ŚIiwka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez ŚIiwka
-
Wiesz Laska, ja tam myślę, że każdego "czytacza" ten topic w jakimś sensie dotyczy. "Czytacze" dzielą się generalnie na cztery kategorie: 1. nieujawnione kochanki/potencjalne kochanki 2. zdradzane/domniemywające zdradę żony 3. ciekawscy panowie 4. osoby "na głodzie" płci obojga :-P Pozdrawiam i trochę zazdroszczę... ;-)
-
Laska - faceci tak właśnie funkcjonują: "czułość" okazują materialnie, ewentualnie zrobieniem (upolowaniem) czegoś dla wybranej samicy ;-). Ten Twój egzemplarz, to typowy samiec, nic dodać, nic ująć. Mój chyba też - jeżeli wierzyć w tę moją teorię - co prawda niczego mi nie podarował, ale ostatnio zaskoczył mnie niesamowicie, bo zawodowo zaproponował mi coś, na co od piętnastu lat nie mogę namówić mojego... własnego męża! Szykuje się duży projekt i intensywna współpraca. A mąż, hmmm, przełknął to jakoś. Niby niczego nie okazał, ale ja wyczuwam (właśnie w tym milczeniu - bo zwykle byłyby sceny zazdrości), że drąży go to trochę... ojjj, mój lód pod stopami robi się kruchy coraz bardziej. Chociaż poza tym (pytasz Elewacjo, czy coś się wyjaśnia) sama nie wiem, co o tym sądzić, bo pod innymi względami jest jak było - nie wychodzi z żadną inicjatywą, nie zauważyłam, żeby sam z własnej inicjatywy próbował tak otwarcie szukać ze mną kontaktu. Ale - z drugiej strony - jak sama do niego przyszłam, to przegadaliśmy 5 godzin i to nie ja podtrzymywałam rozmowę! Skrupulatnie unikamy bardziej "intensywnych" spojrzeń - mam wrażenie dlatego, że ich znaczenie stało się dla nas więcej niż oczywiste i mamy większe opory w tej nowej sytuacji... Biję się z myślami, jak on to właściwie może odbierać i jak sobie to układać. Bo niby jest po staremu i nawet ostrożniej niż kiedyś (koleżeństwo, znajomość), ale w tym kontakcie "niewerbalnym" wyczuwam jednak ogromne napięcie - tak jakby wszystko działo się poza słowami i czynami. Jedna wielka sprzeczność i niedomówienie. Chciałabym móc na tyle zbliżyć się do niego, żebyśmy nie mieli oporów przed szczerą rozmową, ale nie wiem, czy w obecnej sytuacji to w ogóle realne. Chyba znowu czas, czas, czas... Muszelko, Mila - wydaje mi się, że nie powinnyście podejmować żadnych decyzji dotyczących swojego małżeństwa dopóki działa ta straszliwa chemia (a to potrwa!), bo to grozi działaniem pod wpływem emocji i zniekształconym obrazem rzeczywistości. Chodzi o to, żeby nie żałować potem pochopnych decyzji. Zielonaa... Where are you???
-
No, czarowniczki - ja też wyczarowałam sobie temat dzisiejszej rozmowy, ale to zupełnie przez przypadek i nie o uczuciach jego płomiennych do mnie bynajmniej! Po prostu myślałam o pewnej sprawie zawodowej z nim związanej jadąc do pracy i to był pierwszy temat, o którym zaczął mówić dzisiaj (chociaż nigdy wcześniej nie podejmowaliśmy tego tematu). Jednak jakaś telepatia działa między nami! Kilka razy to już wyszło. Też mnie spalą na stosie. Mila - ale ja teraz mam problem inny: nie "jak" się do niego dobrać, tylko "czy" w tej sytuacji mam prawo i czy nie popsuję sobie/nam czegoś fajnego, co zaczęło się budować. Tak jak już kiedyś pisałam - zależy mi na tej przyjaźni i nie chciałabym czegoś schrzanić swoim nadmiernym "zapałem" ;-). Stąpam po bardzo kruchym lodzie. Laska - kliknij proszę na mojego nicka, ważne. Pozdrawiam
-
Bylo-Minelo - "poka fote"! ;-) też obstaję za kiecką na imprezę, chociaż sama łażę na okrągło w spodniach (wygodnicka jestem). Elewacjo - podziwiam Cię za ocean cierpliwości i życzliwości dla tego człowieka. I za dojrzałość. Dobrej zabawy z... mężem :-) Muszelko - ale... my wciąż te kawy spijamy ;-) i co? Ano nic, przecież mu się nie rzucę na szyję w trakcie tej kawy :-D Czekam... nie wiem, na co, ale czekam... Widzisz - specyfika naszej pracy powoduje, że mimo rzadkich spotkań mamy jednak dość bliski kontakt. Przez cały zeszły rok ciężko pracowaliśmy nad wspólnym projektem, którego efekty teraz zaczęły przychodzić i mamy wspólną satysfakcję, a to naprawdę zbliża ludzi. Przyjaźnimy się dość blisko i dobrze sobie życzymy, i chyba stąd wynikają nasze opory - każde z nas ma świadomość ryzyka i drugiemu nie chce namieszać w życiu. Poza tym - tak jak napisała Zielonaa - chyba odebrałoby mi całą frajdę przyspieszanie spraw i jawny "atak" na gościa. Cierpię przez tę niepewność, ale chyba mam w tym jakąś masochistyczną przyjemność w tym naciąganiu struny do granic wytrzymałości ;-) Zielonaa :-) - teściowa nigdy nie przyzna, że jestem dobra - ona mnie nienawidzi, bo jestem pod każdym względem jej zaprzeczeniem, a poza tym... ma córkę, która jest przecież ideałem! W przeciwieństwie do mnie oczywiście. Cóż, pogodziłam się z tym, niech tylko mi nie miesza w małżeństwie, bo ją ukatrupię i pójdę siedzieć! (póki co powtarzam "mantrę" od Bylo-Minelo) Pozdrowienia!!!
-
Muszelko - trochę Ci zazdroszczę tej jasności, a nie sytuacji samej w sobie. Dzisiaj króciutkie spotkanie, w sytuacji bardzo publicznej... mało szans na swobodną rozmowę i generalnie unikał wymownych spojrzeń, ale krótkiej chwili w cztery oczy spojrzał tak ciepło, tak głęboko... Jeeeezuuuu, ale mnie to rozwala! Dlaczego ja tak na niego reaguję??? Do teraz motylki fruwają - ciekawe, jak długo jeszcze tak wytrzymamy??? To okropne i słodkie zarazem, mam ochotę się na niego rzucić za pierwszym rogiem :-D
-
Trochę niejasno to napisałam, ale generalnie chodzi mi o to, że na początku większość z nas kocha... uczucie bycia zakochanym, swoją miłość do drugiej osoby. To wciąga jak narkotyk - nie trzeba być alkoholikiem, żeby się od tego uzależnić. :-)
-
Trzymaj się! Nie wiem, czy Cię to jakoś pocieszy, ale mnie się wydaje, że większość z nas ma tendencje zakochiwania się w wyobrażeniu o drugiej osobie, a potem, gdy stopniowo w życiu codziennym poznaje się prawdę, różnie bywa. Ja nie mam złudzeń, że o moim "obiekcie" wiem w sumie bardzo niewiele i niekoniecznie jest takim ideałem, jak mi się wydaje ;-) A mimo to wkręca się człowiek... O "dobrej teściowej" mi się przypomniało: Teściowa na 102: sto metrów od domu, dwa metry pod ziemią.
-
Bylo-Minelo :-D Solennie obiecuję, że będę codziennie powtarzać Twoją Mantrę!!! :-D :-D A ja - póki co - próbuję się zahibernować i jakoś przetrwać, nie jest łatwo...
-
Kochane! W zeszłym tygodniu dopadł mnie jakiś straszliwy wirus (chyba grypa) i kompletnie powalił, do tego stopnia, że nie miałam siły nawet odbierać telefonów. W tym tygodniu wszyscy mamy zwykłe przeziębienie, ale to już lajt ;-) Widzę, że u Was dzieje się, oj dzieje... Elewacjo, a co konkretnie odkryłaś w trakcie tego "olśnienia"? Mila - w pierwszym momencie, jak przeczytałam, to poczułam szpileczkę zazdrości (dla mnie taka bliska przyjaźń + "bonus" to... całkiem ciekawa perspektywa), ale potem zrozumiałam, że Ty przecież oczekujesz czegoś znacznie bliższego. A dla kobiety, która jest tak zaangażowana nieodwzajemnionym uczuciem, sam "suchy" seks musi być upiornym przeżyciem. Powiem Ci całkiem szczerze: ja myślę, że ten układ Cię niszczy. Po tym, jak napisałaś, że wróciliście do "normalnych" rozmów od razu sobie pomyślałam, że pewnie odczułaś ulgę, ale też zastanawiałam się, jak długo wytrzymacie - ja też kiedyś byłam w podobnej sytuacji (z moim własnym mężem ) - nie wytrzymaliśmy zbyt długo... powrót do normalności zakończył się jednak naszym ślubem, ale to były inne czasy i okoliczności ;-) On ma wyrzuty sumienia wobec żony, nie wobec Ciebie! Nie wiem, mnie się wydaje (patrząc na to z zewnątrz i bez emocji), że dla Ciebie najzdrowszym wyjściem w tej sytuacji byłoby jednak radykalne cięcie, łącznie ze zmianą pracy - tak, żebyś nie miała z nim żadnego kontaktu, w innym wypadku będzie się to wlokło bez końca i wykańczało Cię... Muszelko, jestem zszokowana tempem Twojego "romansu" i jego urozmaiceniem w różne wydarzenia - w porównaniu z moją "ślimaczącą się" historyjką , to prawdziwy wulkan! To dobrze, że tak naocznie przekonałaś się, że nie warto w to się angażować - dzięki temu masz dużą szansę na szybki i bezbolesny powrót do zdrowia. Też trochę zazdroszczę. U mnie bez zmian /a właściwie bez kontaktów z wiadomym osobnikiem/, trochę "przemeblowuję" moje układy z mężem, nie mogę się godzić na pewne jego zachowania wobec mnie (a właściwie jego wymagania) i zamierzam się tego twardo trzymać - a jak nie, to nie ma sensu się dalej męczyć. Myślę, że zrozumiał, co mam na myśli i teraz musi sobie sam odpowiedzieć, czy mu dalej zależy na naszym małżeństwie, czy nie. W każdym razie kurą domową nigdy nie byłam i nie zamierzam być, jak chce kury, niech szuka w kurniku! (Tu niestety widać zgubny wpływ ostatniej wizyty teściowej, kiedy to wspaniałomyślnie stwierdziła, że męża powinnam po d... całować za to, że... mi przy dzieciach pomaga! I on - biedaczek - chyba uwierzył w słowa mamusi.) Pozdrawiam i czekam na wieści! Ps. A propos - czym jest dla Was miłość? Bo dla mnie - to właśnie mieszanka bardzo bliskiej przyjaźni + fascynacji erotycznej, na tej bazie można budować intymność (czego z kochankiem robić się nie da - z oczywistych przyczyn, więc związek pozostaje w pierwszej fazie, a potem "pada", ewent. w rzadkich przypadkach jest szansa na przyjaźń "po" nasyceniu się sobą i przy braku innych komplikacji ;-) )
-
Zielonaa :-D Wiesz - w pierwszym momencie, gdy przeczytałam to, co napisałaś, pomyślałam: "nie nie, to nie tak!" Bo mój małżonek nigdy się tak nie wywnętrza i raczej nie pozwala sobie na takie "chwile słabości", żeby mi powiedzieć, że mu na mnie zależy. Raczej okazuje to działaniem, troską, ewent. zazdrością. Ale... potem przypomniałam sobie finał tej rozmowy: ja powiedziałam coś mniej więcej takiego - "skoro uważasz, że jestem do niczego i tak ci ze mną źle, to może pomyślmy o rozwodzie - mówię całkiem serio!" I... on wtedy zmiękł, zupełnie zmienił front i awantura się skończyła. Ciekawa ta Twoja teoria. Pozdrawiam
-
No-no, Elewacjo, trochę mi to pachnie kłopotami! Tzn. przeprowadziłby się z babą, czy bez niej? Bo jak z nią, to się będzie (baba) prędzej czy później pieklić i będziesz miała kłopot (bo on przecież szaleniec jest i nie zdzierży, żeby to wszystko ukrywać bez końca), a jak bez niej, to z kolei on będzie miał straszne ciśnienie. Kurcze - nie wiem, czy dotychczasowa sytuacja nie jest dla Ciebie najlepszym rozwiązaniem!? Wydaje mi się, że Zielonaa ma rację :-O To niezbyt bezpieczne posunięcie... Laska - no wreszcie gadasz jak trzeba! Serio tak to teraz widzisz, czy pod nas troszkę piszesz? :-P Ale nie przejmuj się moimi złośliwościami i trzymaj tak dalej (w działaniu też)! Wczoraj miałam małą scysję z moim ślubnym (na tematy codzienne) i zaczynam rozumieć, dlaczego tak w sumie zaskakująco łatwo przychodzi mi nielojalność (na razie emocjonalna) wobec niego. On też jest wobec mnie nielojalny, ale pod innym względem: mianowicie w emocjach jest w stanie używać wszelkich argumentów, łącznie z tymi, o których wie, że mnie ranią, bo się mu kiedyś zwierzyłam. To paskudne. W takich chwilach mam ochotę tym wszystkim walnąć :-( i uciec do... wiadomo kogo, a przynajmniej wypłakać się w jego czułych objęciach.
-
Taka porada praktyczna po kilku zeżartych postach: zanim spróbujecie wysłać, trzeba skopiować tekst do schowka tak na wszelki wypadek (Ctrl A, Ctrl C) :-)
-
Cześć Dziewczyny, witaj Anno! Wiesz co, mnie by szlag trafił i cała miłość chyba przeszła, gdyby mój "obiekt" okazywał zainteresowanie innej panience, oprócz żony - rzecz jasna :-P Bo żony musimy jakoś akceptować, taka dola kochanki... poza tym do żony to jednak oni mają całkiem inny rodzaj uczuć niż do nas, no i z reguły my (przynajmniej w tym topicu) nie chcemy im żony zastępować. Ale - widzisz - łatwo mi tak ostro się wypowiadać, bo... nie jestem w to wkręcona i zakochana w Twoim lubym :-D No ale w końcu chciałaś obiektywnej opinii z zewnątrz. Dla mnie w całej tej "zabawie" najbardziej fajne i wkręcające jest to, jak On na mnie reaguje i gdybym wiedziała, że reaguje tak, albo silniej na inne kobiety, to taki układ straciłby dla mnie wszystkie walory. Miałam urocze spotkanie z nim, co prawda musiałam potem przez kilka dni łapać równowagę psychiczną, ale nie żałuję.(Teraz wyję do księżyca, bo nie spotkamy się przynajmniej przez trzy tygodnie). Nie, nie myślcie, że były jakieś deklaracje - sytuacja była publiczna - ale wykorzystał pierwszy lepszy pretekst, żeby usiąść obok mnie i dobre dwie godziny nawijał praktycznie tylko do mnie, chociaż niby do wszystkich (nawet sobie myślę, że z zewnątrz mogło to cokolwiek dziwnie wyglądać ;-) ), a ja myślałam, że się roztopię przy nim i odpłynę. Strasznie mocno na niego reaguję i nie potrafię tego zupełnie kontrolować. Na drugi dzień strasznie bolała mnie głowa - myślę, że to taki kac emocjonalny ;-) a trzeciego dnia tłumaczyłam sobie prawie na głos to, co kilka dni wcześniej Wam: że ta sytuacja ma nas wzbogacać, nie dołować (bo oczywiście zaczęłam wpadać w straszną deprechę z tęsknoty). I... z takim nastawieniem jest ciut lepiej, chociaż muszę się bardzo pilnować, żeby nie zacząć znowu biadolić. On zupełnie nie pasuje (może na szczęście!) do tego stereotypowego faceta, o którym mówiłyście. Nie skomle, nie narzeka na żonę (jak już, to raczej w pozytywach, chociaż czasami pozwala sobie na lekki sarkazm), nie podrywa mnie w sposób ewidentny. Jedynie okazuje sympatię, ciepło i pomoc, a poza tym widzę pewne "symptomy" w zachowaniu, do których niekoniecznie przyznałby się publicznie. Przekaz niewerbalny, który wysyła, jest dla mnie dość czytelny - ale czekam, czekam dalej na ruch z jego strony i nie zamierzam go w tym wyręczać. Musi do tego dojrzeć sam: "albo wóz, albo przewóz", trudno, facetem w tym układzie nie będę, bo to straciłoby cały urok... Elewacjo - rozumiem bardzo dobrze, jak może wkurzać tak miękkość i niezdecydowanie faceta. Dobrze, że postawiłaś sprawę jasno - życzę Ci, żebyś w tym konsekwentnie wytrwała i nie popuściła mu cugli! Było-minęło - cały czas ciekawi mnie, jakie Ty postawiłaś warunki swojemu Panu, a na które tak trudno mu przystać? Pisałaś tu gdzieś o tym? Bo jak opisujesz wasz wzajemny stosunek do siebie, to aż dziw bierze, że tego nie kontynuujecie. Zielonaa - puszczaj koło uszu te głupie teksty, które tu jeden pan zamieścił i nie przejmuj się nimi zupełnie. Wszystko można znaleźć zw Twoich wypowiedziach, ale na pewno nie ma w nich "nienawiści" i "jadu", jest za to szczerość i życzliwość oraz kompletny brak obłudy. A ten, kto tak zajadle krytykuje, z reguły sądzi sam po sobie i swoich reakcjach :-P Pozdrawiam!
-
Ho-ho-ho, ale make-up!!! :-)
-
Miałam wczoraj strasznego doła, tak - że nie chciało mi się nawet enter wcisnąć, nie mówiąc o obowiązkach domowych i tysiącu innych spraw do załatwienia wciąż wiszących; ale czytam Was i śledzę Wasze perypetie z zaciekawieniem :-) Tak mnie czasami dopada (a raczej dość często!), myślę że to depresja i że powinnam to leczyć, ale jak tu brać leki, jeżdżąc autem, pracując na prawie dwa etaty i zajmując rodziną, w której poważne problemy zdrowotne... Czasami nie mam siły żyć...
-
Elewacjo, Kocham Cię!!!! Za te teksty :-D Po miód do babska! :-D :-D :-D A propos porady (dzięki!)- utwierdziłaś mnie w moich poglądach na sprawę, tylko czy będę na tyle silna, żeby się nie rozkleić?
-
Cześć Czarowniczki! Co prawda pod koniec zeszłego roku odgrażałam się, że już nie dam się zawalić robotą, ale wychodzi na to, że gadałam po próżnicy - właśnie minął kolejny tydzień harówy ;-) Widzę, że sporo się tu napisało, już poczytałam i mam chwilę czasu, bo mąż jeszcze w pracy. Witam nową koleżankę i - niestety - podpisuję się dwiema rękami pod "diagnozą" Elewacji: uważaj, bo ten facet wygląda na starego wyjadacza i jest dość wygodnicki, a Ty zaczynasz mieć objawy uzależnienia od niego... Ja też tak miałam, że na początku widziałam w tym moim fajnego kumpla i hmmm... interesującego mężczyznę i raczej miałam ochotę na niezobowiązującą przygodę niż na romans. A tu nagle, ku swojemu zdumieniu, w jednej chwili zakochałam się w nim; odkryłam, że go uwielbiam i potwornie trudno mi bez niego żyć. Ty chyba nie tego chcesz od tej znajomości? Dziewczyny, widzę, że dzielnie sobie radzicie i mimo wszelkich pokus - jesteście "grupą trzymającą władzę", wszystkie, bez wyjątku! Brawo! Wydaje mi się, że to m.in. zasługa tej naszej grupy wsparcia... :-) Tak, najważniejsze, żeby przy tym wszystkim nie stracić szacunku do samej siebie, ta sytuacja ma nas wzbogacać, a nie niszczyć! Czyli: nie prosimy ich o miłość, nie żebrzemy o zainteresowanie, o czas i słowa, bo przecież nie o to nam chodzi! Poza tym - przecież takich rzeczy nie da się wyprosić, efekt jest wręcz przeciwny. U mnie obowiązuje obecnie opcja pt. "fajny kolega". Założyłam sobie, że go wybadam i ograniczę się do kontaktów w sprawach oficjalnych. Tak zrobiłam i efekt jest taki, że sam zaproponował mi spotkanie "przy herbatce", spędziliśmy bardzo miło 2 godziny, ale widziałam, że bardzo się pilnuje, żeby nie wchodzić w kontakt wzrokowy ze mną. Wyglądało trochę komicznie: gadał do mnie pilnie obserwując buty, albo ścianę z boku :-D To nowość - miałam wrażenie, że wstydzi się i boi tego kontaktu, który do tej pory był podstawą! Ale z drugiej strony sobie tak myślę, że gdyby chciał mnie unikać, to chyba nie proponowałby mi tego spotkania? Mógłby się łatwo wymigać pod byle pozorem. Nie wiem, czy "dupa wołowa", czy po prostu odpowiedzialny facet, który nie chce namieszać nikomu - wolałabym oczywiście wierzyć w tę drugą opcję! :-) No nic, daję mu czas, z lekka tylko... prowokując :-P Strasznie fajny jest nawet tylko jako kolega i nie chciałabym go odstraszyć, chociaż oczywiście wolałabym więcej. Wiem, że ma dla mnie dużo życzliwości i szacunku, bo przez przypadek powiedział mi o tym inny kumpel. To miłe i dowartościowujące i może powinnam na tym poprzestać, żeby niczego nie spieprzyć? Łatwo gadać, tylko jak to zrobić, gdy walczy się z taką cholerną grawitacją??? Macie jakieś rady?
-
Zielonaa, ja nie wiem, jak to jest pracować z byłym kochankiem, nie doświadczyłam ;-) :-D Na szczęście specyfika mojej pracy jest taka, że jak się uprę, to mogę nie mieć wcale z nim kontaktu (co najwyżej jakieś sporadyczne zebrania). Ja raczej narzekam na brak kontaktu niż na jego nadmiar. Dlatego może nie mam aż takich oporów przed tym. Elewacjo - złośliwość jako mechanizm obronny to podstawa oczywiście! Szkoda tej przyjaźni, ale widocznie on nie jest w stanie Ci jej dać. Nie ten typ. Wiesz, ja wcale tak lajtowo tego nie przechodziłam, teraz jest trochę spokojniej (dzięki Wam!), ale był czas, że bardzo cierpiałam i nie mogłam się do niczego pozbierać. Teraz też mnie czasami dopada... To, czego się boję, to to, że on też wycofa się ze strachu z przyjaźni, bo trochę tak mi to wygląda - ale z drugiej strony taka przyjaźń z tchórzem, po cholerę mi ona? Kuruj się i nie daj choróbsku!
-
Mila :-) Pełne spoko! :-) Wcale się na Ciebie nie obraziłam! Raczej mamy podobne poczucie humoru i pociągnęłam dalej tę Twoją myśl :-D :-D tzn. wyobraziłam sobie jaką minę miałby mój kolega "dupa wołowa", gdyby zobaczył, że zamiast do niego, zarywam do 15 lat młodszego kolesia, którego przyprowadził :-P, który na dodatek kompletnie nie jest w moim typie (jak widać - nie wystarczy, że "towar" jest młodszy ;-) ). Trzymaj się w poniedziałek twardo, niech się ślini! Lekki cynizm z klasą też się przyda. Zielonaa :-) już sobie wyobrażam tę Twoją grzeczność w pracy - pewnie wszyscy kolesie są posikani... :-D Ja też nie szukałam, samo przylazło, ale... z bratem to ja nigdy! :-P :-D :-P No wiesz? Też coś, z bratem... Kurde, całe szczęście, że kuzynów mam całkowicie nieprzystojnych i niedemonicznych... :-P Elewacjo - faktycznie pajac z Artysty! Ale ma polot! Mój to taki racjonalista (co zresztą w nim uwielbiam...) No dobra, już kończę, bo się przy Was rozkręcam...
-
Mila - no weź kurde! - NIE, tamten drugi wcale NIE JEST FAJNY! i na dodatek smarkaty. :-P Słuchaj, ja nie lecę na każdego gościa w robocie, jaki mi się nawinie! Tylko ten jeden, jedyny mi namieszał (wypadek przy pracy), a tak poza tym to jestem świętsza, niż ustawa przewiduje :-D Elewacja - coś w tym jest (znaczy w tych zazdrosnych mężach), przyznam, że to trochę prowokuje... Zielonaa, hej, hej!
-
No - to faktycznie co innego! My na oczach naszych współmałżonków nigdy na flirt sobie nie pozwalamy! Na żarty - tak, ale broń Boże żadna bliskość, zresztą mój mąż jest strasznie zazdrosny i wolę dla bezpieczeństwa, żeby był zazdrosny w zupełnie innych kierunkach ;-)
-
Elewacja - co takiego??? Młody??? jaki młody??? Chyba duchem??? Czterdzieści wiosen mu już jakiś czas temu stuknęło, a i mnie niedługo stuknie (bo co innego to już dawno mi stuknęło! :-D :-D ) Skąd te przypuszczenia Droga Koleżanko? Chyba pierwszy raz spudłowałaś. A propos Twojego post scriptum dla "baby" - Ty jesteś gorsza zołza ode mnie! No wiesz, nie spodziewałam się tutaj konkurencji w tej dziedzinie!!
-
Fantasy - sorki za przekręcenie nicka, to z rozentuzjazmowania waszymi charakterystykami! ;-)
-
Elewacjo - dzięki serdeczne za tę charakterystykę powalającą! :-D Z drobnym zastrzeżeniem: wychodzi mi na to, że ja też taką dupą wołową jestem, więc pasujemy do siebie nieźle - dwie dupy w jednym kompocie :-D :-D Masakra! Fanatasy - jednak moja "dupa wołowa" różni się tym, że słodkich słów mi nie prawi (ale bym tego chciała!) tylko "zawiesza się" na mnie "bawolim" spojrzeniem (jak już ich tu do rogacizny porównujemy) a poza tym jest bardzo pomocny, dużo bardziej niż "norma zakładowa" tego wymaga, no i rozumie mnie w pół słowa (bardziej niż małżonek własny). Mówcie tak do mnie dziewczyny dalej, a przejdą mi całkiem amory i cudownie dzięki Wam ozdrowieję! :-D Buziaki, ale poprawiłyście mi humor!
-
Toś mnie Elewacjo pocieszyła! :-D Już sama nie wiem, czy mam czekać, czy coś robić, co robić? Wkurza mnie taki impas okropnie... Przyznam się, że miałam ostatnio myśl, że kończę z tym, nie będę się prosić o łaskę i czekać na gest z jego strony, ale... za chwilę poczułam się taka nieszczęśliwa z tą myślą, że już zaczynam mięknąć i marzyć od nowa. Co za gnojek, ale mi namieszał we łbie, jak mu się to udało?! To musiało być dla Ciebie okropne przeżycie z tym włamaniem! Może jakiś monitoring powinniście zainstalować, firmę ochroniarską z sąsiadami wynająć? Nerwicy się można nabawić! A łudziłam się, że w bezpiecznym kraju żyjemy. Życzę zdrówka w każdym aspekcie!