Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

6_rano_bezsenna

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Przyszła pora, żeby zrezygnować z ról w jakich mnie obsadzono. Nieustannie zebrzącej lunatyczki o ochłap miłości, jakieś grosze na życie, jakąś pracę, jakiś skrawek uznania. Przyszła pora by już nie godzić się, że jest się ta ostatnia w szeregu. Wyplakałam dzisiaj w nocy część tego bólu. Wypłakałm się nad ranami, które kazanao mi dla pozorów przemilczeć. Wypłakałam ból istnienia jako niekochanej i niedocenionej córki. Wypłakalam stratę jakiej nikt mi nie powetuje - czas. Wypłakalam gorycz porażki, nie jednej, a wielu. Łzy laly się same, gdy przypomnę sobie jak bardzo boli strach i samotność. Gdy ja się z tym zmagałam, ktoś inny puszył sie i szarogęsił. Jeśli jest coś czego nie wybaczę, to zbrodni umysłu przeciwko sercu. Dzisiaj swiadomie i w pełni odpowiedzialnie postanowiłam zrezygnować z ochłapów jakie mi podano. Dzisiaj świadoma tego kim jestem a kim nie moge być, z pełną odpowiedzialnością za samą sibie, złożę wymówienie tam, gdzie z ochłapem nadziei, otrzymuję w pakiecie upokorzenia. Dziś, nie jutro - to kim jestem, jaka jestem, to ze zyję, zasługuje na mój własny szacunek. Mój ojciec wybrał - woli utrzymywać i sam kupczyć. Przypieczętował juz swój los. Ja go nie obchodzę wcale. Spośród moich 4 kolezanek, trzem los dał mozliwość wychowania się w rodzinie zdrowej, kochającej i pielęgnującej dziecko jako najcenniejszy dar. Tam ojcowie byli śwadomymi siebie, odpowiedzialnymi mężczyznami. I w 3 przypadkach na te 4 córki, mimo wieku ( sa moimi rówieśnicami), mimo, ze mają mężów, a jedna z nich miała, mają dzieci, ojcowie dali im pracę w ich wałsnych firmach, pomagają, chronią, stają murem za swoimi dziewczynami, nie szczędzą pieniędzy, nie utyskują że utrzymują, nie użalają się nad sobą. Ich córki są pogodzone ze swoją kobiecością, kochają siebie i wiedza że nie musza zabiegać o miłość tak oczywistą jak miłość ojca. Tym samym nie upokarzają się przed swoimi mężami. Ich ojcowie wiedzą, że to co najważniejsze dla kobiety, to poczucie stabilności i bezpieczeństwa, a nie ciagły pościg za niedoścignionym. Nie mam ojca o jakim marzyłam. Nigdy nim nie był i nigdy się nim nie stanie. Ścigałam się sama ze sobą, żeby mnie zauważył, pokochał, polubil, docenił, zauważył. A koniec końców przegrałam z kim? Z dwa lata młodsza karierowiczką. Legły w gruzach nie tylko ideały ojca, ale juz dawno zawiodły w ogóle wszystkie ideały, dla których ojciec wyywał Matkę. Nie będe sobą kupczyć. Dość ochłapów i złudzeń. Prosta prawda jest taka: JA i TYLKO JA, na dobre i złe, do końca, choćby w nędzy, ale sama. pozdrawiam
  2. Skrzydlata kobieto,, ja też dopiero zaczęłam dostrzegać normalność wokół mnie. Tym trucicielem w naszym domu był mój ojciec. Kiedy ostatnio z nim rozmawiałam, wspominał, że wstydził się mojej Matki - kobiety, do tórej intuicyjnie lgnęli wszyscy. Mówił jej że jest bezwartościową, niewykształconą kobietą, powtarzał, aż uwierzyła, że jest całkowicie na jego łasce i niełasce. Syczał z wściekłością :"ja cie kurwo i tak wykońcże" ... te demoniczne męskie gdnidy, zmieniają w piekło życie kobiet kochających tak bardzo, że aż za bardzo - ze aż ich własne życie staje sie im przykre i rezygnują z niego, bo śmierć okazuje się jedynym wybawieniem - egoiści, kompletnie wyzuci z czułości, ciepła, dobroci - ja nawet przestałam o nich myśleć, że są biedni i pokrzywdzeni kiedys tam w przeszłości - przestało mnie to obchodzić - to przestępcy, w białych rękawiczkach, dzień po dniu odbierając yzycie, mordujeący w kobiecie to co ona ma najcenniejszego w sobie : WŁASNĄ GODNOŚĆ ojcu udało się przekonac wielu, że to moja Matka była problemem w naszym domu. Jesli była, to wyłącznie dlaetgo, że jej ojciec był takim samym psychopatą bez uczuć, jak mój ojciec. NA MNIE SIĘ TO SKOŃCZY powtarzam sobie to od 14 roku zycia jak zaklęcie - widzę dzisiaj, że długo, bardzo długo szkam tylko sposobu, bładziłam, imałam się różnych sposobów, zeby na nie ten dramat się skończył - zrobiłam sobie krzywdę, ale mam cichą nadzieję, że już niedługo :-) jeśli moja Babcia nie miala wyjscia, Mama rozpoczęła bunt, ale nie miala wystarczająco dużo siły, to ja mam wybór i skorzystałam z niego na tyle na ile dotąd umiałam, poprzez unikanie konfrontacji z życiem, poza tym mam siłę - już dzisjaj wiem po co Mamie był ten bunt, już diziaj rozumiem jej niemy opór, już dzisiaj wiem czył jest uzaleznienie od wyorażenia o miłości, nie od miłości - bo miłość nie ubezwłanowolnia. Oglądam namiętnie filmy, na które nigdy nie miała pieniędzy ani pozwolenia, słucham muzyki, mówię coraz głosniej o potrzebach jakie mam i gustach jakie mam. W głowie mam wizerunki realnych i wirtualnych 'przyjaciół', dzięki którym otwieram się coraz bardziej. Nie wiem czym jest to co się dzieje, ale nawet nie wiem czy mam potrzebę nazywania tego - kiedś bym moze chciała, zeby dac sobiezłudne poczucie kontroli. Dzisiaj nie muszę. Nie chcę. Swiadomość pracuje bez reguł teraz, nie potrzebuję encyklopedii a wiatru w żagle. Jeszcze trochę odwagi, trochę ciepła ... Dobranoc
  3. Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz. Ja jestem Kwiat sniegu, a Wy moim sekrtenym wachlarzem. Ewo - kłamstwo w rodzinie jest mordercze. Choroba mojego ojca, to już nie jest zwykły narcyzm i mitomania, to perfidny morderczy psychopata, który nie liczy się z nikim, z uczuciami żadnej z kobiet, które naprawdę go kochały : swojej Matki, siostry, mojej Matki i moimi. Kazdy komu sie wydaje że nieśmiałość jest cnotą, może byc w błędzie. Pod tą przykrywką najczęściej kryją się bezduszni, zimni i bezwzględni ludzie, którzy ze strachu by siebie nie zranić, nie dopuszczają do siebie ciepła i potrzeby ciepła drugiego człowieka. mam nadzieję że miło Wam upływa spotkanie w Krakowie :-). Pozdrawiam W naszej wiosce o starych kobietach mówi się „te, które jeszcze nie umarły. Jestem wdową i mam osiemdziesiąt lat. Bez męża dni bardzo mi się dłużą. Nie cieszą mnie już wyrafinowane dania, jakie przygotowuje Peonia i inne kobiety. Nie czekam na szczęśliwe wydarzenia, które tak łatwo znajdują drogę pod nasz dach. Teraz interesuje mnie wyłącznie przeszłość. I mogę wreszcie opowiedzieć o wszystkim, o czym nie wolno mi było choćby wspomnieć, gdy byłam zależna najpierw od własnej rodziny, a później od rodziny męża. Dziś nie mam już nic do stracenia. Żyję wystarczająco długo, aby dobrze znać swoje zalety i wady. Cechy, które często są jednym i drugim jednocześnie. Przez całe życie tęskniłam za miłością. Wiedziałam, że jako dziewczyna, a później kobieta nie powinnam jej pragnąć ani oczekiwać, a jednak tęskniłam za nią i właśnie to niczym nieusprawiedliwione pragnienie stało się źródłem wszystkich udręk, jakich doświadczyłam. Marzyłam, aby matka mnie zauważyła i razem z resztą rodziny pokochała całym sercem. Żeby zdobyć ich uczucie, byłam posłuszna jest to najlepsza z cech osoby mojej płci byłam jednak zbyt chętna i gotowa spełniać wszystkie polecenia. Z nadzieją na choćby najdrobniejszą oznakę dobroci z ich strony, starałam się sprostać stawianym oczekiwaniom oznaczało to, że powinnam mieć najmniejsze stopy w całym okręgu pozwoliłam więc połamać sobie kości i ułożyć je w lepszy kształt. Kiedy czułam, że nie zniosę dłużej ani jednej chwili cierpienia i zlewałam łzami zakrwawione bandaże, matka szeptała mi do ucha zachęty, abym wytrzymała jeszcze jedną godzinę, jeszcze jeden dzień, jeszcze jeden tydzień, i przypominała o nagrodach, jakie czekają mnie, jeżeli wytrwam trochę dłużej. W ten sposób nauczyła mnie znosić nie tylko fizyczne cierpienia skrępowanych stóp, a później porodów, ale także znacznie bardziej dotkliwy ból serca, umysłu i duszy. Wskazywała również moje wady i uczyła, jak wykorzystywać je dla własnego dobra. W naszym kraju nazywamy ten rodzaj matczynej miłości tengai. Syn powiedział mi, że w męskim piśmie określenie to składa się z dwóch znaków pierwszy znaczy „ból, drugi „miłość. Taka jest miłość matki. Krępowanie zmieniło nie tylko kształt moich stóp, ale i cały mój charakter. Może to dziwne, lecz wydaje mi się, że proces ten ciągnął się przez całe życie, czyniąc z ustępliwego dziecka zdeterminowaną dziewczynę, a potem z młodej kobiety, bez słowa spełniającej wszystkie życzenia teściów, dojrzałą, stojącą najwyżej w hierarchii okręgu matronę, tę, która narzucała innym surowe zasady i zwyczaje. Zanim skończyłam czterdzieści lat, twarde usztywnienie bandaży ograniczało nie tylko złote lilie mych stóp, ale także serce, które tak zastygło w poczuciu niesprawiedliwości, żalu i pretensji, że nie umiałam wybaczyć tym, których kochałam i którzy mnie kochali. Jedyną formą buntu, na jaką sobie pozwoliłam, było nu shu, sekretne pismo kobiet. Zaczęło się od tego, że Kwiat Śniegu moja laotong, „ta sama przysłała mi wachlarz, który spoczywa teraz na stole przede mną. Potem, kiedy się spotkałyśmy, nasz sekretny dialog rozkwitł i osiągnął pełnię. Zawsze jednak, abstrahując od tego, kim byłam w rozmowach z Kwiatem Śniegu, starałam się być dobrą żoną, godną pochwał synową i troskliwą, skrupulatną matką. W złych chwilach moje serce było wytrzymałe niczym nefryt. Nosiłam w sobie ukrytą siłę, dzięki której potrafiłam znieść tragedie i smutki. Lecz teraz jako wdowa ciągle posłuszna nakazom tradycji zrozumiałam, że zbyt długo byłam ślepa. Poza trzema strasznymi miesiącami w piątym roku panowania cesarza Xianfenga, całe życie spędziłam w przeznaczonych dla kobiet pokojach na piętrze. Wyprawiałam się do świątyni, do mojego rodzinnego domu, odwiedziłam nawet Kwiat Śniegu, to prawda, lecz bardzo niewiele wiem o zewnętrznym świecie. Słyszałam rozmowy mężczyzn o podatkach, suszach, buntach i powstaniach, ale te tematy mają niewiele wspólnego z moim życiem. Znam sztukę haftowania, tkania, rodzinę mojego męża, moje dzieci, wnuki, prawnuki i nu shu, to wszystko. Moje życie przebiegło w normalny sposób miałam swoje Dni Córki, Dni Upinania Włosów, Dni Ryżu i Soli, a teraz Spokojnego Siedzenia. Siedzę więc tutaj spokojnie, sama ze swoimi myślami i wachlarzem na stole. Kiedy go podnoszę, dziwię się, że jest taki lekki, bo przecież zapisano na nim tyle radości i smutków. Otwieram go szybko i dźwięk, jaki wydaje każda fałda, kojarzy mi się z rozpaczliwie szybkim biciem serca. Wspomnienia błyskawicznie przemykają przed moimi oczami. W ciągu ostatnich czterdziestu lat czytałam zapisane na wachlarzu treści tyle razy, że dziś znam je na pamięć, jak piosenkę z dzieciństwa. Pamiętam dzień, w którym wręczyła mi go pośredniczka. Moje palce drżały, kiedy rozkładałam jego fałdy. Wtedy zdobiła go zaledwie pojedyncza girlanda liści wzdłuż górnej krawędzi i była tam tylko jedna wiadomość, ściekająca w dół pierwszej fałdy. W tamtych czasach nie znałam wielu znaków w nu shu, więc przeczytała mi ją moja ciotka. Podobno w waszym domu mieszka dziewczyna dobrego charakteru i bogatej kobiecej wiedzy. Ty i ja narodziłyśmy się tego samego dnia tego samego roku. Czy możemy iść przez życie razem jako „takie same? Patrząc na delikatne kreski, tworzące słowa, widzę nie tylko Kwiat Śniegu jako dziewczynę, ale także kobietę, którą z czasem się stała wytrwałą, nieustępliwą, bezpośrednią, otwartą. Moje oczy obejmują inne fałdy wachlarza i widzę nasz optymizm, naszą radość, wzajemny podziw i obietnice, które sobie złożyłyśmy. Widzę, jak prosta girlanda przeistoczyła się w złożony wzór ze splecionych kwiatów śniegu i lilii, symbolizujących nasze życie razem, jako pary laotong, takich samych. Widzę księżyc w prawym górnym rogu, który rzuca na nas swój blask. Miałyśmy być jak długie pędy winorośli o splecionych korzeniach, jak drzewa, które stoją tysiąc lat, jak para kaczek mandarynek, które wybierają tylko jednego partnera na całe życie. Na jednej z fałd Kwiat Śniegu napisała: My, które znamy szczere uczucie, nigdy nie zerwiemy łączącej nas więzi. A jednak w innym miejscu widzę nieporozumienia, zawiedzione zaufanie i ostateczne zamknięcie drzwi... W moich oczach miłość była skarbem tak cennym, że nie chciałam dzielić się nim z nikim innym i właśnie to w końcu odcięło mnie od jedynej bratniej duszy, od tej, która była taka jak ja. Wciąż uczę się czegoś nowego o miłości. Myślałam, że rozumiem to uczucie nie tylko miłość macierzyńską, ale także miłość do rodziców, do męża i do laotong. Doświadczyłam także innych rodzajów miłości, miłości opartej na współczuciu i litości, na szacunku i wdzięczności, lecz patrząc na sekretny wachlarz pokryty wyznaniami, które przez wiele lat wymieniałyśmy z Kwiatem Śniegu, rozumiem, że nie ceniłam najważniejszego uczucia miłości płynącej z głębi serca. W ostatnich latach przepisałam dużo autobiografii dla kobiet, które nigdy nie nauczyły się nu shu. Cierpliwie słuchałam gorzkich słów skarg oraz opisów smutnych wydarzeń, niesprawiedliwości i tragedii. Zapisywałam smętne koleje życia tych, których ścieżka naznaczona została przez zły los. Słuchałam wszystkiego i wszystko spisywałam, ale jeżeli nawet znam sporo historii kobiet, to nie wiem prawie nic o życiu mężczyzn, oczywiście poza tym, że rolnicy zwykle walczą z siłami przyrody, żołnierze z wrogiem w bitwie, a samotni wyruszają na wyprawę w głąb swego serca. A jednak, patrząc na swoje życie, widzę, że mieszczą się w nim doświadczenia i kobiet, i mężczyzn. Jestem skromną kobietą ze zwykłymi smutkami, ale w głębi serca ja także stoczyłam swoją bitwę, walkę między moją prawdziwą naturą i naturą osoby, którą powinnam była się stać. Zapisuję więc karty dla tych, którzy mieszkają w tamtym świecie. Peonia, żona mojego wnuka, obiecała dopilnować, aby spłonęły w chwili mojej śmierci. Może dzięki temu historia ta dotrze do niebios jeszcze przed moim duchem. Niechże słowa wyjaśnią czyny przodkom, mojemu mężowi, ale przede wszystkim Kwiatowi Śniegu, i niechże stanie się to, zanim znowu ich powitam.
  4. Jeszcze z tym demonem muszę sobie poradzić. http://www.medonet.pl/zdrowie-na-co-dzien,artykul,1583584,1,czerniak-jedna-diagnoza-dwie-historie,index.html Nie ma sprawiedliwości. Niczego co tak naprawdę zaważyło na jakości mojego życia, nie wybrałam sobie sama. Mam dwa wyjścia: 1. albo uznać, że to dar, dzięki któremu żyję przytomnie i uważnie 2. albo poddać się kiedy oberwę kolejny nokaut to dziwne, bo czasem sobie myślę, że ludziom rzadko zdarza się myśleć o życiu głebiej, zwykle dopada ich melancholia gdy odchowane dzieci zaczynają stwarzać problemy, gdy przestaje się toczyć jak piłeczka do zabawnej gry obrzydała codzienność, gdy ktoś zachoruje nie znam beztroski i czasem sobie myślę, że wolałabym nie być, mieć to prawo decyzji o wyborze bytu lub niebytu, jeśli zestaw jaki miał przypaśc mi w udziale ostatecznie okazał się piekłem na dobrą sprawę, nie mam wyboru to tak a propos rozmowy z Yeez o oczekiwaniu na cud - on nie nadejdzie, nie w tym zestawie bytowym ... pozdrawiam
  5. http://www.youtube.com/watch?v=hgQm6oup6T0&feature=related :-) pozdrawiam
  6. Cześć, myślę, że to co mam do opowiedzenia nie było oporem, a zdrową reakcją i pomyśleć, że tak długo żyłam w zaszczuciu, bo wydawało mi się, że opinia jednego człowieka jest opinią wszystkich kilka dni temu siedziałam w biurze po godzinach pracy na stanowisku przypisanym nam jako grupie do pracy nad konkursem z jedną z koleżanek, a stanowisko to mieści się tuz obok stanowiska pracy kochanicy mojego ojca; ona tam była, z jakimś kolegą i coś robili chodził ochroniarz po biurze z zeszytem i zbierał wpisy od osób zatrudnionych, taki ma obowiązek, kto siedzi po godzinach i jak długo; podszedł także do mnie i podaje mi zeszyt, na co ja zdębiałam - przecież ja nie jestem pracownikiem biura, jestem współpracownikiem i na innych zasadach, ponieważ ten ochroniarz mnie lubi, zażartowałam, że nie będę się wpisywać, bo nie jestem niczyją własnością, na co on, a to ja Cię wpisze i poszedł dotąd nikt mnie o to nie prosił, więc pomyślałam sobie, że to był jego sposób na zaczepienie i pogawędkę wczoraj ojciec, jak chmurny i durny ciskał czym popadnie, jakimiś argumentami starociami, 'opiniami wszystkich' i stwierdzając że gdziekolwiek się nie pojawię, sieje zamęt wstyd itp., więc reasumując ciskał we mnie i cisnął także, że ochroniarz rzekomo skarżył się na mnie, że stwarzam problemy i nie chcę się w pisać do zeszytu ... wiedziałam już, że to nie ochroniarz to powiedział, ale powiedziałam ojcu, że w takim razie pójdźmy na górę, ten sam ochroniarz jest już na służbie przecież, nic prostszego jak rozwiać wątpliwości u źródeł, więc poszliśmy - ojciec nagle zmienił śpiewkę, z agresora stał się elokwentnym dr architektury i począł brylować przed ochroniarzem owijając w bawełnę, na co ja weszłam w słowo i mówię wprost:"Raf, żeby skrócić sprawę i do rzeczy, chodzi o to, ze podobno skarżyłeś się tacie, że ja nie chciałam się wpisać do zeszytu". "co?, eh gdzie tam, przecież Anka to przychodzi tutaj, nie raz zostawała po pracy i nie było żadnych problemów, a wtedy to tak zwyczajnie, podszedłem, potem wpisałem ja na listę i nie było spray, nie no nie a problemów" ... na co ojciec "no bo wiesz, Andrzej (szef biura), zarządził, żeby potem nie było problemów i się ludzie nie skarżyli", "eh tam jakie tam problemy ... ", na co ja mówię: "patrz tato, mamy szczęście, właśnie wychodzi pan Andrzej, wyjaśnimy sprawę od razu, żeby nie było problemów", podeszłam do pana Andrzeja i mówię "panie Andrzeju, chodzi o nieporozumienie, przepraszam ale chcę wyjaśnić, w sprawie wpisów ( i wyjaśniłam )", ojciec składa się i jaka, że chodzi o to żeby nie drażnić ludzi i żeby nie było problemów ... na co Pan Andrzej mówi: "a co to kogo obchodzi, jesteś zaproszona do udziału w konkursie przez nas, i jeśli ktoś ma z tym problem, to niech przyjdzie do nas, my mu wyjaśnimy". Koniec opowieści. Tym kimś komu przeszkadzam jest oczywiście kochanica ojczulka i mój ojczulek, który nie możne mnie znieść pod tym samym dachem. "Nie masz tu przyjaciół w tym biurze" - mówi. Pomyślałam, biedy jesteś, bo skoro uważasz że ich tutaj szukam, to to jest przykre. I powiedziałam mu, że jeśli opiera swoje wnioski na takim ciele opiniotwórczym jakie wspomina - bo zaczął zasłaniać sie tym, ze to sekretarka biura, która się wszystkiemu przysłuchiwała, miała pretensje o wpisy (gdzie jej po prostu nie było tego wieczoru w biurze) - to ja głęboko mu współczuje. Wniosek - kobieta która siebie szanuje, nigdy nie ośmieszy siebie ani kogoś kogo kocha. Mężczyzna który siebie szanuje, nie poleci na byle pochlebstwo, żeby podbudować swoje ego. Ośmieszyła go w białych rękawiczkach upokarzając przed ochroniarzem, dyrektorem biura i przede mną, moimi rękami - bo teraz nie kto inny a ja wyszłam na heterę. Ale ok. Flądra ma ze sobą problem. I właściwie, szkoda mi ojca, że jest w jej rękach jak otumaniała kukła. Myślę że ona wyssie z niego ostatnie soki. Ale niestety ja juz nie mam na to żadnego wpływu. Muszę bronić siebie. Pozdrawiam. Konkurs kończymy za miesiąc. Może jeszcze jakiś odcinek kryminału, marnego, wyemituję. O to chyba nie będzie trudno, bo dzieją sie tutaj cyklicznie rzeczy, których podłożem jest zazdrość, zawiść, chora ambicja i chora miłość. Jeśli zostałam w tym bagnie to po to, żeby się zaszczepić i uodpornić na zgniliznę moralną. Tutaj się mój dramat zawodowy i zawodowe upokorzenia zaczęły i tutaj odzyskam dobre imię i tak jak sobie x czasu temu zaplanowałam, wyjdę stąd nie jako pokonana, a jako JA, oczyszczę się z plotek i z zarzutów i zostawię to towarzystwo z ich zabawkami, niech się taplają w bajorku. Ojczulek co prawda zapowiedział, że jak ja będę chciała wyjaśniać sprawy u źródeł, to jego u tych źródeł nie będzie ... ale sobie pomyślałam, że w sumie, nie mogło by być inaczej tchórz zawsze uniknie odpowiedzialności, choćby miał sobie krzywdę zrobić. A ja żeby wyjaśnić co trzeba, nie potrzebuję nic więcej, jak możliwości przedstawienia własnego dorobku i umiejętności, to wystarczy za pointę. Uciekam, mam dużo pracy. Pozdrawiam
  7. Yeez, owszem, nie muszę się z tym godzić. Nie wiem czy nie powinnam, żeby nie przeżyć kiedyś dramatu. Rozpoczęłam terapie, sęk w tym, że ponoszę konsekwencje tego, że nie umiałam egzekwować dla siebie warunków finansowych, więc spotkania mogę z powodów ekonomicznych odbywać jedynie co dwa tygodnie. Na więcej mnie nie stać, reszta to praca własna. Dziś muszę rozwiązać bieżący problem z moimi lokatorami(lekceważą moją prośby by sprzątać, więc i ja zrobię im psikusa) i przechytrzyć moją współpracownicę, która na mojej pracy planuje oprzeć swój sukces. Cel mam tutaj tylko jeden, nie zależny mi na pracy na stałe, a na zarobku, który pomoże mi teraz załatać dziury, odłożyć coś na nowy start. Bóg mi świadkiem, gdybym mogła przeżyć to co większość moich koleżanek, od momentu poczęcia, do narodzin, patrzeć na każdy ruch małego brzdąca, cieszyć się każdym osiągnięciem, patrzeć jak zdobywa świat, jak poznaje swoje możliwości, być dla niego tłem, opoką, portem, a nie ciężarem, gdybym mogła ... ale nie mogę. Nie szukam mężczyzny, stał się cud. Uważnie przyglądam się swoim odczuciom, obserwuję. Tak długo jak będę 'żebrała' o względy, choćby w myślach się zdradzę najdrobniejszym szczegółem, że facet jest mi niezbędny do życia, tak długo nie jest możliwa miłość. Nie mam pojęcia Yeez ile to potrwa. Liczę na cud, na cud boski, że czas leczenia potrwa krócej. Mam jedynie nadzieję i każdy wysiłek kieruję w tę stronę. Liczę się jednak z najgorszym i wolę pogodzić się z tym niż rozdzierać na sobie skórę. Pozdrawiam
  8. Optym, dziękuję, ale to nie jest dobry pomysł. Póki nie pogodzę się z tym, że nie mogę być Matką, każde dziecko będzie dla mnie pociechą, więc potencjalnie je mogę wykorzystać. Poza tym, teraz czuję ból widząc moje przyjaciółki z dziećmi, kolegów z dziećmi. Tego bólu nie potrafisz sobie wyobrazić podejrzewam, stąd propozycja. Dziękuję ale teraz nie mogę. Jest inny sposób, zimny, ale przynajmniej nikt nie ucierpi, obiecałam sobie - na mnie się to piekło skończy. ojcu powiedziałabym, każdy głupiec umie spłodzić dziecko, ale trzeba niewyobrażalnej odwagi by chcieć dla dziecka siebie zmienić, mądrości i trzeba mieć w sobie miłość, by przyznać się do swojej głupoty, omylności, nikczemności, ograniczenia ... nie ma w moim życiu bohaterów, w moim życiu są jasne reguły - nie wykorzystam ani własnego dziecka, ani sieroty, by zapełnić deficyt, który mam w sobie http://www.youtube.com/watch?v=pmej-clcqA4&feature=related
  9. pokój, spokój, cisza i odpoczynek tym, którzy mnie nigdy nie poznali, którzy zakrzyczęli moją duszę, zadeptali serce, dla ciebie Czarek, dla ciebie tato za to że ukatrupiliście we mnie kobietę, deliaktność i piękno, zawiedli zaufanie za zgwałcenie mojej duszy, tak, że nie ma już czego sklejać, za odebranie mi wiary pieprzone niedorobine maminsynki lżej, lżej coraz lżej - chcę odpocząć, chcę wrócić tam gdzie mi było dobrze, chcę tam gdzie jest pokój i cisza, chcę poczuć spowrotem wolność, rozpuścić moje włosy, odejść spokojnie, wrócić tam dokąd przynależę, zmyś z siebie wasz brud, chorobę, fałszywą, podwujną moralność jestem zmęczona, moja dusza tęśkni za spokojem, już dość zastanawiania się nad tym jak miłość powinna wtglądać, dość brukania jej, byłam darem w domu rodzinnym, nie chcięli mnie przyjąć a zaczęli urabiać, dałam ostatni ocalały kawałek siebie w zaufaniu jak najcenniejsze dobro, a ona wytarł sobie tym tyłek smarzcie się w piekle, je nie muszę być bohaterką, uważam że i tak okazałam odwagę, bo nie ucierpiało za niczyje błędy moje dziecko wracam tam gdzie było mi dobrze Piotrek, w którym się kiedyś podkochiwalam, grał tak ładnie na gitarze, smętne rokowe i grungowe kawłaki rozłożyłam na czynniki pierwsze nie tylko moje życie, z podsumowań wynikło jednak że mogę pójść tylko w jedną stronę, by ocalić duszę diękuję za wszystko dziewczyny Yeez, ZS, Eutenia, Niebo, Anna, Zbirku, Maju, wszytkim ! porzątkowanie życia ... http://www.youtube.com/watch?v=EdBym7kv2IM&feature=related
  10. Cześć Pamiętam że kiedyś usłyszałam zdanie:"kiedy ktoś postanowi umrzeć, żadna siła, nic nie jest na tyle mocne by zmienić takie postanowienie". Pamiętam też, że czytając "Kwiat śniegu i sekretny wachlarz", nie miałam wątpliwości o czym jest ta książka. Pamięta słowa Rodziców, ostatnie z zeszłego tygodnia:"Ty nie spoczniesz póki nie wyeliminujesz wszystkich ze swojego otoczenia, więc korzystaj teraz, bo jest okazja, albo ja albo Ty". Wielokrotnie oglądałam moje zdjęcia z dzieciństwa, ale nigdy nie zobaczyłam na nich tego co ostatnio - uśmiechniętej buzi, małej sympatycznej kochanej dziewczynki. Patrzyłam na nią oczyma moich chorych Rodziców, którzy widzieli w niej jedynowładczość, zaborczość, egoizm, te cechy drugiego, których najbardziej nienawidzili. Ta dziewczynka, gdyby była moją córką, byłaby moim największym najidealniejszym skarbem. Nie kochali mnie. Nie chcieli. Pozostali ślepi do końca, na swoje winy. Dzisiaj to ja noszę w sobie trupa, nie radosne dziecko. I co gorsza, wiem, że to już koniec. ciche, niewidzialne zbrodnie popełniane codziennie na mnie i ostatnia z prób ratowania się, skończona złamanym sercem i wykorzystaniem przez jeszcze większego potwora. Pobiłam ojca. Powiedziałam mu spokojnie i rzeczowo powiedziałam, że ja nie mam już po co żyć.Jedyne co mnie trzyma przy życiu, to chęć ujawnienia prawdy, unaocznienia jej ludziom, którzy mnie osądzili i wtórowali Rodzicom i facetowi, który mnie wykorzystał. Nie ma we mnie już nic z tej małej dziewczynki. Ona kochała, ona była ciepełkiem, promykiem, życiem. Ona chciała być kochaną, kochać i być częścią innych. Miała prawo do ja chroniono, by być kimś najcenniejszym kto w domu się zjawił. Nie mam po co żyć, bo nie ma przy mnie nikogo, nie mam rodziny, nie mam szans na normalność, nie mam szans już nikomu zaufać. Są decyzje których nie da się w człowieku zmienić. I to powiedziałam Ojcu - przyjrzyj się, dzięki Tobie i innym, którym wydawało się że Wy macie prawo robić w życiu bałagan, z którym ja będę musiała się uporać, patrz na mnie, patrz bezdennie mały człowieku, patrz, zakompleksiony mitomanie, patrz - to ja Twoja córka, odmawiam dziś mojego praw do życia, i mi już nie zależy na niczym, poza jednym, by usłyszano moją prawdę, moją prawe o życiu, którą skutecznie z Matką zagłuszaliście przez całe moje życie. Dotrzymałam słowa - moje dzieci przeze mnie nie będą cierpieć. Usłyszałam :to nie bohaterstwo - odparłam, życiu nie chodzi o bohaterstwo, żałosny głupcze, chodzi o to by żyć w zgodzie ze sobą i czuć szczęście - a mnie nie uda się naprawić Waszych błędów i manipulacji, a nawet jeśli, gorzka świadomość tego że nie mogę mieć w życiu tego czego pragnie moja dusza, zatruje mi je tak, że nie ma ono i tak dla mnie sensu Ten post dedykuje wszystkim rodzicom, dedykuję wszystkim matkom zapatrzonym w swoich chłopców i kształtującym w nich bezkarność moralną, wszystkim tym, którzy przekraczają granice i niszczą drugiego człowieka. Dedykuję go Czarkowi, który świadomy tego jak bardzo cierpię, jak bardzo jestem słabą i chwiejną osobą, postanowił zdobyć moje zaufanie i go nadużyć, wykorzystał i zostawił. Nie istotne czy kochał, nie ważne czy chciałabym z nim być. Ważne, że świadomy tego, że jestem łatwym łupem, wykorzystał i zrujnował coś co miałam w sobie ocalone po Rodzicach jako ostatni przyczółek tej kochającej i mającej nadzieję dziewczynki. Dedykuję wszystkim tym, którzy oceniają po pozorach. Dedykuję wszystkim tym, którzy sądzą po wierzchu i idą na łatwiznę. Dedykuję tym, którzy by ocalić samych siebie dotąd deptali mnie. Dedykuję mojemu ojcu, który za umożliwienie mi pracy na chleb, ukarał mnie poczuciem winy za to, że musial ustąpić, bo tak bardzo mnie nie toleruje, z nie jest w stanie mnie znieść. Dedykuję ten post wszystkim, którzy nie wiedzą co to duma, co to honor i co to upokorzenie. Byłabym wspaniałą Matką i żoną. Pech chciał, że jestem społeczną trędowatą, bo urodziłam się w domu jako niepotrzebny sposób na łatanie deficytów. Takim piętnem naznaczona, nie chcę po prostu żyć. Może jedynym sposobem na to, żeby ochronić tę małą dziewczynkę przed kolejnymi upokorzeniami, jest po prostu odejść. http://zapodaj.net/76ef407feba7.jpg.html
  11. Cześć Jest mi ciężko dziewczyny ... Pozdrawiam
  12. Cześć Zaczęłam spotkania terapeutyczne. Następne spotkanie za 2 tygodnie. Kupe kasy mnie to kosztowało, wydałam ostatnie pieniądze. Boję się. Ale nie mam wyjścia. Nadal nie mam komputera w domu, ani swobody żeby sobie używac internetu jak chcę. Może i dobrze, bo skupiłam się na życiu w wymiarze "tu i teraz". Dziwne, to wygląda tak jakbym wracała z zaświatów do życia ... Szkoda mi tylko mojego czasu. Szkoda mi moich lat ... czuję się bardzo źle z ta myślą. Ale i tak nie mogę już nic z tym zrobić - nie odwrócę biegu spraw, nie odda mi nikt czasu, ama sobie go tez nie oddam. Płacze we mnie wszytsko ... Ale nie mam sił o tym pisać. Pozdrawiam i dziękuje Wam wszystkim. PAA
  13. Dziękuję Wam Opatrzność czuwała, Wy jesteście czujne, dzięki Bogu, rozum nadal mam całiem sprawny, czytam, chwytam znaki. Znalazłam dla siebie cioś bardzo dobrego : http://www.kobieceserca.pl/ http://www.kobieceserca.pl/OTR_Kobiece_Serca.html drogie jak cholera, nie stać mnie chwilowo, ale w poniedziałek tam idę i dowiem się co i jak :-) moje dzieci będą miały zdrową Mamę i kochającego mnie i je Ojca :-) warto dla tego popracować, jeśli to właśnie ma dopełnić moje życie i sprawić że będę się czuła spełniona muszę zmykać, mam sporo pracy, muszę także nauczyć się jak wygrywać batalie o przyziemną i wazną rzecz - pieniądze :-) Pozdrawiam Serdecznie :-)
  14. Cześć Yeez :-), Maju :-) Chciałabym umieć teraz coś napisać, coś co nie byłoby czymś co sama już znam na pamięć. Jak np. to, że pobolewa, gdy ojciec naprawdę niezainteresowany mną wybiega na spotkanie ze swoja D. Boli kiedy okazuje się że nie wynegocjowałam dobrych dla siebie warunków współpracy i że znów pracuję niemal niewolniczo - nie umiem siebie chronić. Odcięłam się od byłego, co sprawia mi z jednej strony radość, z drugiej ukazuje w jak czarnej doooooopie jestem z moim calutkim życiem. Pozornie robię dużo, a stroję w miejscu. Dziś wiem, że rodzice nie nauczyli mnie sprytu życiowego, jak wygrywać, a jedynie jak przeczekiwać swoje jak myszka w kącie i pokornie czekać na ochłapy. Rosną mi wściekłe kły, bo widzę jak sobie inni radzą. Sama nie potrafię, a jak już zawalczę, to trafiam kulą w płot. Najgorsze, że ja to widzę i to chyba tak, jakby mnie operowano na żywca. Opisałam ten kołowrotek właśnie dlatego żeby zilustrować co się ze mną dzieje. Ja te mechanizmy znam, ale samej siebie nie wyleczę, bo za bardzo się boję. Potrzebny mi terapeuta ale przewodnik, a nie nadąsany absolwent nauk psychologicznych, któremu do bycia terapeutą brakuje jedynie sympatii do ludzi. Mojego ostatniego terapeutę wprost o to zapytałam - "lubi Pan ludzi?" W moim pozornie szczęśliwym życiu, na które patrząc z boku, odnosi się wrażenie, że jestem rozwydrzoną samą sobie winną niunią, brakuje od zawsze miłości - daru nieskomplikowanego i życiodajnego. Usycham. I mam coraz mniej sił Yeez. Potrzebuję ciepła ludzkiego. Na początek, na rozruch, nie mam skąd brać życia w życiu, mózg jest już zmęczony ciągłym pobudzaniem i stymulowaniem do codziennej walki z wiatrakami. Jestem zmęczona i wyczerpana, słaba i wystraszona. Ja jestem z Krakowa. Jeśli się odważę na spotkanie, dla mnie nie powinno być problemu. Pozdrawiam
  15. PS Oprócz wszystkiego innego, odebrałam właśnie telefon z serwisu, gdzie próbują odzyskać moje dane z popsutego laptopa, szansa na odzyskanie choćby części jest 40%. W pracy traktują mnie jak przynieś podnieś pozamiataj. Boję się. Ojciec i były w tym co teraz mnie dotknęło, to dwa pryszcze, po których czyszczę ropę. Ale jest mi bardzo niewygodnie w życiu i kompletnie nie umiem zastosować się do tego co sama wiem. Tutaj mam blokadę. Nie wiem kiedy będę mogła odpisać. Nie mam komputera. Pozdrawiam.
×