Moj Tatus odszedl od nas 31 grudnia 2009 o 00:57.. juz byl to czwartek. w poniedzialek nagle dostal rozleglego zawalu serca przeszed natychmiastowa operacje potem dowiedzialysmy sie z mama ze to bylo spowodowane tetniakiem na glownej tetnicy, mial 47lat ;( lekarze mowili ze jedynym plusem jest ze jest mlody i szybko trafil do szpitala we wtorek lekarz pozwolil nam wejsc na intensywna do niego.. przerazilam sie. Oddychala za niego maszyna i mal podlaczona nerke wszystko to tylko po to by odciazyc serduszko ktore bylo bardzo slabiutkie. Mama zapytala czy moze sciagnac do szpitala mojego brata czy ma jutro przyjsc a lekarz kazal zeby przyjechal bo nie wie co bedzie jutro (dodam ze we wtorek mial kolejna operacje bo dostal krwotoku z operowanej zyly) brat przyjechal. W srode lekarz powiedzial ze wpuścił nas poprzedniego dnia bo byl pewny ze moj tata nie przetrwa nocy. Wieczorem przyjechali mojego taty rodzice i poszlismy go odwiedzic, lekarka ktora byla na dyzuze kazala sie z tata pozegnac bo byla pewna ze umrze tej nocy.. i miala racje, w nocy zadzwonila ;( ! Dlaczego on? Tak wielu rzeczy mu nie powiedzialam... Tata chyba na swoich rodzicow czekal zeby go odwedzili bo po ich wizycie w nocy zmarl.. nie wiem co mam robic, pomagam mamie jak sie da ale nie moge przezycx tego ze juz go nie zobacze ;(
Pisze tu.. bo potrzebuje sie komu s wygadac... Tak bardzo go kocham
Nie rozumiem To ON mial mnie odprowadzic do ołtarza gdy bede brac ślub, to ON mial bawic moje dzieci- swoje wnuki ;( Nawet sie ich nie doczekal ;/
A jakos pol miesiaca przed smiercia smialismy sie z nim i z mama moja ze tata by chcial prowadzic wózek ale bron boze zeby to nie jego dziecko bylo heh, twierdzil ze jest mlody i moze sie jeszcze z wozkiem pokazac... ;(