az mi wstyd
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez az mi wstyd
-
o nie, modern talking? Mi się zawsze wydawalo, ze ten zespół powstał dla draki, a oni maja fanó! haha :D
-
pedalskie? ja tam kocham "pedalskie" Queen i czasami są jakieś ich piosenki, tyle, ze z lat 80, czyli komercha. Prawdziwej muzyki z lat 70 nie usłyszysz w radiu często... pozatym co to ma znaczyć pedalskie? Freddie był gejem i jednym z najwspanialszych wokalistów w historii więc to czy coś jest "pedalskie" wcale nie musi być gorsze, wręcz przeciwnie - on był lepszy niz inni.
-
wydawało mi sie, ze to były złote przeboje, jeśli nie to przepraszam za fałszywe informacje. Najlepiej mieć wlasny gust i nie sluchać tego, co ktoś tobie puści, tylko samemu wybierać, bo jest w czym, tyle wspaniałej muzyki..
-
a pozatym to najgorsze radio to radio eska, nastawiłam sobie budzik w radiu, niefortunnie na tej stacji. 6 rano - jak nie pierdzielnie jakaś lady gaga czy rihanna! zerwalam sie w dzikim szale, zakręcilo mi się w głowie i wyrżnęłam w podłogę, koszmar!
-
ale jak juz włączam radio to tylko na złote przeboje, czasami nawet Elvis się trafi, albo Beatlesi a raz to nawet z rana usłyszałam Immigrant Song Led Zeppelin -cały dzień chodziłam wesoła :D Jedyne radio, ktore choć trochę mi sie podoba
-
Ahh jak dobrze, ze nie słucham radia :-)
-
nie, jakoś teraz się spokojnie zrobiło, chociaż miałam jedną poważna wpadkę. Ale teraz nie mam czasu na opowieści, napewno napiszę innym razem.
-
ktoś mnie jeszcze pamięta?
-
ta zjebana kanapka zamyka sie i otwiera, ale nie brudzi sie od ketchupu :-o przełączam to gówno jak tylko się pojawi na ekranie
-
Postanowiłam, że wybiorę się na wycieczkę w góry, pooddychać świeżym powietrzem, popodziewiać przyrodę i posłuchać szumu wiatru prześlizgującego się między drzewami i szelestu liści, pod koniec lata. No więc wyjęłam z szafy największy plecak, jaki znalazłam - 2m x 1m. Imponująco wielki, większy ode mnie samej. Załadowałam go po brzegi puszkami fasoli i z trudem domknęłam wieko. Ja pie#$%&*e! Ta cholera była tak ciężka jak słoń! Myślałam, że żadną siłą tego ze sobą nie zabiorę, choćby tysiąc atletów zjadło tysiąc kotletów, nie zadźwigam tego szataństwa na samą górę, ba! ja nawet nie mogłam ruszyć z miejsca. Zaklnęłam jak stary wilk morski. I wpadł mi do głowy pewien pomysł... Wyszłam do bunka, który wykopałam w ogrodzie celem znalezienia kilku nadprogramowych puszek fasoli. Wykopałam bunkier na koniec świata, chcę przeżyć. Mam tam zapas fasoli, jakiego nigdy nie widzieliście. Otworzyłam właz, zeszłam po drabinie i spojrzałam na mój skarb.Istne El Dorado! Niebo na Ziemi! Zabrałam 10 puszek i połknęłam je wszystkie naraz jak smok wawelski. Zabulgotało w jelitach, gaz jeździł po brzuchu jak wyścigówka, tyle że wielkości tira. Powstrzymywałam w sobie tę niszczycielską siłę by dobiec do plecaka. Ok, jestem. zakładam plecak na plery, ustawiam się w pozycji bojowej i jak nie wystrzelę! Strumień gazów pod olbrzymim ciśnieniem odepchnął mnie od podłogi niczym apollo 13 paliwo rakietowe. Poszedł ogień, huk, dym, zgiełk. Leciałam ponad miastem z prędkością światła, przebijając barierę dźwiękową. Jak pocisk, szybowałam w dal, hen daleko, popierdując to w lewo, to w prawo dla zachowania równowagi. Ostro skręciłam w prawo, kierując strumien gazów nieco w lewą stronę. Lądowanie! Stopniowo zmniejszałam ilośc gazów wystrzeliwujących z tyłka, by obniżyć lot. Spadłam miekko na trawkę, z radosnym pierdnięciem wypalającym w niej dziurę i zostawiającym po sobie wypalony placek. Ach byłam na szczycie! Zaraz przy szlaku turystycznym, trudnym, oznaczonym czarnym kolorem. Rozsiadłam się, wypakowałam fasolę i poczęłam zajadać ze smakiem, popierdując z uwielbienia. Akurat nadchodziła grupka wycieczkowiczów, a mi, nie ukrywając, zajebiście zachciało się srać. Nieopodal była mała grota. Jedym susem wskoczyłam do niej, usadowiłam się wygodnie i czyniłam swoją powinność. Było gorzej niż mogłam się spodziewać. Kału było tyle, że zaczął wylewać się z groty i osuwać z urwiska. Nagle poczułam przypływ mocy. Bulgot był tak przeraźliwy i głośny, że odbijał się echem w całych górach. W końcy nastąpiła erupcja. Gówno wytrysnęło niczym gejzer, z miażdżącą siłą, po wielkim ciśnieniem. Masy brązowej sucstancji zlewały się z gór niczym lawa z wulkanu. Zalewało ludzi, ktozy, porwani przez rwący prąd kałowej rzeki spływali razem z mazią na sam dół, z przeraźliwym krzykiem i wrzaskiem. Zabrałam się stamtąd najszybciej jak mogłam, pogotowie ratownicze by mnie znalazło i doniosło do wojska, a tego bym nie chciała.
-
kalfas, źle nam życzysz? Yorkie, napiszę, ale teraz nie mam zupełnie czasu na to.
-
no to nieźle :D Ahaha, miałam wpadkę dzis, była dość wesoła, więc pewnie ją opiszę w najbliższym czasie
-
Szłam sobie właśnie ulicą radośnie popierdując. Było zimno, ciężkie chmury unosiły się na niebie, ustępując miejsca ciężkim i wolno płynącym chmurom gazowym, o zielonym zabarwieniu, pomrukiwały złowieszczo, grzmiały, raziły przechodniów piorunami. Złowrogie ołowiane sterowce, ogień zamieszany w kotle wirował pod sklepieniem, sycząc i iskrząc, zwiastując koniec. Miasto wyglądało ponuro, tak mi było smutno, ze to moja wina. Balansując na krawedzi chodnika, utrzymując równowagę rytmicznym popierdywaniem, dodawałam sobie otuchy. Co jak co, ale pierd w moim wykonaniu jest dumny. -Pssyt, mam tu coś specjalnie dla ciebie - zaśmiał się rubasznie kloszard, wyglądający ze śmietnika. Szeroki uśmiech obnazał dwa zęby, jedynkę lewą na górze, jedynkę prawą na dole, czerwone dziąsła zabarwione tanim winem. Wyglądał z tego śmietnika podtrzymując głową klapę, taki był radosny. Pogrzebał w smietniku i wydobył mały kaktusik, odkroił kawałek nożykiem i wręczył mi uroczyście "pejotl". Nie mialam przy sobie fasoli, więc połknęłam podarunek i ruszyłam ku "sklepowi z niezdrową żywnością'. Zwyczajowo wywarzyłam drzwi z kopnięcia-z-pierdnięciem i radosnym okrzykiem "dawaj fasolę, ze mną nie ma żartów!'. Pani Grzyb wyjęła spod lady stalową walizkę i wręczyła mi, przypominając nieśmiało o zakazie spożywania fasoli w obrębie sklepu. Rozsiadłam się na ławce w parku i otwierałam pusze za puszką, pochłaniając wszystko łapczywie. Siedziałam tak i nagle poczułam, ze cholernie chcę mi się srać, za przeproszeniem. Tak potwornie i nieznośnie, ze wybiegłam w krzaki w amoku, nie wiedzac co się dzieje wokól mnie, zresztą, w tedy jakoś mnie to nie obchodziło. Poczęłam uwalniać się od demona, ktory bulgocze w jelitach. Zerwał się silny wiatr, jeden z gazowych olbrzymów zasłonił słońce, padała juz tylko jedna, wąska stuzka światła - wprost na kupę niezidentyfikowanego pochodzenia, ale musze wam powiedzieć, że wyglądało to majestatycznie. Grzmoty grzmiały, ludzie uciekali w popłochu, tratując się nawzajem. Słychać było jeden wiekli wrzask, doprawiany zdecydowaną nutą pierdów, co dodawało temu zjściu nieco pikanterii. Być w epicentrum zagłady, wiecie jak to jest? Nie umiem wam tego opowiedzieć, pojmiecie tylko informacje o uczuciach - nigdy same wrażenia. Brązowa substancja szybko i zdecydowanie zaczęła wypełniać park, pochłaniając w sobie setki ofiar. Widzicie? Setki błotnych potworów z bagien, krokiem muchy złapanej na lep pełznie ku wyjścia, tak żałośnie. Zwyciężeni przez żywioł. Lecz na swoj sposub, było to zabawne. Wiem, ze po tych opisach widzicie coś smutnego, ale stanowię tu pewen rodzaj rozrywki, to było jak błotna kąpiel na woodstock. Nagle dostrzegłam radosne twarze ludzi, zapasy w "kisielu' (czyt. kale) Przebiłam się na drugą stronę. Dzieciaki miały ubaw, budowały łodzie i żeglowały. Stanęłam na ławce i odserwowałam rozwój sytuacji. "chcemy więcej, chcemy więcej!' skandował tłum, Boże! skąd się wzięlo tu tylu ludzi? Ok, myślę sobie, czemu nie. Ustawiłam się w pozycji bojowej i wystrzeliłam okazałego klocuszka, wprost w widownię, która pochłonęła go jak stado wygłodniałych wilków kawał mięsa. Wszyscy się baliwi, spiewali kałowe piosenki o kupach. Był tylko mału problem z panią Fetor. Doskoczyła do mnie i zaczęła dusić. rzyciłam się w tłum jak na koncercie rockowym, z pania Fetor na plecach. Kolorowe rzeczy latały wokół przedzierane przez szpony sąsiadki, mierzące pół metra każdy. W ramach obrony własnej napięłam się mocno, i jak z silnika odrzutowego wysrzeliłam strumień gazów pod ogromnym ciśnieniem, uwalniając sie od napastnika. Wstałam, otrzepałam się i poszlam do baru upić się z nowymi "fanami" Rano obudziłam się i włączyłam telewizor. Nie było nic o tym, prasa tez milczy. Wyjrzalam przez okno i wszystko bylo ok - zero sladów jakiegokolwiek zniszczenia, chaosu, czy nawet niepokoju. Wszyscy byli normalni, jakbym tu nie mieszkała. I chyba to był sen. Nie wiem po co opisalam, to. moge was pocieszyć, ze z rana pierdnęłam z silą, ktora rozwaliła szyby, jesli zalezy wam na realnych wpadkach, namacalnych... Ale ja tylko próbuję podbić ten topik, bo ostatnio nikt tu nie zaglada :-)
-
no dobra, opowiem coś niedorzecznego i dziwnego... az chciałoby się rzec, że nierealnego...
-
parówki z zakalcem. pokemoooonyy, pokeeeemooonyyy jedzą gofrów tony...
-
Jak powstał gazowy olbrzym. Ten dzień zapowiadał się pięknie. Piękna pogoda, ciepło, słońce świeci, ptaszki śpiewają. Było naprawdę uroczo. Wyszłam jak co ranka do sklepu z niezdrową żywnością sadząc przedtem dorodnego klocka na wycieraczce Pani Fetor. Hi- hi- hiii... Ale miała potem minę... No ale wracając do tematu. Szłam wzdłuż krawężnika, balansując na krawędzi i popierdując radośnie w celu utrzymania równowagi. Sklepik wygląda dość niepozornie, naprawdę nie wygląda mi on na miejsce, gdzie demon czerpie siły. Taki bunkier z dyndajacym szyldem i moim wizerunkiem, pod którym widnieje napis "Tego klijenta nie obsługujemy". Ale to bez większego znaczenia, i tak tam chodzę. Nikt nie ma odwagi się temu sprzeciwić, bowiem mój gniew jest straszliwy i okruny a śmiałka spotyka zagłada. Wywarzyłam drzwi z "kopa z pierdnięciem" - moim popisowym numerem. "Dzieńdobrywieczór pani, ja tu w sprawie fasoli!" Po tych słowach ekspedientka wyciąga spod lady walizkę po brzegi załadowaną fasolą i kładzie ją na ladę. "Dla pani za darmo, tylko bardzo proszę, niech pani nie spożywa w obrębie sklepu..." Zrobiła żałosną minę, żal mi jej było. Poprosiłam jeszcze o winko. "Wino, o tak wczesnej porze?" Zapytała bezczelnie, zeskanowałam ją groźnym wzrokiem i celnie zripostowałam "Wino z rana jak śmietana!" Wzięłam walizkę pod pachę i wyszłam pierdząc ostentacyjnie, niech ma za swoje, wścipska baba. Rozsiadłam się iście królewsko na ławce w parku, Otworzyłam winko i fasolę. Zastanawialiście się kiedyś, co było w walizce z Pulp Fiction? Puszki z fasolą. Poświata odbijała się od wspaniale wyprofilowanych puszek tego przysmaku. Cóż za cyzelerstwo! Skosztowałam trunku, opróżniłam puszkę delektując się niepowtarzalnym smakiem i popierdując z radości. Aż tu nagle widzę, że z oddali wyłazi Pani Fetor!!!Popuściłam ze strachu. Sunie w moja stronę z pianą w pysku i wyszczerzonymi zębami. Ohhh man, nawet nie skończyłam 15 puszki a ta jędza nadciąga. Wrzuciłam resztę w krzaki, złapałam wino i zaczęłam uciekać z krzykiem przy akompaniamęcie symfonii bąkowej. Niczym odrzutowiec wystrzeliłam z ławki pędząc jak lampart pędzacy przez puszczę. Ale sąsiadka to cwaniara, biega szybciej niż ja. Rzuciłam się w krzaki z nadzieją, że mnie nie znajdzie. Zatkałam dłonią usta, zeby mnie nie wytropiła. Zatrzymała się. słychać było tylko jej oddecz, wirował mi w mózgu wysadzając gałki oczne na których rysowało sie przerażenie. Zaczęła niuchać i sprawdzać ślady. Poczułam jak wielka gazowa kula przeciska się przez jelita i złowieszczo burczy. Nadstawiła uszu. Pierd zbierał moce by następnie wystrzelić niczym kula armatnia z wielkim hukiem i dymem. Walczyłam z nim, lecz nie dawałam rady. Czułam jak rozrywa mnie jego nadludzka siła. Grzmotnęło. Ziemia się zatrzęsła i ptaki odleciały z drzew. Atmosfera była złowieszcza, niczym ten utwór - http://rockmen.wrzuta.pl/audio/9jF2TLNKYUk/ . W końcu gazowy olbrzym uwolnił się. Był potężny. Pani Fetor uciekła z wrzaskiem, jak reszta ludzi znajdujących się w parku. Kula gazowa popłynęła niczym ołowiany sterowiec ku górze, z łoskotem, takim nie do opisania. To było jak wielki głaz spadający ze skalistego urwiska, miażdzacy swoją siłą i ciężarem. Czy to prawdziwe życie? Czy to tylko fantazja? Widok był piękny i zarazem przerażający. Ciężki obłok zawisnął nad miastem niczym oko saurona, rzucając piorunami i gróźnie pomrukując. Wydzielono strefę zamknięta, wojsko patroluje teren. Próbowano zestrzelić ten "niezidentyfikowany obiekt latający", jak to mówią w miejscowych mediach, lecz na próżno ich starania... Sprawa miała trafić do Waszyngtonu, ale wyśmiali ich, gdy mówili czym ów niezidentyfikowany obiekt latający jest... Dlatego nie dziwię się, że na forum nikt mi nie wierzy...
-
Ok, to będzie ekranizacja oparta na topiku z kafeterii "Wasze toaletowe wpadki" :D Zaraz napiszę jak powstał największy z gazowych olbrzymów, ktore udało mi się stworzyć
-
Phi, gazowy olbrzym. Nad moim miastem unosi się cały układ złożony z takich gazowych olbrzymów, chyba nie musze mówić, czyja to sprawka...
-
ale Ty masz przygody :D Zdrapałeś biedaka ze ściany?
-
aaa jak miło :D
-
Kobietki, dawno Cię nie widziałam! Kalfas, człowieku, co ty narobiłeś. Teraz jeździ na koniu po mieście i sieje zniszczenie! Na dwóch nogach nie miała by takiego zasięgu rażenia :-o :D
-
a mnie ludzie o wymyślanie oskarżali!
-
Kalfas, tym postem przeszedłeś samego siebie, jest tak długi, że ludziom nie będzie się chciało tego czytać... ale ja przeczytałam i powiem jedno: tu nie ma miejsca dla nas dwóch. Nie wierzę, ze zrobiła taki sajgon do tego chyba tylko ja jestem zdolna Klawiaturę juz mam w zwiazku z tym można spodziewać się kolejnej mojej wpadki niebawem