Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Sission

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Moja historia jest długa i skomplikowana. Jestem mężatką z długoletnim stażem, 4 lata temu zdradziłam męża z kolegą z pracy, ktory fascynował mnie od wielu lat. Kumplowaliśmy się i prowokowaliśmy się wzajemnie przy byle okazji. Ten seks nam nie wyszedł, kolega był za bardzo spięty, jednym slowem nie do końca się sprawdził. Głupio czuliśmy się obydwoje, było zbyt dużo emocji, z którymi, nie mogliśmy sobie poradzić obydwoje. Czułam się upokorzona-on mnie unikał, czasem wręcz atakował słownie. Temat jego niemocy-omijaliśmy, ale padło bardzo dużo przykrych słów. Pierwsze dwa lata, dokuczaliśmy sobie wzajemnie przy każdej możliwej okazji. Obrażaliśmy się na siebie i wracaliśmy do układów koleżeńskich jakby nigdy nic, ja chciałam go widywać jak najczęściej. on sam nie wiedział co chce. Od czasu do czasu spotykalismy się na kawie i rozmawialiśmy jak dawniej (zanim jeszcze doszło do tego). Szarpaliśmy się głupio przez długi czas. Miałam do niego ogromny żal, jednocześnie moja duma cierpiała i na każdym kroku to okazywałam. Potrafiłam jednak przeprosić za swoje słowa i czekałam na jego przeprosiny, których nigdy nie było. Moje pretensje do niego plątały się z wyrzutami sumienia i poczucia winy. Zrobiłam wielki błąd, przyznając się przed nim do ogromnej fascynacji jego osobą i mówiąc mu o wszystkich emocjach jakie mną targały. Podobało mu się to, prowokowaliśmy się znowu niemiłosiernie by po chwili okropnie się pokłócić. Nigdy po tych kłótniach nie odezwał się do mnie pierwszy. Ja wyciągałam rękę - on ją łaskawie przyjmował. W ubiegłym roku zbliżyliśmy się do siebie, zaprzestaliśmy wojować, przeprosił mnie nawet za wszystkie niemiłe rzeczy, które usłyszałam od niego, kilka razy omal nie doszło do łóżkowej "powtórki"..mimo, że sam podkreślał, że tylko się kumplujemy. Mówił mi wprost, że chce mnie bzyknąć dla poprawy tamtego razu. Doprowadzało mnie to do furii, bo ja koniecznie chciałam mieć w nim przyjaciela. Nasze relacje były tak dziwne i poplątane, że sami się w tym pogubiliśmy.. Był raz miły i przyjacielski, innym razem zimny i odpychający, raz był na tak, raz na nie, mówił, że chce wspólnych relacji, tylko rzadziej, mówił że się kumplujemy, co nie przeszkadzało mu robić aluzji męsko-damskich i głupich propozycji, a ja miotałam się jak głupia i wkurzałam się, że jako kumpel-nie ma prawa mnie nawet dotknąć i że nie może się zdecydować kim mam dla niego być. Mój stan emocjonalny odbił się na moim życiu w małżeństwie, gdzie nie znajdywałam już ani zrozumienia, ani uczucia ani nawet grama seksu. Kilka miesięcy temu, mój kolega po długim okresie wzajemnych prowokacji, powiedział, abym powiedziała wprost czego chcę, Powiedziałam mu, że chcę JEGO -na jakiś czas. Odpowiedział, że TERAZ (sic!) to niemożliwe bo się spotyka z kimś (to nie była prawda-jest samotny do dzisiaj). Powiedziałam mu wtedy-że się bawi moimi uczuciami i najprawdopodobniej chce się odegrać za ten nieudany seks, poprosiłam, żeby ze mną porozmawiał i wytłumaczył mi dlaczego to robi.. Nie zareagował. Nie widzielismy się już dwa miesiące. Obraziłam się. Napisałam mu smsa, że nie chcę tej rozmowy, że nie chcę jego łaski i chcę o wszystkim zapomnieć, że nie musi się zmuszać do niczego ani ofiarować mi swojej jałmużny. Nie odpowiedział, nie zareagował. Chciałam być silna i odciąć się od tej szarpaniny jednym cięciem i pokazać mu, że nie jestem na jego widzimisie. Ale okazało się, że nie potrafię, nie ulżyło mi, wciąż mam głupią nadzieję i czekam na jakąś reakcję, choć jego milczenie mówi przecież wszystko. Wiem, że on pierwszy nie zareaguje. Co zrobić, aby nie czekać, nie tęsknić, pozbyć się uczucia upokorzenia. Jest we mnie tyle emocji, że chyba zwariuję, jest żal, upokorzenie, złość, wstyd, zraniona duma, ogromna tęsknota i pragnienie jego osoby. Brakuje mi akceptacji, moje poczucie własnej wartości leży i kwiczy. W domu chłód i brak zrozumienia. Nie wiem co mam robić. Nie umiem sobie tego poskładać, boję się, że nie wytrzymam i "pobiegnę" do niego. Boję się, że on nie zrobi już nic. I... tak bardzo boję się o siebie...
×