

ŚIiwka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez ŚIiwka
-
Elewacjo - uśmiałam się serdecznie, czytając Twojego posta! Masz dar :-) Chcesz mądrej porady od kompletnie odlecianej i zwariowanej teraz - a w zwykłych warunkach - racjonalistki? To Ci ją dam: uciekaj od wampirów jak najdalej! Chyba że tak świetnie umiesz panować nad swoimi emocjami, że na pewno się nie dasz wciągnąć w te jego huśtawki i będziesz spijać sam miód jego zachwytów, sama się nie angażując. ...A ja robię to samo, chociaż sobie racjonalnie i rzeczowo tłumaczę, że to szaleństwo :-P
-
Kochana Było-Minęło :-) To, co napisałaś o "popłynięciu", to wszystko prawda, tylko że ja ma tak już teraz! :-D, nie muszę czekać na nic więcej - wręcz przeciwnie: mam wrażenie, że jakbyśmy o tym pogadali i coś by się wyjaśniło, to napięcie by może trochę spadło. Najgorsze są takie niedopowiedziane sytuacje, człowiek się gubi, wyobraźnia pracuje, i bzdury się wymyśla a emocje szaleją. A może się mylę? Nie wiem - nie mam doświadczenia, przeżywam to jak pierwszy raz, kurde! A wcale nie jestem egzaltowana tak normalnie...;-) Co mi radzisz??? Przycisnąć go do muru, spróbować pogadać, czy zostawić to tak jak leci samo? Co Ty byś zrobiła? Jak dobrze, że mam z kim o tym pogadać, bo chybabym oszalała już kompletnie!
-
Widzę, że masz dużo złości i dzięki temu energii w sobie, żeby w końcu rozwiązać tę patową sytuację, i to Ci daje siłę. Tak trzymaj, nie daj się i doprowadź to do końca! Zawsze lepsze jest działanie niż zagryzanie się w niepewności z przeświadczeniem klęski i powolnego rozpadu... A ja się ciągle nad tym zastanawiam, czy te nasze "sytuacje" nie są jednak sygnałem, że w związku coś jest nie do naprawienia żadnymi siłami i po prostu szukamy tego gdzie indziej - ja chyba nawet domyślam się, czego szukam... Zawsze jest ważny bilans zysków i strat w efekcie. Trzymam kciuki za Twoją siłę oraz szybkie i sprawne pozamykanie spraw.
-
Eeee1 - co u Ciebie???
-
Elewacjo, a może chodzi nie o "rozpad tkanek", tylko o niejednoczesność tych Waszych impulsów. Tobie przechodzi, jemu przychodzi i vice versa ;-) U mnie jest podobna sytuacja w sumie, jak ja się nakręcę - to on stopuje, jak ja sobie "popracuję" nad sobą wytłumaczę, że nic z tego i dość - wtedy dostaję sygnał od niego, taka huśtawka... Było-Minęło, uważaj na tego gościa, najlepiej od razu go spław, bo niezbyt to ciekawie z zewnątrz wygląda - za szybki jest i zbyt natrętny...
-
Kurde, nawet nicka nie umiem już wpisać poprawnie! :-P
-
eeee1 :-) Moje zasady... moralność... ech! Zeszły chyba teraz na plan dalszy ;-) Tzn. jedna została: staram się zachowywać tak, żeby nikogo nie zranić, nawet gdyby miało to oznaczać kłamstwo (czy ta zasada jest moralna? - zależy, jaką miarą sądzić!) "Moralność" - ta wuczona, wpojona wychowaniem - daje znać natomiast w przykry sposób wtedy, kiedy tego nie chcę; czasami nie pozwala mi się przełamać, nawiązać bliskości, chociaż bardzo jej pragnę. Dochodzę do pewnego momentu, nawet prowokuję, a potem... się wycofuję rakiem, jak wstydliwa panienka :-D Okrrropność! i jak tu facet ma sie w tym nie pogubić i mieć śmiałość!?
-
Kochane, Elewacjo, Staram się, jak mogę, żeby przyhamować, bo mój stan psychiczny kompletnie uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie! Dzisiaj siadłam trochę do pracy i nawet udało mi się coś fajnego powymyślać, i to mnie trochę postawiło na nogi... ale zanim się do tego zabrałam, ojejeje - ile mi to energii zajęło, żeby zebrać się do kupy! No cóż, głupota na stare lata ;-) Potrzebuję tej relacji, bo daje mi trochę normalności (wiem, wiem, jak to brzmi w tych okolicznościach! ;-) ) w moim zakręconym życiu. I dlatego tak się boję, żeby nie zrobić czegoś głupiego i nie spaprać wszystkiego dookoła. Dużo się od Was uczę.
-
Zielonaa, O rany! ;-) Też jesteś niezły numer! Lubisz taniec na linie, widzę :-D A z tymi facetami: niby wiem, jacy są, ale... jakoś nie potrafię tego przyjąć do wiadomości, na swoje nieszczęście!
-
Ale jedna myśl nie daje mi spokoju - czy facet potrafi tak po prostu wytłumaczyć sobie: nie, i już!? jeżeli nawet nie doszło do spełnienia? Zrozumiałabym, jakby zaspokoił ciekawość i doszedł do wniosku, że to jednak nie to, ale tak z samego postanowienia? Jestem w takiej huśtawce, że po sto razy analizuję jego każdy gest, słowo i spojrzenie - no i dochodzę za każdym razem do 1000 sprzecznych wniosków, bo komunikat niewerbalny jest dla mnie oczywisty, ale... jak mam rozumieć ten brak działania? Nie chce, czy... się boi??
-
"Śliwko- czasem czas, rozdzielenie, nawet kilka dni może spowodować otrzeźwienie i to kogo? Raczej faceta! Kobiety z każdym dniem bardziej się wkręcają, a oni potrafią obudzić sie któregoś dnia i stwierdzić " To nie ma sensu". I konsekwentnie się oddalać." No właśnie, też tak to widzę i nie jest to przyjemna świadomość. Chociaż może to przejaw ich instynktu samozachowawczego i mądrości życiowej. Ale to boli - nas...
-
To byłam ja oczywiście!
-
Elewacjo :-) Obawiam sie, że już za późno dla mnie na "niewchodzenie całą sobą". Bardzo się już zaangażowałam i cierpię, i wcale to nie jest fajne. A najgorsze, że mam strasznie trudną i dużą pracę teraz, a te emocje mnie rozwalają, powodują, że nie umiem się na niczym skupić (tzn. skupiam się tylko na tym, co robimy z nim wspólnie, a moja indywidualna część leży odłogiem ;-) ) i odwlekam to w nieskończoność - kompletny impas. A żeby było śmieszniej - mam też bardzo poważne problemy rodzinne od lat (poważnie chore dziecko), więc to nie jest tak, że pakuję się w ten układ z braku lepszych zajęć - mam życie wypełnione "po sufit", a ta sytuacja jest jakby odskocznią od rzeczywistości, tak to postrzegam. Tak sobie myślę, że chyba pomogłoby mi, gdybyśmy jednak weszli w "bliższą znajomość" :-P, trochę poszaleli, a potem wrócili na stopę przyjacielską... Tylko że mam poważne obawy co do tego, czy to w ogóle realne. Bo ja sobie teraz "planuję", a przecież mam świadomość, że mój mózg funkcjonuje teraz w innym wymiarze i mam poważnie zaburzoną poczytalność :-D i pewnie te "plany" są tylko mrzonką. A on też niekoniecznie musi mieć ochotę iść aż tak daleko - widzę, że nie jestem mu obojętna, ale czy będzie chciał aż tak ryzykować? To mądry facet... Jak myślicie, dziewczyny, czy jest możliwość utrzymać przyjaźń z facetem, z którym się romansowało, jak to wygląda z Waszej perspektywy - czy zawsze to potem funkcjonuje trochę "nie tak"? Zależy mi na tej przyjaźni - racjonalnie rzecz biorąc chyba nawet bardziej, niż na romansie (chociaż biologia podpowiada mi teraz całkiem co innego :-D ).
-
Zielonaa, nie zazdrość! Nawet nie wiesz, jaka ja jestem głupia. Widziałam się dziś z nim, sam na sam, kilka godzin, i... i...co? I nic!! Gadaliśmy o pierdołach! Uciekam wzrokiem jak licealistka i daje mu do zrozumienia, jak to nie ma żadnych szans u mnie, kompletna idiotka ze mnie! Nie chcę tak robić, a nie umiem inaczej. A to nie jest playboy, żeby na bezczela zarywał, jeżeli kobieta się dystansuje. Mam zaproszenie do niego... z mężem, no bo przecież inaczej mu nie wypada ;-) Nie będę go widziała dwa tygodnie, no i ... po prostu usycham, skręca mnie, nie ma czego zazdrościć! OkRRRROOOpne uczucie. Pozdrawiam serdecznie towarzyszki niedoli.
-
"Pamietaj zeby przez to nie zranic swojej rodziny." To dla mnie priorytet! Się staram jak mogę! Ale z drugiej strony nie jest łatwo ukrywać emocje, jak nigdy się tego nie robiło, i mam wrażenie, że małżonek coś jednak wyczuwa, bo na zmianę okazuje mi dowody wielkiego przywiązania (co nie zawsze mu się udawało), a zaraz potem robi humory i dąsy, na dodatek "żartuje" coś o kochankach, z tym że dość ostro pudłuje, jeżeli chodzi o osobę - albo tylko takie pozory stwarza, żeby mnie zmylić, że niby nie wie, o kogo chodzi. Cóż, taniec na linie... Trzymajcie się, Kochane.
-
Kuś, kuś, Zła Kobieto! :-P
-
:-) :-) Sobie po tym wszystkim już nie ufam wcale, jemu... Hmmm... ;-) ostatnio nawet mu w żartach powiedziałam, że wcale mu nie ufam - strasznie go to ucieszyło, nie wiedzieć czemu. Jakbym była rozważna, to nie poszłabym na taki układ ;-) No i faktycznie - już mnie próbuje "kształtować", skubany.