trolewna
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Niestety rodziców ani rodziny się nie wybiera, i nie zawsze warto informować o niektórych sprawach. Zazdroszczę każdemu kto mówi o in vitro, i rodzina go w tym wspiera. Ja nie chcę przecierać szlaków kosztem moich dzieci. Mam 40 lat i będę miała trzecie dziecko, znajomi się cieszą wraz ze mną, rodzina mi współczuje, bo kto w tym wieku chciałby trzecie dziecko, jak powiedziała jedna osoba z rodziny, w tym wieku to rodzi się dzieci wiadomo jakie, współczuję, jesteś taka stara.... chodziło, że upośledzone. I tyle o wsparciu rodziny, ze wszystkimi informacjami których nie widać ograniczam się do męża i moich dzieci, i przyjaciół. ..
-
Ethienne gratuluję i trzymam kciuki aby mała była zdrowa. Ja niestety nie powiedziałam o inivitro nikomu, moja rodzina nie jest tolerancyjna, mówiąc delikatnie. Są to ludzie dla których chorzy na HIV to pedały, a zespołem downa można się zarazić, in vitro fundują sobie bogate pary lub tacy, gdzie kobieta miała wielu partnerów i teraz nie może zajść. Przecież gdyby byli normalni nie musieliby mieć in vitro. Nie wstydzę się in vitro, ale uważamy, że jest to nasza sprawa, i w odpowiednim czasie powiemy o tym dzieciom. Taką podjęliśmy decyzję, i przyznam się, że nie żałuję, dzięki temu nie miałam ani nie mam rodzinnych pielgrzymek oglądających moje dzieci niczym okazy w zoo.
-
Jedno co mnie przy pierwszej wizycie wkurzyło, to jak stwierdził, że uda mu się z nami za pierwszym razem, i nie takie miał przypadki. Zapytałam, skąd ma taką pewność. Odpowiedział, że wie bo jest najlepszy. Pomyślałam, o rany ale d**ek. No ale tyle par nie może się co do niego mylić. Kurcze, on jest mega pewny siebie i daje tą pewność ludziom, wie co robi, jest najlepszy. Po drugiej i trzeciej wizycie to by powiedział, że dla lepszego efektu muszę skoczyć z mostu i bym to zrobiła, no gość ma to coś:) i miał rację, udało się za pierwszym razem.
-
Zanim któraś powie, że ma do Białegostoku daleko, to powiem, że mam prawie tysiąc km:) i połączenie przez Warszawę z przesiadką. Za pierwszym razem byliśmy we dwoje, drugim razem byłam sama, i za trzecim razem przyjechaliśmy do Supraśla na urlop dwutygodniowy samochodem, który wyszedł 15 dni bo tyle się stymulowałam. Po dwóch tygodniach byłam w ciąży, dr zawsze pod telefonem, odebrał nawet po 22.00..... my go kochamy, polecam
-
Inka pamiętam Cię doskonale i p**drawiam. I pamiętam wiele dziewczyn, które tutaj pisały, nie chcę wymieniać z osobna, żeby kogoś nie ominąć, pamiętam też naszego rodzynka i cieszę się, że w końcu i jemu się udało. Nie chciałam tutaj reklamować dr Mrugacza, żeby nie być posądzoną o jakiś zarobek;) Ale przewineliśmy się jak wiele osób tutaj przez wielu lekarzy. Nie oszukujmy się ale sporo klinik nastawionych jest na kasę, i jadą określoną procedurą, bez względu na to jaki jest problem każda kobieta traktowana jest jednakowo, i to jest wielki błąd. W Bocianie nie ma jednej procedury dla każdej, tam program jest indywidualny, tzn codziennie są robione rano badania aby po południu dobrać odpowiednią dawkę leków, oczywiście jest usg cały czas, aby mieć rękę na pulsie. Data pobrania czy transferu nie jest określana na początku procedury, tylko jest ruchoma w zależności od tego kiedy jest najlepszy moment, i jeśli trzeba jest to niedziela. Moja znajoma jest w tej klinice, w której byliśmy na początku, w której nikomu nie przeszkadza, że kobieta pali, bo przecież jak się nie uda to spróbuje znowu. Ta znajoma od początku jest tak samo prowadzona, tezy pierwsze in vitro i ten sam program, te same dawki leków, i tak samo mało jajeczek do zapłodnienia. Np w środę dowiedziała się, że w poniedziałek ma pobranie, pytam się dlaczego taki rozstrzał czasowy, a tak to wygląda i nie ma potrzeby tego w międzyczasie sprawdzić. Inna rzecz, miała transfer w poniedziałek bo w weekend nie pracują.... teraz miała mieć czwarte in vitro i nie miała ani jednego jajeczka, gdzie przez miesiąc brała jeden rodzaj leków, nikt po tygodniu czy dwóch, nie zauważył, że się w ogóle nie stymuluje. Gdyby nie miała jajeczek, bo starali się na milion różnych sposobów to ok, ale oni szli procedurą nr jakaś tam i już, nie udało się to zrobią inną procedurę. Chodzi mi, że te procedury nie są pod konkretne kobiety. Próbowałam namówić ją na zmianę kliniki, ale na marne, uwierzyła, że problem jest w niej. Dlatego trzeba szukać, iść tam gdzie polecają dziewczyny, my pojechaliśmy do dr Mrugacza dz temu forum, dz dziewczynom, którym się udało, i nam też się udało.
-
Chciałam jeszcze dodać dla tych, które się starają. Patrząc na siebie, myślę, że zaszłam bo mój mózg został zwolniony z myślenia o staraniach. Pomyślałam, że mamy już dzieci, jesteśmy szczęśliwi, i więcej nic nie potrzebuję. Chodzi mi o to, że w staraniach ważne jest podejście, wiem, że łatwo mi się to mówi, bo już mam dzieci, ale dopiero teraz zrozumiałam, że w tych staraniach dbaliśmy o ciało, uprawialiśmy sporty, zdrowo się odżywialiśmy, ale moja głowa była pełna problemów. Ciągle ta myśl, mieć dziecko, do tego nie rozwiązane problemy rodzinne. Teraz widzę, że odwiedzając tych wszystkich lekarzy powinnam odwiedzić psychologa. Wierzę w to, że wiele problemów jest w głowie. Oczywiście piszę tu o sobie, i mam nadzieję, że jednak komuś to pomoże. .. pozdrawiam i trzymam kciuki.
-
Inka wiem, że to nic nie znaczy, ale szczerze Ci współczuję. Wróć tutaj jak dojdziesz do siebie i będziesz miała chęci znowu podjąć walkę. Spójrz na dziewczyny tutaj, w końcu każdej się udało. Guzia, dopóki dzidzia w brzuchu dopóty musisz być dobrej myśli:) asiulka ja dobrze przeczytałam, że zapodajesz sobie dwa zarodki?:) Uważaj kobieto, bo nigdy nie jest tak jak sobie planujesz:) A gościu M z Białego ma rękę do bliźniaków, oj ma:) I nawet z dwóch zarodków trojaczki się mogą urodzić:) Sama słyszałam o takim przypadku:) A ja te święta poczułam, pierwszy raz spędziliśmy je w gronie naszej czteroosobowej rodzinki, wszyscy byli chorzy więc nigdzie nie jechaliśmy, nie spinaliśmy się i było fajnie. Boże Narodzenia były u teściów, i niby fajnie ale jednak nie po naszemu. Wiem, że po świętach ale każdej życzę świąt w gronie swojej nowej kochanej rodzinki:) pozdrowienia dla wszystkich staraczek:)
-
Inka to ja od siebie doradzę:) Uważaj na przeciągi, najpierw się wysikaj a potem ściągaj gacie:) Pod żadnym pozorem nie chodź z gołą pupą, ja się wietrzyłam i byłam chora... Będzie dobrze, trzymam kciuki... 15 jajeczek to w sam raz, nie za dużo i nie za mało, akuratnie, oby ładnie się parowały i rosły:) Dla tych co to się zamartwiają, że in vitro się nie uda bo za stare, albo źle się stymulują albo wszyscy powiedzieli, że się nie uda to mam historię:) Przed punkcją leżałam z babeczką 40 lat, bardzo źle się stymulowała, pierwsza spotkana osoba, która stymulowała się gorzej niż ja, kasy wydała w związku z tym konkretnie, i wyszło jej po dwóch tygodniach jedno jajeczko, i nasz spec pobrał to jedno jajeczko, i to jedno jajeczko się zapłodniło, i przyjęło i ma teraz dziewczynkę:) I jak tu nie wierzyć w cuda??? Egz muszę to napisać :) bierz aparat i cykaj zdjęcia kobieto!!!! Ja cykałam od 10tc, i tak średnio co 4 tygodnie i mam teraz fajną pamiątkę, mówię Ci będziesz żałowała. A jak chłopacy zaczęli się ruszać to nagrywaliśmy... Człowiek się boi, że coś się nie uda, a to trzeba się cieszyć, dokumentować i chwalić, chwalić, chwalić bo jest czym:) Na zamartwianie się zostaw sobie czas jak będą podchodzili do matury:) Ostatnie zdjęcia mój mi robił jak szłam do szpitala, i wyglądałam jak wieloryb wyrzucony na brzeg, i pamiętam jak dziś, że strasznie nie chciałam, a teraz fajna pamiątka i żałuję, że mi się włosów ułożyć nie chciało:) Miałam tak wielki brzuch, że pielgrzymki w szpitalu chodziły do mojego pokoju.... To były czasy:) Każdej tego życzę... Dziewczyny jak się udaje zaciążyć to podstawa robić zdjęcia:) Czy ja muszę o tym pisać???:)
-
asiulka ma napięcie mięśniowe, i to serduszko, co do wady to więcej będzie wiadomo po następnych badaniach, jest wada, to pewnik, ale na 100% nikt nie powie jaka wada bez usg serca, które będziemy mieli po świętach... Moja koleżanka też mi opowiadała, że żyje z wadą serca, i ma się dobrze, i tego się trzymamy...
-
i oczywiście mój adres, dla każdej zainteresowanej:) Jeśli któraś z dziewczyn chciałaby więcej na temat leczenia, kosztów i gdzie to niech pisze, mam wszystko zebrane do kupy, mogę podesłać, wraz z zachwytami na temat doktora:) trolewna@onet.pl
-
dzięki dziewczyny za wsparcie:) Wadę serca u małego odkryto 2 miesiące temu na ostatnim badaniu przed szczepieniami zauważyła pediatra, miał wiotką krtań i przy oddychaniu świszczał więc chyba ciężko to było usłyszeć - tak sobie to tłumaczę, albo to normalne u maluchów... Byliśmy u kardiologa, i to niby nie chodzi o niedomkniętą zastawkę, dostaliśmy dodatkowe skierowane na usg bo teraz było tylko ktg serca... Ale jako, że pani kardiolog dużo się nagadała, że widzi u małego jakiś ZESPÓŁ czyli wadę genetyczną, bo ma jeszcze to napięcie mięśniowe, co znowu neurolog wyklucza, to zakładam, że może po prostu jest nadgorliwa, i to serce to jednak zastawka i się domknie - taką mam nadzieję. Powiedziała, że w najlepszym wypadku co pół roku wizyta... Będę egoistyczna i powiem, że męczy mnie dźwiganie go, bo waży 10 kg i czasem się rozluźni jak worek ziemniaków i jest wielokrotnie cięższy od brata mimo iż ważą tyle samo, problemem jest ubranie go jak się tak rozluźni, a czasem muszę go ubrać i rozebrać kilka razy dziennie bo jest rehabilitacja i masaż i spacer, bo przecież brat też musi wyjść z domu... Nie mamy żadnej pomocy, ja sierota, teście daleko, i tak to wygląda, ale nie narzekam, bo są bardzo pogodni szczególnie ten co ma choroby, i tak myślę, że może on taki słodki i nie wymagający bo muszę się z nim po tych rehabilitacjach i lekarzach nabiegać? Mimo tych wszystkich nieszczęść jesteśmy szczęśliwi z mężem, i ciągle wierzymy w cud jeśli chodzi o naszego synka... I napiszę jeszcze o drugim chłopaku, jest zdrowy jak byk, i wiecznie z czegoś się śmieje, i to tak głośno wybucha śmiechem, że sama się śmieję, i musi być w towarzystwie brata, więc jeden ledwo pełza i sobie leży często a drugi dookoła lata i wraca do brata, podrzuca zabawki i takie tam:) Egz, rodziłam w 37tc, w tym 2 ostatnie tygodnie byłam w szpitalu, mój lekarz bał się, że za duży ten brzuch i coś się może zdarzyć. Więc sobie leżałam i pączkowałam:) Ważyli prawie 7 kg, ja przytyłam 20kg, jak dobrze pamiętam:) Pamiętam jak byłam w piątym miesiącu i w przychodni stałam w kolejce ( o zgrozo), i kobieta do mnie, że to już niedługo się pomęczę, a ja jej że to dopiero połowa minęła, to ją zatkało:) Nie szło mi w boki tylko do przodu, i od siódmego miesiąca zaczął rosnąć w dół, na początku lekarz się bał że opadł, ale on tak rósł:) Mam zdjęcie z przodu, nic nie widać ciąży, ale z boku wyglądam jak monstrum:) Miałam prenatalne badania i wyniki miałam okej, więc ta wada serca to chyba jednak niedomknięta zastawka, tak sobie tłumaczę na milion sposobów... W 20 tc chłopacy już byli 2-3 tygodnie wielkością do przodu, a ja głupia nadal im kupowałam ciuszki dla wcześniaków:) Misia mieszkam w Polsce a chłopaki mają 10 miesięcy... Też myślę, że mamy wiele wspólnego:) Asiulka taką mam nadzieję, że za 10 lat nic nie będziemy pamiętać o tych dolegliwościach i chorobach naszych dzieci... Dziewczyny pozdrawiam Was serdecznie, i mam nadzieję, że wszystkie doświadczycie cudowności macierzyństwa, i życzę Wam aby hormony szczęścia długo były z zaciążonymi:) Jeśli któraś ma ochotę napisać to ja chętnie popiszę:) Misia jeśli masz czas to skrobnij do mnie, bo mam więcej pytań do Ciebie a nie chcę tutaj zanudzać staraczkom o dzieciach, bo i tak zbyt wiele napisałam... Egz też do mnie napisz, to Ci udzielę więcej złotych rad:) Asiulka oczywiście jakbyś chciała z kimś wymienić się problemami dzieciowymi, aby tutaj nie zawalać forum to też napisz:) I oczywiście każda dziewczyna, która chciałaby coś wiedzieć więcej to jestem otwarta. Chciałam się pochwalić jaka jestem pomysłowa:) W Walentynki wysłałam maila do kliniki w Białym do doktora M (cudotwórcy największego) aby mu powiedzieć, jak bardzo go kochamy, i jak bardzo jesteśmy mu wdzięczni za dzieci, do tego dołączyłam słit focię z chłopakami (że się tak wyrażę młodzieżowo):)
-
Hej Ale się cieszę, że tutaj tak radośnie, Egz to niesamowite, cuda się zdarzają jak widać i trzeba w nie wierzyć:) Duży masz brzuch? Mi bardzo szybko macica zaczęła szykować miejsce na chłopaków, i mam zdjęcie z 12 tygodnia jak odstaje mi już ten brzuch sporo, mimo iż chłopacy jeszcze okruszkami byli:) Guzia gratulacje, i ja też nie miałam żadnych objawów:) Dopiero po wizycie serduszkowej bardzo źle zaczęłam się czuć, migrena non stop i ogólnie złe samopoczucie, ale potem jak mnie trzepnął hormon szczęścia to było super:) Misiu jak u Ciebie, też pamiętam jak pisałaś, że masz chore dziecko... Lepiej? Bo u mnie też jeden z chłopaków choruje... inka mam nadzieję, że w końcu Ci się również uda, jak widać to topic na którym w końcu się udaje:) Trzymam kciuki, pisz jak Ci idzie, ja po transferze się rozchorowałam, bo z tym gołym tyłkiem tak się kręciłam, okna nie zamknęłam, że rozłożyło mnie na amen, a się udało. Więc trzymam kciuki aby i Tobie poszło jak najlepiej:) Chciałam też Ci Egz powiedzieć, że przy bliźniakach na spacerze ma się sporo przyjaciół:) Często ktoś zaczepi, zajrzy do wózka, czasem to aż jest męczące, ale ogólnie to bardzo miłe:) I ja chciałam zdementować plotki jakoby każdy marzył o parce:) Od kiedy zobaczyliśmy dwa serduszka nie wiem dlaczego ale wiedziałam, że to będą chłopcy, i do tego stopnia byłam pewna, że mówiłam o nich TEN lub TAMTEN, aż mnie mój poprawiał, abym się tak nie napalała, bo będą dziewuchy, oczywiście jakby były też byłabym szczęśliwa, tak samo jak z parką, ale czasem po prostu jakoś tak się wie i tego się chce.... Nie odzywam się, bo jeden z maluchów choruje, i jakoś tak serce czasem mi pęka jak myślę o jego problemach i nie chcę tu włazić ze swoimi problemami aby nie psuć tej radosnej atmosfery. Mój syn ma chore serce, i przez to że serduszko słabo pompuje krew wolniej rozwija się ruchowo, brat już siedzi, raczkuje i powoli wstaje a on biedny ledwo pełza (mimo iż biegamy na rehabilitację), za niedługo idziemy na kolejne badania, mam nadzieję, że wyrośnie z tego, bo u maluchów wiele rzeczy jest możliwych, a same wiecie, że w cuda należy wierzyć:) To idę poprasować, bo przy maluchach wieczorem coś mogę porobić:)
-
Hej Ja na szybko, akurat chłopacy śpią:) Moje wielkie gratulacje dla Egz, tak się cieszę, z całego serca, że Wam się udało, dr M jest cudowny:) Dla mnie Biały na zawsze pozostanie szczęśliwym miastem gdzie poczynają się dzieciątka:) Wiedziałam, że Ci się uda, u tego lekarza udaje się każdej:) I chciałam zgodzić się z Egz, że dbanie o siebie przed podejściem bardzo dużo daje. My też przed samym programem zaczęliśmy prowadzić dosyć mocno "higieniczny tryb życia" - jeśli można to tak nazwać. Zaczęłam biegać, schudłam trochę, i ogólnie poczułam się lepiej i zdrowiej. Przy całym tym staraniu, człowiek zapomina o sobie, a to ważne, aby czuć się dobrze, jeść zdrowo, żeby mieć tą świadomość, że dało się z siebie wszystko:) - ta świadomość bardzo pomaga. Egz bliźniaki to wyzwanie, mówię Ci, ale jak tak na nie patrzę, to jestem najszczęśliwszą osobą na świecie i mam nadzieję, że niedługo będę Cię pouczać co i jak:) Cieszę się, że jeszcze raz spróbowałaś, jesteś wielkim wsparciem dla wszystkich dziewczyn. Alicjo Ciebie też pamiętam i gratuję:) To wspaniała nowina:) Mam nadzieję, że ten rok będzie cudownym rokiem obfitującym w same ciąże i piękne narodziny:) Asiulka jestem pełna podziwu, że tak szybko decydujecie się na następne, nie boisz się, że uda się podwójnie? Spójrz na nas:) I wtedy będziesz miała mega roboty:) Dziewczyny podczytuję Was i życzę Wam wszystkiego najlepszego, postaram się więcej napisać następnym razem bo mi już jedno maleństwo zaczyna płakać:) U nas jakoś leci, troszkę jeden z chłopaków ma problemy z napięciem mięśniowym i biegam na rehabilitacje i masaże, a wtedy problem co z drugim dzieckiem, ale jakoś dajemy radę... Jak to w życiu, jeden to aniołek a drugi diabełek:) Pozdrawiam serdecznie:)
-
Ja przyszłam z innego topicu, gdy nasz stał się prywatny i muszę przyznać, że tamte znajomości trwają już kilka lat:) Ten podczytuję od powstania, gdy jeszcze myślałam, że mnie in vitro nie dotyczy.... Wtedy pisałam pod innym nikiem. To dzięki takim forom jak te można dowiedzieć się, gdzie jaki lekarz jest skuteczny, a przede wszystkim można mieć nadzieję. Żeby topic istniał trzeba w nim uczestniczyć, to podstawowa zasada. A tematy są takie jakie tworzą osoby piszące. Chcesz poczytać coś na temat interesujący Cię, to kup sobie o tym gazetę lub książkę... taka-sobie-ja Dziwi mnie, że tylko wyjątkowo się ze mną zgadzasz:) Co do pretensji pomarańczowych. Zawsze ktoś będzie miał pretensję. Ale przyznam się, że słodkie mieć pretensję, że ktoś na otwartym forum nie pisze tego co by chciały czytać, same nie wysilając się o jakikolwiek wpis:) Jak dla mnie to duże brawa dla dziewczyn, które nadal tu piszą, mimo iż temat starań mają za sobą. Dziewczyny chcecie mieć interesujące Was tematy? Zacznijcie pisać, a nie tylko czytać.
-
Chciałam jeszcze dodać. Dziewczyny chcecie mieć topic o niepłodności, piszcie, twórzcie go tak jak kiedyś my go tworzyłyśmy. Macie pytania, pytajcie, wszystkie którym się udało, przeszły jakąś swoją drogę, która może być podobna do Waszej, albo nie, ale może Was wesprzeć. Swojego czasu zaglądałam tu, aby nie tracić nadziei. To między innymi dzięki dziewczynom, którym się udało wybraliśmy klinikę i lekarza. Zamiast znowu szukać i wydawać kasę, poszliśmy tam gdzie polecały dziewczyny, czyli do doktora M z Białego, z kliniki Bocian. I jak widać warto było. Pozdrawiam i nie traćcie nadziei, macie problem, piszcie, zawsze znajdzie się ktoś kto ma podobny, lub miał. Przeszłam 4 nieudane IUI, raka macicy, operację, wypadek, kilka lat starań, dużo wydanej kasy, beznadziejnie się stymulowałam do in vitro, a udało się i to podwójnie:)