Jestem facetem, który nie miał do czynienia z gwałtem (poza oglądaniem filmu w telewizji).
Ale przyznaję, że systematycznie borykam się z depresją.
Wydaje mi się, że przeżycia o których tu piszecie bardzo to przypominają.
Przyznaję też, że mi bardzo pomaga relacja z Jezusem.
Nawet jak jestem na kompletnym dnie emocjonalnym, to wiem że On jest.
Czasem okropnie jestem na Niego zły - obwiniam Go o różne rzeczy negatywne które spotkały mnie w życiu i teraz ciągną się za mną.
Później, kiedy przychodzi otrzeźwienie to wiem, że On nie jest winien tych koszmarów. Ale ciężko przychodzi mi dziękować Mu moje za życie.
Wydaje mi się, że coś mnie ciągnie na to forum: można tu poczytać wypowiedzi osób, które zostały skrzywdzone i jest to bardziej realne niż zadowolone miny moich ambitnych kolegów-kretynów z pracy.
Jak czytam o ludziach którym jest gorzej niż mnie to robi mi się lepiej - wiem że to egoizm, wybaczcie, ale napiszę coś też dla Was.
Może którejś z Was to pomoże: zwracajcie się do Jezusa, On naprawdę ma moc. Ja byłem już kiedyś na całkowitym dnie (tak mi się wydawało/wydaje). Kiedy zacząłem myśleć o samobójstwie, to przypomnieli mi się ludzie którzy mieli jakąś nadzieję: papież, mój najstarszy brat, jeszcze ktoś - już nie pamiętam. Postanowiłem wtedy że zanim się zabiję, to sprawdzę, upewnię się, że nie ma Boga. Nie dawało mi to spokoju, że może jednak On jest i ja mogę Go poznać. Może jednak On jest i ja mogę mieć z Nim relację/kontakt, mogę doświadczyć Jego miłości, pomocy. Trwało to ok 1,5 roku i przekonałem się, że jednak jest i działa (w sensie - nie zostawił nas samych na pastwę losu).
Wiem, że on ma tę moc, która zmienia mnie wewnętrznie. Czasem kiedy jest całkiem czarno potrafi zrobić coś sympatycznego.
Chociaż lekko nie jest.