ŚIiwka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez ŚIiwka
-
A bo już ręce opadają z bezsilności na swoją głupotę i pisać się nie da! ;-) Wszystko wróciło - tyle mam Wam do zakomunikowania. Kilka spotkań, jedna impreza, mocno alkoholowa, podczas której właściwie nie odstępował mnie na krok. Słowa, spojrzenia, jego bliskość, ciepło, serdeczność wszystko to powoduje, że całą pracę nad sobą mogę sobie wsadzić... Z uczuciem nie powalczysz. No ale staram się podejść do tego pozytywnie - jak by nie patrzeć, to bardzo dowartościowuje a poza tym dobrze mieć tak oddanego bliskiego człowieka. Tylko z "dołami" trzeba sobie jakoś poradzić, co wcale nie jest takie łatwe, zwłaszcza że z M. ostatnio różnie: humory, górki i dołki. Przestaję mieć do tego cierpliwość. Ale faktycznie mogłybyście coś napisać, dziewczyny!
-
Ale abstrahując na mur wpisałam przez samo "h" i nie wiem, co za chochlik to zmienił :-D :-D
-
Revolucjo - już odpowiadam na Twoje przedostatnie pytania: M. trochę wyluzował ostatnimi czasy, ale nie tylko dzięki pracy nad swoimi reakcjami (może trochę), ale głównie dlatego, że uporałam się z moimi problemami w pracy i moja pozycja zawodowa dzięki temu bardzo poważnie się ustabilizowała, w związku z tym ma mniej pretekstów, żeby po mnie "jechać". Ja kompletnie nie rozumiem tego mechanizmu w jego zachowaniu: jak mam kłopoty, to mi jeszcze dowala jak się tylko da i pogrąża, a jak sobie radzę to mnie wspiera... Więc teraz (chwilowo) jest OK. Poza tym teraz jestem silniejsza, więc nie pozwalam mu wchodzić sobie na głowę i wszelkie próby sabotażu dławię w zarodku. Mniej więcej tak wygląda nasz obecny układ ;-) Elewacjo - nic krytycznego się nie wydarzyło, po prostu tak ułożyło się życie: najpierw były jego problemy ze zdrowiem (wtedy ja odpuściłam i postanowiłam nie być dla niego dodatkowym źródłem stresu), a potem - wydaje mi się - on się zaczął wycofywać, unikać spotkań. Może stracił śmiałość widząc mój dystans i nie znając jego prawdziwej przyczyny? Potem byłam zabiegana i bardzo zajęta, on też zajął się swoją robotą, ja nie specjalnie się narzucałam, i tak powolutku... pomalutku... przeszliśmy na odwyk od siebie. Oczywiście żałuję, że nie odważyliśmy się porozmawiać wprost, ale z drugiej strony wciąż odnoszę wrażenie, że wszystko o sobie wiemy i rozumiemy się i tak bez słów. Ostatnio spotkaliśmy się przypadkiem i skończyło się to miłą i ciepłą pogawędką. Padły nawet propozycje wspólnych nowych projektów. Kto wie? Może znowu coś fajnego z tego wyniknie? Oby. Kontakt z nim jest dla mnie bardzo inspirujący i psychicznie uzdrawiający (już abstrahując od wszystkich innych walorów...) Potrzebuję go i tęsknię - ot, taki "odwyk". :-D MUSZELKAAAA! No przecież napisz coś więcej, bo umieramy z ciekawości!!! Uściski dla wszystkich "niewiernych"!
-
Kochane! Milczę, bo jestem na wielomiesięcznym odwyku od niego i próbuję na nowo docenić walory małżeństwa. Małżeństwo ma się lepiej i to cieszy, ale odwyk nie bardzo się udaje, jest deprecha :-( Nie chcę zbyt dużo opowiadać, żeby się nie nakręcić znowu, ale mniej więcej efekt jest taki, że mamy do siebie dużo mniej śmiałości niż kiedyś i rozmawiamy tylko służbowo, prawie nie patrząc się na siebie. Gimnazjum normalnie :-D Czytam Was średnio raz na tydzień, (zbyt dużo nie piszecie :-P więc jestem na bieżąco). Zazdroszczę Revolucji (buźka!), kibicuję Piszącym, martwię się o Muszelkę. Czekam na wieści od milczącej Reszty. A dla Mili mam szczególne uściski i nawet Poetka z powyższych postów zainspirowała mnie do stworzenia takiego oto rymu: Mila, ciepłym moczem lej debila!
-
Muszelko, trzymam kciuki za Twoją szczęśliwą przyszłość, ale... bądź rozważna w tych wszystkich emocjach! Mąż wie?
-
Cześć! Nie bardzo mogę ostatnio pisać :-) No ale taaaakie wieści! Wiecie, co sobie myślę? Że te wszystkie rozwody są dowodem na to, że taki romans nie dzieje się znikąd. Najczęściej przyczyną jest jednak jakiś kryzys w małżeństwie - bardziej lub mniej uświadomiony. Jak jest "cacy" i "super", to raczej mało kto szuka atrakcji poza związkiem. Widzę po sobie: jak małżonek się stara, mam znacznie mniejszą motywację do działania "na zewnątrz" ;-)... U mnie na razie spokój, urlopy. Rozstaliśmy się bardzo miło - huczna imprezka ze sporą ilością alkoholu - ale było kulturalnie, chociaż trzymał się (za)blisko i potem przepraszał, że chyba ciut za dużo wypił :-P Ale wydaje mi się, że trzymaliśmy w miarę fason, bo M. był dużo trzeźwiejszy ode mnie, a nie robił mi wymówek, chociaż w sumie akurat o K. wypowiada się z dużą (niezwykłą sobie) ostrożnością. Mam wrażenie, że czuje, że jest to wyjątkowa dla mnie osoba, tylko nie chce tego nazwać wprost, żeby nie wywoływać wilka z lasu. I... bada... Urlopowe pozdrowienia!
-
"...koniec zawsze jest jeden. W takim razie i żyć nie warto, bo koniec też jest jeden.... dlaczego więc każdy tak bardzo chce przeżyć życie szczęśliwie, kolorowo, marzy, planuje, kocha???" Filozoficzne i piękne ujęcie sprawy, lepiej się nie da! :-)
-
Myślę, ze wyłuszczyłyście ładnie to, co należało. :-) No cóż, ja w przeciwieństwie do Elewacji, dostaję furii na samą myśl o tym, że M. mógłby mnie zdradzić. Tak mam i nie zamierzam dyskutować z tym odczuciem! ;-) Natomiast dla K. żona jest na pewno bardzo ważna i to u niego szanuję, bo to o nim jak najlepiej świadczy. Poza tym byłoby śmieszne i naiwne, gdyby zaczął mi tłumaczyć, że nie sypiają ze sobą (po prostu nie uwierzyłabym, bo sama dobrze wiem, co robię w domu - i nie tylko w domu - z mężem :-D). Laski, jest dobrze! Skoro Zielonaa wywołała mnie do tablicy, to zdradzę co-nieco. Jeszcze raz dziękuję za cenne porady i ostrzeżenia! Dzięki Wam zrozumiałam jedno: że powinnam sprawę wybadać, ale nie po prostacku. Tak też uczyniłam. Swoimi sposobami zbadałam teren i wiem, że po pierwsze nic mi się nie wydawało, po drugie - dalej jest miło, po trzecie - chyba rozumiem już przyczynę braku kontaktów. Mianowicie ja przez pewien czas musiałam się odizolować po to, żeby dać radę psychicznie się uporać z arcytrudnym zadaniem, którego nie dałabym rady zrobić, będąc w takiej huśtawce emocjonalnej. On to odebrał jako "kosza" i próbował odpłacić mi tym samym, a może też odetchnąć trochę od nadmiaru wrażeń - bo sam miał mnóstwo roboty. Najśmieszniejsze jest to, że ten "romans" ;-) ma bardzo niewiele wspólnego ze stereotypowym postrzeganiem takich układów z zewnątrz. Nie przeczę, że facet mnie fizycznie pociąga, ale nie o to tu głównie chodzi! Przede wszystkim pociąga mnie i inspiruje jego osobowość. Niesamowite, wspierające i bardzo przyjemne jest wrażenie jedności odczuwania i postrzegania, czytania siebie nawzajem.Tego nie ma ani on z żoną, ani ja z mężem. TO nas do siebie tak naprawdę przyciąga. Właściwie nie musiałam zadawać żadnych pytań, on wie - ja wiem i... wiemy, że wiemy :-D Jeżeli chodzi o szczerość i prawdziwość, to w tym przypadku niczego nie muszę udawać ani przed nim, ani przed M., bo to są zupełnie inne relacje i emocje i jedne nie wchodzą w kolizję z drugimi. (Zupełnie jak w tym powiedzonku: "Nie da ci ojciec, nie da ci matka tego, co może dać ci sąsiadka" :-P) Pogadaliśmy, upewniliśmy się o tym, że potrzebujemy się nawzajem, wróciły wspólne plany, jest fajnie! Genialnie się czuję w jego obecności, potrzebuję jej, daje mi radość i to jest na tyle fajne, że jestem nawet w stanie zrezygnować z bliższej "zażyłości", gdyby miała ona zepsuć ten niesamowity kontakt. A co do szacunku, czy też jego braku w takim układzie, to przytoczę tylko pełen zdziwienia komentarz mojego męża po tym, jak był świadkiem naszej dłuższej rozmowy: "Ależ ten facet cię szanuje!" Pomyślałam sobie wtedy z goryczą: "Szkoda, że ty nie zawsze i że muszę szukać tego szacunku u kogoś innego..." Ale fakty są takie, że M. w zestawieniu z "konkurencją" też się zaczyna starać. Cóż, samce tak mają, że muszą rywalizować, bo inaczej dziadzieją... Buziaki, dzięki, że jesteście!
-
Zielonaa :-) Dzięki za błyskawiczną reakcję! Tylko że ja właśnie tak od dłuższego czasu nic z tym nie robię i czekam, a one wciąż nie chcą powyzdychiwać :-( Okropnie mi z tym, cierpię i dlatego się miotam i myślę, że może ta bezczynność jest w tym przypadku błędem i może należałoby jakoś w końcu z gościem pogadać? Domyślam się, że on może funkcjonować podobnie - też się cyka przed taką rozmową, nie ma śmiałości tak sobie gadamy sami ze sobą wymyślając niestworzone rzeczy na siebie wzajemnie i w efekcie coraz bardziej od siebie odsuwamy...
-
Oj Laski, Laski! Nie piszę, bo nie mam o czym - spotykamy się z K. od jakiegoś czasu tyle co nic. W pracy dobrze, nawet bardzo dobrze, projekty wypaliły z dużym sukcesem, mam z górki, ale roboty wciąż wiele, no i jestem okropnie zmęczona, potrzebuję urlopu na gwałt! Musiałam się odezwać, bo to, co wypisujecie, nie pozwala siedzieć na miejscu w milczeniu!!! :-D Całuję i pozdrawiam, używajcie do woli!
-
Mila - teraz doczytałam Twoje dwa ostatnie posty i widzę, że wietrzysz podstęp w jego zachowaniu. Może niepotrzebnie? Zachowaj spokój i obserwuj, czas wyjaśni. Mnie się wydaje, że on już od dawna dążył do unormowania stosunków z Tobą i niekoniecznie miał jakiś konkretny interes na myśli. Teraz masz okazję to sprawdzić.
-
Elewacja!!! :-D :-D :-D Zaplułam monitor! Życzę zdrówka, a co do innych rzeczy - tak się już kręci ten świat, raz górą a raz dołkiem, trzeba przeczekać, będzie lepiej! Trzymajcie za mnie, bo pracuję teraz nad ważną dla mnie i trudną rzeczą, w związku z czym przydałaby się właśnie górka ;-) A reszta... constans... najpierw ja na niego klnę, a potem, gdy już wydaje mi się, że sobie poradziłam i poukładałam oraz obrzydziłam skutecznie - zjawia się On i tak na swój sposób, po męsku i bez specjalnych ceregieli okazuje mi swoją troskę i serdeczność. I jak tu zachować zdrowie psychiczne??? nie ma warunków... Z M. niestety coraz trudniej: moje cele nie są dla niego ważne, raczej są zagrożeniem (dla poczucia własnej wartości? niedopieszczonego ego?) Woli ze mną rywalizować niż wspierać i być partnerem. Albo próbuje mną dyrygować, albo się obraża i ignoruje. Czasami tylko wraca błyskiem normalność i serdeczność, ale niestety na krótko - a im bardziej tego potrzebuję, tym rzadziej się to zdarza. Widzę, że się szarpie i nie jest szczęśliwy sam ze sobą, ale odrzuca wszelkie moje próby zbliżenia się do niego, a ja już tracę siły na jednostronne ratowanie tego związku. Dwie trywialne prawdy aż się cisną na usta - do tanga trzeba dwojga a poza tym natura próżni nie lubi... Życzę Wam Wszystkim spełnienia marzeń na wiosnę - w dowolnej dziedzinie życia!
-
Elewacjo - ale i tak pewnie masz świadomość, że to Twoje subiektywne odczucie! W naszych oczach jesteś promieniejącym słoneczkiem i pocieszycielką utrapionych dusz :-) Jesteśmy przy Tobie! Laseczka ma rację, że nie o wszystkim można pisać od razu ze względu na ostrożność... Ja powiem tylko tyle, że przez dłuższy czas byłam na "odtruciu" od niego, on też unikał kontaktów. Próbowałam znaleźć energię do życia odcinając się od tego całkowicie i zniechęcając się do niego na wszelkie możliwe sposoby. Byłam z tym jednak bardzo nieszczęśliwa; z jednej strony efektywniejsza w działaniu, z drugiej - pusta w środku... Wystarczyło kilka słów i drobna rzecz, która mi uświadomiła, że jestem dla niego wciąż ważna, a ten brak kontaktu to tylko pozory i próba walki z samym sobą. Wszystkie emocje wróciły. Gorzkie poczucie szczęścia ;-) Narkotyk, cholera! Pozdrawiam, całuję, dobrze, że jesteście!
-
Mila - uściski! :-) Revolucjo - powiało wakacjami i zapachem egzotycznych kwiatów! Super, że miałaś okazję poszaleć w oderwaniu od stresów codzienności! A co do fusów - nabrałam ochoty na dobrą herbatkę, idę sobie zrobić. Wróżyć raczej nie będę, bo jeszcze bym coś wykrakała... :-P
-
Może to i dobrze, że dla osób postronnych topic stał się nieciekawy... W końcu to nie im ma służyć. Wybaczcie moje milczenie. Nie pisuję ostatnio, bo tak jak na początku pisanie tu pozwalało mi uwolnić nagromadzone emocje, to ostatnio zauważyłam, że mnie to okropnie rozkleja i rozwala, a przy moim trybie życia raczej muszę szukać źródeł energii niż się jej pozbywać ;-) Za to regularnie Was czytuję. :-) U mnie stagnacja, jeżeli chodzi o "te" sprawy. Widujemy się rzadziej - nie wiem, czy z przyczyn obiektywnych, czy celowo... natomiast jeżeli dochodzi do kontaktu - widzę, że jest spięty, chociaż bardzo stara się być miły. Na maila czy sms mam odpowiedź w ciągu minuty dosłownie - chociaż muszę przyznać, że sam konkret i w kilku słowach - ot, facecia natura! ;-) Nie wiem, wciąż nie wiem, o co tu właściwie chodzi... Muszelka, co z Tobą??? Laseczki - buziaki, pozdrowienia i piszcie!
-
Zielonaa :-) Mądry to jest on, bo trzyma rękę na pulsie. Ja jestem średnio mądra, mądra inaczej, a raczej mądra... do czasu (od czasu) ;-) Ale jedno sobie uświadomiłam czytając o Waszych doświadczeniach, mianowicie to, że z chwilą, gdy on zainteresowałby się kimś innym, ten układ straciłby dla mnie jakąkolwiek atrakcyjność. Tzn. na pewno cierpiałabym w takiej sytuacji, bo już teraz doprowadza mnie do szewskiej pasji, gdy zauważę, że lustruje albo komentuje jakąś panienkę (oczywiście ja niczego nie okazuję, co najwyżej ironizuję na ten temat, a on się od razu tłumaczy, że to nie jego typ, bo... i tu następuje szereg cech, z których o dziwo każda jest zaprzeczeniem mnie :-P Mam wtedy niezły ubaw!) Cały walor - to jego reakcja na mnie, której nie potrafi, a może nie chce ukryć. Jeżeli tak miałby traktować kogoś innego, to stałby się w moich oczach jednym z setek jemu podobnych panów w kryzysie wieku średniego, byłaby to dla mnie bardzo skuteczna odtrutka. Zielonaa, nie zazdrość. Mnie też jest trudno. Zresztą wiesz... ;-)
-
No, no, widzę, że od nowego roku wyzerowałyście liczniki ;-) Tzn. nic się nie działo, cisza i stagnacja do Sylwestra, a teraz ruszyło: Muszelka narozrabiała (teraz zalecana pełna konspira, bo pewnie po Tobie widać nadmiar szczęścia), Revolucja ostro odgrzewa (a raczej podgrzewa) dawne emocje, Elewacja spuentowała (psychicznie) swoją "znajomość" a Laska... cóż... mam nadzieję, że posłucha Elewacji :-D U mnie też ciut na plus - po koszmarnych świętach (historie zdrowotne w najbliższej rodzinie) i popsutym przez to maksymalnie Sylwestrze początek roku okazał się całkiem sympatyczny, mianowicie K. postanowił uczcić ważne dla siebie wydarzenie w towarzystwie moim i... najbliższego kumpla (to chyba dla zmyły :-P). I pomyśleć, że od dobrego miesiąca wieszałam na nim wszystkie psy z okolicy. On chyba tak musi mieć, że dojrzewa do pewnych spraw (trzeba przyznać, że dość wolno mu to idzie :-P) i nie wolno go naciskać. W kontakcie bezpośrednim wciąż i niezmiennie iskrzy... Nie liczę na nic, ale biorę pod uwagę każdy możliwy scenariusz. To mądry i opanowany facet, więc skoro dopuszcza do takiego układu, to jestem przekonana, że robi to z pełną świadomością. Postanowiłam zostawić sprawy jego inicjatywie. Ta znajomość daje mi i tak ogromną satysfakcję. To co, że zdarza mi się wciąż odlatywać i tęsknić? Potem oddaje mi to z nawiązką. Może tak ma być i jest to najlepszy wariant... Zresztą mam też całkiem inne problemy na głowie, poważne i zasadnicze, które nie pozwalają mi do reszty zapomnieć się w emocjach - samo życie. Pozdrawiam serdecznie, Ś.
-
Elewacjo, trzymam kciuki za Ciebie!!! Nie piszę, bo jestem zarżnięta robotą pod każdym względem. Moje rozterki uczuciowe musiałam zawiązać w supełek także z tego powodu, że K. również wpadł w poważne problemy zdrowotne i jedyne, co mi pozostaje, to życzyć mu powodzenia i wspierać w miarę możliwości. Myślę o Was, trzymajcie się!
-
Revolucjo - dzięki! Obiecuję, że zastosuję! Pisałaś w trakcie, gdy ja wyklepywałam swoje przydługie wywody :-D Buziaczki dla Ciebie!
-
Laska, nie gorsza, tylko w gorącej wodzie kąpana jesteś. Chcesz mieć zaraz, tu i teraz. I w związku z tym nie masz czasu na refleksję :-D A ja zanim coś zacznę, to po sto razy we łbie wałkuję, po pięćdziesiąt razy rozważam wszystkie możliwe konsekwencje i w efekcie... nie robię nic! :-D Ale wtedy zaczynam zauważać, że jest urobiony; wtedy przychodzą mi na myśl te fajne dzieciaczki, które potrzebują jego czasu i uwagi bardziej niż ja; jego żona, do której nic nie mam i której nie chciałabym skrzywdzić i robi się z tego prawdziwy emocjonalny węzeł gordyjski. I jeszcze bardziej mnie to powstrzymuje przed jakimkolwiek działaniem - taki prosty mechanizm psychologiczny, który niewiele ma wspólnego z dobrem, złem, czy moralnością... Ale gdybym była taka dobra jak mówisz, to powinnam być zadowolona z takiego obrotu sprawy, a ja najczęściej jestem na siebie wściekła za bezczynność i "brak jaj" :-D Elewacjo, tak - realnie rzecz biorąc to na pewno dobry układ, ale ja całe życie mam w sobie taki niepokój, że jak coś stoi w miejscu i się nie rozwija, to znaczy, że zmierza ku końcowi. Dlatego wciąż chcę więcej. Może ten wieczny niepokój, brak poczucia bezpieczeństwa, to typowa cecha DDA? A co sądzę o Twoim postępowaniu względem A.? Ano znów zaczynasz się bawić w Matkę Teresę :-D Tak na zimno i z boku patrząc to wygląda. :-D Może nie do końca się uwolniłaś od potrzeby ratowania go? Trzymanko!
-
Revolucjo, ściskam ciepło i... chyba masz rację twierdząc, że oni są podobni! Elewacja - zgadzam się co do joty z Twoimi spostrzeżeniami, chociaż nie umiem tego tak pięknie ująć w słowa, jak Ty! Ale intuicyjnie też tak to czuję i mam podobne obserwacje życiowe. Tak więc spokojnie i wrzucić na luz, Laski. A On? On ma po prostu teraz straszne urwanie głowy i mnóstwo problemów różnego rodzaju i byłoby strasznym egoizmem z mojej strony wymagać jeszcze poświęcania czasu, którego ma i tak za mało dla własnej rodziny :-( I tak go poświęca, nawet w najgorętszym dla siebie okresie, tylko że ja mam wciąż niedosyt... ot moja głupota!
-
Dziewczyny, kochane jesteście! Lasko, Zielonaa, dzięki za kubeł zimnej wody na mój głupi łeb! Strasznie tego potrzebuję. W ogóle, to muszę Wam powiedzieć, że gdyby nie Wy i możliwość pogadania tutaj, to dawno narobiłabym już głupot i teraz miała potężnego kaca. Wielokrotnie o tym myślałam i muszę Wam za to serdecznie podziękować. Oczywiście robak drąży dalej i tak prędko mi nie przejdzie... ;-) Elewacjo, wiem, o czym mówisz - popróbuję tej strategii :-), ciekawe tylko, czy jestem na tyle zdolną aktorką, żeby zachowywać się naturalnie, gdy wszystko w środku buzuje? Fakt, że przy nim łatwo o normalność i prostotę, bo taki właśnie jest i tym mnie ujmuje. A co do A. - to obawiam się, że masz rację: ponieważ Ty zachowujesz się zdrowo i nie grasz w jego gierki, to on odbierze to jako największą wrogość i przyczynę wszelkich jego nieszczęść. Nie daj mu się! Mogę Ci poradzić podobnie jak Ty mnie - zachowuj się naturalnie i neutralnie, nie staraj się na niego już wpływać w żaden sposób.
-
No tak - faktycznie do przewidzenia była sytuacja z A. Ale ja myślę, że Baba wróci i będą się tak szarpać. Chyba że dał czadu na maxa, ale nie za bardzo wyobrażam sobie, co takiego musiałby zrobić, żeby ją odstraszyć? Wiesz, mam koleżankę - żonę alkoholika. On ją leje, jest potwornie agresywny, zdradza z każdym towarem, jaki mu się tylko napatoczy, ma niezłe odchyły psychiczne, dzieci "na boku"... a ona? Ona jak ta Święta Matrona tylko do piersi przytula po każdym występie i ratuje z opresji. No ale on przecież taki wybitny poza tym że pije... a taką drobnostkę można mu przecież wybaczyć. Żony alkoholików są odporne. Elewacjo dzięki za te słowa! Tak, wiem, że on jest uczciwy i chcę wierzyć, że jest właśnie tak jak mówisz w naszych kontaktach. Sama też się tak pocieszam... Cholernie go potrzebuję do szczęścia!...I tyle :-(
-
Zgadza się. Na pewno się nakręcam. Tylko, że ja mam wielu kolegów, którzy mnie lubią, nawet przyjaciół, a żaden z nich nie zrobił dla mnie tak wyjątkowych i wymagających wysiłku rzeczy, co on. I do tego zrobił to zupełnie bezinteresownie i z własnej inicjatywy. Poza tym żaden z nich TAK na mnie nie patrzył... oprócz męża w okresie naszego najgorętszego romansu ;-) Właśnie te wspomnienia i wiele jeszcze innych "detali" jego stosunku do mnie powodują, że wciąż się nakręcam. No nic, będę musiała trochę przystopować, bo się wykończę, tylko jak to zrobić??? I tak jak wspomniałam już uprzednio - w tej chwili chyba bardziej zależy mi na przyjaźni niż na romansie. Problem w tym, że on ostatnio daje mi sprzeczny komunikat - traktuje mnie wyjątkowo, i jednocześnie (przynajmniej odnoszę takie wrażenie) unika osobistych spotkań, więc taka "przyjaźń" to dla mnie bardzo dziwny układ.
-
Cze! Revolucja kogoś pomyliła? Chyba nie... :-) Mila, wydaje mi się,że Revolucja ma rację pisząc, że to Ciebie miał na myśli mówiąc o fajnych dziewczynach. Też tak to odebrałam. Mila - jak ja rozumiem tę Twoją wściekłość na niego! Sama teraz jestem w podobnym nastroju...No to napiszę pokrótce: nie produkowałam się tutaj, bo zwaliła mi się na głowę taka masa kłopotów osobistych i rodzinnych, że nawet nie miałam okazji ani nastroju, żeby spokojnie usiąść i poczytać, co u Was. Uprzedzając pytanie - nie, nie o M. tym razem poszło. Wręcz przeciwnie - ostatnio układa się nam całkiem przyzwoicie (może poza jednorazowym występem, kiedy był zmęczony, chory i wściekły na cały świat i wtedy się dowiedziałam kilku "prawd" na swój temat). Co do Kolegi, chciałam się Wam trochę wyżalić. Generalnie sytuacja jest taka: po jego powrocie mieliśmy krótki, aczkolwiek bardzo intensywny i owocny kontakt zawodowy, zrobiliśmy udany projekt, mamy w planie następny i wydaje się, że wszystko jest na najlepszej drodze... Wydaje się tylko - bo tak naprawdę wygląda to tak, że od jego przyjazdu kontaktujemy się tylko i wyłącznie w sprawach zawodowych, a że nasza praca rzadko wymaga kontaktu osobistego, polega to głównie na wymianie oficjalnych maili, ew. telefonicznych, też bardzo konkretnych rozmowach i sporadycznych tylko spotkaniach osobistych. Nie mogę mu niczego zarzucić, bo mam świadomość, że nigdy niczego mi nie obiecywał. Wiem, że mogę go prosić o wszystko i mi nie odmówi, w kontakcie osobistym jest przemiły, troskliwy i w ogóle super, więc właściwie o co mi chodzi? Skąd ta moja ogromna depresja, z której nie mogę wyjść? Ano stąd, że spodziewałaby się więcej! Już nie mówię, że chodzi mi o związek erotyczny, ale o zwykły kontakt przyjacielski, bo przecież przyjaźń wymaga wyjścia poza oficjalne ramy, aktywnego wyjścia z inicjatywą, chęci spotykania się i pogadania ze sobą... a takiej inicjatywy z jego strony nie ma! Przecież wie jak i kiedy może mnie spotkać, a mam wrażenie, że w ogóle nie dąży do tych kontaktów, że ich nie potrzebuje albo ich wręcz unika. A kiedy już musimy się spotkać - wtedy jest cudowny i... znowu zaczynam nakręcać się od nowa. Ta sytuacja pełna sprzecznych komunikatów trzyma mnie w potwornym napięciu, rozdrażnieniu i depresji, i powoduje, że jestem na niego po prostu wściekła i mam ochotę strzelić mu "focha", jak Mila ;-) Macie rację, że romansowanie w pracy to głupi pomysł! Całkowicie rozwala i to głównie kobietę. Najgorsze jest to, że nawet nie mam podstaw, żeby mu cokolwiek zarzucić... już myślę, że może to ja sobie wszystko wymyśliłam, a teraz się z tym męczę??? Dobrze mi tak - za głupotę! Elewacjo, A. pokazał swoje prawdziwe oblicze, bo zorientował się, że już nie jesteś podatna na jego manipulacje i nie będzie Cię mógł wykorzystywać do zaspokajania swoich (patologicznych) potrzeb. Jest wściekły i się wyżył, zupełnie bez klasy i oporów. Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie i przepraszam za przydługi post! Ś.