Witam wszystkich na forum.Jestem osoba współuzależnioną , czytalam wypowiedzi wasze fajnie sie pisze doradza ale ten kto nie znalazł sie w tej trudnej sytuacji nie zrozumie tego co my osoby wspoluzaleznione czujemy, o czym myslimy i o czym marzymy. Dosyc mamy ciągłych obietnic, wyzwisk. I zastanawialam sie nad soba co ja osoba wyksztalcona robi z takim palantem jakim jest moj konkubent??? i nie znalazłam odpowiedzi na moje pytanie. Miłość chyba to juz nie jest, wygoda żadna, a jednak jest sie z czlowiekiem mimo przykrosci jakie mi sprawia.Zastanawiałam się nad sobą czy ja jestem normalna?Co w tym wszystkim jest silniejsze , że nie potrafie odejsc od niego? Dzis powiedzialam dosyc obietnic z jego strony , namawianie go do poradni AA, dzis stwierdzilam że sama tam musze isc z sobą .Mimo iż wstyd mnie odważylam podjąc sie terapii.Najważniejsze co mi zostało to wiara w to , że wlaśnie mi sie uda .W poniedziałek mam pierwsza terapie i myslę, że nie ostatnią .MAM NADZIEJĘ , ŻE ODZYSKAM TE WYCIĘTE Z MOJEGO ŻYCIA 4 LATA .