Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

trolewna

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez trolewna

  1. Niestety rodziców ani rodziny się nie wybiera, i nie zawsze warto informować o niektórych sprawach. Zazdroszczę każdemu kto mówi o in vitro, i rodzina go w tym wspiera. Ja nie chcę przecierać szlaków kosztem moich dzieci. Mam 40 lat i będę miała trzecie dziecko, znajomi się cieszą wraz ze mną, rodzina mi współczuje, bo kto w tym wieku chciałby trzecie dziecko, jak powiedziała jedna osoba z rodziny, w tym wieku to rodzi się dzieci wiadomo jakie, współczuję, jesteś taka stara.... chodziło, że upośledzone. I tyle o wsparciu rodziny, ze wszystkimi informacjami których nie widać ograniczam się do męża i moich dzieci, i przyjaciół. ..
  2. Ethienne gratuluję i trzymam kciuki aby mała była zdrowa. Ja niestety nie powiedziałam o inivitro nikomu, moja rodzina nie jest tolerancyjna, mówiąc delikatnie. Są to ludzie dla których chorzy na HIV to pedały, a zespołem downa można się zarazić, in vitro fundują sobie bogate pary lub tacy, gdzie kobieta miała wielu partnerów i teraz nie może zajść. Przecież gdyby byli normalni nie musieliby mieć in vitro. Nie wstydzę się in vitro, ale uważamy, że jest to nasza sprawa, i w odpowiednim czasie powiemy o tym dzieciom. Taką podjęliśmy decyzję, i przyznam się, że nie żałuję, dzięki temu nie miałam ani nie mam rodzinnych pielgrzymek oglądających moje dzieci niczym okazy w zoo.
  3. Jedno co mnie przy pierwszej wizycie wkurzyło, to jak stwierdził, że uda mu się z nami za pierwszym razem, i nie takie miał przypadki. Zapytałam, skąd ma taką pewność. Odpowiedział, że wie bo jest najlepszy. Pomyślałam, o rany ale d**ek. No ale tyle par nie może się co do niego mylić. Kurcze, on jest mega pewny siebie i daje tą pewność ludziom, wie co robi, jest najlepszy. Po drugiej i trzeciej wizycie to by powiedział, że dla lepszego efektu muszę skoczyć z mostu i bym to zrobiła, no gość ma to coś:) i miał rację, udało się za pierwszym razem.
  4. Zanim któraś powie, że ma do Białegostoku daleko, to powiem, że mam prawie tysiąc km:) i połączenie przez Warszawę z przesiadką. Za pierwszym razem byliśmy we dwoje, drugim razem byłam sama, i za trzecim razem przyjechaliśmy do Supraśla na urlop dwutygodniowy samochodem, który wyszedł 15 dni bo tyle się stymulowałam. Po dwóch tygodniach byłam w ciąży, dr zawsze pod telefonem, odebrał nawet po 22.00..... my go kochamy, polecam
  5. Inka pamiętam Cię doskonale i p**drawiam. I pamiętam wiele dziewczyn, które tutaj pisały, nie chcę wymieniać z osobna, żeby kogoś nie ominąć, pamiętam też naszego rodzynka i cieszę się, że w końcu i jemu się udało. Nie chciałam tutaj reklamować dr Mrugacza, żeby nie być posądzoną o jakiś zarobek;) Ale przewineliśmy się jak wiele osób tutaj przez wielu lekarzy. Nie oszukujmy się ale sporo klinik nastawionych jest na kasę, i jadą określoną procedurą, bez względu na to jaki jest problem każda kobieta traktowana jest jednakowo, i to jest wielki błąd. W Bocianie nie ma jednej procedury dla każdej, tam program jest indywidualny, tzn codziennie są robione rano badania aby po południu dobrać odpowiednią dawkę leków, oczywiście jest usg cały czas, aby mieć rękę na pulsie. Data pobrania czy transferu nie jest określana na początku procedury, tylko jest ruchoma w zależności od tego kiedy jest najlepszy moment, i jeśli trzeba jest to niedziela. Moja znajoma jest w tej klinice, w której byliśmy na początku, w której nikomu nie przeszkadza, że kobieta pali, bo przecież jak się nie uda to spróbuje znowu. Ta znajoma od początku jest tak samo prowadzona, tezy pierwsze in vitro i ten sam program, te same dawki leków, i tak samo mało jajeczek do zapłodnienia. Np w środę dowiedziała się, że w poniedziałek ma pobranie, pytam się dlaczego taki rozstrzał czasowy, a tak to wygląda i nie ma potrzeby tego w międzyczasie sprawdzić. Inna rzecz, miała transfer w poniedziałek bo w weekend nie pracują.... teraz miała mieć czwarte in vitro i nie miała ani jednego jajeczka, gdzie przez miesiąc brała jeden rodzaj leków, nikt po tygodniu czy dwóch, nie zauważył, że się w ogóle nie stymuluje. Gdyby nie miała jajeczek, bo starali się na milion różnych sposobów to ok, ale oni szli procedurą nr jakaś tam i już, nie udało się to zrobią inną procedurę. Chodzi mi, że te procedury nie są pod konkretne kobiety. Próbowałam namówić ją na zmianę kliniki, ale na marne, uwierzyła, że problem jest w niej. Dlatego trzeba szukać, iść tam gdzie polecają dziewczyny, my pojechaliśmy do dr Mrugacza dz temu forum, dz dziewczynom, którym się udało, i nam też się udało.
  6. Chciałam jeszcze dodać dla tych, które się starają. Patrząc na siebie, myślę, że zaszłam bo mój mózg został zwolniony z myślenia o staraniach. Pomyślałam, że mamy już dzieci, jesteśmy szczęśliwi, i więcej nic nie potrzebuję. Chodzi mi o to, że w staraniach ważne jest podejście, wiem, że łatwo mi się to mówi, bo już mam dzieci, ale dopiero teraz zrozumiałam, że w tych staraniach dbaliśmy o ciało, uprawialiśmy sporty, zdrowo się odżywialiśmy, ale moja głowa była pełna problemów. Ciągle ta myśl, mieć dziecko, do tego nie rozwiązane problemy rodzinne. Teraz widzę, że odwiedzając tych wszystkich lekarzy powinnam odwiedzić psychologa. Wierzę w to, że wiele problemów jest w głowie. Oczywiście piszę tu o sobie, i mam nadzieję, że jednak komuś to pomoże. .. pozdrawiam i trzymam kciuki.
  7. Inka wiem, że to nic nie znaczy, ale szczerze Ci współczuję. Wróć tutaj jak dojdziesz do siebie i będziesz miała chęci znowu podjąć walkę. Spójrz na dziewczyny tutaj, w końcu każdej się udało. Guzia, dopóki dzidzia w brzuchu dopóty musisz być dobrej myśli:) asiulka ja dobrze przeczytałam, że zapodajesz sobie dwa zarodki?:) Uważaj kobieto, bo nigdy nie jest tak jak sobie planujesz:) A gościu M z Białego ma rękę do bliźniaków, oj ma:) I nawet z dwóch zarodków trojaczki się mogą urodzić:) Sama słyszałam o takim przypadku:) A ja te święta poczułam, pierwszy raz spędziliśmy je w gronie naszej czteroosobowej rodzinki, wszyscy byli chorzy więc nigdzie nie jechaliśmy, nie spinaliśmy się i było fajnie. Boże Narodzenia były u teściów, i niby fajnie ale jednak nie po naszemu. Wiem, że po świętach ale każdej życzę świąt w gronie swojej nowej kochanej rodzinki:) pozdrowienia dla wszystkich staraczek:)
  8. Inka to ja od siebie doradzę:) Uważaj na przeciągi, najpierw się wysikaj a potem ściągaj gacie:) Pod żadnym pozorem nie chodź z gołą pupą, ja się wietrzyłam i byłam chora... Będzie dobrze, trzymam kciuki... 15 jajeczek to w sam raz, nie za dużo i nie za mało, akuratnie, oby ładnie się parowały i rosły:) Dla tych co to się zamartwiają, że in vitro się nie uda bo za stare, albo źle się stymulują albo wszyscy powiedzieli, że się nie uda to mam historię:) Przed punkcją leżałam z babeczką 40 lat, bardzo źle się stymulowała, pierwsza spotkana osoba, która stymulowała się gorzej niż ja, kasy wydała w związku z tym konkretnie, i wyszło jej po dwóch tygodniach jedno jajeczko, i nasz spec pobrał to jedno jajeczko, i to jedno jajeczko się zapłodniło, i przyjęło i ma teraz dziewczynkę:) I jak tu nie wierzyć w cuda??? Egz muszę to napisać :) bierz aparat i cykaj zdjęcia kobieto!!!! Ja cykałam od 10tc, i tak średnio co 4 tygodnie i mam teraz fajną pamiątkę, mówię Ci będziesz żałowała. A jak chłopacy zaczęli się ruszać to nagrywaliśmy... Człowiek się boi, że coś się nie uda, a to trzeba się cieszyć, dokumentować i chwalić, chwalić, chwalić bo jest czym:) Na zamartwianie się zostaw sobie czas jak będą podchodzili do matury:) Ostatnie zdjęcia mój mi robił jak szłam do szpitala, i wyglądałam jak wieloryb wyrzucony na brzeg, i pamiętam jak dziś, że strasznie nie chciałam, a teraz fajna pamiątka i żałuję, że mi się włosów ułożyć nie chciało:) Miałam tak wielki brzuch, że pielgrzymki w szpitalu chodziły do mojego pokoju.... To były czasy:) Każdej tego życzę... Dziewczyny jak się udaje zaciążyć to podstawa robić zdjęcia:) Czy ja muszę o tym pisać???:)
  9. asiulka ma napięcie mięśniowe, i to serduszko, co do wady to więcej będzie wiadomo po następnych badaniach, jest wada, to pewnik, ale na 100% nikt nie powie jaka wada bez usg serca, które będziemy mieli po świętach... Moja koleżanka też mi opowiadała, że żyje z wadą serca, i ma się dobrze, i tego się trzymamy...
  10. i oczywiście mój adres, dla każdej zainteresowanej:) Jeśli któraś z dziewczyn chciałaby więcej na temat leczenia, kosztów i gdzie to niech pisze, mam wszystko zebrane do kupy, mogę podesłać, wraz z zachwytami na temat doktora:) trolewna@onet.pl
  11. dzięki dziewczyny za wsparcie:) Wadę serca u małego odkryto 2 miesiące temu na ostatnim badaniu przed szczepieniami zauważyła pediatra, miał wiotką krtań i przy oddychaniu świszczał więc chyba ciężko to było usłyszeć - tak sobie to tłumaczę, albo to normalne u maluchów... Byliśmy u kardiologa, i to niby nie chodzi o niedomkniętą zastawkę, dostaliśmy dodatkowe skierowane na usg bo teraz było tylko ktg serca... Ale jako, że pani kardiolog dużo się nagadała, że widzi u małego jakiś ZESPÓŁ czyli wadę genetyczną, bo ma jeszcze to napięcie mięśniowe, co znowu neurolog wyklucza, to zakładam, że może po prostu jest nadgorliwa, i to serce to jednak zastawka i się domknie - taką mam nadzieję. Powiedziała, że w najlepszym wypadku co pół roku wizyta... Będę egoistyczna i powiem, że męczy mnie dźwiganie go, bo waży 10 kg i czasem się rozluźni jak worek ziemniaków i jest wielokrotnie cięższy od brata mimo iż ważą tyle samo, problemem jest ubranie go jak się tak rozluźni, a czasem muszę go ubrać i rozebrać kilka razy dziennie bo jest rehabilitacja i masaż i spacer, bo przecież brat też musi wyjść z domu... Nie mamy żadnej pomocy, ja sierota, teście daleko, i tak to wygląda, ale nie narzekam, bo są bardzo pogodni szczególnie ten co ma choroby, i tak myślę, że może on taki słodki i nie wymagający bo muszę się z nim po tych rehabilitacjach i lekarzach nabiegać? Mimo tych wszystkich nieszczęść jesteśmy szczęśliwi z mężem, i ciągle wierzymy w cud jeśli chodzi o naszego synka... I napiszę jeszcze o drugim chłopaku, jest zdrowy jak byk, i wiecznie z czegoś się śmieje, i to tak głośno wybucha śmiechem, że sama się śmieję, i musi być w towarzystwie brata, więc jeden ledwo pełza i sobie leży często a drugi dookoła lata i wraca do brata, podrzuca zabawki i takie tam:) Egz, rodziłam w 37tc, w tym 2 ostatnie tygodnie byłam w szpitalu, mój lekarz bał się, że za duży ten brzuch i coś się może zdarzyć. Więc sobie leżałam i pączkowałam:) Ważyli prawie 7 kg, ja przytyłam 20kg, jak dobrze pamiętam:) Pamiętam jak byłam w piątym miesiącu i w przychodni stałam w kolejce ( o zgrozo), i kobieta do mnie, że to już niedługo się pomęczę, a ja jej że to dopiero połowa minęła, to ją zatkało:) Nie szło mi w boki tylko do przodu, i od siódmego miesiąca zaczął rosnąć w dół, na początku lekarz się bał że opadł, ale on tak rósł:) Mam zdjęcie z przodu, nic nie widać ciąży, ale z boku wyglądam jak monstrum:) Miałam prenatalne badania i wyniki miałam okej, więc ta wada serca to chyba jednak niedomknięta zastawka, tak sobie tłumaczę na milion sposobów... W 20 tc chłopacy już byli 2-3 tygodnie wielkością do przodu, a ja głupia nadal im kupowałam ciuszki dla wcześniaków:) Misia mieszkam w Polsce a chłopaki mają 10 miesięcy... Też myślę, że mamy wiele wspólnego:) Asiulka taką mam nadzieję, że za 10 lat nic nie będziemy pamiętać o tych dolegliwościach i chorobach naszych dzieci... Dziewczyny pozdrawiam Was serdecznie, i mam nadzieję, że wszystkie doświadczycie cudowności macierzyństwa, i życzę Wam aby hormony szczęścia długo były z zaciążonymi:) Jeśli któraś ma ochotę napisać to ja chętnie popiszę:) Misia jeśli masz czas to skrobnij do mnie, bo mam więcej pytań do Ciebie a nie chcę tutaj zanudzać staraczkom o dzieciach, bo i tak zbyt wiele napisałam... Egz też do mnie napisz, to Ci udzielę więcej złotych rad:) Asiulka oczywiście jakbyś chciała z kimś wymienić się problemami dzieciowymi, aby tutaj nie zawalać forum to też napisz:) I oczywiście każda dziewczyna, która chciałaby coś wiedzieć więcej to jestem otwarta. Chciałam się pochwalić jaka jestem pomysłowa:) W Walentynki wysłałam maila do kliniki w Białym do doktora M (cudotwórcy największego) aby mu powiedzieć, jak bardzo go kochamy, i jak bardzo jesteśmy mu wdzięczni za dzieci, do tego dołączyłam słit focię z chłopakami (że się tak wyrażę młodzieżowo):)
  12. Hej Ale się cieszę, że tutaj tak radośnie, Egz to niesamowite, cuda się zdarzają jak widać i trzeba w nie wierzyć:) Duży masz brzuch? Mi bardzo szybko macica zaczęła szykować miejsce na chłopaków, i mam zdjęcie z 12 tygodnia jak odstaje mi już ten brzuch sporo, mimo iż chłopacy jeszcze okruszkami byli:) Guzia gratulacje, i ja też nie miałam żadnych objawów:) Dopiero po wizycie serduszkowej bardzo źle zaczęłam się czuć, migrena non stop i ogólnie złe samopoczucie, ale potem jak mnie trzepnął hormon szczęścia to było super:) Misiu jak u Ciebie, też pamiętam jak pisałaś, że masz chore dziecko... Lepiej? Bo u mnie też jeden z chłopaków choruje... inka mam nadzieję, że w końcu Ci się również uda, jak widać to topic na którym w końcu się udaje:) Trzymam kciuki, pisz jak Ci idzie, ja po transferze się rozchorowałam, bo z tym gołym tyłkiem tak się kręciłam, okna nie zamknęłam, że rozłożyło mnie na amen, a się udało. Więc trzymam kciuki aby i Tobie poszło jak najlepiej:) Chciałam też Ci Egz powiedzieć, że przy bliźniakach na spacerze ma się sporo przyjaciół:) Często ktoś zaczepi, zajrzy do wózka, czasem to aż jest męczące, ale ogólnie to bardzo miłe:) I ja chciałam zdementować plotki jakoby każdy marzył o parce:) Od kiedy zobaczyliśmy dwa serduszka nie wiem dlaczego ale wiedziałam, że to będą chłopcy, i do tego stopnia byłam pewna, że mówiłam o nich TEN lub TAMTEN, aż mnie mój poprawiał, abym się tak nie napalała, bo będą dziewuchy, oczywiście jakby były też byłabym szczęśliwa, tak samo jak z parką, ale czasem po prostu jakoś tak się wie i tego się chce.... Nie odzywam się, bo jeden z maluchów choruje, i jakoś tak serce czasem mi pęka jak myślę o jego problemach i nie chcę tu włazić ze swoimi problemami aby nie psuć tej radosnej atmosfery. Mój syn ma chore serce, i przez to że serduszko słabo pompuje krew wolniej rozwija się ruchowo, brat już siedzi, raczkuje i powoli wstaje a on biedny ledwo pełza (mimo iż biegamy na rehabilitację), za niedługo idziemy na kolejne badania, mam nadzieję, że wyrośnie z tego, bo u maluchów wiele rzeczy jest możliwych, a same wiecie, że w cuda należy wierzyć:) To idę poprasować, bo przy maluchach wieczorem coś mogę porobić:)
  13. Hej Ja na szybko, akurat chłopacy śpią:) Moje wielkie gratulacje dla Egz, tak się cieszę, z całego serca, że Wam się udało, dr M jest cudowny:) Dla mnie Biały na zawsze pozostanie szczęśliwym miastem gdzie poczynają się dzieciątka:) Wiedziałam, że Ci się uda, u tego lekarza udaje się każdej:) I chciałam zgodzić się z Egz, że dbanie o siebie przed podejściem bardzo dużo daje. My też przed samym programem zaczęliśmy prowadzić dosyć mocno "higieniczny tryb życia" - jeśli można to tak nazwać. Zaczęłam biegać, schudłam trochę, i ogólnie poczułam się lepiej i zdrowiej. Przy całym tym staraniu, człowiek zapomina o sobie, a to ważne, aby czuć się dobrze, jeść zdrowo, żeby mieć tą świadomość, że dało się z siebie wszystko:) - ta świadomość bardzo pomaga. Egz bliźniaki to wyzwanie, mówię Ci, ale jak tak na nie patrzę, to jestem najszczęśliwszą osobą na świecie i mam nadzieję, że niedługo będę Cię pouczać co i jak:) Cieszę się, że jeszcze raz spróbowałaś, jesteś wielkim wsparciem dla wszystkich dziewczyn. Alicjo Ciebie też pamiętam i gratuję:) To wspaniała nowina:) Mam nadzieję, że ten rok będzie cudownym rokiem obfitującym w same ciąże i piękne narodziny:) Asiulka jestem pełna podziwu, że tak szybko decydujecie się na następne, nie boisz się, że uda się podwójnie? Spójrz na nas:) I wtedy będziesz miała mega roboty:) Dziewczyny podczytuję Was i życzę Wam wszystkiego najlepszego, postaram się więcej napisać następnym razem bo mi już jedno maleństwo zaczyna płakać:) U nas jakoś leci, troszkę jeden z chłopaków ma problemy z napięciem mięśniowym i biegam na rehabilitacje i masaże, a wtedy problem co z drugim dzieckiem, ale jakoś dajemy radę... Jak to w życiu, jeden to aniołek a drugi diabełek:) Pozdrawiam serdecznie:)
  14. Ja przyszłam z innego topicu, gdy nasz stał się prywatny i muszę przyznać, że tamte znajomości trwają już kilka lat:) Ten podczytuję od powstania, gdy jeszcze myślałam, że mnie in vitro nie dotyczy.... Wtedy pisałam pod innym nikiem. To dzięki takim forom jak te można dowiedzieć się, gdzie jaki lekarz jest skuteczny, a przede wszystkim można mieć nadzieję. Żeby topic istniał trzeba w nim uczestniczyć, to podstawowa zasada. A tematy są takie jakie tworzą osoby piszące. Chcesz poczytać coś na temat interesujący Cię, to kup sobie o tym gazetę lub książkę... taka-sobie-ja Dziwi mnie, że tylko wyjątkowo się ze mną zgadzasz:) Co do pretensji pomarańczowych. Zawsze ktoś będzie miał pretensję. Ale przyznam się, że słodkie mieć pretensję, że ktoś na otwartym forum nie pisze tego co by chciały czytać, same nie wysilając się o jakikolwiek wpis:) Jak dla mnie to duże brawa dla dziewczyn, które nadal tu piszą, mimo iż temat starań mają za sobą. Dziewczyny chcecie mieć interesujące Was tematy? Zacznijcie pisać, a nie tylko czytać.
  15. Chciałam jeszcze dodać. Dziewczyny chcecie mieć topic o niepłodności, piszcie, twórzcie go tak jak kiedyś my go tworzyłyśmy. Macie pytania, pytajcie, wszystkie którym się udało, przeszły jakąś swoją drogę, która może być podobna do Waszej, albo nie, ale może Was wesprzeć. Swojego czasu zaglądałam tu, aby nie tracić nadziei. To między innymi dzięki dziewczynom, którym się udało wybraliśmy klinikę i lekarza. Zamiast znowu szukać i wydawać kasę, poszliśmy tam gdzie polecały dziewczyny, czyli do doktora M z Białego, z kliniki Bocian. I jak widać warto było. Pozdrawiam i nie traćcie nadziei, macie problem, piszcie, zawsze znajdzie się ktoś kto ma podobny, lub miał. Przeszłam 4 nieudane IUI, raka macicy, operację, wypadek, kilka lat starań, dużo wydanej kasy, beznadziejnie się stymulowałam do in vitro, a udało się i to podwójnie:)
  16. do szkoda Masz jakieś pytanie w sprawie niepłodności? To je napisz. Nie licz na to, że ktoś będzie czytał Ci w myślach. Odpowiedziałam Asiulce o laktacji, bo tylko Ona się tu udziela, i ona podtrzymuje ten wątek. Zasada jest prosta, ktoś zadaje pytanie, ktoś inny odpowiada. Może gdybyś poczytała ten wątek zauważyłabyś, że byłam tu dawno i dzieci nie spadły mi z nieba, tak samo ja Asiulce, i jeśli ktoś zadaje pytania na temat niepłodności i mogę pomóc to coś napiszę. Zachęcam, aby dziewczyny, które mają problemy w sprawie niepłodności, o nich pisały, zadawały pytania a nie czekały aż ktoś będzie je "zabawiał". Fora, wątki dyskusyjne itp, tworzą ludzie, którzy je piszą. Nie wiem jak można mieć pretensje, jeśli samemu się nic nie pisze. Dawno, dawno temu, jeszcze gdy miałam inny nik, i razem z egz podchodziłam do IUI, zresztą też wielu nieudanych, cieszyło mnie gdy pojawiały się dziewczyny, którym się udało, to dawało nadzieję, że innym tez się uda...
  17. W sprawie HCV, można zarazić się tylko krew-krew. Dlatego mając spuchnięte brodawki na których pojawiła się krew, musiałam je najpierw wyleczyć, ściągając pokarm do zlewu... Nie można zarazić się HCV przez mleko. Chyba, że w mleku jest krew a dziecko ma ma skaleczenie w buzi, wystarczą pleśniawki, a to ma chyba prawie każde dziecko. asiulka miałam medele z tą regulacją a i tak jakoś mi z nią nie poszło, może to dlatego że na początku te brodawki są takie delikatne? Przeszłam na avent, wszystko to kwestia przyzwyczajenia i samozaparcia. Jeden mój bobas już jest na modyfikowanym, i mi to mleko też śmierdzi, mój mówi że pachnie ładnie, więc to kwestia gustu. Je bebilon i i ja tam goryczy nie widzę, wręcz sama słodycz, może kwestia tego jaki ten bebilon? Co do imion dzieci, przepraszam, ale nie upubliczniam takich danych, mam swoje powody, już raz mi koleżanka zarzuciła tekstami z tego forum, więc wybaczcie. Asiulka co do snu, to niestety ale pierwsze dwa miesiące nie przespałam ciurkiem dłużej niż dwie godziny, a i te dwie godziny to była rzadkość. Najczęściej to1-1,5h i w sumie spałam 5-6h... Teraz jak ściągam dla jednego to mam komfort bo śpię nawet 4h jednym biegiem:) Jest bardzo duży nacisk na karmienie piersią, jeśli kobieta ma chęci i dużo mleka to niech karmi, ale pamiętajmy aby to była nasza decyzja a nie jakieś rady koleżanek czy namowy matek, mężów, lekarek... To nasze zdrowie psychiczne jest ważne, na co dziecku wykończona matka. Jak zaczęłam odstawiać koleżanka mnie skrytykowała, że mleko matki najlepsze itp, a ona z kółka matek karmiących piersią uważa, że powinnam dłużej karmić - i powiem Wam, że nic tak nie zniechęca jak czyjeś złote rady. Każda z nas jest inna, każda ma inną sytuację, nie powinno się oceniać matki po tym jak karmi. Usłyszałam nawet opinię od bliskiej osoby z rodziny, że nie muszę się wstydzić, że nie karmię piersią, tak jakbym się wstydziła - miało mnie to podnieść na duchu.... Rozumiem matki karmiące sztucznym, i rozumiem matki karmiące piersią.
  18. Asiulka ja podgrzewacza czy sterylizatora nie neguję. Po prostu napisałam, że nie mam, jakby ktoś się zastanawiał czy da radę bez, to chciałam napisać że się da:) I chciałabym jasno podkreślić, że rozumiem decyzję o karmieniu sztucznym tak jak swoim. Sposób karmienia nie świadczy o tym jakimi jesteśmy matkami. Najważniejsze to robić zgodnie ze sobą. Używam laktatora ręcznego Aventu, od medeli elektrycznej poszła mi krew, pewnie jakoś źle używałam.
  19. Asiulka jeśli masz pokarm, chęci i zacięcie to walcz i karm swoim, bo warto. Ale jeśli coś Ci uwiera, to daj sobie spokój. Patrz, żeby Tobie i dziecku było dobrze, nie patrz na gadki innych. Ja chciałam karmić krócej a 4 miesiące minęły i ja jeszcze karmię, ale teraz tylko jednego i nie masz pojęcia jaką ulgę czują moje piersi:) Mam mały sukces z karmienia swoim pokarmem. Obydwoje się pochorowaliśmy, a dzieciaki zdrowe:) Ale my też nie przegrzewamy, nie szalejemy ze sterylizacją itp... Sterylizatora nie mam, podgrzewacza też i jakoś żyjemy:) Pozdrawiam wszystkie staraczki i te którym się w końcu udało
  20. Zapomniałam dodać, że miałam jeden tydzień ściągania do zlewu, przez tą krew na brodawce, i to dopiero psychicznie boli. Ja ściągam i się męczę aby ta laktacja nie padła a tutaj robię sztuczny pokarm, no tragedia, ale jakoś poszło... No więc co do laktacji: - raz dziennie przelewałam wrzątkiem umyty laktator rozbity na części - teraz tylko myję, - mam osobną gąbkę do laktatora i myję go wodą z płynem do mycia naczyń, odstawiam na osobną suszarkę, - pokarm trzymałam w lodówce gdy było powyżej 25 stopni w domu, - żeby pokarm nie zaniknął ściągałam jeszcze ok. 10 minut na pusto, mimo iż nic nie leciało to ja wachlowałam, dzięki temu jakoś utrzymałam na takim poziomie tą laktację, - dużo pić, dużo jeść wartościowego jedzenia, do 4 h godzin w temperaturze 22stopni (bo tyle mam) nic się nie dzieje, a nawet jak jest 24 stopnie... Podgrzewam wkładając butelkę z mlekiem do miseczki z ciepłą wodą (kranówą), taka z czajnika jest za gorąca i mleko się waży. Co dała mi laktacja: - ważę mniej niż przed ciążą, - macica mi się wciągnęła, kumpela rodziła w tym samym czasie jedno i karmi sztucznie i ma większy brzuch, Co do karmienia swoim pokarmem, wiele dziewczyn pisze, że sporo matek karmi i sztucznym i dzieci są zdrowe, i to prawda. Ale karmi się też dla siebie, ja dzięki laktacji szybciej doszłam do siebie, moje ciało i moja psychika... Jeszcze jedno najważniejsze:) Dziecku potrzebna jest zdrowa na umyśle matka, więc jak którejś sprawia problem karmienie to powinna sobie dać na luz. Wszystko się da, ale tylko jak same tego chcemy, nie ma co patrzeć na gadanie innych. Mi wiele osób mówiło, że nie wiedzą po co to robię.
  21. Witam Nie wiem czy mnie ktoś jeszcze pamięta:) Postanowiłam się odezwać w sprawie karmienia, bo mam trochę do powiedzenia:) Może to komuś pomoże? Moje dzieci (jestem mamą bliźniaków) karmię swoim pokarmem, niestety nie udało mi się obydwu przystawić, jeden zaskoczył w bólach z drugim walczyłam 2 tygodnie i obydwoje mieliśmy zszargane nerwy. Dlatego przeszłam na ściąganie. Miałam cesarkę, mimo iż chciałam naturalnie, niestety tak wypowiedziało się kilku różnych lekarzy, nie będę wchodziła w szczegóły. Dzieci duże po 3500kg prawie. Ja na początku zero pokarmu, walczyłam z laktakorem razem z przystawianiem aby jakoś wymusić laktację, moja nieudolność doprowadziła do tego że po dwóch tygodniach dostawiania i laktacji na siłę, miałam spuchnięte piersi i krew na brodawce. Co w moim przypadku przekreśla karmienie naturalne gdyż mam HCV. Dlatego przeszłam na ściąganie pokarmu. Miałam ściągać miesiąc, wyszły 4, teraz kończę w sposób naturalny, czyli ściągam coraz mniej i karmię tylko jednego. Myślę, że za jakieś 2 tygodnie będę po laktacji. Teraz konkrety: - na jeden raz ściągałam 300-400ml, zależy jak długa była przerwa - po 2h czułam już nabrzmiałe piersi, - starałam się ściągać co 3h, w nocy czasem wyszły 4h i wtedy pokarmu było najwięcej, - byłam w stanie wykarmić dwoje dzieci, które nie jadły mało, bo startowały z wagi 3500 kg każdy a doszły do 7 kg:) - dużo jadłam, jeszcze więcej chudłam, - trzeba się bardzo dobrze zorganizować czasowo, bo laktator pochłania tyle czasu co karmienie jednego dziecka, więc wychodziło mi jakbym miała trojaczki - na szczęście tylko przy karmieniu, Podsumowanie: Da się ściągać pokarm, są fora dziewczyn, które tak karmią i dają radę. Jest to mniej komfortowe i wymaga dużej organizacji. Podkreślę fakt, że nie mam pomocy, mieszkamy daleko od rodziny. I tutaj ważne, w nocy jednego karmi mój mąż, inaczej nic by z tego nie było i to cała pomoc. Jak ktoś ma jakieś pytania to odpowiem.
  22. Witam Nie wiem czy mnie ktoś jeszcze pamięta. Jestem mamą bliźniaków, urodziły się 2 miesiące temu i ważyły po 3i pół kilo:) Chciałam udzielić się w kwestii in vitro. Nie miałam żadnego picia, ani pełnego pęcherza. Nie wiem w jakim to jest celu, i raczej bym nie wytrzymała z pełnym pęcherzem nawet pięciu minut, uważam, że najważniejszy podczas całej procedury jest komfort i zaufanie do lekarza. Wiem, łatwo mówić, ale to pomaga. Jeśli komuś pomaga pełny pęcherz jestem za, zresztą to chyba chodzi o technikę w jakiej lekarz czuje się pewnie, więc jeśli to jemu pomoże to i nam... Mój transfer wyglądał tak, że miałam wcześniej robione badania hormonalne i usg aby wybrać najlepszy dzień, który się przesunął mimo wcześniejszych ustaleń, organizm nagle zwolnił, jajeczka pobrano mi w sobotę, miało być ich 10 ale udało się pobrać 6, z tych 6 wyhodowano 5 zarodków (stymulacja z pobytem w klinice trwała 2 tygodnie, nie licząc wcześniejszych zastrzyków w domu i była droga bo słabo się stymulowałam, i nic nie szło). Dziewczynom, którym coś w trakcie nie wychodzi napiszę na pocieszenie, mi nic nie wychodziło od pierwszego dnia gdy miałam wziąć antyki, zgubiłam receptę, był piątek wieczór jak wysiadłam z pociągu, a musiałam rozpocząć akcję najpóźniej od soboty, i skąd wziąć receptę gdy lekarz jest prawie 1000 km ode mnie ?... W dniu pobrania z nerwów zaczęłam sikać co minutę, i od tego biegania w koszuli do toalety, w której było otwarte okno się przeziębiłam, na transfer jechałam już w stanie lekkiego przeziębienia a wieczorem miałam 39 stopni. Oczywiście pomyślałam, że już po wszystkim, rano lekarz dał mi antybiotyki dla ciążowych, ale moja nadzieja została przy trójce zarodków, która poszła do mrożenia, i po przepłakaniu stwierdziłam, że trudno. Nastawiona psychicznie na ponowny przyjazd dałam sobie na luz. Chorowałam więc prawie od transferu do testu, od kilku lat nie byłam tak chora. Gorączka, katar, kaszel, tragedia. A jednak się udało:) Na pobraniu i transferze panowała miła atmosfera, lekarze opowiadali kawały i mnie zgadywali, byłam odprężona i szczęśliwa. Po wszystkim za każdym razem leżałam w pokoiku na łóżeczku w pościeli w kwiatki, a przy łóżku miałam stolik z lampką z kryształkami, i cukierki, do tego relaksacyjna muzyczka i mąż trzymający mnie za rękę. Mi to pomogło, po wcześniejszych doświadczeniach w innej klinice, czułam się w końcu na odpowiednim miejscu i dopieszczona... Sama myśl, że będziemy musieli wrócić, po takich przeżyciach nie boli tak mocno. Jak widać myliłam się, i wszystko się udało, bo jak ma się udać, to się uda. Moja rada dla dziewczyn starających się. Jeśli coś w klinice, w podejściu lekarza Was denerwuje, zmieńcie klinikę. Musicie lekarzowi ufać bezgranicznie i dobrze czuć się w klinice, to personel jest dla nas a nie na odwrót. Tylko w sytuacji komfortowej mamy szansę się rozluźnić, i mózg może się odblokować, organizm wtedy jest gotowy. Wiem głupie gadki, ale uwierzcie, próbowaliśmy różnych sposobów, różnych klinik i tylko gdy poczułam się dobrze i przestałam się przejmować to się udało... Jeśli chodzi o wybór kliniki, wybraliśmy klinikę, do której chyba mało kto ma dalej, bo prawie tysiąc kilometrów, więc wiem co to ciężki powrót do domu i to w chorobie. Podsumowując. Należy wierzyć, że się udało, do samego końca nie tracić nadziei. Jak widać, byłam chora, brałam leki, a urodziłam dwójkę zdrowych, dużych dzieci. I tego Wam dziewczyny serdecznie życzę. Dodam, że całą ciążę oprócz początku czułam się dobrze, nie spuchłam, nie miałam zgagi, było idealnie:) Nie traćcie nadziei, walczcie do końca. Pozdrawiam serdecznie.
  23. nutka rozpoczęłam 16 tydzień:) już nie czekająca - mam ustawioną cesarkę, niestety mam złe wyniki w sprawie mojej żółtaczki typu C, która została wykryta na początku ciąży, okazało się, że wirus zadomowił się na dobre. Jak na jego wyniki to stan wątroby jest w dobrym stanie, po ciąży będę miała leczenie, niestety martwi mnie, że będę musiała zostawić dzieci i iść do szpitala, na razie wiem, że przeszczep mi nie grozi, jestem pod stałą kontrolą lekarzy i na diecie wątrobowej. Cóż najważniejsze, że dzieci zdrowe. Patrząc ile nieszczęść spada na dziewczyny, wiem że sama mam go w nadmiarze i jestem dobrej myśli. Jeszcze raz życzę Wam szczęścia, aby te święta dla tych co nie mają dzieci były tymi ostatnimi niedzieciowymi, zasługujemy wszystkie na szczęście, jak widać niektóre muszę znieść więcej... Szczerze mi przykro z powodu Egz, i każdej która musi przez to przechodzić. Nie ma słów, które mogą pocieszyć, dlatego zamykam się i spadam. Pozdrawiam Was wszystkie.
  24. Przyznam się, że nie piszę tutaj od jakiegoś czasu, ale ciągle podczytuję, ciekawa jestem co tam u egz, tosi czy kaski i reszty staraczek, a także tych którym się udało jak Misia. Egz myślałam, że tym razem się uda, współczuję, żadne słowa nie są w stanie pomóc w tej sytuacji, więc nie będę Cię pocieszać. Mam nadzieję, że mimo ciężkiej atmosfery świąt, jaka będzie Wam towarzyszyć, uda Ci się trochę odpocząć i podjąć inną decyzję niż poddanie się. Spotkaj się jeszcze z doktorem M, posłuchaj co ma do zaoferowania, tak daleko doszłaś, nie patrz na wcześniejsze próby. Spójrz na ostatnią i zobacz jak wiele osiągnęłaś.... Jeszcze raz współczuję. Dziewczyny życzę Wam spokojnych Świąt, w miłej i wyrozumiałej atmosferze. Aby ten szczególny czas pozwolił nam odpocząć od codziennych trosk. Dla dziewczyn starających się: Aby to były Wasze ostatnie Święta bez wielkiego brzucha:) Abyście nie traciły nadziei, były silne, zdrowe i gotowe na udane przyjęcie maleństwa pod serce. Dla dziewczyn które zaciążyły: Abyście były zdrowe, nie denerwowały się i dużo wypoczywały, i doczekały się zdrowego dzidziusia lub dzidziusiów:) Dla szczęściar, które mają już dziecko w domu: Aby wasze pociechy były zdrowe i dostarczały Wam samych radości:) Jeśli chodzi o mnie to czuję się teraz lepiej, ale ostatni miesiąc to bóle głowy i krew z nosa. Jestem zdrowa, krew wyszła okej więc to dolegliwość ciążowe. Minęły już mdłości, złe samopoczucie, od dwóch dni jest na prawdę dobrze. Codziennie jestem tak bardzo szczęśliwa, że mam dwa serca pod swoim, i tego szczęścia dziewczyny Wam życzę. Wszystkiego najlepszego:)
  25. Egz co do tego serduszka. Na transferze leżałam z dziewczyną, która poszła na usg 3 dni wcześniej. Transfer miałyśmy we wtorek i ja byłam na usg po 4 tygodniach we wtorek a ona w sobotę, i jej serce też się nie pokazało, a mi już tak. Więc jeśli chodzi o tą sprawę to myślę, że miałaś transfer w czwartek i w czwartek lub piątek byłoby coś widać. Tak mi się zdaje... Trzymam kciuki. Mam nadzieję, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Tosia przykro mi, że beta tak słabo przyrasta, może jeszcze nie wszystko stracone? Może masz taki organizm? Nie wiem co napisać, trzymam kciuki... Asiulka trzymam kciuki za udaną betę, i do tego czasu żebyś się uspokoiła bo jak widzisz potem też są nerwy, żeby starczyło Ci sił. Przede wszystkim życzę Ci abyś myślała pozytywnie... Dziewczyny trzymam za Was kciuki, za wszystkie. Pozdrawiam...
×