Jagula34
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Jagula34
-
Obserwatorka, a czemu akuret tyle i w 2 tygodnie? Szykuje Ci się jakieś oficjalne wyjście, czy co?
-
Baby, gdzie jesteście, bo nam się prawie gg z Czikitą na forum zrobiło, hihi ;)
-
Ja jednak wolę MM. Ciężko mi wytrzymać takie jednostajne dni, same płyny, same warzywa, czy owoce. Poza tym aby nie spalac mięśni trzeba przyjmować białko, a tu go nie ma. Dlatego wolę mięsko, rybkę, jajka, sery plus warzywa, odrębnie owoce. Rezygnuje na maksa z ziemniarów, makaronu, kasz, pieczywa. Efekty juz sprawdziłam, więc walczę. :)
-
Hejka! Czikita, tak się mówi, ale jak w szafie 3 pary fajowych dzinsów, takie podwijane do kozaczków, z Gwiazdki ani razu nienoszone i takie ciekawe z bocznymi kieszeniami, a waga do nich 10 kilo za duża, to każdy by się podłamał. :( Mimo wszystko nie da się upchać dupska 68 kilowego do spodni na 57 kilo. Ech, żal mi takich marnujących się ciuchów. A tak naprawdę najlepiej czuje się w wadze 55, której niestety już nie pamiętam. :( Diety wczoraj dotrzymałam. Dziś w menu: 2 jajka na miękko, pomidor; fasolka szparagowa z masłem; \"oszukany\" bigos. babki, gdzie wszystkie zwiałyście? Pisać mi tu proszę! :) Podtrzymujcie moje dobre nastawienie!
-
Z 64,5 do 57 w 3 miesiące. Do jutra muszę lecieć po małą do szkoły. Pozdrówki!
-
Polecam tą stronę: montignac.miniportal.pl
-
Czikita, ja pięknie i szybko chudłam na Montignacu. Jest to dieta zdrowotna polecana dla osób z zaburzeniami gospodarki insulinowej (ja miałam cukrzycę ciążową), ale wspaniała też dla osób, które nie chcą chodzic głodne i ładnie chudnąć. Podstawą jest jedzenie produktów o niskim indeksie glikemicznym, niełączenie tłuszczy i węgli. Nie trzeba liczyc kalorii i patrzec na wielkość porcji. Poczytaj więcej w internecie. Pozdro!
-
Boskie te motywujące foty! Szkoda tylko, że tak ciężko zabrać się do diety. Postanowiłam po raz kolejny spróbować. Do końca roku zostało 8 tygodni, teoretycznie można zawalczyć z 8 kilogramami. I spróbuję, choć okoliczności rodzinne i \"zewnętrzne\" nie sprzyjają. Jest mi jednak strasznie źle z takimi gabarytami. Nie mam żadnych pasujących dżinsów, które tak lubię, mam już dość ciągłego przekładania tych samych spodni. W szafie czeka kilka fajowych par, jedne nawet niechodzone :( Muszę wreszcie zacząć mieścić się w moich ulubionych ciuchach, ale to jakieś - 8-10 kg. No cóż, jest szansa, że w Nowym Roku je założę. Waga startowa: 68 kg Menu na dziś: owsianka; zupa z soczewicy z fasolką szparagową; jajka na miękko lub filet z kurczaka z sałatką z pomidora i cebulki. Czikita, piłam te herbatki, same nic nie pomogą, tak naprawdę ważna dieta. Wiem, że miło byłoby chudnąć w ramach picia herbatek, ale nic za darmo, niestety. Pozdrawiam wszystkie, buziaki!
-
Hejka! Żeby to tylko coś w szkole! Naprawdę nie chce mi przejść to przez gardło. Efekt sprawy jest taki, że zajadam frustracje na maxa. Jest 7.20, a ja jestem już po 4 naleśnikach z serem i szklanicy mleka. Cóż, niedługo zacznę pojadać w nocy. Jak ja bym chciała wyjechać teraz na jakiś tydzień do SPA, zrelaksować się i poleżakować na solarium. Dobija mnie ta pogoda. Wczoraj darłam już z samochodu śnieg i lód o 5.45. Mówię Wam, boskie odczucie!!! :( Jamciu, wyprostuje się wszystko powolutku, bądź dzielna. A co do Twojego nastawienia do siebie, to chyba wolałabym być ładną lalką jak \"mieć\". Przynajmniej nie byłabym tak zakompleksiona jak jestem, a to wiele znaczy w kontaktach z innymi ludźmi. Dzisiaj jadę po małą do pracy męża i nawet nie będę wchodzić do budynku, tylko puszczę dzynka, bo nie chcę żeby ktokolwiek z jego współpracowników mnie oglądał. :( Miłego dnia kochane i noski do góry. Jakoś życie musi toczyć się dalej...
-
A ja mam kolejny problem, tym razem z małą, chyba nawet nie potrafię o tym napisać, tak jestem zażenowana i rozgoryczona :( Nie umiem z nią o tym pogadać, ani nie widzę osoby, która zrobiłaby to dobrze za mnie. :( Prysł czar mojej małej córeczki... :( Nie wiem, jak jej zaraz spojrzę w oczy, i ona mi. :(
-
Ano właśnie Kaprysku, ciągle jakieś kłopoty z tą rodzinką. Wydawałoby się, że to najbliżsi naszemu sercu ludzie, a czasem mamy ochotę odwrócić się na pięcie i więcej się z nimi nie spotkać. Masz dobre podejście, jesteś dorosłą kobietą, masz kochającego faceta przy boku, córcię i to najważniejsze. Ja też tak do pewnych spraw zaczęłam podchodzić. Dla odmiany nie mam kontaktu z moimi teściami już 2 miesiące, dziecko tam nie jeździ od wakacji, choć naprawdę nic się nie stało, albo my przynajmniej nie wiemy co teściowej odbiło. Nie zamierzam jednak latać za nią, zwłaszcza jak odmówiła zaopiekowania się małą przez 1 dzień jak miała wysoką temperaturę. Z moimi rodzicami OK, ale mam wielkie pretensje do siostry. Nie oglądając się na nikogo, na mamę która ryczała, na obolałego ojca, któremu coś się porobiło z ręką i wył z bólu w niebogłosy wyprowadziła się z domu i zamieszkała w swoim razem ze swoim przydupasem i na weekend z jego córką. Żenujące jest dla mnie, że nie mogła poczekać parę dni na lepsze samopoczucie ojca, powiem brzydko, co było dla niej ważne? Regularny bat do dupy. Sorki za wulgarność, ale tak po prostu myślę. Teraz chce przyjść na obiad na Wszystkich Świętych do mamy, my tam też będziemy, ale mama się nie zgodziła. Nie wyobraża sobie siedzenia z tym facetem razem przy stole, nie akceptuje jego i wyborów siostry. Myslę, że gdyby mama wiedziała, że szykuje gniazdko nie tylko dla siostry, a też takiego kogoś, to by nigdy siora tego mieszkania nie dostała. I w pewien sposób nie dziwię się. Ona nigdy nie potrafiła dokonywać dobrych wyborów, a jak życie ją za nie karało, oczekiwała od wszystkich współczucia, że ona taka biedna. A jak jej wszyscy mówili, że źle robi to zawasze było, że to jej życie i zrobi jak zechce. Ech, bez sensu to życie. Tak więc uzbrojmy się w cierpliwość z dużą dozą lania na tego typu problemy, bo inaczej powoli sfiksujemy! Co do reszty. W pracy właśnie popracowałam sobie przez 3 tygodnie nad czymś co teraz okazało się nikomu niepotrzebne. Diety nie stosuję, jakoś nie mogę się zmobilizować, choć bardzo bym chciała. Waga nieokreślona, bo boję się szoku w ramach zobaczenia swojego ciężaru. Pozdrawiam kochane, bądźcie silne!!!
-
Właśnie wróciłam z apteki i czytam, ale o Deprimie nie pomyślałam. Za to kupiłam wszystkie specyfiki, jakie kiedys zapisała mi dietetyczka, czyli magnez z wit. B6 to też dobre na skołatane nerwy), olej z wiesiołka, chrom, wit. B kompleks. Dla małej duże opakowanie Vigoru Junior i..... 87 zł poszło w niepamięć. A to przecież tylko witaminki! Trzeba mieć dużo zdrowia, żeby chorować :O Dzięki babki, że się o mnie martwicie. Ja zdaję sobie sprawę, że nikt inny jak tylko ja sama mogę sobie pomóc, ale wiecie jak to jest, jak się człowiek wyżali, to mu ciut lepiej na duszy. Z drugiej strony mam sama do siebie wielkie zastrzeżenia, że jesem takim jęklusem. Myślę, że wiele osób postrzega mnie jako wiecznie niezadowoloną, stękającą i smucącą babę. Jest to oczywiście obraz, który osobiście wcale mi się nie podoba i na pewno nie przysporzy mi przyjaciół. Wiem, że MUSZĘ coś zmienić, bo zamęczę siebie, rodzinę i otoczenie. Sukces w diecie na pewno dałby mi nową dozę energii, więc koniecznie potrzebuję znaleźć KOPA do mobilizacji. Kurcze, już 2 razy w życiu walczyłam na całego kilka miesięcy z dużymi sukcesami. Czem więc teraz jest tak ciężko??? Połknęłam dawkę witamin, zaraz będę piła pokrzywę na odwodnienie, bo strasznie ostatnio puchnę. Wieczorem mam takie paski od skarpetek na nogach, jakbym miała dokręcane na gwint stopy ;) Może wrócę do \"spowiedzi\" jedzeniowych i kontroli wagi? Dziś póki co zjedzona sałatka połowy udka, pomidora, ogórka, papryki i vinegreta. Na obiad jajka na miękko i pomidor, kolacja to najprawdopodobniej filet z kurczaka i kalafior. Jednym słowem z założenia Monti, choć przejadł mi się ten system żywienia i raczej potrzebowałabym odmiany. Miłego dnia kochane, będę zaglądać co trochę.
-
Ano Kaprysku jakoś nie idzie mi to \"odcinanie\". Sęk w tym, że wszyscy na około znaleźli sobie we mnie powiernika i wypłakują swoje smutki, a mnie męczy już to bycie między młotem a kowadłem - siora jęczy, że mama się ciągle czepia, matka że do siostry nie można nic powiedzieć, a wiem, że tak naprawdę truje jej nie do wytrzymania. Dziecko lekcjami zajmuje mi całe popołudnia, a facet albo siedzi w pracy, albo wieczorami jest tak zmęczony, że zasypia w fotelu. Tak więc ja stałam się wypaloną babą, która nie ma żadnego celu w życiu, do niczego nie dąży, myśli jedynie o przeżyciu kolejnego dnia. Wzięłam dziś sobie do pracy dietetyczne menu, ale i tak wiem, że wieczorem zagryzę czymś smutki. Co z resztą babek? Gdzie zniknęła dyżurna Jamka? Jamciu pisz co tam w domu, mam nadzieję, że lepiej jak u mnie. Pozdro kofane....
-
Tai, a co to jest sex? Ja już nie pamiętam :( Diety zero, nastrój do bani, nic mi się nie chce, chyba że spać. Mąż mi podsuwa ulotki z \"centrum zdrowia\", żebym to niby coś dla siebie zrobiła, czytaj dieta i ćwiczenia, a mi się po prostu nie chce. Wynika to chyba z tego, że nawet jak ważyłam 54 kilo wcale nie byłam szczęśliwa, więc po co starania, wyrzeczenia? Nie chce mi się NIC!!! Dziś kupiłam bluzkę w Ravelu, w ramach przytyku faceta, że zmieniam garderobę na większą. Wymieniłam więc następny ciuch. Siora się wyprowadza od mamy, a ta robi jazdy n okrągło. Mam wszystkiego dość. Buźki!
-
Jak to Mamba, przecież my kobiety, matki i żony nie robimy NIC ;) gdyby nie ONI to już byśmy dawno zginęły ;) :p
-
Dytko, bądź optymistką, w każdym związku różnie bywa, są te jasne strony i smutki. Ja też nie mogę powiedzieć, że jestem ze złym człowiekiem, bo w wielu rzeczach naprawdę stara się jak może. To on sprząta w sobotę mieszkanie, on prasuje nam ciuchy, robi małej kanapki i zawozi do szkoły, dzwoni czy coś trzeba załatwić albo kupić. Jest też ta druga strona medalu, zapalczywa pogoń za pracą, karierą (jego zdaniem to mus zapewnienia rodzinie bytu, moim to tylko część prawdy). Moim zdaniem dochodzi jeszcze niepotrafienie przewartościowania spraw ważnych i mniej ważnych. Nigdy nie wygram z jego pracą. Do końca życia zapamiętam, jak mała miała grypę jelitową, gorączkę, wymioty, biegunkę a ja się też rozchorowałam w nocy, 40 stopni gorączki, nie mogłam głowy oderwać od poduszki, a miałam zostać opiekować się chorym dzieckiem... małżonek pojechał w delegację i nie było zmiłuj się, chyba nawet jakby nas pogotowie zabrało to i tak by wyjechał bo \"musi\". W pracy oczywiście czują to, że jest \"miękki\" i wykorzystują go na całego, to co było obowiązkami dwóch osób teraz ma tylko on, dziennie około 150 maili, non stop dzwoniący telefon, praca przynoszona do domu na weekend. Jakie są moje potrzeby? Naprawdę niewielkie... chcę mieć z kim spędzić wieczór, pogadać, przytulić się, a nie poświęcać się cały dzień obowiązkom, a wieczorem oglądać śpiącego w fotelu faceta. Czy wymagam za dużo???
-
Hejka babki! Kaprysku, jasne że jestem przemęczona i dodatkowo sfrustrowana. Mój szanowny małżonek poświęcił mi wczoraj całe 20 minut zanim zasnął o 21 w fotelu. Norma :( Poszłam więc też spać, a na dole telewizor tarabanił do 3 w nocy i paliło się światło. No cóż, a obiecywał, że wieczorem porozmawiamy. Wiecie co, ja naprawdę nie chcę już być z takim facetem, z którym kontakty ograniczają się do wymiany zadań co kto ma i kiedy zrobić. To bez sensu. Dziś poranek odbyty w milczeniu, zamierzam nie odbierać telefonów jeśli zadzwoni. Nie chcę już takiego życia. :( Z pozytywnych informacji, to dotrzymałam wczoraj diety. Dziś do pracy też wzięte odpowiednie produkty. Może na tym gruncie coś mi się uda? Bardzo bym chciała, zwłaszcza że powaliły mnie zdjęcia z panieńskiego, blee. Na razie nie ważę się, żeby się nie przerazić i nie załamać. Prorokuję 70, więc postaram się najpierw coś zgubić, a ważenie za tydzień albo 2. Jamko, jak u Ciebie relacje z mężem? Tai, Mamba, Bling, Obserwatorka, Dytko, czemu nie piszecie? Pozdrawiam i do później!
-
Kaprysku, martwi mnie ta moja mała. Przez długi czas jako maluch była szybka, bystra, szybko chodziła, mówiła, ruchowo do tej pory jest \"nadrozwinięta\". Kłopoty pojawiły się w szkole, zaczęłam latać po poradniach, wyszło, że ma skrzyżowaną lateralizację, stąd kłopoty z czytaniem, robi dużo błędów, choć o dysortografii nie mówiono. Angielskiego uczy się 5 rok i robi durną minę, jak zapytam jak jest po angielsku: Ile masz lat? i Jak masz na imię? Z matmy potrafi strzelać byki w dodawaniu w zakresie 20. Kuźwa, a pani psycholog mi powie, że za dużo od niej wymagam, że jestem za ambitna. Dziwne to moim zdaniem. Niestety myślę, że teraz wychodzą problemy porodowe, poważne niedotlenienie, mała miała tylko 1 punkt Apgar. Chyba Wam dzisiaj opowiem historię całego swojego życia, taki mam nastrój. :O
-
Ja już chyba babki nie potrafię się bawić... byłam w sobotę na wieczorze panieńskim koleżanki z pracy. Wiecie jakie wnioski wyciągnęłam z tego wyjścia? 1. Byłam tam najstarsza i najgrubsza; 2. Prawie wcale nie tańczyłam, bo wkurzał mnie ścisk i potrącanie, depranie po palcach na parkiecie - wniosek starzeję się; 3. Nie zamieniłam ani jednego zdania z 10 portugalskimi ciasteczkami, które były w ramach prezentu dla panny młodej, bo jestem głup i do tej pory nie nauczyłam się dobrze żadnego obcego języka (pomimo nauki w szkole i na kursach); 4. Jestem spięta i drętwa, nie potrafię nawiązywać kontaktu z ludźmi, chyba że sobie chlapnę, ale i w tedy mam opory; Co do reszty, wygląda na to, że brak wesołych osób w moim otoczeniu, sami narzekający na brak pieniędzy i znudzeni \"domatorzy\". A zakupy przestały mnie cieszyć, bo często patrzę na nie jak na rekompensatę ze strony męża braku czasu i bycia z rodziną. Chciałabym wykrzesać przynajmnie z siebie zapał do odchudzania, bo wiem, że jak kilosy zaczną spadać to się tym nakręcę. Niestety każdy dzień wygląda tak samo, w pracy ok, a w domu nerwy i poczucie, że jeśli jeszcze zrezygnuję z przyjemności jedzenia czegoś fajowego to właśnie zlikwiduję ostatnią przyjemność w moim życiu...
-
Jamciu, z całego serducha trzymam za Ciebie kciuki, musi się Wam udać, zwłaszcza, że tego chcecie! U mnie jest dużo gorzej... Dietę zawalam, żrę byle co, byle jak, oby dużo, nie staję na wagę, choć myślę, że mam już swoje \"ukochane\" 70 kilo. :( Mi się po prostu odechciało już żyć.... Wstaję o 5, żeby zapierniczać od 6 w pracy, odbieram dziecko ze szkoły, zakupy, gotowanie, 2 godziny zajmuje K. obiad i kolacja, mam ochotę ją za to zabić, bo nie mam już siły walczyć z jej awersją do jedzenia. Ileż można? 10 lat i ciągle to samo, ślęczenie nad talerzem godzinami. Nie wiem skąd się to bierze, lekarze nic nie stwierdzają. :( Potem 3-4 godziny siedzenia nad lekcjami, sama K. to olewa, jak cokolwiek karzę zrobić, przeczytać, rozwiązać to słyszę, że jutro nie ma sprawdzianu i nie będzie się tego uczyła. Naprawdę poświęcam jej kupę czasu, żeby miała chociaż te średnie wyniki w klasie, dla siebie nie zostaje mi nic, nie mam rozrywek, znajomych, hobby... jestem wypaloną starą dupą oglądającą wieczorami seriale. :( Do tego mąż dla którego ta cholerna praca jest wiecznie na piedestale! :o Wczoraj dowiedziałam się, że w czwartek musi jechać do Wawy. I co? Guzik go obchodzi, że ja nie mogę się sklonować i być na 6 w pracy jednocześnie odwożąc małą na 8 do szkoły, przepracować 8 godzin i odebrać ją o 13.45!!!! Nie mogę liczyć na niczyją pomoc, mama uziemiona w domu z ojcem, z teściami nie utrzymujemy kontaktów od 1,5 miesiąca, zresztą opiekują się teraz prababcią na wsi, bo złamała kość biodrową. Cóż jak zawsze jestem zdana sama na siebie i nikt nie potrafi zrozumieć, że są jakieś granice dźwigania ciężaru...niszczę sama siebie z dnia na dzień, dziś kłóciliśmy się do 1.20, a o 5 dzwonił budzik. Jestem już chyba wariatką i alkoholiczką, bo tak próbuję uciekać od stresu, ze skutkiem odwrotnym oczywiście, bo zamiast poprawy nastroju mam jeszcze większego doła, ryczę pół nocy i palę papierosa za papierosem. Nikt nie widuje już uśmiechu na mojej twarzy, wiecznie albo ryczę albo wrzeszczę. Sex mnie chyba już w ogóle nie dotyczy, nie mam pragnień, oczekiwań, nie daję się zbliżyć do siebie, bo potrafię tylko zamknąć się w swojej skorupie. :( Boże, dlaczego nie mam siły się zabić?! Sorry, za te smuty od rana. Ale nie mam nawet komu się wypłakać.
-
Hejka! Ja dalej nie dietuję, choć wypadałoby wreszcie zacząć, bo nieuchronnie zbliżam się do 70 kg. Dytko, drastyczna ta Twoja dieta.... 2 posiłki i to same warzywka. Chyba bym nie wyrobiła. :( Kaprys, tą dietę trudno jest porównać z Montim, bo ma zgoła inny układ. Je się co 2 godziny, a nie 3-4 jak w Montim, zależnie od rodzaju posiłku (węgle-tłuszcz). Poza tym na Montim owoce tylko rano. Jeśli chodzi o orzechy, jeśli chcesz je wprowadzić to po posiłku tłuszczowym (nie po ryżu, czy innych węglach). No i jeszcze jedno, moja dieteczyczka mówiła (Monti też o tym pisze), że nigdy nie należy pić alkoholu na pusty żołądek, bo się idealnie wchłania, albo więc z niego zrezygnuj, albo poprzedź np. kawałkiem żółtego sera. Pozdro dla wszystkich! Cortinka, całuski, niech Ci się tam wiedzie! Pisz do nas jak tylko będziesz miała możliwości!
-
Witam babki! Ja w zeszłym tygodniu przygarnęłam malutkiego, 3-tygodniowego kociaka. Moja cóka przyniosła go do domu na jedną noc, potem miała go wziąć jej koleżanka czego oczywiście nie zrobiła. One myslały, że będą się z nim bawić w dzień po szkole, a na noc zostawiać w pudełku na polu. :( Nie pozwoliliśmy! Kotka jest milusińska, uwielbia nas, biega mi zygzakiem koło nóg od momentu kiedy wstaję do pracy. Odrobaczyliśmy ją, odpchliliśmy, wyczesaliśmy. Kupiliśmy legowisko, drapaka, kuwetę, zabawki. Z kuwety nauczyła się korzystać po 3 dniach, pojętne te zwierzątka! Zwierzak ma dom i naszą miłość :) Pozdrawiam wszystkie miłośniczki pupilków!
-
Obserwatorko, niestety prawie emerytalnym, w listopadzie kończę 37! To niestety nie mało. :( Kaprysek ma rację, zawsze jest obawa jak się trafi. Nie chciałabym wpaść z deszczu pod rynnę. Możliwość odbioru dziecka i zapewnienia jej opieki od 14 jest dla mnie rzeczywiście bardzo ważna i trzyma mnie tutaj mimo wszystko. Rynek pracy jest bezwzględny i myślę, że baaaaaaardzo trudno będzie mi znaleźć pracę w tych godzinach, no bo jaka branża potrzebuje ludzi od 6 rano? głównie produkcja, a ja lubię pracę biurwy :O
-
Obserwatorko, staram się coś zrobić, ale jak grochem o ścianę. To taki charakter, niby rozumie co mówię, a następnego dnia znowu siedzi w robocie do wieczora i odbiera będąc już w domu milion telefonów. Ta walka trwa już wiele lat, przestałam już wierzyć, że uda mi się coś zmienić. Tak naprawdę to tylko są z tego awantury... Ze zmianą pracy będę miała ciężko. Po pierwsze tu mam blisko, 3,5 km i po drodze po małą do szkoły. Wrocław jest teraz strasznie rozkopany i korki nie do zniesienia, więc im bliżej tym lepiej. Poza tym tu mam możliwość pracować w godzinach jakie sobie wybiorę. Gdzie pójdę pracować od 6 do 14? Niestety to koniec pozytywów tej pracy, więc siedzę gołym tyłkiem na jeżu i jęczę :(
-
Jamko, gdzie nam zaginęłaś????????