zakochana_wariatka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez zakochana_wariatka
-
Boże daj mi szansę na to, proszę...obiecuje jej juz nigdy nie zmarnowac, bo chce z Nim byc... tak mialo byc...
-
taki oto on ? a jak ja go odtracalam niby? Tym że bylam zawsze przy nim? na kazde skinienie? tym? daj spokoj:/ Pietro->moim zdaniem jesli nie czujesz nic do tej laski to nawet nie próbuj jej nic obiecywac...bo skrzywdzisz i siebie i ją:o a na pewno byś tego nie chciał...:o, prawda? Przemysl to sobie...ale spotykanie sie na sile i byleby zaspokoic te druga strone jest ostatnia rzeczą ktora ja bym chciala przezyc:o naprawde, wiec pomysl o tym...
-
to powiedzcie mi czemu On sie anwet nie odezwie? Kiedys codziennie wieczorem sie odzywał, taka nasza tradycja...ostatnio coraz rzadziej;( dlatego ze odmowilam bzykania?:(:(:( na to by wychodzilo:I
-
:(:(:( dzisiaj dzien smutku, bo jak leci wszystkie w mieszkaniu sie poplakalysmy, każda inna historia, kazda łzy... Bosh jakie to zycie i ta milosc posrane...
-
takiotoon->no bo ten tekst który wkleilam byl pisany miesiac temu. Chodzi mi o slowa kocham i zalezy mi na tobie... czy to moglo minac w przeciagu miesiaca?????????
-
"Jest mi bardzo przykro że ciągle mówisz mi takie rzeczy. Myślałem że już wyjaśniliśmy sobie wszystko i będzie dobrze. Nie jest jakiś idealny ale się staram, a ty wogóle mi tego nie ułatwiasz. Wiem że często robiłem ci jakieś przykrości, ale nie zauważyłaś że od jakiegoś czasu staram się coś zmienic. Żeby było lepiej. Bo bardzo zależy mi na tobie. Wiem że głupio wyszło z tą wczorajszą sytuacją, ale zrozum ze to nie jest moja wina a już napewno nie cała. Zerwałem z nią kontakt i nie chce mieć juz z nią nic wspólnegoi szkoda że ty tego nie widzisz. Wiedz tylko że jest mi strasznie przykro jak słysze takie coś od ciebie od osoby którą kocham. Nie zrzucam całej winy na ciebie ale postaw się na moim miejscu..... Czy nie było by ci przykro...? Tylko mi nie mów że sam do tego doprowadziłem. Może i częściowo tak ale nie wiedziałem że tak będzie. Więc zastanów się czy możesz przestać wygadaywać ciągle takie rzeczy. Mam już dość ciągłych rozmów o tym samym które do niczego oprócz kłutni nie prowadzą. Więc zasatnów się czy możesz mi jeszcze zaufać i czy chcesz ze mną być. Beż żadnych wyrzutów" Znalazlam tą jego wypowiedz, sprzed miesiąca... czy mozliwe ze to wszystko sie zmienilo tak bardzo w tym czasie?:(
-
ludziska dzisiaj sie opiłam.chyba na smutasa.paliłam fajki jak nigdy :/ D.sie nie odezwał:( a mi smutno:( jak chuj:(
-
tak niebanalna... tak to wlasnie jest... tu niby wszystko wyjasnione, ale i tak niewiadomo na czym się stoi... Daj mu czas, może myśli...niech sie sam odezwie-jak będzie chciał na pewno tak zrobi:) Mój od momentu jak nie odpisalam mu na smsa, tylko raz zadzwonił w słuzbowej sprawie, po czym zapytał dlaczego nie odpisałam na smsa z propozycją... oczywiscie uhahany no cóż...zobaczymy co bedzie dalej! a ty swojemu daj czas...radze ci zebys nie robila jak ja:/
-
No dszisiaj wlasnie tak się poczułam:o jak nigdy...:(
-
ok tony. tylko co ty na to jak on mi dzisiaj już wyskakuje z smsem"czy się pobzykamy?" hmm...jak mam to rozumiec?niby super, fajnie, ale no czy nie uwazacie ze to trochę dziwne?:/
-
wiecie co? Zastanawiam się czy to był dobry pomysł ze skracaniem tej przerwy... Kurwa powinien za mną zatesknic na maksa może by wtedy coś do Niego dotarło...:o Jak narazie zero wniosków z całej sytuacji:( My chyba naprawdę nie powinniśmy ze sobą być, to nie ma sensu... Własnie zwątpiłam we wszystko:o
-
Hej Moniko:)i hej pozostałymw ten piękny dośc zakręcony ranek:) Po przeczytaniu Twojej historii po prostu zamarłam bo to tak jakbym czytała o swojej-wszystko to samo:] normalnie aż się nie chce wierzyc;) Wszystko co mówił Twój facet(ta rozmowa którą zacytowałaś), po prostu jakbym słyszała swojego D. poza tym, ze nie usłyszałam od Niego jeszcze po tym wszystkim że mnie kocha...no ale przecież słowa nie są najważniejsze. Ja bardzo dobrze wiem co to znaczy stracic do kogoś zaufanie:( Do osoby którą się kocha...tak bardzo!Wiem! I wiem co czujesz bo mi tak samo nie jest łatwo... Ale wiesz co? Ja sobie obiecałam ze zacznę wszystko od początku... Dam sobie i jemu szansę...nie będę naciskac, poczekam na dalszy rozwój sytuacji, na to jak on będzie się zachowywał, na to jak ja będę się zachowywała i czy pokonam swoją słabośc do "wypominek"... Chciałabym mu pokazac że może byc ze mną fajnie(przecież w naszym związku też była masa super dobrych chwil), że nie musimy tylko się kłócic i rozmawiac o niej:o Chciałabym tylko wiedziec dlaczego on "wrócił" do mnie..... Czy zrobił to bo widział jak cierpię, czy dlatego ze mu zależy jeszcze trochę...i naprawdę tego chce. Zobaczę jak to wszystko wygląda, ocenię czy jeszcze potrafimy ze sobą wogle byc...może tym razem Nam się ułoży? Chciałabym tego bardzo... Przed Nami ten weekend... Pierwsza okazja by zobaczyc co i jak. I jestem szczęśliwa ze to z Jego inicjatywy to wyszło,a nie z mojej... Może jest jeszcze jakiś cień szansy, ze dostanę od Niego kolejną szansę:P Modlę się o to... Życzę Wam miłego dnia...
-
Pietro...Narazie to w sumie co moge powiedziec...rozmawiamy, jest fajnie, orzytulamy się, nawet dziś pocałowaliśmy się parę razy:) Zaprosił mnie do siebie na weekend(a nie mieszka sam tylko jeszcze z rodzicami, w sumie jak bylismy razem to weekendy raz u mnie raz u niego spędzaliśmy...), myślę czy jechac, ale z drugiej strony wydaje mi się ze to może byc dobry start na to, zeby mu udowodnic, ze chce sie zmienic;> takiotoon->uwierz ze o tym rozstaniu nie zapomnę dlugo... I obiecuję ze nie bede sie doszukiwala problemów...
-
A ja mam moralniaka...i to strasznego! Chociaż przez chwilę mialam w dupie kierowanie się honorem i dumą... Kierowałam się tym co czuję... Teraz jak już odzyskaliśmy kontakt i rozmawiamy dziwnie mi bo nie wiem co spowodowało że wrócił... cieszę się...bardzo się cieszę. tylko czy to nie litośc?
-
żeby bylo jasne propozycja wspolnie spedzonego weekendu wyszła oczywiscie od Niego...
-
A u mnie się wszystko pokomplikowało... Tzn. dzisiaj rano jakiś "pech" chciał, ze spotkalismy sie na przystanku jadąc na zajęcia... Udawalismy ze sie nie znamy, i wogóle zamułaaa straszna(tzn.on na poczatku cos zagadał-na ktora godzine jade, mimo ze dobrze wiedzial ze mamy razem zajecia)ale po tym jak coś odburknęłam pod nosem, gadka sie skonczyla no i jechalismy-osobno...jeden tramwaj i dwoje obcych zupelnie sobie ludzi...po prostu mi gula stała w gardle...:o:( Później ni stąd ni zowąd usiadł koło mnie na wykładzie sam z siebie... Coś tam próbował zagadać, pośmialiśmy się...starałam się być taka jaką on mnie uwielbiał-uśmiechnięta radosna... Później znowu coś próbował zagadać, rozpoczęlismy w sumie mogę powiedzieć ze ja rozpoczęłam rozmowę na nasz temat-jakoś tak samo wyszło w rozmowie...zapytałam go w trakcie czy nie brakuje mu mnie trochę,a on kurwa na to, że jeszcze nie wie...:o Ojaaaa....normalnie szok, poczułam się jakbym dostała w twarz, swieczki w oczach i musiałam się powstrzymac żeby się nie rozpłakać...w końcu wyszłam do wc, i tam wylałam swoje łzy, bo przy nim beczec jak opętana to mi bylo niezręcznie...:o Później znow sie dosiadł do mnie na wykładzie...zaczął mi zdrapywać lukier z buzi po zjedzeniu ciastek, wogle dziwnie tak... A na koniec wielkie pytanie czy spędzimy razem weekend...:o:/:( I już sama nie wiem co o nim myslec... Zachowuje się tak jakby tej przerwy nie bylo, w sumie to oboje się tak zachowujemy... Już sama nie wiem co mam robic...wiem, ze ta przerwa by nam się przydała, ale co tu robic jak serce nie sługa i samo się wyrywa???? głupia jestem, wiem....ale chyba każdy po rozstaniu traci troche honoru i godnosci. Juz sama nie wiem jak to tlumaczyc!!:(
-
A nie wydaje ci się Pietro że to tylko złudzenie? Że sam siebie oszukujesz ze jest super zajebiscie a tak naprawdę tak nie jest? Ja też przed innymi staram się byc twarda, smiac się, nie pokazywac że boli(prócz kafe:P)ale sama przed sobą nie umiem...niestety!Boli jak chuj.......:o
-
ja już sama nie wiem. Pietro masz rację jak sie kogoś kocha to się to wie odrazu i nie trzeba czasu by to wiedziec....... ale jesli ja byłam aż taka upierdliwa i męcząca swoimi wypominkami? Nie myślalam co on może czuc...dziś próbowalam sie postawic na jego miejscu i pewnie postąpiłabym tak samo... Ale przecież gdzieś tam wiem, że jeszcze mnie kocha... Tylko czy się podda i będzie chciał zapomniec-oto jest pytanie:o te 2 tygodnie będą najgorsze w moim życiu chyba że zdecyduje się szybciej-na co mam nadzieję...
-
A wy naprawdę myślicie ze to już nie ma szans?
-
mam nadzieję ze to mi pomoże... już wszyscy dookoła próbują pracowac nade mną, ale... do mnie nic nie dociera...nic nic nic!Jakbym była za scianą... Szansy już nie ma chyba. Teraz zostaje tylko czekac na Jego decyzję...
-
Tak mi strasznie smutno, wiecie? On sie nie odzywa...a zawsze wieczorami gadalismy, czy tel.czy sms... Tak czuje ze go już nie ma, nic nie wiem co u Niego... miałam mu w tym tyg.pomagac pisac pracę, bo on sam z Office'm sobie kiepsko radzi:( Ehhh...jak ja bym chciała cofnąc czas i byc troche mądrzejsza. Przez swoją głupotę spieprzyłam wszystko... On nawet mi nie daje szansy by to naprawic... Kocham go tak strasznie...:( I już tęsknie... Ale wy przecież Wiecie co ja czuję. Pozdrawiam Was ciepło...
-
ale czego się boisz juu?
-
Tak wiem Tony... Wszystko to wiem co teraz muszę ze sobą zrobic-uwierz... ale nie bedzie latwo, bo nie da sie w kilka dni zapomniec o wspolnych 3 latach...nie da się...zreszta sam pewnie wiesz! Wiem ze nie moge sie teraz do niego odzywac, tylko dlaczego on sam mowiac najpierw ze chce przerwy pozniej normalnie do mnie podchodzi i gada jak gdyby nigdy nic? :( my już nie raz mielismy kryzysy... i zawsze jego "chce przerwy" trwalo jeden góra dwa dni, po czym nie wytrzymywał i wracał...(takich sytuacji bylo 2, teraz jest 3)... Jedyne co musze zrobic to dac temu czas...
-
Witam Was moi drodzy... Dzisiaj rozmawiałam z Nim i... I juz sama nie wiem... Wypowiedzi Leny które przeczytałam mnie strasznie podniosły na duchu, co prawda strasznie się boję jak to dalej będzie, ale...chyba trzeba byc dobrej myśli, bo inaczej zeświruję:( przejdę może do sedna... Rozmawialiśmy w sumie niedlugo... Nie wspominałam Wam chyba że studiujemy na jednej uczelni, on jest rok wyżej (mimo że jest rok młodszy ode mnie:P)... Prosił mnie wczoraj wieczorem żebym mu dziś kalkulator przyniosła. Wiec podeszlam tylko do Niego, nawet mu nie spojrzałam w oczy:o zostawiłam kalkulator, i odeszłam siadając przy innym stoliku:( Tak siedzieliśmy, siedzieliśmy on ze swoją grupą ja ze swoją... W koncu pod jakims byle pretekstem podszedł do mnie zapytac co slychac, z czego się uczę itp. Chwilę pogadalismy po czym wrócił do swoich... Ja już nie dawałam rady...nie mogłam tam wysiedziec...W koncu poszedl na swoje zajęcia. Ja sie uczylam na kolokwium, bo przeciez przez weekend nie dałam rady;/ Później znow spotkaliśmy się jak on wychodził z zajec.Ja oczywiscie czekalam aż on do mnie podejdzie:opodszedł, nawet się mega uśmiecnął jak mnie zobaczył-ten Jego uśmiech, który strasznie kocham, ehhh....:( popatrzyliśmy się na siebie, on nic nie mowił ja nic nie mówiłam...w koncu odeszłam od Niego bo nie mogłam tak no:( widziałam ten żal w Jego oczach do mnie... Ale doszło do rozmowy w koncu i to nie jednej-nie martwcie się... W której mi powiedział że chce przerwy, że musimy odpocząc od siebie, przemyslec, że on chce zobaczyc czy mu jeszcze na mnie zależy, czy mnie kocha:o załamało mnie to...:( strasznie... przerwa ma niby trwac ok. 2 tygodni...bo on nie chce odrazu mówic NIE! Nie wiem jak ja wytrzymam taki czas...dla mnie to jak 3 lata na chwilę obecną... Po tej rozmowie siedzielismy nadal razem nie odzywajac sie do siebie jeszcze jakis czas, w koncu ja wstalam i odeszlam bo wykanczało mnie to:(nie mogłam tak siedziec kolo niego bez słowa, w momencie kiedy on sie zastanawia czy jeszcze coś do mnie czuje, no nie mogłam... Później mielismy razem zajęcia...(fakultet), czekajac na nie, sam do mnie podszedl zaczął gadac...:o zdziwiło mnie to, no bo dla mnie przerwa to przerwa...zero kontaktu, zero rozmów-nic:o zeby zatesknic, zobaczyc jak to jest bez siebie...więc mu mówie, że skoro chce przerwy, to po co do mnie mówisz;> Więc skończył, powiedział ok, już nie będzie... Ehhh pozniej znowu rozmawialiśmy, już tym razem z mojej inicjatywy, poprosiłam go o rozmowę, odrazu sie zgodził... Powiedziałam mu wszystko co myślę i co czuję...WSZYSTKO!Oczywiście płakałam bo już nie mogłam się powstrzymac... Wstał, odszedł, poszedł, ja pobiegłam za Nim, powiedziałam mu że nie chce przerwy, że nie pozwolę na to żeby jakaś dziwka Nam zjebała nasze najpękniejsze chwile, stałam przed Nim ze łzami w oczach, spojrzał, przytulił...i zapytał "co ja mam ci na to poradzic, że ja tak chcę?" Zabiło mnie to, odeszłam...Poszłam na kolokwium... Jeszcze mi napisał smsa "powodzenia" i tyle... I na tym koniec opowiesci o moich rozmowach z Nim dzisiaj... Było ciężko, naprawde ciezko... W chwili obecnej czuję ze nie czuję nic...jedna wielka pustka, jedno wielkie "nie wiem co będzie dalej" :( Nie dał mi dziś nadziei, nie dał... Wróciłam do domu i sama ze sobą nie mogę dac sobie rady... Przepraszam za tak długą wypowiedz...w sumie jestem tu nowa a odrazu pozwoliłam sobie na takie lanie wody I przepraszam jesli pisalam tak dziwnie, ale nie mam dzisiaj nastroju do tego żeby tak jakoś z sensem się wypowiadac, mam nadzieję ze mi wszyscy jakoś to wybaczycie....heh
-
może i przesadzam...może i jestem negatywnie nastawiona do wszystkiego ale nie moge zniesc mysli ze poszlo to wszystko w taka stronę... Po tym co on mi wczoraj napisal jestem bardziej niż pewna że to sie nie uda... Teraz mysle co mu jutro powieddziec podczas tej rozmowy...;>