Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Rozdarta..

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Rozdarta..

    KOCHANKI II

    Może zacznę o tej płodności, może widocznie pani wróżka widziała wcześniej ten problem, niż my byśmy go sami zauważyli... ale nie ważne...nie wracajmy może już do tematu wróżki, bo nie chce nikogo przekonywać albo dawać dowodów na to co usłyszałam, i że większości rzeczy nie dało sie wyczytać tak po prostu ze mnie... to nie jest możliwe.. Faktycznie, neguje teraz mój związek z mężem, bo nie potrafimy się wogóle porozumieć, ale nie gloryfikuje związku z kochankiem, tak nie jest... Oceniam jego cechy, przypatruje się mu i analizuje... Nie zawsze jest idealnie, bo uczestniczę w jego problemach, bo takie właśnie ma, często rozmawiamy o naszych uczuciach, emocjach, doradzamy sobie w każdej sytuacji... Obserwuje jak pomaga swojej siostrze, która jest samotną matką, jak dba o swojego siostrzeńca, jak się odnosi do innych ludzi, do rodziców, jak rozwiązuje problemy, jak postrzega świat, że potrafi o wszystkim porozmawiać, wyjaśnić... mamy bardzo wiele podobnych cech, dlatego tak dobrze się dogadujemy, mam czasami wrażenie ze ta nasza znajomość jest przede wszystkim przyjaźnią... I teraz zrozumiałam, że właśnie na przyjaźni chciałabym budować związek, związek partnerski, a nie oparty na chorej dominacji... i nie mowie, że on jest idealny, też ma wady, które dostrzegam, ale jest ich mniej i nie godzą w moją osobę... chodzi o to, że teraz wiem, czego szukam. Pisałam wcześniej, że kiedyś myślałam, że to, że ktoś bardzo kocha wystarczy, a reszta się jakoś ułoży, teraz jestem bardziej świadoma, jakiego związku potrzebuje, w jakim związku będę szczęśliwa... i to nie jest tak, że się łudzę, że jak teraz jesteśmy tak zakochani to tak będzie zawsze, ale wiem, że z taką osobą będzie mi łatwiej iść przez życie, która mnie wspiera, potrafi wysłuchać, doradzić, nie denerwuje się z byle powodu... a w małżeństwie jestem teraz ze wszystkim sama...niestety... Tak, oceniam i porównuje te dwie relacje... i ciągle się zastanawiam.... i boję sie wniosków do jakich dochodze... Ale staram się wyobrazić jak bedzie wyglądało moje życie za 10, 20 lat...i to jest dla mnie najważniejsze, nie to co się dzieje teraz... i jak na dzień dzisiejszy wyglądają moje relacje z mężem i kochakiem...
  2. Rozdarta..

    KOCHANKI II

    Też się tego obawiałam, że będzie mówiła rzeczy tak ogólne, że jakoś je sobie dopasuje do swojej sytuacji, że wiele ze mnie wyczyta. Ale ona czytała również z kart, które ja wykładałam, które ja mogłam sama przeczytać, nie było mowy o kłamstwie. I jak można wytłumaczyć to, że zobaczyła takie rzeczy jak: ilość źródeł dochodu mojego kochanka, to, że mój mąż chce zmienić prace, opowiedziała stosunek moich teściów do mnie, to że jest u nas problem z płodnością w małżeństwie (przez kilka miesięcy staraliśmy się o dziecko), że już od jakiegoś czasu nie sypiam z mężem i wiele wiele innych rzeczy. Wszystko się zgadzało. Ja wiem, że to brzmi nieracjonalnie, ale tak było... A ja szłam z całym przekonaniem, że po tym spotkaniu zdecyduje się na zakończenie tego romansu....bo to by było dla mnie najprostsze, wrócić do normalnego życia, zapomnieć o nim, nie myśleć o bolesnym rozstaniu, podziale majątku, zranionych uczuciach, wyrzutach obojga rodziców.... Naprawdę, tego chciałam, usłyszeć, że mój mąż jest dla mnie tym jedynym, z którym szczęśliwie się zestarzeje, że on zrozumie, że się poprawi, że będzie dla mnie lepszym mężem.... I tak naprawdę teraz się pogubiłam strasznie... i dałam sobie czas na przemyślenie tego wszystkiego... cały czas staram się porozmawiać z mężem o naszych problemach, on nie chce, bo twierdzi, że już setki razy o tym rozmawialiśmy, a ja jakoś tego nie pamiętam, może chodzi mu o te kilka wyburczanych przez niego zdań...eh.... Jak zaczynam jakaś rozmowę, to się zaczyna okropnie denerwować.... mówi, że go wkurzam i jestem upierdliwa... Mam odpuścić??? Jak to zrobię, to on wróci do codzienności w dobrym humorze jakby nigdy nic się nie stało, jakbyśmy nie mieli żadnych problemów.... A ja już nie potrafię przemilczeć, zapomnieć i zacząć następny dzień z uśmiechem na twarzy, jak to robiłam kiedyś - taka pełna miłości, czułości, zrozumienia i nadziei że będzie lepiej.... Może faktycznie decyzję już podjęłam, ale potrzebuje chyba czasu na przemyślenie tego wszystkiego jeszcze raz, upewnienie się, że tego właśnie chce... to jeszcze nie czas na taką decyzję... boję się zranić wszystkich dookoła, nie wiem czy mam na to wystarczająco dużo siły... Nawet nie wiem jak miałabym porozmawiać o tym z moim mężem, on pewnie zamknął by się w sobie i nawet nie chciał mnie wysłuchać, a nie chce tak się rozstawać i zostawiać tego wszystkiego bez wyjaśnień... Kurcze, to boli, jak trzeba zranić osobę która tak bardzo Cię kocha :( i powiedzieć jej, że w tobie coś zgasło, coś się wypaliło, żeby zawalczyć o swoje szczęście... :(
  3. Rozdarta..

    KOCHANKI II

    Musze Wam się jeszcze do czegoś przyznać... pewnie wiele z Was mnie zwyczajnie wyśmieje, ale trudno :) Troszkę mi się namieszało w życiu, więc postanowiłam, za namową koleżanki pójść do wróżki....nigdy wcześniej nie byłam, ale potraktowałam to bardziej jako rozmowe z kimś obcym o ewentualnych moich problemach, a tego bardzo potrzebowałam... Szukałam odpowiedzi na pytanie czy mój kochanek chce od mnie czegoś poważnego czy jest to dla niego tylko romans, który się za chwilkę skończy. Szukałam jakiegoś bodźca, żeby z tym skończyć i wrócić do męża, bo sama nie potrafiłam podjąć tej decyzji. To było tydzień temu... przyszłam, dałam zdjęcia męża, kochanka i nie tylko... i zaczełam słuchać... wróżka/jasnowidz genialnie opowiedziała mi o osobowościach o charakterach tych wszystkich osób, o rzeczach które się zdarzyły w ich życiu. Byłam normalnie w szoku. Aha i oczywiście nie zdradziłam jej, że to jest mój kochanek, powiedziałam, że znajomy, ale ona od razu wiedziała... Czekałam na to co chciałam usłyszeć.... Wiecie co powiedziała???? Że się za niedługo rozwiode, że gdybym została z mężem to nie będzie to udane małżeństwo, bo on ma trudny charakter i nie chce się zmienić...i że mój kochanek chce być ze mną na poważnie, że za niedługi mi się oświadczy, weźmiemy ślub, wyjedziemy za granicę i tam zajdę w ciąże... i bedziemy zgodnym małżeństwem, że będzie dla mnie dobry i opiekuńczy... jak to usłyszałam pojawił mi się uśmiech na twarzy.... mimo to mam mętlik w głowie i wcale nie chce się sugerować tym co usłyszałam, dlatego czekam na odpowiednie emocje uczucia i przemyślenia, które pozwolą mi podjąć ostateczną decyzję... eh... zagmatwane to wszystko jest....
  4. Rozdarta..

    KOCHANKI II

    Zastanawiałam się nad tym co napisałyście... i chyba tak naprawdę to boję się też przed sobą przyznać, że już nie kocham swojego męża tak jak kiedyś, coś się wypaliło, oddaliłam się... Boję się myśleć, że nie zawalczyłam o to małżeństwo, że to ja zadecyduje o rozwodzie :( Ale chyba nie chcę już o nic walczyć, już chyba coś we mnie pękło... i niestety doszłam do wniosku, że czas ktróry chciałabym poświęcić na "naprawianie małżeństwa" byłby czasem na usprawiedliwienie się, że zrobiłam wszystko, ale też potwierdzeniem tego, że lepsze będzie rozstanie... takie szukanie jego winy, usprawiedliwienie się, a przecież ja też zawaliłam :( Tylko brakuje mi odwagi, żeby ostatecznie podjąć tą trudną dezycję...Wiem, że będzie mi bardzo ciężko, że wszyscy będą mnie obwiniali, że nie będą chcieli zrozumieć, że nie czegoś mi brakowało...eh.....
  5. Rozdarta..

    KOCHANKI II

    Chce nam dać szanse, ale to jest trudne, były rozmowy o wizycie u psychologa, zobaczymy.... Wczoraj rozmawiałam z K. i powiedział, że na przez ten miesiąc nie będziemy się widywać, żebym na spokojnie pomyślała co dalej, zgodziłam się....Ale nasz kontakt nie będzie zupełnie zerwany, chcemy rozmawiać ze sobą, dzielić sie swoimi uczuciami i emocjami, dlatego pozostają nam rozmowy tel i maile.... on jest dla mnei jak przyjaciel, dlatego nie wyobrażam sobie całkowitej separacji....eh.... też nie chce rezygnować od razu z małżeństwa... dam nam szanse... ale nie wiem na ile mi starczy siły...
  6. Rozdarta..

    KOCHANKI II

    Ja tez nie twierdzę, że to dobrze, że na moją decyzję o rozstaniu ma wpływ ktoś trzeci, chce to rozgraniczyć, ale nie do końca się da. Tak się to ułożyło niestety, że się spotkaliśmy.... właśnie w tym czasie... i wiesz, gdyby nie on to co się wydarzyło, ja na pewno walczyłabym o to małżeństwo, dając z siebie wszystko, bo tak mnie wychowano, że kobieta musi znieść dużo, że powinna się poświecić, nie narzekać... i taka byłam właśnie... ale czy to jest dobre??? Mogę się starać, ale to mój mąż ma problem głównie z tym, że jest zamknięty, że jest nerwowy i dopóki się nie zmieni ja nie mam nadziei na udane małżeństwo. Nie mamy jeszcze dzieci.... wiec zastanawiam się czy lepiej nie odejść teraz, bo później będzie jeszcze trudniej...
  7. Rozdarta..

    KOCHANKI II

    Tak, wiem, to tylko 2 miesiące... ale jakiś czas temu, zanim jeszcze pojawiły się wizję wspólnego życia, spróbowania... zorientowałam się, że To co się dzieje pozwala mi chłodno spojrzeć na swoje małżeństwo i wtedy zobaczyłam, że nie jestem szczęśliwa i że chyba nie chce tak przeżyć całego życia. Gdyby nie ON to pewnie bym w tym tkwiła, aż coś by we mnie umarło... i zorientowałabym się po 20 latach jak bardzo jestem nieszczęśliwa i samotna... Dokładnie tak wygląda moje małżeństwo.... brak rozmowy, szacunku ze strony męża, okazjonalny sex, rozmowy tylko o zakupach i te wybuchy złości nie wiem często z jakich powodów... muszę uważać na każde słowo... nawet na to gdzie czasami stoję, żeby go nie zdenerwować... wiadomo nie jest tak zawsze... ale czuje ciagle stres i napiecie i to jest przerażające....zamykam się w sobie..oddaliłam się od niego i od innych ludzi... Mój ukochany nie chce żebym podejmowała decyzje o rozstaniu ze względu na niego, on chce żebym zrobiła to dla siebie, chce mi dać czas na przemyślenie swojego życia. Ja też tego chce. Wiec myśle o rozstaniu, ale dla siebie, myślę o sobie za 20 lat, myślę o dzieciach jakie one będą patrząc na takich rodziców, jaki damy im przykład... Już kiedyś chciałam odejść, byl to rok przed ślubem, ale nie miałam siły, on bardzo mnie kochał przecież, a ja czułam, że nikt nigdy mnie nie pokocha, ze nie jestem interesująca, fajna i atrakcyjna... moja przyjaciółka nawet mi powiedziała, że spotkam kiedyś kogoś bardziej odpowiedniego, ale jej nie posłuchałam, lęk przed samotnością i niewiara w siebie były silniejsze... eh myślałam ze miłość wystarczy :( Powiedziałam mu, że jestem nieszczęśliwa i zaczął się starać, oświadczył się i jakoś wszystko wróciło do normy. A ja jakoś sobie z ty, wszystkim radziłam. A teraz on się znowu stara, a ja mam wyrzuty sumienia, że nawet myślę o rozstaniu, ale gdzieś w środku wiem, że on się nie zmieni... tylko brakuje mi siły na decyzję, wiem, że zranię wiele osób... wiem że on będzie bardzo cierpiał i to mnie przeraża... czasami chyba za dużo właśnie myślę o innych niż o sobie :( i to jest mój problem....
×