Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

enia1

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez enia1

  1. Może ta historia jest jeszcze na topiku może już jej nie ma, ale ja właśnie powiedziałam swojemu mężowi jakie emocje wzbudza we mnie pewien człowiek.. których zresztą czasem nie dało się ukryć. byłam świadoma tego że są to emocje na tym samym poziomie w jakim jest swiadoma tego inna_ja. Pojawiły sie nie bez powodu ponieważ między mną i małżonkiem było już źle. Postanowiłam o tym porozmawiać, licząc na to, że zależy mu na związku i wspólnie jakoś temu zaradzimy. Ale nie wzięłam jednego pod uwagę... Ze on jest osłabiony psychicznie i nie będzie w stanie tego przyjąć z odpowiednim dystansem przynajmniej takim jaki ja miałam do tej sprawy. I jeszcze jednego, że za parę dni ktoś zadzwoni i opowie stek bzdur w słuchawce mojego męża.... Zapewniałam go podczas rozmowy zgodnie zresztą z tym co czułam, że on i rodzina jest dla mnie najważniejsza i że zna mnie na tyle dobrze że jakbym myślała inaczej już by naszego związku nie było (zawsze o tym mówiliśmy, że zdrada kończy związek- byliśmy tego samego zdania) Jak usłyszałam historię o tym co ktoś powiedział w telefonie w pierwszym momencie uśmiałam się (już to był dowód na to, że mnie z tamtym gościem nic nie łączy poza wzajemną sympatią) ale mina mi zrzedła jak zobaczyłam reakcję eksa.... przepraszam długotrwałe bywalczynie topku za to że się powtarzam ale to dla dobra sprawy... Nie jestem za zwierzaniem się prawdy za wszelką cenę, tym bardziej że poza wzbudzaniem chorych emocji przez umysł samej innej _ja tak naprawdę ich nic nie łaczy. Co innego gdyby ich coś łączyło ze sobą, ale to co czuje inna ja to po prostu odmiana łagodnej paranoi (sorry za słowo) co to za różnica czy masz wrażenie że cię wszyscy prześladują, albo że myslisz, że ktoś cię kocha lub będzie kochał. W jednym i drugim wypadku mija się to z rzeczywistością. I z tym inna ja powinna się uporać wyłącznie sama.. Po co wzbudzać wątpliwości i brak zaufania. Ludzie ten stan często interpretują jako miłość... my o tym wiemy że to nie jest ale czy inni zwłaszcza ci bardzo bliscy nam w to uwierzą, czy oni też dobrze rozumieją i rozróżniają stan euforii i zfaszcynacji od prawdziwej miłości? Dasz Ewo gwarancję?
  2. Ewo tu się z tobą nie zgodzę \"Mówią, ze czasami lepiej coś ukryć dla dobra ogólnego... W moim odczuciu to zawsze będzie kłamstwem... Dlatego jeśli miałabym chronić siebie okłamując drugą stronę... to rezygnuję. Wtedy sprawa jest jasna... ja nie chcę żyć w wewn. zaprzeczaniu, ani nie chcę Ciebie trzymać w iluzji. Racjonalizowanie, że nie mówię prawdy, ponieważ chcąc ochronić stronę przeciwną, oznacza, że albo chronię siebie, albo druga strona jest za słaba, żeby znieść prawdę. Każda z opcji nie rokuje dla miłości dobrze. Choć związek jako taki może sobie trwać\" Wiem to z własnego doświadczenia... I to jest w pewnym sensie egoizm obarczać kogoś swoimi chorymi myślami. Właśnie przez szacunek dla drugiej osoby nie powinno się tego robić... Przerabiałam to na własnej skórze
  3. jaka taka też mi się wydaje ze brak ci własnego życia. Zbyt mocno uzależniłaś się od tego co on zrobi lub powie... Ten nick który sobie wybrałaś też wiele o tobie mowi... dlaczego się tak nazwałaś... nie pisz mi, ja nie potrzebuję wiedzieć... zastanow się, bo to wiedza potrzebna dla ciebie...
  4. jaka taka... czy masz jakieś hobby, zainteresowania? czemu wstydzisz się rozmawiać z przyjaciólką... przecież przyjaciele od tego są, by wspierać, by wysłuchać by się moc przed nimi wygadać...
  5. Inna ja... Jesteś silna tylko troszkę pogubiona... spróbuj przeżyć te uczucia do konca sama w sobie.. Twój mąż nie może cię uratować, sama siebie musisz ratować. To smutne bo człowiek chciałby się wygadać wyspowiadać, ale jest sam. Pod żadnym pozorem tego nie rób - nie swojemu mężowi. Po co ma się niepotrzebnie denerwować, przecież chcesz być z nim i tylko on tak naprawdę się liczy - bo robisz to dla niego. Pisałam o oddaleniu, bo to pomaga w przeżyciu tego co powinno być przeżyte do końca, aby się od tego uwolnić, nie wskazany jest świadek w postaci bliskiej osoby, którą to w jakiś sposób dotyka. Przeżyć trzeba samemu w sobie. Choć mąż jest dla Ciebie przyjacielem i może to zrozumieć, ale dobrze robisz nie mówiąc mu o tym bo oprócz rozumu ludzie mają jeszcze uczucia, które czasem tym rozumem targają (jak sama tego doświadczasz). Czasem trzeba im oszczędzić niepotrzebnych zupełnie emocji, właśnie z szacunku dla nich, tymbardziej że chcesz się uwolnić od X. Z tego co widzę ty też darzysz go przyjaźnią i wiesz jak o nią dbać. Ale w związku z tym nie łatwo ci się ukryć z emocjami. Ukrywanie powoduje nawarstwianie się i rośnięcie ich w siłę. Dlatego uważam, że oddalenie gdy ma się konkretny cel - wyciszyć emocje - jak najbardziej jest dobre. ale trzeba o tym celu pamiętać i pod żadnym pozorem nie schodzić z obranej drogi, pilnować samodyscypliny. A nasze własne przeżywanie jest niestety dla bliskich widoczne. Ale pisz to też pomaga wyzwolić się od natrętnych myśli i uczuć. A odnośnie książek można ściągać e-booki ze strony www.4shared.com pozdrawiam
  6. Rento... Jeśli tak jest jak mowisz, że siódemka (wybacz siodemko że o Tobie w osobie trzeciej) wchodzi na forum w stanach euforycznych... to też jest sposób na rozładowanie nadmiernych emocji. Pisanie o nich. Martwiłam się, ale może niepotrzebnie... Jednak wielka jest moc tego topiku ;)
  7. Vacancy "Cóz powiesz, mistrzu, o małżeństwie?" - piękny fragment Gdyby faceci tak serio do małżeństw podchodzili jak my, pewnie by tak było. Ale niestety wymaga to dbałości o relacje, o które nasi faceci rzadko się troszczą. Ale widzę młodych ludzi... znam kilka par, które dobrze rokują na przyszłość. Traktują siebie nawzajem z dystansem, zrozumieniem i na luzie. Może to następne pokolenie niesie zmianę... (trzy piąte znanych mi młodych par- to już niezły wynik)
  8. sowa "Tak to normalnie w miare rozmawiamy ale o doopie maryni za przeproszeniem, jak ja zaczynam poważniejszy temat to jestem zbywana." - skąd ja to znam :) Przecież poważne rozmowy przeszkodzą mu w życiu łatwym lekkim i przyjemnym :) A tak swoją drogą o ile się nie mylę środki psychoaktywne zmniejszają ochotę na seks (one same jak seks ;)) To już wiesz dlaczego tak się dzieje, że schodzi on na plan dalszy. Uwolnij się od niego. Jemu tak dobrze z samym sobą i środkami zastępczymi... Niech się chłopiec sam bawi ;)
  9. hehe :D jak w tej bajce o noworodkach w brzuchu ( ze strony Sahaya Yoga), mam nadzieję że się narodzę...
  10. Goniąc Kormorany " bo ja ze swoich obserwacji z kolei widzę, ze mężczyźni świadomi, jakoś trafiają na kobiety nieświadome i męczą się w imię tej samej idei co rozsądne i myślące kobiety." Ja to też niestety zauważam... A może jest tak, że stajemy się świadomi bo mamy takich partnerów.. Ja jestem wciąż myśli, że przychodzimy na świat by się go uczyć... z jakimś zadaniem do wykonania, że to wszystko ma jakiś sens. Im więcej obserwuję tym większe mam o tym przekonanie... Więc odbieram kolejne lekcje i pilnie się uczę :D
  11. siódemko ty też spróbuj tej metody... trochę się martwię o twoje uczucia... powera masz ale... to chyba jednak chęć zemsty... Nie tędy droga. To ci zapewne doda sił do walki z nim, ale to jest dopalacz. "Mimo, że zrobił mi tyle krzywdy kocham i szanuję siebie" On ma swoją drogę, tobie tylko chodzi o to, by wasze drogi się nie krzyżowały czyż nie? Pamiętaj o tym. Do czasu, aż pojawi się litość nad tym biednym zagubionym człowiekiem, bez chęci pomagania mu.
  12. inna_ja Pytasz się jak walczyć z tym uczuciem do X. Podsunę ci pewną myśl która być może i u ciebie zadziała. Zwykle jest tak, że to z czym walczymy utrwala się i jeszcze bardziej nas męczy. Tak głownie się dzieje jeśli chodzi o uczucia. Dlaczego? Bo np. na uczucie do X nakłada się uczucie poczucia winy i może jeszcze jakieś inne trudne do rozpoznania (wściekłość na siebie, zwątpienie itp itd) Ty jesteś bardzo świadoma siebie, ale jeszcze nad swoimi uczuciami nie panujesz. Wiesz już, że ten związek z X nie ma sensu. To dobrze. Jesteś oddalona od męża? Też dobrze. Pozwól sobie na przeżycie tych emocji względem X do końca. To są w końcu tylko emocje. Nie pozwól sobie tylko działać pod ich wpływem (to znaczy nie spotykaj się z nim, nie dawaj szansy na to by tobą kierowały- ta sprawę definitywnie uznaj za skończoną) Obserwuj je, powiedz sobie, że to tylko są emocje i tak je traktuj. To nie jest miłość. Miłość to sprawa dużo większa i poważniejsza niż to. Kochać będziesz mogła jak pokochasz samą siebie, a to będzie pierwszy krok. Bez obwiniania się o to co czujesz do tamtego. Obserwacja bezstronna obserwacja. Powinno pomóc. Przeżyj tą fascynację, aż do rozstania sie z nią. Płacz jeśli będziesz miała ochotę. Możesz powtarzać do upadłego \"mimo, że czuję ekstremalne uczucia do X, kocham i szanuję siebie\" \"Ekstremalne uczucia do X\" można zastąpić czym ci wygodnie, z czym chciałabyś skończyć (z jakim uczuciem)... Istotna jest druga część zdania \"kocham i szanuję siebie\". Mogą pojawić się łzy... pozwól sobie na nie... Możesz też poczytać sobie \"Radykalne wybaczanie\" Tippinga i wybaczyć sobie (rodzicom i komukolwiek chcesz) według jego wskazówek. Przyniesie ci to wszystko ulgę. Zauważyłam, że jak się powie o uczuciach, jakichkolwiek, przynosi to ulgę. Mówienie o uczuciach świadczy bowiem o ich akceptacji. Uczucia są częścią nas, jesteśmy bowiem ludźmi. Mamy do nich prawo. Mamy nawet prawo o nich mówić. To czego nam czasem nie wolno to działać pod ich wpływem, dlatego musimy stworzyć do nich zdrowy dystans. On z kolei się tworzy poprzez ich obserwację i akceptację. życzę powodzenia I nie podawaj się, Twoi rodzice nie nauczyli cię jak dystansować się do uczuć, ale ty możesz nauczyć się tego sama. Medytacje i pracę z oddechem, też jak najbardziej polecam. Pozdrawiam
  13. siódemko pytasz jak ujarzmić tę siłę, ale odpowiedź już znasz, jak jeszcze nie do końca, to na pewno już czujesz jak...Nic tak nie pomaga jak działanie w wyznaczonym przez siebie celu i aktywność fizyczna. gdy będziesz czuła jej nadmiar praca z oddechem jest jak najbardziej przydatna. Wycisz ją po prostu. By wyzwolić ją w odpowiednim momencie. Poszperaj też na tej stronie którą ktoś ci podsunął. Tej o wilkach. To bardzo interesująca stronka polecam wszystkim. Ja też jeszcze nie potrafię z tej energii korzystać rozsądnie, ale mniej więcej czuję jak ją ujarzmić. Łapię dystans, obserwuję jej przepływ. Tylko praktyki czasem brakuje ;) I czasem mnie rozsadza (pamiętacie raz czułam się jak bomba zegarowa) Ale relaks, dobra muzyka, uspokojenie oddechu w konsekwencji wyciszenie pomaga. Również gdy to jest ta dobra energia, energia miłości do drugiej osoby, nad nią też trzeba panować ;) bo również może obrócić się przeciwko nam, zwłaszcza gdy pozostaniemy w oddaleniu od obiektu uczuć. Trzeba łagodzić te wahania. To wtedy nad nią zapanujemy. Ale to przyjdzie z czasem. Napewno. Pozdrawiam i trzymaj się. Odezwij się czasem do nas i daj znać jak ci idzie ;)
  14. siódemko - masz w sobie moc... daj jej ujście zanim skieruje się przeciw Tobie. Wygrasz. Zaufaj temu. I pilnuj granic, które postawiłaś.
  15. errata "A jeśli chcesz mu pomóc.. jeśli chcesz by się przed tobą otworzył, spraw, by przy tobie poczuł się wtedy gdy czyje się źle" chochlik zjadł wyraz :D powinno być "A jeśli chcesz mu pomóc.. jeśli chcesz by się przed tobą otworzył, spraw, by przy tobie poczuł się LEPIEJ, wtedy gdy czuje się źle" Jeszcze przy okazji dodam Przy wysłuchiwaniu go miej pełną świadomość, że to jego problem nie Twój i bądź pewna, że on jest na tyle dorosły by sobie z nim poradzić. To niby prawda znana, ale jakoś nie zawsze każdy sobie ją uświadamia w odpowiednim momencie... Ja uważam, że wiele złego się dzieje kiedy w związku bierze się odpowiedzialność za problemy zdrowego psychicznie partnera i jest to prawie na równi z tym, gdy się przerzuca na innych odpowiedzialność za siebie. Każdy dorosły człowiek jest odpowiedzialny sam za siebie. Gdy oboje o tym wiedzą związek ma szansę na normalność.
  16. catherine przyjaciele się odnajdą... nie masz ich bo jesteś z nim... nie mogą patrzeć na to, bo nie potrafią ci pomoc...dlatego się oddalili. Widzieli przecież, że jesteś beznadziejnie związana z nim i czuli się bezsilni dlatego odeszli. Niestety takie związki są widzialne na zewnątrz i bardzo hermetyczne. Przeważnie próbując ratować osoby w to wplątane samemu naraża się na szwank i niezrozumienie intencji. Być może i on sprawiał że nie chcieli się z tobą kontaktować.
  17. smutna bardzo "Mam swoje pasje, marzenia, plany, które przestaję realizować, gdy on przerzuca na mnie swój dołek." Jak to się dzieje że on przerzuca na ciebie swój dołek... czy to nie jest przypadkiem tak że ty go sama na siebie bierzesz? Jak to wygląda w praktyce? Nie wiem czy wiesz żę to nie twoje zadanie przejmować się jego dołkami. Każdy ma prawo mieć złe dni, to normalne... Pytanie co my wtedy robimy by ochronić siebie i swoją emocjonalność przed cudzymi dołkami... Czy ty generalnie czujesz się ze sobą dobrze? Jak jesteś wyłącznie sama ze sobą? Czy przypadkiem nie jest ci on potrzebny byś się dobrze ze sobą czuła. Jeśli ci on jest do tego potrzebny to znaczy że musisz popracować nad miłością własną i poczuciem własnej wartości... Nie odchodź z topiku... poczytaj go... może coś znajdziesz dla siebie Przytulam
  18. Smutna bardzo dziewczyna pisze odpowiadam ci na pierwszy twój post Niewiele napisałaś o swoim związku ale na podstawie kilku twoich zdań i swojego doświadczenia przedstawia mi się jako taki obraz. Zaznaczam na początku że nie jest moim zamiarem wpędzanie cię w jeszcze większe poczucie winy, ale raczej otworzenie ci oczu i namówienie na spojrzenie na wasz związek z dystansem. napisałaś że twoj partner zamyka się w sobie gdy dzieje się coś z nim źle to znaczy ma zły humor bo coś mu nie wyszło, bo ma zły dzien itp itd. To nie jest molestowanie. Ja myślę żę to ty jesteś uzależniona od silnych emocji i potrzebujesz wrażen. Człowiek nie zawsze się dobrze czyje nie zawsze ma dobry humor i to nie ty jesteś odpowiedzialna za jego emocje i za to by je poprawić. On zamyka się w sobie bo chce cie ochronić przed przejmowaniem się tym co on czuje za bardzo. Dlatego że zdaje sobie sprawę że to tylko przejściowy nastrój, że musi sobie to co zaszło przemyśleć w spokoju nie angażując nie potrzebnie swojej partnerki. On chroni cię przed tym. Bo doskonale wie, że to jest chwilowe, że człowiek pod wpływem emocji nie myśli racjonalnie i nie ma powodu by mówić to osobie która być może potem będzie się tym przejmować i zadręczać. Należy się z tego cieszyć, zamiast zadręczać pytaniami i odczuwac to samo. Zastanów się za to dlaczego ci to tak potrzebne.. Myślę że zastępuje ci to pewną potrzebę doświadczania silnych emocji. Spróbuj odnaleźć jakieś zainteresowania które ci dostarczą wystarczająco dużo emocji, zamiast zadręczać pytaniami partnera... A jeśli chcesz mu pomóc.. jeśli chcesz by się przed tobą otworzył, spraw, by przy tobie poczuł się wtedy gdy czyje się źle... zrób mu ciepłą kąpiel, herbatę czy cokolwiek lubi, przytul go i być może wtedy ci powie co go gnębi. Ale ważne! Wtedy go tylko wysłuchaj, nie dawaj rad nie angażuj sie w jego problemy - one wciąż są jego i jak się w nie zaangażujesz i weźmiesz na siebie odpowiedzialność za nie zrobię się większe. Jeśli potrafisz się nie angażować możesz spróbować go wysłuchać z miłością i zrozumieniem. Jeśli nie, zostaw go samemu sobie skoro tak chce, sama zajmij się czymś co przyniesie ci satysfakcję. Wiem to na podstawie własnego doświadczenia. Ja nie mogłam się otwierać przed mężem, bo brał moje problemy na siebie, i czułam się jeszcze gorzej. Ani nie rozwiązałam swojego emocjonalnego problemu a jeszcze do tego miał problem z tym że mój mąż ma problem... Musiałam tłumaczyć mu że to nie tak jak on to widzi... Z kolei to prowadziło dodatkowe implikacje, bo moje faktyczne problemy nie były rozwiązane, czułam się czasem jak dziecko które sobie nie radzi. Gdy przestałam mówić, każdy mój problem był wyciągany ze mnie, co z kolei mnie irytowało. Mowi się ze nie ma mężczyzn bluszczy że to problem iście kobiecy, a mój chyba jako wyjątek potwierdzał regułę...
  19. Powinnam sobie zmienić nick na \"kelnerka\" drogiej restauracji w okresie dyskontu... To sobie pan/pani życzy? Proszę bardzo, ach nie... to może to? Nie? To mamy danie specjalne na dziś, dla specjalnego gościa... Acha, nie stac pana/nią na to... rozumiem. Po czym klient wychodzi... Karta dań otwarta dla specjalnych klientów... Bez wymagan.. zpełną akceptacją... Czy ja nie jestem zbyt akceptująca? Przepraszam, to dziś ten podły nastrój... moze to pogoda, może to przed okresem... czuję się jak bomba zegarowa...
  20. siódemko pytasz jak postrzegam moj świat... hmm to troszkę trudne do określenia, ale spróbuję. Przerde wszystkim czuję spokój... idąc ulicą jak widze matkę która szarpie dziecko, myslę sobie \"jakże ona strasznie sfrustrowana jest.... wszystko można to załatwić spokojnie bez szarpania i większe wrażenie zrobi na dziecku reprymenda wypowiedziana ze spokojem, bo ten szarppany spodsób pozostawi tylko opór w dziecku. Ale do rzeczy... generalnie widzę, że ludzie zbyt wieloma sparwami się przejmują widze, że są sprawy dużo ważniejsze - takie jak relacje międzyludzkie. Nie plączę się w dziwne układy i układziki, bo wiem, że w niektórych będę się źle czułą. Generalnie czuję ufność że przyszłość nie będzie dla mnie zła, choć ostatnio cierpię na różne mięśniowo kostne bóle zwłaszcza po przebudzeniu rano... ale może to dlatego, że trochę ćwiczę na siłowni (i o dziwo chce mi się), jednak nie czuję takiego umartwiania się \"co to będzie\", jak kiedyś. Wierzę, właściwie bardziej czuję niż wierzę, że będzie dobrze... Nawet nie wiem skąd się to bierze, bo czasem zdarzają mi się trudne i dziwne sytuacje, przy ktorych przedtem wpadałam w zdenerwowanie teraz mnie nie denerwują tzn nie tak do głebi, bo wierze, że jest rozwiązanie. No i się znajduje zupełnie nieoczekiwanie. Idąc ulicą zauważam ludzi mam chęć zamienić z nimi parę słów, A rano jak wychodzę do pracy zachwycam się śpiewem ptaków i mimo, że jest bardzo wcześnie rano jest dla mnie zwykle ten poranek przyjemny. Tymbardziej tutaj gdzie o piątej rano pięknie śpiewają kosy i drozdy (w Angli jest dużo ptaków śpiewających. Do tego można dorzucić jeszcze zapach migdałowców i innych krzewów kwitnących... żyć nie umierać... więcej rzeczy nmi się po prostu chce robić, nawet tych które kiedyś nie były dla mnie przyjemne... Zaczynam eksperymentowac robić rzeczy których jeszcze nie robiłąm... obudziła się we mnie taka ciekawość świata... I mam takie dziwne przeczucie, że co zechcę to mi się uda.... nie wiem skąd... i rzeczywiście tak się dzieje... mam na przykłąd plan... zrobię to i to... na razie plan... nic się nie dzieje ... czekam aż to we mnie dojrzeje... potem trafia się okazja lub jakieś zdarzenie... i już wioem że to jest czas na realizację... Ze teraz mi wyjdzie że jestem wystarczająco gotowa na realizację. Nie ponaglam siębie nie pospieszam tylko sopokojnie czekam na to uczucie... nic na siłę... Ale to dlatego że mam w sobie ufność i dystans... No i jeszcze jedno... bawią mnie ludzkie gierki... lubię je obserwować i zauważam, że tak naprawdę ludzie myślą, że wygrywają ale tylko pozornie... oni rzeczywiście wygrywają, ale we własnej wyobraźni. Czują się lepiej, ale mi to wcale nie zaszkodziło. Nawet czasem daję im okazję wygrać, a niech ma niech się cieszy, jak go to wzmocni a mnie nie zaszkodzi, to co mi tam. Ale mam do siebie dystans, który mi na to pozwala. Gdybym się emocjonalnie w coś takiego polątała, ja przegrałabym, a tamta osoba by rzeczywiście wygrała... Gdy mam więcej czasu zachwycam sie każdym promykiem słonca, każdym listkiem każdym kwiatkiem. Korzysta na tym moja młodsza córka której pokazuję świat i nazywam kwiaty, które pamiętam z dziecinstwa... w związku z tym ona uwielbia spacery ze mną... I ludzie są jacyś piękniejsi, nie zauważm ich powierzchowności tylko widzę więcej... A czasem mam też takie sytuacje, że myślę dobrze by było gdyby np to i to ... to byłoby mi łatwiej i nagle bach pojawia się to i to. Kiedyś np. pomyslałam, że pewien kwiat mogłby zostac wykorzystany na opakowanie czegoś tam bo coś mi przypomina, i bach widze za jakiś czas ten kwiat na opakowaniu... To dziwne, ale to prawda. Mam takie zaskakujące zbiegi okoliczności. Czy to wystarczy? Dziś akurat miałm kiepski dzień (obolała jestem i do tego z samego rana moj szefcio zaraził mnie swoim podłym nastrojem, choć koncówka pracy była superb) i trudno mi uchwycić w słowa to co czuję normalnie i codziennie, ale mogę skupic się na opisywaniu swoich nastrojów (tych dobrych) i starać się uchwycić w słowa w inny dzień jak mnie najdzie natchnienie do pisania... Pozdrawiam
  21. choć włóczęgostwo mam w genach :D... sama nie wiem ... zrobiłam test drugi raz i wyszło to samo 4w5
  22. eee... ale jak sobie poczytałam opisy to jestem raczej 5w4. Kiedyś bardziej 5, a 4 - to co teraz mam wypracowane....
  23. karotka - cieszę się, że odpowiedziałaś na mój post. I nie oburzyłaś się. Masz zdrowy dystans do siebie ;) Myślę że szybko do siebie dojdziesz i wybrniesz ze swoich kłopotów. Przyszliśmy na ten świat by o nim się uczyć im mamy więcej skłonności do refleksji tym szybciej przyjmujemy lekcje, ale warunek jeden musimy kochać siebie. Masz racje kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się prawdą. Nie wolno nam do tego dopuszczać. Czasem to wystarczy. Odnoszę wrażenie że to jest nawet prostsze do zwalczenia. Gorzej jest gdy jest się ignorowanym, wtedy nie wiadomo z czym walczyć i jak działać :(. To zdecydowanie podkopuje swoje poczucie własnej wartości (Na tej zasadzie funkcjonuje mobbing) Najgorsze w naszych rodzinach jest to, że jedno rodzi drugie, zaczynamy poczuwać się do winy bo to co musimy robić dla ochrony siebie uderza w drugą osobę. A my jednak mamy dobre serca, kochamy partnerów i chcemy raczej im pomagać niż niszczyć. Czy to oznacza już że jesteśmy w jakiś sposób zaburzone? W którym momencie powinna kończyć się troska o partnera i zaczynać troska o nas samych, ile mamy pomagać partnerowi (bo przecież jesteśmy z nim w związku) a ile dla siebie wymagać. Gdzie dokładnie przebiega ta granica gdy się jest z osobą którą się kocha? Przecież są momenty w życiu kiedy trzeba się tą drugą osobą zając, co wtedy? Skąd wiadomo czy wszystko powróci do normy czy nie? To są pytania na które niestety musimy sobie sami odpowiedzieć... I myślenie o sobie jako osobie toksycznej nie jest odpowiedzią. Często tych zburzeń doznajemy w niedobranym związku... stajemy się toksyczni. Gdy rodzina jest już chora tylko psycholog może spróbować pomóc, ale czy warto marnować na to czas i energię to już my musimy zdecydować. Jeśli nie jest to warte starań - uciekać i chronić siebie!
×