Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

zalamana22

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    Chciał dziś rozmawiać... Ale "rozmowa" to chyba za dużo powiedziane. Zwyczajnie szukał powodów do kłotni. Twierdził, ze ktoś coś mu tam doniósł, że niby coś tam o nim powiedziałam... sranie w banie, nie dałam sie wciągnąć w żałosne wyzywanie się i mam nadzieje, że go zabolało to jak go spławiałam na gg, że go OLAŁAM i kazałam sie juz nigdy nie odzywać! Ot, co! Chyba już czuję się lepiej.
  2. Czy mógłby mi ktoś pomóc? :( chodzi o relacje z byłym partnerem a zainteresowanie zakonczonym związkiem ze strony osób trzecich --> http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=4418500
  3. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    Mam ochotę się z nim pokłócić :/ ale tak na śmierć i życie! żeby nie było mi już żal związku, żebym przestała tęsknić. Nie chcę już tej miłości :( ona mnie niszczy od środka :( Chcę go znieniawidzić! Nie na darmo mówi się o cienkiej granicy między miłością a nienawiścią. Eh... :(
  4. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    Czasami moje myśli same wracają do tego co było... Staram się zająć innymi rzeczami, często to działa, ale nie w 100%, nie tak jak bym chciała... Nie chce już o tym myślec :( Ale to samo z siebie jest w mojej głowie :( Czasami analizuje pewne rzeczy, utwierdzam się w przekonaniu, że "tak było/jest lepiej", że "rozstanie było nam potrzebne". A od pewnego czasu zdałam sobie sprawę, że On mnie poprostu porzucił :( Jak starego kapcia, jak zepsutą zabawkę, która staje się juz niepotrzebna... :( Podczas ostatniej rozmowy powiedział, żebym już o nas nie walczyła (a starałam się bardzo...), że On już nic kompletnie nie czuje, choć jeszcze miesiąc wcześniej zapewniał, że kocha najmocniej, że nie opuści, że za parę miesięcy weźmiemy ślub... Kłamał :( tak w żywe oczy kłamał :( Jestem w dołku, już nawet nie wychodze z domu. Kiedy to cierpienie się skonczy?? :( No kiedy?!
  5. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    głupie, niegłupie - trzeba sobie jakoś radzić... :/
  6. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    przepraszam za błąd - miało być " nienawidzę" *
  7. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    los nigdy nie był i nie będzie sprawiedliwy... niestety :( ale jakoś trzeba to przetrwać, tylko że ja sama nawet nie wiem jak to "jakoś" ma wyglądać... wiele osób mi mówi "wszystko będzie dobrze" - nie nawidzę tego zdania, bo wiem, że to nie prawda - nigdy wszystko nie będzie dobrze, zawsze pozostanie coś nie tak, czego się nie pragnie, przed czym chce się uciec :( jest ciężko, cholernie ciężko :( dla mnie jedyna rada to wyzbyc się emocji i stać się osobą bez uczuć... - tak mi jest lepiej i tak lepiej było, zanim pojawił się On w moim życiu. Wtedy jakoś funkcjonowałam, cieszyłam się, że jestem wolna, że nikt mnie nie ogranicza, że nie muszę się przed nikim tłumaczyć, że nie muszę iść na kompromis czy poświęcać coś, dla drugiej osoby. Może na siłę szukam tych plusów bycia samej, ale musze tak robić. Dłużej w smutku nie dam rady żyć i zwyczajnie już nie chcę. Chcę wierzyć, że po każdej burzy wychodzi słoneczko. Oby tak było.
  8. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    wykasowałam Jego nr chwilę później, opis mi wystarczył... :( słucham teraz tego --> http://www.youtube.com/watch?v=ec0qdVOXb0c jakoś tak mnie naszło...
  9. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    wczoraj dodałam na gg Jego nr, tak żeby zobaczyć jego opis, co u niego słychać.. ot z ciekawości... i to był chyba błąd :( opis mówi, że On czuje się świetnie, ma się świetnie, bawi się świetnie i wogóle jest świetnie... a u mnie same porażki :( jak on to zrobił, że już zapomniał, że nie jest mu smutno??... ryczeć mi się chce :( :( :(
  10. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    dziewczyny... biedne moje :( nie wiem jak mogę Wam pomóc :( pare rad już napisałam wyżej, takie, co mnie pomogły - a byłam w beznadziejnej dziurze rozpaczy... nie wiem, czy wychodzenie na siłę do ludzi jest dobre :/ jeśli czujesz się fatalnie, to chyba lepiej zostać w domu/pokoju, zaszyć się pod kołdrą, kocem, przygotować coś dobrego do jedzenia (ja od czekolady wolałam wcinać jogury, mniej kalorii....), włączyć sobie film (zależy jakie się lubi), poczytać to Forum (kilka wątków o rozstaniu, ale - każdy trzeba czytać od początku!) - to też bardzo mi pomogło, tym bardziej, że praktycznie nie mam przyjacół, którym mogłabym się zwierzać, poświęciłam znajomych dla mężczyzny... (wielki błąd!!)eh... smutek trzeba jakoś przeżyć, nie da się go przeskoczyć :( 3majcię się
  11. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    rejsowa9090, jesli masz taką ochotę, żeby słuchać "waszych" posenek i się dołować, to sobie tego nie żałuj! wiadomo - będzie smutno, źle, będzie żal, złość itd. im więcej tego teraz z siebie wyrzucisz, tym szybciej się na to uodpornisz i na te piosenki, które przypominają przeszłość, ja już nie płaczę przy songach :) a ponad dwa tygodnie katowałam się kawałkiem IRA - "nie daj mi odejść" i wiem, że wyszło mi to na dobre :) Tobie też się uda :) :* tylko stań twarzą twarz z tym smutkiem i poddaj się jego działąniu, a wszystko wkrótce zacznie mijać :) eh... dziewczęta (i chłopcy, co wam powiem, to wam powiem, ale coś czuję, że za moją "wielką miłością" już chyba nie tęsknię :)
  12. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    eh... scali :( to smutne :( wiem co czujesz, bo ja miałam podobną sytuację :( miał mi się oświadczać, we wrześniu ślub, a tymczasem... eh... wszystko się rozpadło :(
  13. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    eh... szkoda, ze tu tak pusto :( a serducho krwawi jak nigdy w zyciu :(
  14. zalamana22

    Jak sobie radzicie po rozstaniu?

    witajcie Dziewczyny (i chłopaki tez). Od niedzieli czytam Wasz topik, próbuję się pocieszyć i podnieść z mamrazmu rozstania. Wczoraj minął miesiąć od kiedy nie jesteśmy razem, ale dopiero po tym miesiącu wiem, że to już definitywny koniec, wcześniej dawał mi nadzieję, że jeszcze coś da się uratować, a ja głupia wierzyłam i chyba przez to, że się odzywałam do niego - pisałam na gg/ smsy, wyszło jak wyszło, w koncu miał mnie dosyć :( eh... a j nadal go kocham, tak bardzo, serce mi sie kraja, do niedzieli żyłam chyba w szoku, że już nie jesteśmy razem, ale mieliśmy ostatnią rozmowę (na gg) i kiedy napisał "chcę odejść" dotarło do mnie, że to już "game over", poryczałam się jak dziecko, cała się trzęsłam, nie chciało mi się żyć, straszne to było, jakby ktoś wyrwał mi serce ręką i jeszcze je zmiażdżył :.( eh... niby miesiąć już, ale boli jak cholera :( pierwszy tydzień cały przeryczałam i przesiedziałam na łóżku, zero życia, i tylko żyłam (wtedy) nadzieją, że on jeszcze wróci... Byliśmy razem 14 miesięcy, ostatnie pół roku to dość częste kłótnie, głownie o brak czasu na spotkania, ale potrafiliśmy się dogadać, pogodzić, ja jakiś czas temu chorowałam poważnie, byłam już tym wszystkim załamana, myślałam, że nie wyjde z tego cało :( ale jakos przeżyłam, za to została mi depresja, która lubi wracac co jakiś czas... okres przed bożym narodzeniem był tez juz okropny, nie moglismy sie dogadac, on mial duzo pracy, ja nauki (studiuję) nie mielismy za duzo czasu dla siebie, i jeszcze te moje regularne kłopoty ze zdrowiem, czesto chodzilam smutna, żaliłam mu się choć nie chciałam, bo chyba nikt nie lubi zamartwiać ukochaną osobę... czasami wolałam zagryzc zęby i powiedziec, ze jest ok i jakos sama sie z tym uporac, tylko, ze jak potem to wychodzilo na jaw, to były awantury, ze nie mówię mu wszystkiego :( i mi i jemu było ciezko zaufac drugiej osobie, bo mielismy za sobą ciezkie przezycia z poprzednich związków, z czasem tez sie dowiadywałam, ze On tez nie mówil mi wszytskiego (np ze mial kryzys, bo jakis głupek pisal do niego na mój temat same kłamstwa, ale wyjasnilismy to sobie i On wiedzial ze to nieprawda, co o mnie pisano...) ale ja jakos to przetrawilam, ze nie podzielil sie tak powazną rzeczą od razu, tylko prawie po 4 m-cach... mówil, ze nie chciał mnie tym ranić... (wtf??) eh... :( Po ostatnim Sylwestrze zaczęło sie już bardzo psuć, on zaczął się oddalać, wymawiać pracą, nawet jak miał wolne, to mówil, ze jest zajęty i się nie spotkamy, a ja głupia czekałam, ze to minie :( ze jak przejdzie moja sesja i jego ciezki okres w pracy, to sie wszystko poprawi i będzie ok... ale tak nie było, sesja nie minęła, a ja usłyszałam, ze on nie chce życ w kłamstwie, ze bardzo się zmieniłam (to fakt, po najcięższym okresie w chorobie mialam juz inne spojrzenie na wszystko, z czasem w koncu udalo mi sie osiągnąć cos dla mnie waznego i to mnie zmieniło... nie byłam juz zakompleksioną dziewczynką). Teraz, to widzę, zę jak mi udało się zdobyć, to co próbowałam od bardzo dawna, to w zamian zaczęło się psuć miedzy nami, a raczej on sie oddalał, bo ja spokojnie mogłabym przetrwac te kłotnie i tez ciezki okres braku czas, zeby byc dalej razem. Może nie dawałam mu wsparcia jakiego potrzebował? :( widzialam ze jemu tez jest ciezko, starałam sie go wspierac, choc mi samej było niełatwo, głównie przez depresję, ale byłam przy nim, moze nie zawsze ciałem, bo zawsze sie popraostu nie da... eh... a i serce mi pękało jak widzialam, ze jemu jest ciezko :( a ja go jeszcze obciążam swoimi problememi, takie błędne koło :( nie wiedziałam, co robić - mówić wszystko, żalić sie, czy zacisnąć pięści i jakoś samemu przetrwac i nie dołować dodatkowo ukochanego... eh... :( wg mnie i tak źle, i tak niedobrze :( Nie mam już czego ratować, usłyszałam tylko, że to rozstanie to moja wina, że ja "zabiłam tą miłość", ze miałam szansę u niego, ale ją straciłam... Choć jeszcze miesiąć wczesniej pisał, ze jesli bym sie zmienila, to by do mnie wrócil... (w sensie zmienila --> głownie pokonała chorobę i depresję), napisal to, mimo iz jak mówil, mial zasade, ze "dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzi", nie wiem czy kłamał wtedy, ze wróci, czy co :( teraz widze, że to wg mnie nie było szczere... A jeszcze na początku lutego przyjął moje zaproszenie na spotkanie walentynkowe pod koniec miesiąca. Chciałam mu pokazac, ze mi nadal zalezy... i to był błąd. Nie wiem po co przyjął zaproszenie? Chciał sie najesc i obejrzec film w kinie za free??!! W niedziele chciałam jeszcze z nim pogadac (znów na gg) co było źle, ale odpowiedzial tylko, ze nie chce sie tłumaczyc ze swoich decyzji i ze nie jestem gotowa na taką rozmowe (moze i nie byłam, ale nie chciałam juz wracac do tej rozmowy za czas jakis, bo nie chce w nieskonczonosc rozdrapywac ran, tylko załatwic to od razu, bolało by bardziej, okropniej, ale przynajmniej miałabym to za soba... :( ) powiedział NIE naszej rozmowie, nie prosiłam więcej, bo więcej juz nie bede, skaowałam jego nr gg (nie wiem czemu nie zrobiłam tego od razu, w styczniu, po rozstaniu, tylko dołowałam sie i żyłam nadzieję, czytając jego opisy) i powiedzialam sobie, ze sie juz nie odezwe. koniec upokorzen :( Serce tak bardzo boli!!!!!!!! :(
×