Witajcie, ja choruje na nerwicę od ponad 10 lat, choć własciwe leczenie zostało podjete niespełna rok temu - byłam tak dobrze leczona ze wylądowałam w szpitalu na 5 tygodni( ztym dobrym leczeniem to był sarkazm). To przez co przechodziłam przez wszystkie lata to prawdziwa meczarnia.Lekarze metodą prób i błedów szukali przyczyny - ale to każdy z Was doskonale zna.Niedawno kupiłam sobie płyty z treningiem autogennym Schulca i Jackobsona, ale jak na razie nie mogę się zebrać.Słyszałam ze to pomaga w nerwicy. Psychoterapia w moim przypadku chyba odpada, bo doskonale znam przyczyny i źródło moich problemów - tylko nie umiem ich ujarzmić. Ale zobacze jak treningi nie pomoga to kto wie. Widzę jak zycie przecieka mi przez palce ale ja już nie mam siły z tym wszystkim walczyć. Powtarzanie optymistycznych mantr i programowanie się na optymizm to też nie zawsze pomaga - chodziaż zauważyłam że lepiej znoszę kolejne ataki. Ale same powiedzcie ile można ? Prawie nie wychodzę z domu, bo po lekach mi sie nie chce, tylko do pracy i z powrotem. Niedawno kupiłam sobie telefon komórkowy wiecie jakie jest moje ,,pozytywne\" myślenie? Jak padnę to chodziaż będę mogła zadzwonić po pomoc - to jest chore! Dzisiaj od rana cała się trzęsę i jak zwykle w zwiazku z tym nic nie jem , najlepsze ze nie mam żadnego sensownego powodu zeby sie denerwować ale czy nerwicy jest potrzebny powód ? Byle nam zycie uprzykrzyc. Najgorsze jest to że kilka miesięcy temu poznałam w internecie mężczyzne ( bo w realu nie mam gdzie ) i sie zaprzyjaźniliśmy ( to czysta przyjaźń nic wiecej) boję sie przez moją ,,ukochaną\" chorobę zerwę tę znajomosć, tak jak wszystkie inne.Chciałabym sie kiedyś obudzić i nie bać sie niczego.