Powracając do tematu prof Dziubka :)
Nie mam zamiaru na forum negatywnie reprezentować postawy profesora. Chciałabym tylko, aby młode mamusie nie miały takiej niepewności, co ja po trzeciej wizycie w szpitalu zakaźnym.
Raz się dowiaduję, że nie jest źle, a miesiąc później przy prawie niezmiennych wynikach słyszę, że jest wręcz tragicznie.
W skrócie opiszę moje wizyty:
Na pierwszej - prof zbadał moje węzły chłonne (było i jest OK :) ), wypytał się o moje samopoczucie (czy byłam przeziębiona) w ostatnich tygodniach, miesiącach (wszystko OK- byłam zdrowa jak ryba).
Kazał powtórzyć badania. Przepisał antybiotyk.
Dostaliśmy ogólne info o tokso. Lekarz nie chciał się obszernie wypowiadać, póki nie ma badań z laboratorium.
Po tej wizycie nie miałam nic do zarzucenia :)
Na drugiej - niby wyniki ok; wydaje się mu, ze mój układ immunologiczny jest zachwiany, mimo wszystko nie wyklucza czynnej toksoplazmozy. Antybiotyk brać.
Nie miałam nic do zarzucenia :)
Na trzeciej wizycie spojrzał w wyniki i powiedział, że to bardzo świeże zakażenie.
Zgłupieliśmy! Wypytując się go o wyniki, czy są lepsze/gorsze w porównaniu z poprzednimi - nie dostaliśmy jednoznacznej odpowiedzi. Mieliśmy wrażenie, że sam nie wie co powiedzieć :|
Powiedział o amniopunkcji, której nie poleca, gdyż to zabieg inwazyjny i groźny dla dziecka. Ale jak chcemy, to nie ma problemu - przepisze skierowanie.
Skierował nas na kolejne badania krwi.
Z gabinetu prof Dz. wyszłam ze łzami w oczach.
Lekarz nie dawał ani krzty nadziei, że może być dobrze, mimo że miesiąc temu nie było najgorzej.
Podsumowując...
Słowa dr Kajfasza:
\"Prof to zacny i dobry człowiek. Bardzo wiele mu zawdzięczamy, ale musimy wziąć pod uwagę jego wiek...\"
Słowa Bywalca:
\"pogubił się\"