Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

enia1

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez enia1

  1. stuk puk \"jak gluty ciągną się za tobą plotki\" Tu niestety jak trafia się na środowisko Polaków też tak jest... Ale jak wpadniesz w środowisko Angoli, to nawet gdy będą plotki będą one z gatunku tych niegroźnych... dlaczego? dlatego, że klimat relacji międzyludzkich jest inny... tu akceptuje się ludzkie ułomności, daje się nawzajem prawo do popełniania błędów traktując to jako rzecz ludzką...i z serdeczną życzliwością się z tych ułomności śmieje... a w środowisku zaściankowych polaków, każdy drobny błąd ma swoją obudowę jeżeli osoba jest nielubiana. Nawet gdy ta osoba nielubiana jest perfekcyjna i tak coś na nią znajdą... często nielubiani są ci którzy coś więcej potrafią, są bardziej dojrzali i silni. Polacy potrafią Cię nie lubić za to że możesz okazać się lepszy lub możesz nie daj Boże więcej zarobić... koszmar. A z kolei jak coś komuś pomagasz czy dajesz z czystego serca zaraz pojawia się pytanie co chcesz za to. Powiem wam, że wprawia mnie to czasem w zakłopotanie. Nigdy nie wiem jak przekonać takiego że nic nie oczekuję. Ale z drugiej strony gdy taki Polak o to nie zapyta, to możesz być pewny, że będzie nadużywał twojej uprzejmości... jakby nie mogło być normalnie... Jak wśród Angoli... mogę wyciągnąć rękę do ciebie w czymś i nie sprawi mi to kłopotu to po prostu to robię nie oczekując nic w zamian bo samo dawanie sprawia mi frajdę. Zwykle na to pytanie odpowiadam ja ci dziś pomogłam ty pomóż jutro drugiemu.. czasem pada odpowiedz \"tylko tyle?\" a ja mysle \"a może jednak, aż tyle\" - w takich wypadkach prawie jestem tego pewna. Wielu polaków nie stać na pomoc z czystego serca. Czasem właśnie dlatego, że kiedyś zostali wykorzystani.
  2. Acha i potwierdzam to co stukpuk napisała i uważam to za rzecz baaardzo istotną przemawiającą za pobytem w UK "że tam rzeczą oczywistą jest, że za prace się płaci, dlatego nie przyszło mi do głowy stawiać zasieki na każdy grosz, czego niestety trzeba nauczyć się w Polsce" I jest tu rzeczywiście pięknie, krajobrazowo i architektonicznie...
  3. kubcia \"bleee. wkurza mnie jak ktos psioczy na polske i mysli ze na zachodzie to ludzie rozami sraja i ze jest tak pieknie i kolorowo. ja kocham moj kraj. i nie narzekam. prawda jest taka ze cudzoziemcowi zawsze bedzie gorzej na obczyznie niz swojakowi i tyle.\" Mnie też wkurza jeśli wszyscy mówią ze za granicą jest życie usłane różami. I zgadzam się z tym że cudzoziemcowi będzie zawsze gorzej EMOCJONALNIE wśród obcych niż wśród swoich. Ale życie w ekonomicznie lepszym kraju mimo wszystko jest łatwiejsze. Założenie działalności w UK też łatwiejsze. Jak się dobrze zna język można ją pociągnąć bez problemu jeśli jest się fachowcem w branży. Jest jeszcze coś takiego żę tylko zgłaszasz chęć założenia działalności i jak masz prawo próbować jej przez trzy miesiące bez praktycznie żadnych konsekwencji. Z podatku rozliczasz się pod koniec roku podatkowego. Jest to duże ułatwienie dla tych którzy próbują swoich sił i wielka szansa. W Polsce od razu duszą cię podatkami. Takie są niestety realia. Wiem o działalności w Polsce sporo, wiem co niszczyło firmę męża w okresach kiedy nie było zleceń a takie się niestety zdarzają. Nie prowadziłam działalności w UK ale mam znajomych którzy jakiś czas prowadzili. To co ich zgubiło to robienie interesów z \"ciapatymi\" i troszkę jednak nieznajomość tematu. A jeśli chodzi o stronę internetową - to jest bardzo istotna forma reklamy w dzisiejszych czasach zwłaszcza w dziedzinie projektowej. To że mój małżonek jak szewc bez butów chodził, też było przyczyną upadku jego firmy. Nie neguj kubcia tego tak bardzo. Nie wiem jaką ty działalność prowadziłaś bądź prowadzisz ale w przypadku projektowania warto się reklamować poprzez własną stronę internetową. Stukpuk. Rób to co ci podpowiada serce. Myślę że cię z polski wygania trochę ten wilczy bilet nadany przez ojca. Ale musisz być świadoma że zawsze w UK będziesz się czuła jak nie u siebie. Będzie cię czasem szlak trafiał, że słabszy angol szybciej coś uzyskuje niż ty. Ale zawsze jeśli się jak cię zacznie to denerwować możesz wrócić. A doświadczenia zdobytego w UK nikt ci nie odbierze. I jednak specjalistów tu się szanuje. To nie tak jak w Polsce jeden drugiemu by oczy wydłubał. I jednak jest tu sporo angielskich pseudospecjalistów. Jak znasz dobrze angielski, możesz mieć szanse jako obcokrajowiec, choć droga i tak dla obcokrajowców jest trudniejsza niż dla citizenów, ale my wygrywamy wiedzą, jak ją umiemy po angielsku przekazać. A ty widzę będziesz miała sporą siłę przebicia z taką determinacją i wytrwałością. Ja Polskę postrzegam jako wrogą przeciętnemu Polakowi. Tęsknie za przyjaciółmi polską kulturą i dziedzictwem. Piękną kulturą i pięknym dziedzictwem. Którego będąc w kraju się nie zauważa, bo jest \"normalne\" dla nas. Tu wszystko jest komercyjne. Ale też dobrze poznałam charakter polskości. Jak się nie ma odpowiednich znajomości ciężko się wybić, nawet jak się jest fachowcem. Umiejętności z czasem zanikają. A jak jesteś bardzo dobry to jeszcze dodatkowo musisz uważać by nie zostać wykorzystanym. Bo często możesz wychodzić ze skóry, a nie wpływa to na twoją pensję i awans. Traktowany jesteś jak wyrobnik. Jest dużo rzeczy które cenie w Polsce, jedna z nich jest szkolnictwo, choć tez nie do konca. Połączenie doświadczen obu krajów byłoby idealnym rozwiązaniem. To czego nie cenie w Polsce to rząd, którego sposobu rządzenia nie zmienią pokolenia, bo jeśli ktoś wpadnie miedzy wrony musi krakać tak jak one i każda w efekcie wybitna jednostka staje się podobna do pozostałych. A rząd Polski nie liczy się z Polakami tylko ubijają własne interesy i własną prywatę. Dlatego nie miejsce tam dla mnie na razie. Tu jak zauważą problem, od razu go rozwiązują. Tu rząd jest dla ludzi i dla gospodarki. Czują że ludzie tworzą kraj i to oni napędzają gospodarkę. Ludzie przez to że mają poczucie bezpieczeństwa finansowego (to znaczy za najniższą pensję są w stanie opłacić rachunki i wyżyć do końca miesiąca), nie obawiają się robić zakupy. To z kolei powoduje to popyt na towary i miejsca pracy dla ludzi. Mogłabym podać sporo jeszcze innych przykładów drobnych i poważniejszych które pokazują że rząd jest dla narodu a nie naród dla rządu. Jak zostanie zauważona potrzeba reform sa wprowadzane szybko i bez zbędnych kłótni. Bo tu od dziecka uczy się w szkołach jak budować bezkonfliktowe relacje międzyludzkie. I to jest dobre. Och mogłabym pisać i pisać... Jest tu lżej, ale nie dla każdego, bo wszystko zależy od tego do jakiego stopnia jesteśmy elastyczni. Do jakiego stopnia bezkonfliktowi i do jakiego stopnia jesteśmy w stanie zrezygnować ze swej dumy dla dobra sprawy i zrozumieć że jednak jesteśmy tu gośćmi. Do jakiego stopnia jesteśmy w stanie zrezygnować z naszych polskich przywar (np. butności) i nauczyć się żyć w nieco odmiennym środowisku.
  4. casta... gdzie ty mieszkasz? Jak chcesz możesz do mnie napisać na maila... nie poddawaj się jego presji.. dobrze mówi yeez... niech on się wynosi... to wszystko nie jest aż takie straszne jak ci się wydaje teraz... teraz masz poplątane emocje nie wiesz w którą stronę się obrócić, nie wiesz czego naprawdę chcesz ty czego inni, nie masz kogoś kto by cie wsparł na tę chwilę, a wtedy wszystko wydaje się groźne i nie do rozwiązania... będzie dobrze zaufaj... jak złapiesz dystans znajdziesz rozwiązanie... potrzeba ci tylko spokoju... Czy ty jesteś na ostatnim roku studiów i to twój czas na złożenie dyplomu?
  5. casta czemu nie chcesz zostać tu w UK. Tu jednak jest lżej. Rozwod można złatwić w Polsce jadąć tylko na wezwanie. Ja tak zrobiłam . Jestem tu w Anglii z dwójką dzieci i mam się wzglęnie dobrze. W Polsce nie miałabym żadnych szans. Ja akurat mieszkam sama ale przecież żeby było taniej mieszkanie można dzielić z przyjaciólmi. Pomyśl o tym. Zycie z toksyczną osobą w Polsce to nie jest dobry pomysł. Dobrze radzi consekwencja. Prześpij się z tą decyzją. Dobrych snów, przynoszących rozwiązanie. consekwencja nie przypominam sobie bym ci coś radziła ;)
  6. "I gdybym nie uprawiała seksu w miłości, to może nigdy bym sie nie dowiedziała co tak naprawdę mnie mierzi" mogę się pod tym podpisać Tyle że ja odwrotnie. Najpierw poznałam właściwy seks. I intuicyjnie do niego dążyłam. Czułam, że jest możliwy do osiągniecia tylko trzeba się przedrzeć przez te chaszcze. Skąd mogłam wiedzieć, że nie z nim. A ponieważ szłam własną niepowtarzalną drogą i choć wiedziałam że gdzieś za tymi chaszczami jest czyste pole i piękna łąka, ogarniało mnie zmęczenie i zwątpienie w siebie, czy aby dobrze idę. Bo koniec jest niewidoczny dla oczu. Ale to była samotna droga. Jego ciągnęłam za sobą. Jego który często uparcie ciągnął w drugą stronę, bo chciał łatwo, bo nie wiedział o co biega i żądał spełniania kaprysów. On tego nie rozumiał bo nie on się przedzierał, on już miał swobodnie i korzystał z tego jak chciał. Może trzeba było po prostu wznieść się i spojrzeć z lotu ptaka? Z dystansu którego zapewne brakowało. Przypomniała mi się teraz bajka. Moje zmagania są świetnie w niej opisane. http://www.sonalika.com.pl/SY/index.php?C=Poet
  7. \"wiedza dla kobiety nie zawsze jest dobra. oprocz tej wiedzy mam wiele innych \'przymiotow\' i wydaje mi sie ze faceci uwazaja mnie za zbyt samodzielna, zbyt madra\" :( mam podobne odczucia co kubcia A jak się jeszcze jest do tego w miarę ładną... okropność.. zwłaszcza jak spotykasz facetów którzy \"lecą na Ciebie\" przestają cię jako osobę zauważać, tylko jako obiekt. Wtedy gdy ma się trochę więcej rozumu niż \"słodkie idiotki\" to się czuje bardzo źle. Facet może być sympatyczny i inteligentny, możesz nawet chcieć z nim porozmawiać, zaprzyjaźnić, ale nic z tego bo albo musisz mu dać coś więcej albo ryzykujesz jego wrogie nastawienie do ciebie. Czasem myślę, że normalnego partnera nie będę mogła już znaleźć :( W temacie seksu już kiedyś pisałam na tym forum... Mnie seks przypadkowy, dla sportu nie interesuje. Sport można równie dobrze uprawiać samemu ;). Dla mnie seks jest satysfakcjinujący kiedy jest połąceniem ciał i dusz. W sferze fizycznej i psychicznej. Doskonałym zrozumieniem siebie nawzajem w tej sferze a to jest możliwe jedynie z miłością, kiedy oboje mają dostęp do własnych uczuć. Miałam satysfakcjonujący seks z mężem na poziomie tylko fizycznym niestety. Był w tym doskonały bo wciąż doskonalił techniki, ale ja nie potrzebowałm tej doskonałości, ja potrzebowałm bliskości. były rozmowy na ten temat wielokrotne jak po paru latach naszego małżeństwa powoli zaczęłam odkrywać, czemu mimo zaspokojenia fizycznego nie uzyskuje zaspokojenia emocjonalnego. Rozmowy na ten temat nie przynosiły żadnego skutku, on potrzebował si e po prostu wyżyć sprawdzić i jemu coś takiego wystarczało. Uwazłą zawsze i tak dotąd uważa że było mu świetnie ze mną. No cóż szkoda, że nie mi. On nie potrafił dotrzeć do swojej sfery duchowej by seks mogłby byc pełny tak jak ja kiedyś miałam z pewnym swoim poprzednim partnerem. Choć wtedy to był spontan i nie myśłąłam o tym w ten sposób. To było jakby jednoczenie się dusz automatyczne bez nazywania. Ta potrzeba nazwania pojawiła się w momencie gdy próbowałam określić o co mi chodzi Eksowi.( Oczywiście bez porównań - tak w razie gdyby o tym ktoś pomyslał, nigdy nikogo z nikim nie porównuje w realcjach. I doskonale wiem że nie ma to sensu. To właśnie dlatego musiałam też się określić, podczas gdy de facto porównania są łatwiejsze tyle, że do niczego nie prowadzą) Oczywiście mimo całej mojej delikatności (a może właśnie dlatego) Eks jakby nie zauważał tego co mówiłam. Nie rozumiał. Dopiero po wielu latach był moment, kiedy złapał kontakt z emocjami. Jak już był strasznie zakręcony, kiedy widać było że całe zablokowany emocjonalny chaos znalazł miejsce do przecieku, zaufał mi i dał się poprowadzić. Odczuł to, oboje odczuliśmy. Niestety tylko ten jeden niepowtarzalny raz. bał się swoich emocji. Wolał znów zamknąć się w tej swojej beznadziejnej skorupie, dzięki której wydawało mu się że ma wszystko pod kontrolą. No cóż. Jego wybór. ja zrozumiałam że mu tylko seks kontrolowany odpowiada, choć marzył o innym ale nie umiał się temu poddać. Bo oznacza to pełne otwarcie się na drugiego człowieka. Zmarnowałam wiele lat szukająć tego \"coś\" co każdy ma w koncu znalazłam. I zrozumiałam że w tym wypadku wyzdrowienie będzie trudne. Zrozumiałam jaki emocjonalny bałagan pod tą skorupą jaką tworzył przez tyle lat. Ze właściwie pomoc jemu jest zadaniem dla postronnej osoby, nie dla tej co w emocjonalny związek jest zaplątana. Może on kiedyś to zrozumie, ale nie ze mną bo mnie nie ufał, a ja nie miałam już cierpliwości o to się starać skoro z jego strony nie było wysiłku, by pracować nad sobą. W dodatku ja sama wtedy byłam już na skraju wyczerpania psychicznego. Otworzyłam \"puszkę pandory\" trochę emocji się wylało narobiło bałaganu, on teraz zamknął ją z powrotem z dala ode mnie. I dobrze. Chce tak żyć zamiast doprowadzić sprawę do końca i uporządkować swoje emocje, jego sprawa. Życzę mu jak najlepiej. Ale niestety nie będzie już mógł żyć ze mną, a raczej ja z nim. A On chyba skrycie marzy o powrocie. Takie odnoszę wrażenie z tego co do mnie czasem pisze. Żal mi go. Nie widzi prawdziwych barw życia, tylko te które sam na silę pofarbuje. Ale cóż, tak woli. Zal mi jednak też siebie samej, że tyle lat tkwiłam w złudnej nadziei, walcząc o normalność w związku. W związku z człowiekiem, który bał się bliskości. Który tak naprawdę nie ufał samemu sobie. Który wybrał sobie do życia bezpieczną i wyrozumiałą kobietę, przy której mógłby wyzdrowieć gdyby się otworzył na jej uczucie, ale się bał. Przez moje nadmierne zaangażowanie i jego opór zatraciłam w pewnym momencie wiarę w swoją intuicję i w siebie. Pogubiłam sie, a pod koniec brnęłam na oślep. Ot historia zaczęłam od seksu a zapędziłam się w inną stronę. Ale zostawiam to tak jak jest... Jakoś seksu obrazuje jakość naszego życia emocjonalnego. I nie chodzi tu o technikę. Powiem nawet więcej - technicznie dobry seks nie świadczy o jego jakości, gdyż wzmaga potrzebę kolejnych wrażeń kolejnych coraz częstszych spotkań, nawet z przypadkowymi osobami. Świadczy o tym, że nie zaspokaja nas tak naprawdę. Prawdziwie duchowy seks zaspokaja nas w pełni na drugi dzień wstajemy uspokojeni w dobrym humorze wypoczęci, zrelaksowani. Ja pomimo, że fizycznie uzyskiwałam spełnienie, na drugi dzień maiłam podły humor, czasem nawet brało mnie przeziębienie (mimo, że poprzedniego dnia nic na to nie wskazywało) - a więc psychiczne niezaspokojenie miało wpływ na sferę somatyczną. Gdybym miała do tego dystans wtedy tak jak teraz, pewno ten związek skończyłby się wcześniej. Ale skąd mogłam wtedy wiedzieć że to w co brnę nie ma sensu....
  8. kubciamala - tu muszę ci przyznać rację \"boimy sie ze jak strzcimy kontrole to znow staniemy sie ofiara. dlatego tak wazne jest odzyskanie wiary w siebie ale rowniez wiary w innych ludzi i Boga.\"
  9. tiaa, jak nas toksyk opuścić nie chce i nie możemy się jego pozbyć... koszmar... na szczęście mam to za sobą. podpisałam listę, poczytałam, ale nie mam sił pisać... wyszłyby z tego kolejne bzdury... dobranoc wszystkim obecnym... pozdrowionka dla aktualnie nieobecnych...
  10. oczywiście ciekawy jest pierwszy post... resztę możecie sobie darować... przeglądalam. Dalej to dyskusja koksiarzy :)
  11. kubcia - dzieki za ksiązkę, przeczytam w wolnym czasie, bardzom jej ciekawa
  12. casta masz rację \"Bo w moim odczuciu, najlepiej zorientowac sie na \"dzialanie\", a nie na \"przezuwanie mysli\"\" - dokładnie. Ale przerobić materiał trzeba, i spróbować jak to działa w naszym życiu i czy sprawdza się w praktyce, a także to czy znajdujemy potwierdzenie w naszym życiu. Aby to zrobić trzeba poradnik rozumieć choć w części. Co do książek których nie rozumiemy... Zwykle jest tak że jesteśmy na wcześniejszym etapie i dlatego do nas nie trafiają... to znaczy to jeszcze nie ten czas na jej przeczytanie. Wiem to może nie tyle po sobie, co po moim mężu. On nie miał własnych przemyśleń ani refleksji. Ksiązki które mu podrzucałam wydawały mi się wręcz logiczne i proste. A on wychwytywał pojedyncze zdania, lecz nie rozumiał całokształtu. Wiele z nich było poradnikami małżeńskimi. Wychodziłam bowiem z założenia, że jak oboje przeczytamy to uda nam się poprawić relacje, bo jak wiadomo do tanga trzeba dwojga. (Niestety... jemu było dobrze tylko mnie nie, więc nie widział potrzeby by się wysilać). Na tym opierałam swój wywód A co do przyjęcia humorystycznego ... nie o Matce Teresie pisałam tylko o przekomarzankach oneill i kubusi... Jakoś umknęło to twojej uwadze, sorry myślałam że pisząc swój post to miałaś na myśli mówiąc o zmianie tematu. A dwanaście kroków przy leczeniu uzależnien warto znać więc wpisz sobie w google i przeczytaj... potem możemy o tym pogadać. Przykład z egzaminem rzeczywiście był nietrafiony, nie powinnam pisać postów jak jestem zmęczona :) chodziło mi o przełożenie na praktykę wiedzy którą zdobywamy z książek. Dopoki tego nie zrobimy nie będziemy wiedzieli czy to działa. Mechanizmy ludzkich zachowań też warto znać, choćby po to by lepiej poznać siebie. A radykalne wybaczanie polecam przerobić choć raz każdemu. tą wiedzę o radykalnym można przekuć w praktykę czyli w działanie. Książka Tipplinga jest poradnikiem praktycznym. Consekwencja... Dzieki za wsparcie i słowa uznania, co prawda za przeszłość, ale zawsze, a z twoich ust (rąk?) liczy się podwojnie :) Masz rację ostatni kiepsko wogole ze mną. Chyba jestem przemęczona... najbardziej widać to u mnie jak mowie po angielsku... język mi się plącze nie potrafię czasem sklecić zdań. Jestem jakby za mgłą. Ale nie sądzę by to był wynik spadku serotoniny. Jestem wyciszona. Raczej czuję się jak po jakiś przyćmiewających lekach :) choć żadnych nie biorę. Znów mam chyba spadek magnezu, bo mi powieka często drga ;) może to dlatego. Biorę podwojne dawki już od tygodnia może to wystarczy. Lękow żadnych nie mam, psychicznie czuję się dobrze nie mam większych powodów do narzekań (no może poza pracą). Dzięki za troskę Dziś jestem padnięta, wybaczcie mi, ale was pożegnam, bo pisanie jak zmęczona jestem nie wychodzi mi na dobre :D wiec na tym kończę mój dzisiejszy post... pojawię się ponownie wieczorkiem
  13. casta- nie uogólniaj... kubusiamała to nie wszyscy... Po drugie co złego w tym, że odnosimy coś do własnych doświadczeń? To chyba dobrze... oznacza, że nie przejmujemy wszystkiego bezkrytycznie... Po trzecie, książki piszą terapeuci, a więc psychologowie, w oparciu o swoją wiedzę. Owszem nie każda książka dla każdego, ale my czujemy od razu, która się dla nas nie nadaje, bo jest nie zrozumiała. Nikomu tu nikt nic nie każe, zawsze jest wolny wybór. Jeśli ktoś przyjmuje coś bezkrytycznie, to nic na to nie poradzimy. Można te posty omijać, jeśli drażnią. Wiedza przeczytana musi się też uleżeć - i tu apel do kubusi... nie analizuj świeżo czytanej książki na łamach kafe bo po pierwsze nie koncentrujesz się na całości treści (szarpiesz ją na kawałki) a po drugie większość dziewczyn te lektury ma już przeczytanie. A już przekonywanie kogoś do przeczytania jej musi być oparte na doświadczeniach, czyli po przepracowaniu jej w swoim życiu. Dopiero wtedy nabierasz wiarygodności w swoich przekonaniach. Czasem jak czytam twoje posty odnosze wrażenie że jesteś \"w gorącej wodzie kąpana\". Spokojnie daj sobie czas, daj czas tej świeżo nabytej wiedzy się ułożyć w główce. Tak jak przed egzaminem. Nie można się uczyć na ostatnią chwile. Wiedza musi się uleżeć by była trwała i żeby ją \"wewnętrznie\" pojąć, żeby egzaminator nas nie zagiął na jakimś głupstwie. A jeśli chodzi o zmianę tematu topiku. Wejdź na jakąkolwiek stronę terapii uzależnień i wczytaj się dokładnie w zasadę dwunastu kroków. Przemyśl o co tu chodzi. Tam chyba ze dwa conajmniej punkty traktują o duchowości i o wierze w siłę wyższą. A co my tu mamy? Terapię uzależnień właśnie. Jeśli zaś chodzi o wymianę zdań kubusi i oneill - potraktuj to humorystycznie. A przy okazji można się coś dowiedzieć i ożywczo wpływa to na topik :D mnie się podobało to przekomarzanie się. Nie ma nic w tym złego pod warunkiem, że nie ciągnie się długo. Trochę dystansu do siebie :D
  14. cholipa - yeez chyba rzeczywiście myli leki z narkotykami... I ze mnie przymuloną narkomankę robi :D :D :D... Ja dzięki tym lekom, nabrałam dystansu do problemów i mogłam sobie spokojnie wszystko poukładać. Przedtem zapadałam się w sobie, nie wiedziałam w którą stronę ruszyć, co jest dobre co złe, gdzie jestem ja gdzie inni. Lekarz mówił że nic dziwnego - emigracja, ciągły brak poczucia bezpieczeństwa finansowego, rozwód. Na skali stresów jakby to wszystko pododawać, bo te trzy rodzaje wystąpiły prawie w tym samym czasie (wiem, że procentów tego typu się nie dodaje :) ale założmy, że można by) to wyszłoby ok 200% . Wszyskie te rodzaje stresów są wysoko na skali sytuacji najbardziej stresujących, wyżej jest tylko śmierć wspołmałżonka o ile dobrze pamiętam
  15. poza tym gdzie tu można zachować trzeźwy umysł kiedy zalewają go negatywne emocje... ty w takich wypadkach mówisz o możliwościach zachowania trzeźwego umysłu? Gdy się wszystko wali i nie wiesz za co się chwycić? Właśnie niektóre środki są po to by nabrać dystansu do spraw które nas zalewają. Ech szkoda z tobą gadać.
  16. Yeez - chyba jednak nie rozumiesz... ja tu się nie tłumaczę... ja piszę że czasem to pomaga... I że czasem trzeba po to sięgnąć, nie znieczula wcale (nie piszę tu o afobamie to nie jest lek tylko przymulacz) Wręćz przeciwnie pozwala rozsądniej i z dystansem spojrzeć na problemy ... no ale cóż ja ci będę mówić. Nie zrozumiesz chyba bo nigdy nie byłaś w bardzo kiepskim stanie. Mnie wystarczyło brać lek dwa miesiące, podczas gdy zwykle leczenie prowadzi się przez pól roku... Nie neguj czegoś czego nie doświadczyłaś na własnej skórze. Zawsze denerwują mnie tacy ludzie. Np tacy co mówią, że homeopatia to bzdura. Ja też do tych ludzi kiedyś należałam... dopóki nie spróbowałam na własnej skórze. A z ręką też miałam problemy, nic w takich wypadkach jakim był mój poza lekami przeciwbólowymi nie można zapisać, są wskazane żebym samoistnie nie powodować usztywniania (z powodu bólu, człowiek sam ogranicza ruchy), reszta to rehabilitacja. Pozdrawiam i więcej otwartości życzę.
  17. Yeez - silne stresy powodują spadek serotoniny... ponieważ w normalnym przeciętnym życiu takich spadków nie ma, nie ma nic złego w tym że korzysta się z antydepresantów w trudnych sytuacjach życiowych, one tylko wyrównują poziom serotoniny. Oczywiście zazywanie leków to nie wszystko dobrze jest korzystać w tym czasie z psychoterapi która uczy radzenia sobie ze stresem. Tak mi kiedyś lekarz powiedział. Ja mu wierzę bo nie raz czytałam o tym wcześniej z różnych źródeł. Też jestem przeciwnikiem zbędnego zażywania leków i podobnie jak ty uważałam że mogą opóźniać zdrowienie. Ale któregoś dnia byłam w takim stanie że zaczęły pojawiać się lęki zupełnie niezależne od mojej woli, niezależnie od moich myśli czy od tego czy byłam spokojna czy nie (właśnie w okresach względnego spokoju się ujawniły) jak ktoś wie jak odczuwa się lęki dobrze wie, że sam fakt ich wystąpienia potęguje strach o swoje zdrowie. Poszłam do lekarza. Trochę późno, ale nie żałuję. Brałam jakiś czas leki dopóki moja sytuacja się nie unormowała. Nic się nie opóźniło (zresztą jak to ocenić jak u jednych procesy zdrowienia przebiegają szybciej u innych wolniej w zależności od indywidualnych umiejętności radzenia sobie z sytuacjami stresowymi), teraz już ich nie biorę i nie jestem od nich uzależniona. Gdybym zaczęła brać je wcześniej może nie doszłoby do takiego emocjonalnego poplątania w mojej głowie... A było już tak, że nie radziłam sobie z prostymi sprawami. Zbyt wiele było tego na raz, jak na jedną głowę :) Ale leki oczywiście musi dobierać psychiatra w zależności od tego co się dowie w wywiadzie z pacjentem... Odradzam branie afobamu, jak się miało jego zapisanego przy innej okazji. Afobam jest lekiem ułatwiającym zasypianie, wiec nic dziwnego że przymula . Pozdrawiam
  18. \"W psychologii humanistycznej zaburzenia są traktowane jako deficyty rozwoju osobowości, które powstają w wyniku niezaspokojenia potrzeb psychologicznych. C. Rogers przyjmuje, iż człowiek charakteryzuje się wrodzonym dążeniem do doskonałości twórczą tendencją rozumianą jako rozwój tych własnych możliwości, które pozwalają na osiągnięcie pełni, stanie się samorealizującą się osobą. Właściwa każdej jednostce tendencja do samorozwoju i samourzeczywistnienia u osób cierpiących na chorobę alkoholową zostaje zablokowana. Całe doświadczenie jednostki, czyli wszystko, co dzieje się w obrębie organizmu i jest potencjalnie dostępne świadomości tworzy tzw. pole fenomenologiczne stanowiące indywidualny układ odniesienia. To, w jaki sposób człowiek się zachowuje uwarunkowane jest jego polem fenomenologicznym a nie bodźcami zewnętrznymi. Na rzeczywistość subiektywną składają się doświadczenia symbolizowane w świadomości jednostki oraz doświadczenia nie reprezentowane w formie symbolicznej pozostające poza obrębem świadomości. Dokonanie błędnej symbolizacji jest jednym z powodów nieadekwatnego zachowania, które może być korygowane, jeżeli jednostka \"testuje\" rzeczywistość. Jednakże sytuacja sprawdzania rzeczywistości wymaga od jednostki porównywania informacji pochodzących z różnych źródeł (zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych), co jest związane z pewnego rodzaju otwartością na doświadczenia. Alkoholik postępuje inaczej gdyż unika kontaktu z rzeczywistością, z sytuacjami mogącymi dostarczyć mu nowych porównań i informacji. Nie oznacza to oczywiście, że osoba uzależniona od alkoholu w ogóle nie porównuje własnych doświadczeń z rzeczywistością zewnętrzną, lecz jedynie to, iż znacząca część jej doświadczeń jest odnoszona do rzeczywistości w sposób błędny, co prowadzi do zachowań destrukcyjnych, uszkadzających strukturę \"JA\". Pogłębiająca się rozbieżność pomiędzy polem fenomenologicznym a rzeczywistością zewnętrzną wynika, więc z jednej strony z selektywnego doboru symbolicznie przedstawianych doświadczeń a z drugiej z ich nieadekwatnej interpretacji. Ponadto wraz z rozwojem choroby alkoholowej człowiek stopniowo zaczyna traktować własne doświadczenia jako trafnie i wiernie odzwierciedlające rzeczywistość. Prowadzi to do sytuacji, w której jednostka postrzega swoje doświadczenia jako nie wymagające porównań czy też sprawdzania. Konsekwencją tego rodzaju nastawienia jest nierealistyczny i zniekształcony sposób postrzegania zarówno własnej osoby jak też rzeczywistości zewnętrznej. Alkoholik zamiast dążyć ku rzeczywistości odsuwa ją jak najdalej od siebie. Ucieczka od realności zakłóca proces ciągłego i adekwatnego wartościowania, które stanowi warunek zdrowego przystosowania. Uzależniony zamyka się we własnym wyimaginowanym świecie. Przestaje konfrontować symboliczną reprezentację samego siebie z rzeczywistością zewnętrzną.\" Kurczę to mój małżonek był alkoholikiem mimo, że nie pił... Jego nałogiem była megalomania. Jakby to nie nazwać, to była ucieczka od rzeczywistości.... Renta bardzo ciekawy ten portal jak w nim troszkę poszperać...
  19. Inna_ja ;) Lubię Ciebie czytać... Od początku jak się pojawiłaś pod tym nickiem, czułam ze jesteś prawie zdrowa... brakowało tylko ostatecznego szlifu. Jak to Ewa pisała.... do wszystkiego co się dowiedziało trzeba nabrać dystansu. I chyba tylko tego ci brakowało. A z tym wszystkowiedzeniem i posiadaniem mojszej racji... ja też tak mam :( Ale to minie się wydaje żę w przypadku moim jest tak że moj świat został wywalony do góry nogami i musiałm go z powrotem postawić w oparciu o solidne podstawy. Dal tego jak ja już coś wiem i komuś coś mówię to wiem na pewno. Moi rodzice też wymagali ode mnie solidnej argumentacji by gdy coś chciałam wiedzieli czy ja tylko tak sobie czegoś chcę czy mocno chcę. Dlatego poszukiwanie argumentacji, ciągłe rozwiewanie własnych wątpliwości, powoduje że jak już coś przyjmę, to jest to solidnie ugruntowane. W takich wypadkach nie ma ze mną dyskusji. A z drugiej strony, jak mam wątpliwości dużo się pytam i zastanawiam, więc mogę sprawiać wrażenie osoby na która łatwo wpłynąć, co nie jest też prawda, bo ja wybieram odpowiedź najbardziej odpowiadającą mnie samej, która często jest swoistą kompilacją. Jak już coś postanowię, nie ma odwrotu. To wszystko może trochę odstraszało, muszę troszkę załagodzić i pozwolić innym popełniać własne błędy. Ja to wiem i chyba coraz bardziej mi się to udaje. Choć czasem denerwuje mnie jeszcze jak coś wiem (z własnego doświadczenia i dlatego, że widzę szerzej niż większość z mojego otoczenia) a inni chrzanią głupoty :) i jeszcze w dodatku ja to słyszę przypadkowo. Czasem nie potrafię usiedzieć cicho :) Ewuniu - serce bardzo mi się podoba rozbiór na czynni ki pirewsze postu kubcimałej. Bardzo trafny. Łącznie z PS. Podobnie muszę się zgodzić z analizą tej pięknej religijnej pieśni. Dokładnie tak samo ją odbieram. W ten sposób podchodzę do całej religii. Ze zrozumieniem. Zrozumienie niektórych rzeczy przychodzi z czasem. Czasem nawet warto samemu studiować np. Bilblię bo czasem odnoszę wrażenie, że księża sami nie za dobrze rozumieją o czym mówią. Miałam jednak szczęście słuchać kazań księży którzy mają własne przemyślenia na tematy religijne. I bardzo wiele wniosły do mojego życia. Nigdy nie zapomnę jednej drogi krzyżowej, która miała miejsce W Wielki Piątek. Strasznie długo trwała, marzłam, ale mimo wszystko słuchałam z zapartym tchem opowiedzianą w tym czasie historię ludzkości i chrześcijaństwa na podstawie Starego Testamentu
  20. I do kubcimałej... nie zależnie czy jesteś podszywacz czy nie. Ale odnoszę wrażenie że chcesz by najlepiej ktoś za ciebie rozwiązał problemy. Niestety z przykrością stwierdzam że kafeteria za ciebie tego nie zrobi. Może wesprzeć wysłuchać doradzić ale swój problem musisz rozwiązać sama... czasem jak cię czytam to jakbym swojego męża widziała. Mówisz tłumaczysz a on dalej pyta a jak to zrobić? (w domyśle zrób to za mnie) Albo nie pyta tylko wydaje się że nie zrozumiał... tłumaczysz z lewa tłumaczysz z prawa i dalej to samo. Pracę trzeba wykonać samemu...
  21. Niebieska29 - dobre to z tym plemieniem. Ja dodam jeszcze od siebie, że jeżeli żalami zanadto zalewamy przyjaciól oni w koncu mają dość pocieszania jak nie widzą efektów. Rodzi się w nichfrustracja. A ponieważ oni nie lubią być zfrustrowani, jak to się dzieje z każdym człowiekiem gdy zalewany jest nawet przejściowymi toksynami, w końcu odsuwają się od nas. Podobnie jest jeśli tyle biadolimy swemu partnerowi. Można by taką zasadę w swoim życiu wprowadzić. I chyba to zaprowadzę. Jeśli jest coś co wymaga mówienia więcej niż trzy razy znaczy, że czas z tym skończyć. Znaczy to nie dla nas, albo jeśli to jest prośba - to nie będzie wysłuchana i też trzeba coś z tym zrobić.
  22. Abssinthe - no właśnie z tego co wiem to pobiera ChB prawny opiekun dziecka to może być nawet obca osoba. A z tą twoją znajomą to całkiem możliwe, ale ktoś pobiera zasiłek i jej przesyła. Właśnie z powodu takich przekrętów, ma się to ukrócić, mają być w przyszłości być dostarczone wyraźne dowody, że dziecko jest na miejscu a nie poza granicami UK. Jednym z tych dowodów jest rejestrowana obecność dziecka w szkole... nie wiem jak jest z małymi dziećmi. Takimi do wieku przedszkolnego... Casta a może o to chodzi.. bo jeżeli dziecko pobiera naukę w UK znaczy że permanentnie tu przebywa. SA dowody jego obecności.
  23. casta - co ty piszesz o tym ChB naprawdę po rozwodzie nie można go pobierać? Gdzie to czytałaś bądź słyszałaś? Poza tym jest jeszcze Working Tax Credit i Family Tax Credit. Jak pracujesz bądź będziesz pracować to się należy. Wierna... kwiatki kupialm zaraz na drugi dzień . Na razie hoduję miniróżyczkę... te na pseudo balkonik muszę dobrze wybrać :) chcę coś z dziwnymi bądź kolorowymi liśćmi... na razie nie wpadło mi nic interesującego i w miarę taniego w oko.
  24. cztery umowy - dziękuję za zaproszenie! Z chęcią się do was dołączę. Nie ma to jak dobrze zgrany zespól - toksyny szefowych go nie zaleją :) Ale czy aby tam dla mnie znajdzie się miejsce? Ja ma trochę mało babską profesję... Buziaki
×