Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

enia1

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. to ja powyżej... nie mogłam się doszukać swego profilu więc wystąpiłam pod starym nickiem... ale już przypomniałm sobie hasełko
  2. Maju ... troszkę tak jest że biorę tą odpowiedzialność ale jest to odpowiedzialność za swoje poczynania... odpowiedzialność za samą siebie. Postawiłam sobie za zadanie uczynić ten świat lepszym i wtedy czułam, że nawaliłam. Wiem o co ci chodzi... I tu cię mogę uspokoić... nie angażuję się w jej problemy... Te czasy angażowania się w cudze problemy dawno minęły... Jednak jeśli ktoś mi się zwierza ze swoich kłopotów normalnym ludzkim odruchem staram się mu pomóc. chcę być pomocna, widząc wiele spraw z dystansu. Nie pisałam potem.. ale koleżanka jednak nie odebrała tego źle.. nie czuła się dotknięta ani nie czuła, że się wymądrzam. Ja sama zauważam za to, że popełniłam błąd ale się się za to nie biczuję :). A koleżanka jest bardzo mądrą osobą więc zrozumiała mój styl wypowiedzi, tak jak tego oczekiwałam. Czyli jest wszystko ok. Kiedyś tu na forum pisałam, że niektórzy odbierają mnie jako mąrdzącą się, co urosło w sile w toksycznym związku i nad tym pracuję. Pracuję nad tym by być postrzegana taką jaką jestem w rzeczywistości. Bo w rzeczywistości nie uważam się za najmądrzejszą osobę na świecie :) Ja czasem za ostro bronie swego zdania. za intensywnie je wypowiadam. Bo zawsze musiałam walczyć o to by mnie wysłuchano.To takie moje małe skrzywienie :) Teraz wiem że nie zawsze trzeba walczyć o swoje zdanie. Czasem ludzie po prostu nie są w stanie je zrozumieć bo idą inną ścieżką, Sa mniej emocjonalnie rozwinięci bądź nie mają tylu doświadczen i wnoiosków wysuniętych z tego co się im przytrafia. I nie ma sensu walczyć dla swojego włąsnego potwierdzenia swojej włąsnej prawdy. Ta prawda jest czasem tylko moja bo ona mi przede wszystkim pomaga żyć ... jeśli ktoś nie chce z niej skorzystać, trudno, jego sprawa. Niemniej jednak los niektórych osób jest mi bliski. Niektórym osobom chcę pomóc bo ich lubię darzę szacunkiem i sympatią. Daltego lubię być waściwie odbierana bo właściwy odbiór powoduje że im rzeczywiście pomagam. Pojawia się więć pytanie jak pomagać by im rzeczywiśćie pomóc. zeby to odniosło odpowiedni skutek, żeby czuli że sobie z czymś poradzili, bo wtedy sukces jest trwały osiągnięty przez nich samych. Pytanie jak wpływać na tych ludzi by im ułatwić w jakiś sposób osiągnięcie zadowolenia, by rozświetlić jedną włąściwą drogę, a zgasić lampkę w tej która się nie nadaje. tymbardziej że ja już sobie z danym problemem w jakiś tam sposób poradziłąm... nie na 100% ale napewno jestem kawałek dalej... Stąd wynikała tamta wypowiedź Pozdrawiam
  3. optym - spróbuj poszukać na chomiku chomikuj.pl - można tam znaleźć film i ksiązkę
  4. blondynko - świetna piosenka, o budzeniu się siły w kobiecie
  5. Maju ciesze się ze mnie pamiętasz... "Jezeli nawet w danym momencie nie wiem,co zrobic,to wiem,wierze w siebie,ze za chwile,jutro,czy pozniej,ale raczej wczesniej,niz pozniej-bede wiedziala.To,co dawniej bolaloby bardzo- przestaje bolec,boli mniej lub duzo mniej.Przychodzi spokoj-prawdziwy spokoj i coraz glebszy,czy wiekszy spokoj;nie opanowanie,czy tlumienie uczuc,tylko jestem w srodku spokojna" Własnie to oznacza prawdziwy spokój i ufność, że wszystko się ułoży a nawet będziemy sobie żartować ze wcześniejszych doświadczeń. Widzę że ty już też wszystko sobie pawie poukłałaś. Cieszę się Moj małżonek dogadał się właśnie ze swoją podświadomością. Wiedziałam że to kiedyś nastąpi. Właśnie to mnie kiedyś przy nim trzymało, że miałam nadzieję na jego wewnętrzne porozumienie się z sobą i dlatego to trwało tak długo . Czułam te jego niedogadanie się. Co innego mowił a potem często działał wbrew temu co mowił. On nie miał spokoju, a tym samym i ja. Z początku nie wiedziałam co się dzieje. Jak trochę zaczęłam łapać, próbowałam mu przekazać co myślę, ale on był na mnie zamknięty. On był zamknięty na wszystkich. Tak jakby się bał że otworzenie się, spowoduje zawalenie się tej misternie zbudowanej powierzchownej osobowości. Teraz już chyba nawet wiem co go do mnie ciągnęło. Co zresztą sam mówił, ale nie przywiązywałam do tego specjalnej uwagi. To moje bycie sobą. To może czasem pokręcone, szukające drogi na oślep czasem, ale bycie sobą. To czego akurat jego dusza potrzebowała do lekcji życia i dlatego wybrała mnie. on swoą lekcję odebrał i ja też... Chociaż wczoraj nawaliłam. Popełniłam błąd, ale to widzę. Mojej bliskiej koleżance której los leży mi na sercu chciałam pokazać drogę na skróty. Pokazywanie drogi na skróty powoduje że tracisz czyjeś zaufanie. Bo nie łatwo dokładnie powiedzieć o co ci chodzi zwłaszcza gdy mowienie zadbaj o siebie, postaw siebie na pierwszym miejscu, zatroszcz się o siebie, jest takie niepopularne i dość szokujące dla niewtajemniczonych. Niełatwo to osobie nowej w temacie to zrozumieć. Bo rozumienie pewnych spraw to proces... czasem długoletni i nie da się tego uniknąć. Na chwilę zapomniałam o tym słuchając jej opowieści. No cóż na razie chyba położyła na mnie kreskę. Ale teraz wiem, ze kiedyś to zrozumie sama jak moj ex-mąż, zrozumiał to co kiedyś mowiłam. Martwię się tylko oto, że być może zamiast pomoc wydłużyłam ten proces. Bo najgorsze co może być, to wywołać blokadę. Druga osoba idzie wówczas w zaprzeczenie a to utrudnia porozumienie. No cóż, jeszcze dobrze nie wypraktykowałam tej lekcji :) Pozdrawiam
  6. więcej cytatów tego pana http://zenforest.wordpress.com/2008/02/10/badz-wolny-inspirujace-cytaty-e-tolle/
  7. ha Anno66... sorry... ta sentencja pojawiła się już na tym topiku... Ty ją wprowadziłaś, a ja się powtarzam :) Ale jest super prawdziwa dziewczyny. Teraz nawet podwójnie zapisał się w mojej stopce... niech tak pozostanie :)
  8. ciężko było na początku, ten niezmierny żal do niego, że nie chciał zrozumieć że nie chciał zrobić nic by byc razem, ze nie chciał pracowac nad sobą, by się odnaleźć. Teraz jest w nim spokój wewnętrzny jakiego nigdy przedtem nie miał i nigdy tego nie czułam. Ja postrzegam zwiazki jako coś co mas nas czegoś nauczyć o sobie samym... To pomaga. Ludzie stają się jak lustra. Trzeba tylko obserwować i uwaznie słuchać. Zawsze tak podchodziłam, to czułam. Niektórzy byli dla mnie inspiracją nawet nie wiedząc o tym. Nie spotykamy się w tym życiu całkiem przypadkowo. Najważniejsze w życiu zawsze są te osoby, które kochasz. One na Ciebie mają największy wpływ. Nie zawsze od razu widzimy jaki. Czasem nie bezpośredni, czasem musimy czegoś się nauczyć coś zrozumieć. Ja zrozumiałam że nie wszystko daje się przekazać słowami. Nie przekażesz słowami swego doświadczenia. Czasem możesz zadać trafne pytanie osobie, która ma problem i ta osoba zaczyna coś widzieć. a czasem zmusić kogoś do poniesienia konsekwencji swoich czynów. To jest bolesne jak się kogoś kocha, ale musimy pamiętać też o tym, że zasługujemy na szacunek do samej siebie. Że życie mamy tylko jedno i musimy zadbać o to by przede wszystkim nam było w nim miło. A tak będzie gdy odnajdziemy wewnętrzny spokój. Trzymajmy się z dala od toksyków. Ich samotność zmusi ich do refleksji nad sobą i do szukania spokoju w sobie, a nie żądania go od innych. Bo nikt nigdy nie może nam dać spokoju. Możemy go dać sobie jedynie sami. Żadne zapewnienia o miłości, ani dowody, nie przekonają toksyka o prawdzie. A wewnętrzny spokój jest nam potrzebny by się w pełni realizować. By miłość swobodnie przepływała, bez niepotrzebnych blokad i problemów. By kochać i być kochanym. By być szczęśliwym.
  9. ułożysz sobie wszystko. On musi natomiast wiedzieć że nie ma powrotu. A tym musisz się z tym pogodzić że być może już nigdy nie będziecie razem. Widzę w Tobie samą siebie. Kiedyś też byłam pełna obaw i poczucia winy pomieszanego z pewnością że nie ma innego wyjścia. Musiałm to sobie wszystko poukładać.
  10. Pozdrawiam wszystkie dziewczyny i podczytujące czarownice :). Do Was też napiszę ;). Tymczasem całuski dla Was :kiss:
  11. stephania... Dobrze zrobiłaś, jeśli czułaś że twoje próby pomocy na nic się nie zdadzą, że pomagając mu niszczysz tym samym samą siebie, że jego toksyczność ma zbyt duży wpływ na ciebie. My w związkach miłosnych czujemy obowiązek pomagania partnerowi. I to jest słuszne. Słuszne jeśli partner dostrzega to, że potrzebuje tej pomocy i z tej pomocy korzysta. Jezeli ma w sobie tyle refleksji i odwagi by przyznać przed samym sobą że ma problem. Jeśli nasza pomoc trafia w próżnię tak naprawdę sytuacja obraca się przeciwko nam. Zaczynamy za mocno skupiać się na partnerze zapominając o sobie. O tym czego ja chcę czego oczekują z czym się czuję dobrze co mi potrzeba. Może nawet myślimy o tym, ale oczekujemy tego od zaburzonego partnera a to jest niemożliwe do uzyskania od niego bo on sam ze sobą nie daje sobie rady, więć jak tu spodziewać się jeszcze wsparcia, które nam też czasem jest potrzebne. Dlatego pomoc psychologiczną lepiej pozostawiać wyspecjalizowanym ludziom z zewnątrz, którzy wiedzą jak regenerowac emocjonalne siły. I tobie właśnie to radzę. Zastanów się jak zregenerować swoje własne wewnętrzne siły po toksycznym związku. I tylko na tym się skup. A będzie dobrze.Odnajdź droge do samej siebie, wsłuchaj się w siebie i swoje potrzeby i staraj się je realizować nie licząc na nikogo. Ja kiedyś tu pisałm. Znajdziesz moje wpisy pod moim nickiem i poprzednim jako "prawie 40". Miałam podobny problem. Trzy lata walki. kazałm mu się wynosić, zostawiłam go prawie w skarpetkach. Ale wiedziałam, albo się odbije i odnajdzie siebie, albo kompletnie upadnie na dno, ale to na tamten czas było jedyne wyjście. Bolesne dla mnie bo go kochałam i przez 15 lat wiązałam z nim nadzieje, zaangażowana totalnie w związek i jego sprawy. Nawet nie wiem w którym miejscu zatraciłąm siebie i swoją osobowość. Byłam już tym zmęczona. I zawiedziona czałowiekoem z którym pokładałm nadzieje na udany związek. Który był moim mężem a zawiódł na całej linii. Z wielkim bólem zmusiłam się do zaniesienia pozwu. Ale wiedziałm że to dla nas wszystkich będzie najlepsze wyjście. I takim się okazało. Cierpałm jeszcze długo po fakcie. Nie mogłąm pozbierać się do kupy, musiałm odnaleźć na nowo siebie. On w tym czasie nie odzywał się prawie wcale. Mniej więcej wiedziałm gdzie jest i co robi ale nigdy do konca nie znałam prawdy, tylko to co opowiadał przy sporadycznych rozmowach. Teraz się pojawił. Jest kompletnie innym człowiekiem. Skłonnym do refleksji, mowiący z sensem. Osiągnął sukces dzieki nowemu sposobowi myslenia i nawiązaniu kontaktu z własnymi uczuciami. Nie potrzebuje już mieć nadmiernej kontroli jak kiedyś. Nawiazął kontakt z dziećmi, ktorego kiedyś nie miał. Nie znam tego człowieka jeszcze. Wciąż jeszcze jestem w szoku że to co próbowałam z nim wypracować przez 15 lat on zrozumiał w rok odosobnienia. Może to za wcześnie by cokolwiek wyrokowac czy znów będziemy razem, ale jedno jest pewne. Przyjaźn między nami będzie możliwa. Jesteśmy to winni przede wszystkim naszym dzieciom. On chce być ze mną, ale nic na siłę, nie wywiera presji i nie wyklucza tego, że jeśli nie, to pozostanie sam i też się na to zgodzi. Ja wciąż jeszcze niedowierzam, wiedząć żę jednak przyzwyczajenia są często drugą naturą i obawiając się że wszystko co złe może wrócić. Ale może niesłusznie. Bo w jego umyśle zaszła zmiana od podstaw. Od priorytetów. A takie zmiany, zawsze dobrze wróżą na przyszłość - zmiany w sposobie myślenia. on zrozumiał co było źle, dlaczego wszystko się stało a nie inaczej, nie dziwi się mi że tak postąpiłam jak postąpiłam. Oddał mi z powrotem to co mi zabrał, kiedy go wyrzucałam. Część mnie, której mi brakowało przez ten rok. Teraz jak jestem całością :) czuję się spokojniejsza... Mogę ruszyć z miejsca. Nic w życiu nie dzieje się przypadkiem. coś zawsze mamy do przepracowania. I na koniec E Tolle powiedział "Jeśli dojdziesz do ładu ze swoim wnętrzem, rzeczywistość sama się ułoży". To mogę potwierdzić. Pozdrawiam
  12. oj Rento, chyba masz we mnie lustro... chyba dotknęłam niechcący czuły punkt. Nie przypominam sobie bym cię uraziła. Zadawałam tylko pytania i skłaniałam do refleksji... Nie mam do ciebie żalu, ani nie jestem zła. Nie mam celu by cie urażać. Widzę tylko to czego ty nie widzisz... Zresztą nie tylko ja... Twój styl wypowiedzi cię zdradza, niestety. Może jednak coś w tym jest nie sądzisz? Co jeszcze musisz przepracować? Odpowiedz sobie i tą odpowiedź zachowaj dla siebie. Spadam... nie musisz odpisywać... nie bardzo mnie to interesuje co napiszesz.. zresztą rzadko tu bywam i tylko natykam się na toksyny... powoli przestaje działać terapeutycznie ten topik. A dom dziecka to przejaskrawienie byś zauważyła o czym piszesz... jak można z takiego powodu odbierać dzieci... i piszesz to do dorosłej osoby, a traktujesz kijem... ja nawet ze swoimi dziećmi tak nie rozmawiam, bo utrzymywałoby to je wciąż w pozycji dziecka względem wszech mądrej matki. A one mają kiedyś żyć na własny rachunek i odkrywać własną mądrość, własną drogę, umieć samemu rozwiązywać problemy.
  13. kurka wodna napisałm taki fajny post i wywaliło go w powietrze... W związku z tym napiszę krótko Rento, a więc pogadajmy o dzieciach... piszesz że "Dzielę się swoim doświadczeniem, bo w odróżnieniu od Ciebie ja byłam współuzależniona." - więc w związku z tym pytam o doświadczenia z domów dziecka, zanim czyjeś dzieci tam wyślesz. I będę uparta. Spytam cię też czy skorzystałabyś z możliwości zamiany swego toksycznego dzieciństwa na zinstytucjonalizowaną jednostkę np. może nie dom dziecka, ale taką rodzinę zastępczą jak w serialu "Tracy Beaker" Albo kierowany przez specjalistyczną kadrę złożoną psychologów i opiekunów socjalnych - dom opieki. kierowany oczywiście przez ludzi odpowiednio przygotowanych po odpowiednich studiach. Pozdrawiam i życzę owocnej refleksji
  14. 'znów nie będziemy myśleć o dzieciach tylko o tym co nas boli" - miałam na myśli zagłębienie się i pogubienie się w emocjach.
×