W wielkim skrócie wygląda to tak: od stycznia 2007 r. zaczęłam chodzić do lekarza. Były badania - macica dwurożna, zaburzenia hormonalne, hsg, które wyszło dobrze. Faszerowanie luteiną, metformaxem i clostilbegytem, zastrzyki z pregnylu. Następnie insteminacje x3. Zakończyliśmy owe świadome starania na początku 2008 r. 2 lekarzy nie poradziło sobie. Na dzień dzisiejszy tak to wygląda. Kolejni lekarze - to nie dla mnie. Może mam już po prostu uraz do facetów w fartuchach i seksu na godzinę... Dałam sobie luz ale trwa to już trochę i też nic więc staram się żyć nadzieją i robić swoje każdego dnia. Ale to wciąż za mało, czegoś brakuje...