazywać, że sama jestem sobie winna i "czego niby jeszcze oczekuję od życia". Uznano mnie za osobę, która zwyczajnie uciekła od problemu zamiast stawić mu czoła, bo ktoś zbagatelizował mój problem - uznał mnie za problem i tą od której wszystko się zaczęło. Uznano mnie za kogoś, kto mógł mieć wszystko, kto sam narobił sobie problemów, a potem od nich uciekł. Nie wiem co o tym myśleć. Moja rodzina nie roznosiła aids po wiosce i nie zarażała trądem. Nie byliśmy też jakoś mocno biedni, ale to tylko pieniądze. Na życie nam starczało, a na zachcianki czasem też można było komuś pozwolić, chociaż rzadko takie były. Nikt z nikim nie bardzo chciał gadać. Na wiosce praktycznie żadnych znajomych. Zbudowałam sobie silną, acz depresyjną osobowość. Bez skrupułów pozwalałam się bić po twarzy - wiedziałam, że prowadzi mnie to prosto na zewnątrz, że się wyprowadzę i nie wrócę, a może po prostu wyjdę i nie wrócę. Bez skrupułów się wyprowadziłam. W tym czasie - kiedy zdobywałam nowe doświadczenia bardzo się rozwijałam i byłam bardzo dynamiczna. Wśród niektórych znajomych stałam się właśnie takim kozłem ofiarnym, bo pozwoliłam im zajrzeć do mojego świata. Wiem, że części nie zrozumieli. Może nie pokazałam wystarczająco dużo. Jednak pozwoliłam zobaczyć im duzoi boję się, że ich wnioski są zbyt trafne. Jestem trochę wyrachowana, ale wypracowałam w sobie mnóstwo empatii, żartu. Podupadła moja moralność, kiedy nie mam rodziny, żadnego wsparcia i nie zależy mi szczególnie na swoim życiu. Staram się jednak trzymać mocno. W każdym razie jestem w stanie porzucić toksyczne relacje. Ludzie jednak mogą mieć coś do powiedzenia i staram się nie wykluczać nikogo. Porzucam ludzi i czuję się jakbym jeszcze bardziej potwierdzała tę teorię, że ciągle bym tylko trzęsła tyłkiem. Mam wrażenie, że moje życie jest na skróty. Że są ludzie z ważniejszymi problemami, a ja chociaż nieszczególnie przywiązuję się do mojej przeszłości, to zaczynam kiedy się podważa moje działania. Kiedy mówi się, że to to "takie tam", jakby każdy miał alkoholizm, przemoc fizyczną i psychiczną i w domu i jeszcze żadnego wsparcia. Jeszcze bardziej czuję się zafałszowana, kiedy pokazuję że jestem silna i nie zgrywam szarej myszki, czego to by się ode mnie początkowo oczekiwało, bo tak mówią stereotypy. Sama odnoszę wrażenie, że skoro jestem silna to powinnam przejąć inicjatywę w swojej rodzinie i "się ogarnąć". W sumie to nie wiem, co mam robić. Przestaję zwyczajnie sobie wierzyć tak raz na jakiś czas - i to coraz mocniej z każdym kolejnym. Mam też trochę znajomych, którzy coś o mnie wiedzą, ale mnie nie oceniają - w sumie to mówią tylko, że jestem silna, że to smutne, albo nie mówią wiele i myślę, że to wszystko przez brak zagłębienia się w temat. Serio nie wiem co mam robić. Przecież Polska to zachlany naród. Powinnam mieć to we krwi, że alkohol i zataczający się bliscy to norma. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dodam tylko jeszcze, że teraz mam nowe problemy związane z samodzielnym życiem, ale jak o tym myślę to szukam wzoru do naśladowania i... Coś mnie nakręca i zatrzymuje. Kończy się na tym że nie wyrabiam za dobrze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sorki, że tak dopisuję, ale naprawdę, chociaż jest to przeszłość to mam wrażenie, że uczepiła się mnie jak rzep i mam teraz taką łatkę przypiętą, przez której pryzmat się mnie ustawicznie ocenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×