Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

glicynia

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez glicynia

  1. Kto dla nas ma być dobrem najwyższym? My sami... Bo tylko dzięki temu tworzymy w sobie człowieczeństwo. A więc skoro nie ma większego dobra niż ja, to głupcem jest ten, kto to dobro odrzucił i nie zatrzymał, bo czy można odrzucić i zrezygnować z czegoś bardziej dobrego niż ja?
  2. Mam tej miłości do siebie tyle, że chciałabym ją dawać albo wymieniać się z kimś innym. Kochane, czytam Was i tak sobie myślę, że mówiąc o tym, że tkwimy w toksycznych związkach zapominając o sobie, nie kochając siebie. Czy to nie prowadzi do kolejnego wbijania się w poczucie winy? Jest mi źle bo nie kocham siebie, nie kocham siebie bo: bo nie potrafię (jestem ułomna, więc on ma rację), bo mam ważniejsze osoby do kochania - m, dzieci (jestem ułomna, bo siebie stawiam na końcu, jeśli postawię na początku to będę egoistką), bo rodzce nie nauczyli mnie kochać (jest na kogo zwalić winę), bo wolę się użalać nad sobą zamiast kochać - a może nie wiem co to jest miłość. Może mój (nasz) związek z m to kompromis - szukanie ciepła, którego ja nie mam; szukanie uczucia, którego ja nie potrafię dać; szukanie spokoju, bo ja jestem wielkim chaosem i niepokojem; itd itd Jestem sama, osiągnęłam spokój, jest mi dobrze ze sobą, ale czy siebie kocham? Moje życie to łódź, która trafiła na ciszę na morzu, bez podmuchu wiatru, który nadyma mi żagle. Potrzebuję chociażby zefirka, bo ze sobą jest mi tak dobrze, aż mnie mdli z tej słodyczy. Mam czas na wszystko a nie robię nic poza to co najpotrzebniejsze, nie widzę celu, no bo jaki?
  3. Moje gg jest wciąż to samo. Czytając Was uświadamiam sobie, że mój m był (jest) jeszcze gorszy - kiedy pisał, kiedy się spotykaliśmy by dać sobie szansę to nie po to by okazać, że się coś zmieniło, że chce być ze mną tylko po to by uświadamiać mi, że to ja jestem wszystkiemu winna i będę tego żałować, że nie skorzystałam z szansy powrotu jaką on mi daje. Nie żałuję, ale i tak mi ciężko.
  4. Słuchałam ballad pewnego barda - w jednej z nich śpiewał tak: nie mów, że dasz dzieciom, bo ty w dzieciństwie nie miałaś. Nie mów, że muszą mieć lżej niż ty. Pozwól im Ciebie doścignąć, pozwól im lepszym od ciebie być.
  5. Goniąc Kormorany, napisałaś: \"Ty po prostu masz okreslone potrzeby, a poprzez niewłaściwych partnerów zaczełaś te potrzeby z siebie kastrowac, zeby sie jakoś jednak wpasować... Tak mi to wygląda.\" Tak było w moim związku, który się rozpadł i to chyba z tego powodu. On tak na mnie wpływał, że zaczęłam niszczyć swoje marzenia. Dopasowywać się do jego wymogów. Masz rację - zaczęłam kastrować to z siebie! Dzięki Ci kochana. Powoli mi się wszystko zaczyna układać w logiczną całość. Tylko dlaczego przyciągają mnie takie toksyczne osobniki? Czy to z powodu wyzwania i ryzyka, które nie obawiam się podjąć? Przepraszam, że pisze tylko o sobie, Mimo, że czytam Was to nie potrafię wypowiedzieć się z dobrą radą. Czuje bunt, ze nie potraficie sobie poradzić bez psychologa. Dla mnie to ostateczność a i wtedy nie wiem czy bym się oddała w obce ręce nawet najlepszego fachowca.
  6. cztery umowy, dziękuję Mam mieszane uczucia, czytam topik i wtedy ożywa we mnie przeszłość. widzę jakie błędy popełniałam tnąc wszystko w związku na zasadzie - trzeba zmiany od zaraz, u nas obojga. Wiem doskonale, że to toksyk (mega toksyk) i żadne działania nic by nie zmieniły. Zniszczyłam tylko siebie, pozwoliłam wbić się w poczucie winy, pozwoliłam zniszczyć swoją psychikę do tego stopnia, że przestałam dbać o siebie, zeszłam na minimum potrzeb. Chyba tylko instynkt pchał mnie ku życiu. Jest mi dobrze ze sobą, spełniam swoje zachcianki często wbrew zdrowemu rozsądkowi. Jak głodny co się nagle dorwał do spiżarni ze smakołykami. Ale odkrywam, że to co mnie pcha ku chęci bycia z kimś to potrzeba życia dla kogoś. Wiem, że mogłabym się spełniać w pracy charytatywnej, jako wolontariusz, ale to nie to samo. Nie potrafię się przełamać by pójść ku obcym. Bo m to ktoś bliski i na codzień. No i mam takie właśnie pomącone myśli. Ze swojego związku, ze swojego zagubienia wyszłam bez psychologa, pomogła mi przyjaciółka-powierniczka, której mogłam się wygadać i nie liczyłam na wskazówki, wiedziałam, że muszę sama sobie poradzić, bo tylko ja wiem jak mój organizm reaguje na leki - bo przecież rady to też lek. Pierwsze co zrobiłam to zaczęłam słuchać siebie. Bez szukania przyczyn mojej ułomności, bo o z tego, że choroby można wlec od dzieciństwa, przyczyn się nie zlikwiduje bo to dawna przeszłość a znając objawy i źródło trzeba je uzdrowić. Tak to robiłam. Buntowałam się, płakałam, rezygnowałam ale coś się zmieniało i to na lepsze. Pisałam o swojej nieakceptacji siebie od strony fizycznej - tak, i uroda i ciało, i doskonale wiem, że niektóre sfery są bezpowrotnie zdeformowane, nic się nie da zrobić bez skalpela. Tak długi czas myślałąm, więc skupiłam na tym co można zmienić. Zmieniłam sposób ubierania się, na twarz wyciągnęłam to co w duszy. Nie zauważałam, że to pomogło. Całkiem niedawno po spotkaniu z jakimś nowym \"ewentualnym chętnym\" odkryłam amerykę - ja onieśmielam mężczyzn, bo jestem ... \"z klasą\" . Głupio powiedziane, bo nie tak wyglądają kobiety z klasą, ale chodzi mi o to, że jestem silną lipą, która ma urok i moc, pewność siebie i wie czego oczekuje od partnera. Dając znak, że sama sobie świetnie radzę, a na związek zdecyduję się dopiero kiedy spotkam człowieka, który też świetnie sobie radzi z życiem, żeby stworzyć związek dwojga silnych drzew, splecionych gałęziami. A zaraz potem dociera do mnie, że czas ucieka, szybko płynie... A ja czekam w tymczasowości. Bo to nie zamknięcie się w sobie i tkwienie w błotku bez chęci zrobienia czegokolwiek i użalania się. Jestem w zawieszeniu, w oczekiwaniu a na co? sama nie wiem. dla Was.
  7. Czytam Was cały czas, dokładnie, słowo po słowie. Próbuję czerpać siły, wyciągać wnioski dla siebie. Już dłużej nie mogę, ogarnęła mnie pustka, brak nadziei i bezsens wszystkiego co robię. Zachowuję się jak maszyna z funkcjami potrzebnymi do egzystencji. Nawet nie zazdroszczę nikomu, że mu się udało, tylko jakiś głupi żal i wpadam w niebezpieczny etap użalania się nad sobą. Nie kłóćcie się, bo przypominacie M.
  8. Niebo nie umiem zrozumieć dlaczego Twój syn ma się wyprowadzać ze swojego domu (bo przecież twój dom jest też jego domem) tylko dlatego, że mężczyzna, którego kochasz, stawia to jako warunek. A tym bardziej, że miałby się wprowadzić z własnym dzieckiem. Uważam, że syn sam powinien zdecydować czy i kiedy ma się z domu wyprowadzić. Bo przecież jeszcze studiuje i nie jest darmozjadem.
  9. Oneil, święte słowa. Medalion, właśnie tak, mam podobnie.
  10. Cztery umowy, dziękuję. Ja to rozumiem. W towarzystwie jestem lubiana, bywam na imprezach i wcale nie siedzę w kącie. W takie myśli o swoich defektach wpędzam się po każdej kolejnej próbie spotkania mężczyzny na dalsze życie. Rozmawiam z kimś wirtualnie, jest pięknie, wysyłam fotkę i rozmowy się kończą. Wiem, że po spotkaniu byłoby inaczej bo mam świadomość swojego wnętrza ale ta świadomość jest spychana coraz głębiej i głębiej, stąd moje złe samopoczucie i obwinianie wyglądu za taki stan. Nie chcę się zmieniać i \"pacykować\" ale czy to nieuniknione? Gdyby nie te samotne wieczory i noce, samotne wyjazdy i pustka........ Dlatego praca i praca.......
  11. Nadal jest mi źle, kolejny weekend bezsensownie spędzony. Ktoś mnie wcześniej pytał o przyjaciół. Mam ale na odległość, zostali w moim poprzednim miejscu zamieszkania. Tu są tylko dobrzy znajomi, jeszcze nie przyjaciele, których zdobywam dopiero po rozstaniu z nim, bo przecież kiedy byłiśmy razem to nie wolno mi było utrzymywać kontaktów towazyskich. Jeśli to razem i tylko na duży dystans. Jesli nawet ktoś raz do nas pzyjechał to potem już nigdy. A ja potem wysłuchiwałam ile to zachodu i pieniędzy wydane. Cztery umowy \" A intuicja podpowiadała dalej - poprzedniczkę też nosił, a skończyło się na tym, że chwali się, że na zakończenie...\" Ja też się dziwiłam że z poprzednią żoną tak postąpił jak postąpił i jeszcze mi o tym opowiadał, bez satysfakcji ale ze złością, że przecież ona była na jego utrzymaniu (a oboje pracowali). Już nie powiem jak ze mną postąpił, kiedy uciekłam zabierając osobiste rzeczy. Ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że z tą następną co teraz z nim jest postąpi podobnie, bo ona jest \"kasiata\" i śliczna. Przyłączam się do Twoich słów do Niebo \"Niebo, tak masz rację praca potrafi...uniknąć wielu konfrontacji ze sobą samą.\" Dla mnie to drugi a nawet pierwszy dom, jej podporządkowałam swoje życie. Od niego nie raz usłyszałam, że z powodu pracy nie mam czasu przemyśleć co złego zrobiłam i dlatego jego się czepiam o rozpad związku. Karotka00, nie wiem na co jeszcze czekasz. Zrób klalkulacje i napisz co masz z nim a co będziesz mieć bez niego. Możliwe, że kilka punktów się powtórzy np brak pieniędzy ale więcej zyskasz niż stracisz a przynajmniej bez strachu przed bólem fizycznym i psychicznym. Mój mnie nigdy nie uderzył ale to co robił z psychiką to... brak słów. Perfidny - wiedział, że siniaki się zgoją ale psychika na zawsze zostanie uszkodzona. Karotka00, jakie dziecko urodzisz Ty niedożywiona, zestresowana, poobijana. Pomyśl i zrób to na początek ze względu na dziecko a potem na siebie. Karotka, to nie uzależnienie, to głupota która każe Ci myśleć, że jak odejdziesz to nie dasz sobie rady. Poligon jaki przeszłaś z nim wzmocniła Cię na tyle, że dasz radę w każdej sytuacji. Wierna czytelniczko, każdy się boi samotności. Potrzeba czasu by zrozumieć ją i zaakceptować. Bo czy będąc z nim nie jesteś równie samotna? Będąc sama masz nadzieję na odmianę a z nim? Żadnej!! Czytam Was, moje drogie i widzę, że może mój los nie był aż tak okrutny dla mnie, może zbyt wiele oczekiwałam normalności, ale może to dlatego, że uwierzyłam że można zacząć na nowo życie we dwoje po przejściach. Nadal nie udało mi się nikogo spotkać, portale randkowe nie sprawdziły się, a może ja się nie sprawdziłam bo pierwsze co widać to zdjęcie a nie to jaka jestem i kim jestem........ Jestem zrezygnowana i wstyd mi pisać o sobie czytając jakie macie problemy, moje przy Waszych to nic. Drobiazg, a jak mnie rozwalił. Może to jednak coś ze mną jest nie tak?
  12. Ktośśśśśś [kwiatek} dziękuję. Ja musiałam odejść bo się zbuntowałam, ale główną przyczyną nie to było, że ja tylko do roboty. Jak Cię czytam, to czasem myślę, że czytam siebie samą gdybym pisała o sobie. Jak się tego pozbyć? Jak odgonić te myśli?
  13. No tak, łatwiej wydostać się będąc zakopanym do pasa.... Czytam i dochodzę do wniosku, że nie jestem uzależniona - super! Czytam i widzę, że najtrudniejsze mam za sobą - super! A teraz postanowiłam zrobić coś dla siebie - zmiana diety, więcej ruchu - na początek wystarczy. Byleby nie kolejny słomiany zapał.
  14. Nie, nie jestem kobietą bluszczem. Przeciwnie, jestem zbyt silna. Po tym jak się wyprowadziłam ktoś o mnie powiedział - ambicja kosztuje, czasem warto spuścić głowę by nie być w życiu samemu. Przyznałam rację tylko w części - ambicja kosztuje. Moim marzeniem od zawsze była rodzina, taka z tradycjami, kilkorgiem dzieci, domowym jedzonkiem, ogródkiem z warzywami, najlepiej wielopokoleniowa. Ni, nie mną w roli kury domowej, ale współ.... we wszystkim - nie tylko w pracy ale i w decyzjach. Mam jedno dziecko (wczesna śmierć męża), potem związek w odpowiednim wieku na dzieci ale się okazało, że on dzieci nie ma i nie może mieć. Zaczęło mu przeszkadzać moje dziecko. Ze spokojnej, ciepłej, ambitnej (praca zawodowa z dość wysokiej półki) osoby, która z łatwością godziła pracę w domu z pracą zawodową, zrobiłam się kobietą walczącą. O co? o swoje prawa w obcym domu, o prawo do spokojnego życia mojego dziecka, o prawo zachowania pracy, o prawo do zestarzenia się w naszym domu z ogródkiem i pięcioma kurami, o prawo do depilowania nóg, o prawo do ufarbowania włosów, o prawo do wizyty u kosmetyczki i o wiele innych praw.... Śmieszne? Tragiczne!! Cieszę się, że to się skonczyło, ale lata zaniedbania swojego ciała, swojej duszy zrobiły swoje. Był stres, były leki, było tycie, było odchudzanie - zostały ślady nad którymi nie panowałam. Nie lubię siebie za to, że byłam tak naiwna i uległa. Nie chcę się zmieniać. Jestem wartościową osobą, ale to widzi się dopiero kiedy dam się poznać. Najpierw widzą oczy....
  15. Nie potrafię się uporać z tym problemem: "Pojednać się ze sobą to także przebaczyć innym ludziom krzywdy czy zło, które mi kiedykolwiek wyrządzili. Przecież zło, którego doznałem od innych, jest już przeszłością. Jest bólem, który już przeżyłem." Wiem, że mnie to zabija ale jest jak nałóg - nie potrafię się uwolnić.
  16. Cztery umowy, tak naprawdę przestałam się już użalać nad sobą, teraz tylko dopadają mnie takie momenty i może właśnie że teraz trwa to pchnęło mnie, by odezwać się na topiku. Jestem aktywna od kiedy wyjdę z domu, praca mnie pochłania, jest moją pasją ale kiedy wracam do domu, który jest dla mnie kompromisem, musiałam szybko znaleźć lokum by móc się wyprowadzić, widzę, że mogłam to zrobić inaczej, kupić coś innego. Próbuję polubić to miejsce, bo tu mam spokój. Jestem pełna sprzeczności, nastroje ciągle zmienne, raz się lubię bo jestem inna, innym razem myślę o sobie jak o nieudacznicy. Ta ciągła huśtawka jaką sobie funduję zmęczyła mnie. Na przykład - jestem w pracy ceniona i doceniana i myślę sobie: dlaczego mój eks ciągle mi wypominał moje powodzenie w pracy. Zazdrościł? Idę ze znajomymi na piwo, myślę sobie - wśród tego towarzystwa są osoby żonate/mężate i im wolno iść na godzinkę ze znajomymi a ja miałam szlaban nawet na rozmowy telefoniczne z rodziną, kiedy miałam na to chęć, z koleżanką też nie wolno mi było \"poplotkować\". Tak, masz rację - jestem zmęczona.
  17. Właśnie tak jest jak piszesz, ktosssss, dość studiów, dość bycia najlepszą w pracy, zawsze mieć czas na dodatkowe zajęcia, łapać okazję \"dorobienia\" pieniędzy tylko, że to bardziej chodzi o zabicie czasu. Ale przychodzą wolne dni takie jak ten weekend, samotne spacery, samotne wyjazdy jakoś nie cieszą. Mało czytam, nie mam chęci. Na szydełkowanie wzrok już nie pozwala wieczorami, w dzień nie mam czasu, większość czasu spędzam poza domem, bo go nie lubię, duszę się w czterech ścianach. Cztery umowy, jestem inna, też uświadamiałam te \"zastępczynie\" i mimo to znajdowała się kolejna, która chciała spróbować, kiedy nikogo nie miał próbował kontaktu ze mną i oczekiwał mojego powrotu, teraz znów jest kolejna, być może na stałe, więc ja mam spokój - nie nęka mnie. Czas nieprzychylnie mnie potraktował, zaznaczył ostrymi rysami moją twarz co przy tym typie urody powoduje, że na pierwszy rzut oka wyglądam na nieprzystępną, mimo uśmiechu jaki wykrzywia mi twarz.
  18. Może właśnie niepowodzenia w znalezieniu kogoś pomału obniżały moją samoakceptację, Widocznie muszę się zmienić by ktoś mnie zechciał? Bo bez zmian jestem do niczego jak pokazuje doświadczenie.
  19. A jak tego czasu jest dość, jest go tak dużo, że masz już dość siebie samej bo tylko ty i ty i ty i nikt więcej? Mam sobie powtarzać, że ja jestem dla siebie najlepszą przyjacółką - przecież to oczywiste, przecież to wiem, ale od życia oczekuję czegoś więcej - dawania i brania, wymiany!
  20. Niebo , dziękuję, wybór nicku był przypadkowy, nie wiedziałam nic o tej roślinie. Dziękuję za rady, ale do psychologa nie pójdę, nie podoba mi się ten styl radzenia sobie ze sobą. Nie chcę żadnego fachowca tego typu fachowca. Piszesz o jakimś programie, niestety, nie mam telewizji ani satelitarnej ani kablowej. Dręczą mnie wspomnienia, mój eks wystarczająco mocno wbił mnie w poczucie winy za niepowodzenie związku i niepowodzenie tego co się potem stało. W zmianach dotyczących swojego wyglądu mam słomiany zapał, szybko się zniechęcam, mam świadomość, że w tym wieku niewiele zmienię - cera zaniedbana przez lata przeżyte w płaczu, stresie, nerwach, sylwetka sflaczała, brak motywacji do systematycznych ćwiczeń, zmiany trybu życia - praca i zmęczenie, jakiś zryw do ćwiczeń, spacerów a potem znów rozleniwienie i brak pozytywnego myślenia.
  21. Witam, Was świątecznie i majowo. Bywałam na Waszym topiku, kiedy zakończyłam swój toksyczny związek. Bywalam, by czerpać siły i natchnienie na przebycie wszystkich kryzysów, odegnanie złych myśli, by znaleźć odpowiedzi na wciąż zadawane pytania. Nie pisalam tylko czytałam. Minęło prawie trzy lata. Próby powrotu, tęsknota, próby dogadania się ale raczej to były nakazy z jego strony a ja miałam się dostosować, zaakceptować bo on przecież we wszystkim miał rację tylko ja się myliłam. Mimo cierpienia obserwowałam co się u niego dzieje, powodowała mną chęć zemsty i cieszyła jego samotność. Miałam cichą nadzieję, że kogoś spotkam, ktoś mnie wesprze ale nie robiłam nic w tym kierunku. Moje poczucie własnej wartości sięgnęło dna mimo że nie mam powodu narzekać na to co mam jeśli pominąć samotność. Myśli się tłoczą, jest mi źle, chcę porozmawiać ale kiedy jest ktoś z kim mogę czuć się swobodnie to albo wpadam w skrajność narzekania i użalania się nad przeszłością albo zamykam się i nie potrafię ust otworzyć. Brakuje mi spokoju wewnętrznego i nie wiem jak go osiągnąć. Czuję się bardzo zagubiona...... Nie jestem atrakcyjna i cokolwiek robię żeby to zmienić wydaje mi się nieudolną próbą, rezygnuję i ręce mi opadają z niemocy. Nie potrafię odnaleźć się w swojej samotności....
×