Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Lena W.

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Lena W.

  1. poplul slina chcialam napisac,z nerwow nie wiem co mazgam
  2. STZ2 wspolczuje Ci bardzo,okropne to jest. Nawet nie umiem powiedziec jak mi przykro :( Kasiu,siostra meza konsultowala sie z lekarzem,niestety w takim stanie w jakim teraz przybywa moj maz nie da sie nic zrobic,zaslaby.A naswietlania i chemia moga go poprostu zabic. Noc minela spokojnie. Podalam mezowi tabletke na sen i przeciwbolowa i spal do 4.45.Pozniej sie obudzil na siku,i zebym mu poklepala plecy(nie moze odkaslac),i znowu usnal.Spal do 8.30. O 9-j zjadl duzo owsianki. I znowu spac. Ja,korzystajac ze spokojnych minut ugotowalam zupe z lanymi kluskami na obiad. Kolo 11-j przyszla siostra meza,a ja pojechalam zalatwiac domowe hospicium i wozek. W hospicium powiedzieli ze lekarz bedzie za 2 tygodnie.Poprosilam o psychologa dla meza i siebie. Pojechalam zlatwic wozek. W sklepie mi powiedzieli że ze skierowniem czeka sie rok na refundowany wozek,ale jest mozliwosc wypozyczenia- 200 zl.kaucja i 50 zl.za miesiac. Pojechalam do domu po forse.Wrocilam do sklepu. Z pod sklepu z wozkiem odebral mnie kolega meza. Teraz jestesmy na kolkach. Maly spacer dla odmiany zrobi nam z mezem dobrze. Siostra mowila ze jak wyszlam to maz caly czas pytal kiedy wroce :( To wszystko. Caluje Was mocno. P.S.Nie wszystko,teraz maz sie obudzil bo strasznie go boli glowa,no chcil wymiotowac ale tylko polul snila :(
  3. Do Ona Odpowiada. Ucaluje od Ciebie meza,tak pocichu powiem ze od takiej dobrej kolezanki z forum ma buziaki. Ech zycie,czemu Ty nas uczysz? I czemu w tak oknutny sposob?
  4. Witam,,dziewczyny. Dobrych wiadomosci ode mnie niestety nie bedzie. Wczoraj nie pisalam bo sama po raz kolejny tak sie zalamalam tak ze az mnie trzeslo. Wynik chistopatologiczny potwierdzil przerzut do muzdzku :( . Na moje blagane spojzenie "co dalej" lekrz powiedzial ze dzwonil do onkologii i onkolodzy nie podejma sie dalszego leczenia-zapozno ! Dzisiaj wypisali meza do domu. Dostal skierowanie do domowego hospicium. Kupilam dzis kupe lekow. Jutro pojade zalatwiac hospicium i wozek abysmy mogli troche wyjechac na spacerek. Oj,kobitki. Zalamka kompletna.Mezowi caly czas wmawiam ze to wylew. Bo nie wytrzyma psychicznie jak sie dowie. Sama juz wczoraj poprosilam pielengniarki na odziale o uspokajacy lek. Co tu dodac? Chyba nic...
  5. Babki moje drogie,no jaki ze mnie wzor? Zartujecie. Tak powinno byc,to jest normalne ze zona poswieca sie mezowi,maz zonie,dzieci rodzicom,rodzice dzieciom. To jest zwykly ludzki odruch!!! I obowiazek w koncu. Nic nadzwyczajnego. Przestancie mnie chwalic. Kasiu. teraz moj znowu dostaje Tramal. A rana go boli nie ze strony szwu (on jest z tylu),a tylko z przodu w okolicy wycietego plata. Dzisiaj dzien byl jak codzien,bez zmian. Rozmawialam z lekarzem. Chca meza wypisac we wtorek do domu.Poprosilam zeby dal skierowanie na neurologie. Poweidzial ze jutro bedzie dzwonil i pytal o miejsce. Jezeli okaze sie ze beda miejsca za 2-3 dni,to przytrzymaja mojego troche u siebie,a pozniej przetransportuja do inego szpitala. A jeszce poradzil zalatwic domowe hospicium,zeby maz mial fachowa opieke i rechabilitacje. No i mam zamiar teraz w necie poszukac takiego tu,w Gdansku. Ech... Wyniki badan wycietego guza powinny byc z dnia na dzien. Brrr,znow czekanie,koszmar :(
  6. Kurcze,poprzedniego Twojego postu nie przeczytalam Ona Odpowiada(ANIA???) Tak mowilam.Dawno temu zauwazylam u meza takie zachowanie. Jeszcze pare lat temu. I strasznie mnie to zaniepokoilo. Ale nie moglam przeciez go sama wziac na rece i pojsc do lekarza psychologa lub psychiatry? A sam nie poszedl bo uwazal ze ja i caly swiat jest popier...lony a on normalny. Teraz w szpitalu zwrocilam uwage lekarzowi na to, a on ze "tylko na Pani maz sie wyzywa". A prawda jest taka ze personelowi tez dokucza. Leki mu wypisali,a czy beda jakies zmiany na lepsze to tego nie wiem :(
  7. Do Ona Odpowiada. Jestem Waga. Cholerna Waga,ktora,wszystko wazy.Wazy co powiedziec zeby nie daj Boze nie obrazic,zeby nie skrzywdzic,bo sama bylam krzywdzona i wiem jak to boli.No i tyle chyba o mojej "cierpliwosci". A czasami mam taka ogromna chec byc tak samo niemila do innych,do tych co mnie wkurza swoja glupota,lekcewazeniem innych,swoja zarozumialoscia!!! I wiesz ze z wiekiem juz poprostu przestalam dbac o to zeby byc tolerancyjna . Owszem,w pracy musze byc i jestem. Bo klient naszym panem i niestety bez takiej cechy jak tolerancja moglabym stracic licenzje pilocka. No dobra,rozgadalam sie...
  8. iganatka miedzy 36 a 40 rzeczywiscie jest niewielka roznica,a 40-latka to wcale nie jest stara kobieta. Kasia miala na mysli chyba to ze w takim wieku nie powinno sie miec tak powaznych schozen. Ale choroba nie oszczedza nikogo :(
  9. Dzien czarny( z zapisek wariatki). No no,mnie to juz pozostaje tylko ironizowac z samej siebie. A wiary w poprawe po dzisiejszym dniu nie mam ani na jote... Maz opier...l mnie z rana na dzien dobry. Wczoraj obiecalam ze kupie pomidorki na rynku,zrobie salatke z owych pomidorow i szczypiorku i oliwki.Ze przyjde nie na osma rano,a na dziewiata. Dwa razy wczoraj mezowi to powtozylam.Zgodzil sie.No i poszlam dzis na rynek z rana.Kupilam co trzeba,wrocilam do domu,nakroilam pomidory,szczypiorek,przyprawilam. Pozniej zmiksowalam borowki z cukrem,dodalam smietane. No i szybko na tramwaj. Przyszlam na odzial o 8.45. Juz bylo sniadanie. Chlopaka co lezy na tej samej sali karmila pielegniarka.A moj lezal. Jedzenie stoi. No i krzyk "O ktorej to Ty przychodzisz?" Ja na to ze mowilismy wczoraj ze bede na 9.00,a jest 8.45. Na co moj "a co mnie to obchodzi?".No i dalej z agresja cos tam mowi. Na co piegniarka "Ale Pan jest niemily dla zony',moj "Jak zona do mnie tak i ja do niej". No i kurka juz mnie poprostu zaczelo trzesc z tej jego niesprawidliwosci. Godzine wysluchiwalam jego bzdur,pozniej usnal. Po dwoch godzinach obudzil sie i mowi ze kocha,a tutaj nic nie idzie,stoi na miejscu. Ze sie zastrzeli. Podeszlam do niego. Posadzilam. Zaczal jesc. Pomidory tez,ale pozniej sie okazalo ze nie tak pokroilam i znowu awantura. I znowu przeprosiny,i znowu awantura. Naprawde juz nie wytrzymalam. Juz tyle mi nagadal ze poprostu sama zaczelam odpyskiwac na jego zlosliwosci. A jest caly czas swiadomy ze mnie krzywdzi! No i tak do samego wieczora. Poszlam do domu o 18.30 bo juz padalam. Do Leny. Rozumiem ze chcesz mnie pocieszyc. Ale ja widze co sie dzieje z moim mezem. Codziennie widze. Nie ma poprawy.W glowie sie mu kreci,podwojnie widzi. Siadac sam nie siada. Nie mowiac o chodzeniu. Cwiczyc ni chce. Nie ma checi do zycia. I ja mam wierzyc w to ze pojade z nim na rowerze? Ja bym duzo dala zeby maz mogl przynajmniej sam siadac i chodzic! Zeby sam sie ogolil,umyl sie. Byc moze niektore sprawnosci wroca,ale rower... Do Ona Odpowiada. Czy Twoj Tatus tez byl tak agresywny? Kasiuniu. Trzymaj sie. Nawet nie wiem co Ci poradzic. Jest bardzo ciezko mi zniesc takie zachowanie meza(podobnie dalej bedzie jeszce gorzej),a co dopiero Tobie.
  10. To Ty jesteś zawodowcem na tym polu i masz wiedzę w tym zakresie Chylę czoła Kasiu! Nie przesadzajmy z moja wiedza :)
  11. Witam strasznie upalnie i goraco Was.dziewczyny! Kasiuniu,wiesz akurat wczoraj kupilam sobie nowa sukienke :) Dzieki Ci wielkie za rade i wsparcie ale (nie podwazajac Twojej wiedzy) wiem jak wplywa na samopoczucie to wszystko co zaproponowalas. Przykro jest ze ktos Twoje dobre intencje potraktowal z dezaprobata. Nie ma co tu wyjasniac dziewczyny. To jest forum na ktorym mamy prawo sie wyzalic i doradzac (z zyczliwoscia!!!!) naszym kolezanką. Wiec nie maja najmniejszego sensu jakiekolwiek zlosliwosci w stosunku do siebie. I tak nie jest nam rozowo. Co u nas. Dzisiaj troche lepiej.Moze to skutek lekow uspakajajacych o ktore poprosilam? Co prawda cwiczyc nadal mojemu sie nichce(nie ma sily),ale nie mial takiej agresji jak poprzednio i mowil mi mile rzeczy co dawno juz sie nie zdarzylo,i jadl z apetytem i sam. No wszystko by dobrze tylko jak przyszlam troche po osmej rano zauwazylam ze ma znowu barierke. No i pytam co sie stalo? A moj ze spadl w nocy! Kuzwa!!!!!!!!!!!!!!! Zadzwonil do pielegniarki ze pic mu sie chce,a ona go opieprzyla ze po co dzwoni w nocy! To widocznie pozniej sam chcial napic sie i spadl! Na skroni ma guza,na czole pod wlosami zaczerwienienia,kolano potluczone. Jestem w szoku! Jednym slowem zeby nie miec problemow to te pielegniary zalozyly mu barierke. No i problem z glowy :( A jeszcze zginelo przescieradlo ktore zawisilam na oknie zeby nie swiecilo mojemu prosto w glowe i nie grzalo. Pytam gdzie sie podzialo,nikt nic nie wie (personel).Grzebalam w koszu brudnej belizny. Nie ma! No i musialam zawiesic szlafrok meza,bo po 12-j na sali gdzie lezy maz slonce zaczyna tak grzac ze zdrowy nie wytrzyma,a co oni bedni przechodza to ja juz milcze. Bylam u lekazra ktory asestowal profesorowi przy operacji meza. Powiedzial ze lepiej poczekac na histopatologje wycietego guza, tak bedzie lepiej. Na temat rechabilitacji powiedzial ze dopiero za miesiac moga przyjac meza na odziale Neurologii Rozwojowej (trzeba czekac).No i zeby nie kolega meza to piewne bym tak i zrobila,czekala. A tak znajomosci sa uruchomione i mysle ze po wypisaniu meza z Odzialu Neurochirurgii bedzie przeniesiony do inego szpitala na rechabilitacje. Z tym samym znajomym dzisiaj bylam w ZUSie zalatwic dodatek pielegnacyjny. Co prawda odpowiedz przyjdzie dopiero za 3 tygodnie ale ruszylam i te sprawe tez. O mnie: generalnie troche doszlam do siebie i moge normalnie funkcjonowac. Kupilam zestaw witamin z zen-szeniem na wzmocnienie i koncentracje. Czuje sie troche lepiej. Maz dzisiaj pomarzyl troche sobie razem ze mna. Mowie ze brakuje mi zeby ze mna porozmawial tak po prostu,zeby juz byl przynajmniej w domu. A on "Pojechalibysmy rowerami na spacer' Ja :"Wieczorem,na plaze,bo w dzien jest gorąco". On kiwa glowa... Rozpacz ogarnia kiedy dociera do mnie ze nie pojezdzi ON juz nigdy na rowerze,matko kochana,jaka rozpacz!
  12. Dziewczyny,jutro pojde i porozmawiam z tymi lekarzami. Wyjasnie co i jak. Bo naprawde juz brak mi sily aby roz...c tam kogos. Zeby jeszce ktos byl obok zeby mnie wesprzec a tak sama jak palec,kurka :(
  13. Jetsem padnieta ale musze napisac. Witam Was dziewczyny,witaj Olu. Wczoraj maz przespal prawie caly dzien nie liczac pobudek na jedzenie i czasami jak podchodzila pielegniarka. Zauwazylam ze moge podzielic te dni na czarno-biale. Czarne kiedy sie wkurza,biale kiedy spi. No dzisiaj byl ten czarny. Znowu wkurzony o byle co. No i spi prawie caly dzien. Nie wstal dzis wcale do cwiczen. Wczoraj troche chodzil z balkonikiem i Panem od rechabilitacji po korytarzu. Nie wiedzialam tego osobiscie.Lekarz powiedzial. Ale wyobrarzam jak to moglo byc poniewaz widze marne proby siadania mojego meza do sniadania,obiadu i kolacji. Kiepsko to wyglada. Je sam,bo tak chce,ale lewa reka go nie slucha,patrzy jednym lewym okiem bo podwojnie widzi jak otworzy oba. Lyzka mu po talerzu lata jak chce nabrac jedzenie. Dzisiaj znowu sie omal nie udlawil bo zaduzo ugryzl bulki. Boze,same niedobre wiesci. Jeszcze marzna mu nogi(w taki to upal!) Miesni zwiotrzaly,wisza. Moj Boze,jak to szybko wszystko sie potoczylo! A jeszcze,malo ze mnie dobija upal i agresywne zachowanie meza,to lekarzy byle co gadaja. Dwa dni temu jeden powiedzial ze profesor ktory meza operowal zasugerowal ze to moze jednak byc tylko wylew,a drugi dziasiaj ze meza nie przeniosa na odzial rechabilitacji,a wypisza do domu( a wczoraj tez inny mowil ze po tygodniu maja przeniesc na neurologje rozwojowa). No i k...wa jestem zla ale z tego zmeczenia nie mam sily zrobic im awantury. Jak mozna w takim stanie wypisac pacjenta do domu? A jezeli juz nie nadaje sie doleczenia to chyba powinni zaproponowac co inego? W kazdym badz razie juz jestem tak wykonczona ze brak mi slow na to wszystko. Pozdrawiam Was i ciesze sie z sukcesow Waszych blizkich. Olus, nie sugeruj sie naszymi przypadkami. Trzymam kciuki za Ciebie i Twojego Tate. Kasiuniu, "sekretarka" Ty moja,dziekuje za przekazanie wiadomosci na forum. Trzymajcie sie,jestem z Wami!
  14. Wczoraj weszlam na forum z zamiarem powiedziac o kolejnym dniu spedzonym z mezem. Ale juz nie stac mnie bylo na relacje po wiadomosci od Marzenki. Wiec napisze troche dzisiaj. Przyszlam wczoraj jak zwykle przed pierwsza. Mniej wiecej przed obiadem. Chcialam nakarmic meza. Wchodze do sali a tam jest lekarz-rechabilitant i prosi meza aby wstal! Bylam w szoku!!! No i maz wstal,z trudem,z kilkorazowym podejsciem ale wstal. Gorzej bylo z utrzymaniem rownowagi. No to ja mowie :"Kochanie, wyobraz sobie ze jestes na statku i jest burza". Lekarz:"Plywal Pan?" Moj:"Tak". No i probuje sie trzymac,ale sie zatacza to do tylu to do przodu. Lekarz go asekurowal. Postal moj okolo minutki i usiadl na lozku. Pozniej drugie,krotsze podejscie. No i sie strasznie zmeczyl. I juz nie mogl wstac. Polozyl sie,zalozylam mu barierke. I jesc mu sie odechcialo. Usnal. Z dwie godziny spal. Pozniej sie obudzil i nakarmilam go zupka i odgrzanymi na maselku i buleczce kluskami. Znowu wzielo go spanie. Poniewaz grzalo mu z okna slonce,musialam z domu przyniesc przescieradlo aby zawiesic okno. Ale nie siegalam wysoko i prosilam jednego Pana aby pomogl. Moj sie zdenerwowal. "Sznurek trzeba rowiesic,-krzyczy,mlotek i gwozd i przybic!" Boze! Znowu ta agresja...:( No i jakos tam zawiesilismy. A potem juz musialam isc do domu bo dzwonila do mnie dawna kolezanka i chciala sie ze mna spotkac (stracila oboje rodzicow,tata zmarl na raka pluc,mama piersi). Powiedzialm mezowi ze powienna przyjsc Ania,on prosil ja pozdrowic,pozegnalam sie i wyszlam. Tyle o dnie wczorajszym. Marzenko,moj moj jest tylko dwa lata mlodszy od Twojego Taty. Poznalismy sie 16 lat temu,malzenstwo nasze jest mlode,w kwietniu byla okragla rocznica 5 lat. Ale nigdy nie moglam sie nasycic przebywaniem z mezem. Zawsze za nim tesknilam nawet kiedy nie widzialam go wiecej niz dzien. A teraz to w ogole brak mi GO strasznie. A dzisiaj mi sie snil taki jak byl dawniej-usmieczniety,szczesliwy i calowal mnie. Boze moj! Jakie to jest ciezkie! Ta swiadomosc ze juz nie bedzie tak jak kiedys. Myslalam ze juz sobie dam rade i bede sie trzymac. G...no prawda :(
  15. Ci, których kochamy nie umierają, bo miłość jest nieśmiertelna. Emily Dickinson
  16. Marzenko,kochana,tez jestem z Toba i strasznie Ci wspolczuje. Umieranie jest rzecza naturalna jak i narodziny, ale to pierwsze nie wiąze sie z radoscia jak to drugie. Smutek i bol mnie ogarnia kiedy czytam ze ktos z naszych foromowiczek traci bliska osobe. I choc wiemy ze to nastapi predzej czy pozniej-bronimy sie jak mozemy przed ta mysla. Nie wiem jak Ty poradzisz sobie. Najgorsze, i to niestety lub stety,za Wami. Teraz bedzie czas na smutek i reflekcje i wspominania o Tacie. W obrzadku prawoslawnym jest dobry zwyczaj wspominania zmarlego po 9 i 40 dniach. Po 40 (wg wiary) dusza juz powinna przewedrowac do nieba(albo piekla). Zbieraja sie bliscy i ida na cmentarz. Na grob stawia sie kiliszek wodki i kladzie sie kilka cukierkow,cukierki tez sie rozdaje przechodniom aby wspomneli zmarlego. A pozniej w domu jest stypa ( druga z kolei po tej pierwszej odrazu po pogrzebie). Nie znalam Twojego Taty,ale to nic nie znaczy,bede sie modlic o Jego dusze. Caluje Cie mocno. Trzymaj sie!
  17. Kurka,od tego upalu juz komputer wariuje! Skasowalo mi caly post,cholera!!!! Dziewczyny,odolnie jest tak jak bylo. Bez zmian. Juz nie bede opisywac szczegoly,bo sie wsciekne,tyle napisac i wcielo. Maz ma zaniki pamieci. Nie pamietal ze bylam. Mial zaparcia. Prawie do awantury nie doszlo tyle prosilam o lewatywe te wstretne pielegniarki. O ili grrzeczne byly kolezanki na odziale chirurgii klatki piersiowe,na tyle tutaj sa wredne. Ale doprosilam sie i ulzylo mezowi. Byl caly happy,i z apetytem wypil zmiksowane truskawki ktore siostra mu przyniosla. Mial błogą mine. Mi kamien z serca spadl,tak jak by nie bylo tych ciezkich dni. Od tylu dni nie widzialam jego zadowolonego wyrazu twarzy. Tak za tym teskne! No i tyle w skrucie. Cala relacje wczorajszego dnia skrocilam do paru zdan. Kasiuniu. Ty sie poddawaj. Tata Twoj walczy,a ckawka minie. Walcz razem z Nim i badz podpora. Mnie ten upal tez dobija. Wczoraj omal nie zemdlialam na przystanku. Jeszce by tego brakowalo. Pa kochane! Milego dnia i pogody ducha!
  18. Do Ona Odpowiada,to jest sala pooperacyjna na odziale neurochirurgii. Tutaj nie ma podzialu na meska-zenska sale. Wszystcy w ciezkim stanie.
  19. Wczoraj zabraklo internetu,nie wiem z jakiego powodu ale nie mialam polaczenia. Dzisiaj sie ciesze ze mam "okno" na swiat,czyli internet. Co bym bez Was robila,dziewczyny. Teraz komputer zastepuje mi blizka osobe z ktora moge "pogadac",pozalic sie,poprosic wsparcia. Martwy komputer zastepuje...jak to smutno brzmi :( Obudilam sie o 4 rano,nie moglam dalej spac. Barszczu wczoraj nie skonczylam gotowac,pomyslalam ze i tak pewnie wstanie razem ze sloneczkiem. No i tak sie stalo. Wczoraj wieczorem jeszcze zadzwonila zona drugiego kolegi meza. Nie bylo ich w domu i od kilku dni nie moglam powiadomic o stanie meza. Zostawilam wczoraj rano list w skrzynce,no i odezwali sie. Jestem zaproszona na poranna kawe. Barszcz juz ugotowalam. Zjem sniadanie za jakis czas i pojde najpierw do nich, a pozniej,przed pierwsza jak prosil maz, do szpitala. Co do Waszych wypowiedzi. Jestem wszystkiego swiadoma. Ciezkosci mojego zadania przy mezu,jego zlego stanu,skutkow obocznych tej choroby,jego niedobrego zachowania w stosunku do mnie,zanikow pamieci(nie wiem jak poradze sobie kiedy przestanie mnie poznawac ale wiem dokladnie jak to wyglada bo dziadek moj mial skleroze i juz nie poznawal prawnuczki). A apropos ulubionych zajec i marzen meza powiem ze cale zycie mial ciekawe hobby-lubil rzezbic w drewnie. Dlatego w mieszkaniu pelno jego dziel. Otaczaja mnie martwe przedmioty w ktore wlozyl nie tylko swoja wyobraznie,prace ale i dusze. Lubie niektore jego „strugalki,wiec mozna powiedziec ze jest ON tu, choc sam znajduje sie w szpitalu. Jego marzeniem bylo (mysle ze jeszcze jest) podlubac sobie w drewnie, bo to chyba lubil najbardziej,moze nawet bardziej niz wycieczki rowerowe i zbieranie grzybow. A wspolne marzenia? Tak bym chciala zeby mogl jeszcze raz pojechac ze mna na Krym,bo byl tam dwa razy ale nie zwiedzil wszystkiego. Kiedys rozmawialismy ze moze wolalby byc nie pochowanym a zkremowanym. Wtedy moglabym jego prochy porozrzucac troche w gorach polskich i krymskich (bo jest goralem),troche nad Morzem Baltyckim i troche nad Czarnym (bo byl marynarzem). To byly takie teorityczne rozwazania. Teraz bym sie bala Go o to zapytac. Czuje ze On wie co go czeka i nie mam odwagi jeszcze dolowac takimi pytaniami. Tyle o marzeniach. A najwieksze MOJE marzenie jest takie-niech sie stanie cud i maz wyzdrowieje,albo- niech sie zofnie czas zeby moc naprawic popelnione bledy,bledy zaniedbania JEGO zdrowia.
  20. blizniak2018,kochana, podaj,prosze mi strony na ktorych pisalas o przebiegu choroby Mamy,poczytam
  21. Witam Was,moje piekne. Ciesze sie za Was i Waszych blizkich. Nosy do gory,jak tak mowicie ze jestem najdzielniejsza od wszystkich to bede Was trzymac na duchu,a moze i na mnie to przejdzie :) Dzis pojechalam do kolegi meza bo tam ten chcial wraz z zona odwiedzic mojego w szpitalu. Wiec z dwie godzinki posiedzialam u nich,powspominalismy troche sobie stare czasy,kiedy to moj byl jeszcze na chodzie. Wyplakalam sie troche. No i pojechalismy do szpitala. Powiem Wam ze niestety nie moge tam spedzac wiecej czasu niz wyznaczone na to sa godziny. A moj mial do mnie odrazu pretenzje ze czemu tak pozno (byla dwunasta),ze nie mam na niego czasu bo juz nie potrzebny (testament sporzadzony).Ja na to ze glupstwa wygaduje,bo moge ten testament porwac jak chce,ze to dla mnie nic byle by byl zdrow. No i mowi ze rano nie jadl sniadania bo nie kto podac,a jego zabrali na TK glowy,a kiedy wrocil sniadanie zabrali. I ze ja musze z rana przyjsc zeby nakarmic (pozniej sie okazalo ze jadl troche ale zapomnial). Ja na to ze pojde zapytam lekarza,bo nie wolno tu przybywac kiedy sie chce ( co za wiezienie! ).Tutaj z tekstem :"Niech Pani powie swojemu mezowi zeby sie zachowywal normalnie,bo nie jest w swojej stajni" wyjechala pacjentka z tej samej sali gdzie lezy maz (oprocz meza leza tam dwie Panie). Nie chcialam jej wyjasniac w jakim stanie jest maz,no i po co? Pozniej zapytalam meza czy chce zeby jego siostra przyszla. Powiedzial ze nie,ze jest zmeczony. No i poszlam do lekarza i powiedziec koledze ze nie jest w stanie przyjmowac gosci. Lekarz wrocil ze mna do meza i powiedzial ze niestety zona nie moze tu przybywac non stop ze wzgledu na powage sytuacji na tym odziale. Maz na to ze przeciez on nic nie mowi... Dalej bylo troche gorzej w zachowaniu meza. Uparl sie zebym prowadzila dziennik,zeby wszystko wiedziec,a ja na to ze zapisuje w domu. Wtedy sie zdenerwowal. Musialam go uspokoic. Za godzinke byl obiad i nakarmilam meza zupka. Zjadl tylko ja,na drugie zabraklo mu sil. No i zasnal. Poszlam do kolegi i powiedzialam ze posiedze jeszcze troche,a oni (z zona) niech jada do domciu. Tak dobrze ze ktos jest obok,razniej mi bylo dzisiaj. Wrocilam do meza,obudzilsie bo chcial siku. Mowie zeby spokojnie sie wyciucial bo ma cewnik,a on na to ze mu s boku sie leje. Patrze,a worka nie ma. Mowie ze nie masz worka.Boze,jak on sie wkurzyl,oczy wiekie, az sie podniosl. Mam,krzyczy,popatrz! Ja obeszlam lozko,no nie ma! Zajrzalam pod koldre,a worek lezy na nim ( jak na badania pojechal,tak mu polozyli). Mowie ze dobrze ze zaraz zawolam pielegniarke i ona ten worek powiesi. Znow sie rozzloscil. Po co ganiasz krzyczy,sama to zrob. Jejku,znowu go uspokoilam. No a pozniej sam sie uspokoil. Zaczelam mu opowiadac o niedoszlej wycieczce,ze sie kontaktowalam z przewodniczka,ktora ma prowadzic grupe ,a ona ze Ciebie nam (jeszcze jednego przewodnika miala na mysli) brakuje,pilot ulegl grupie i ona (grupa) nim rzadzi (totalny blad zawodowy!). Pozniej maz zapytal o pilce,kto z kim gra. No to pogadalismy troche. A jeszcze za chwile pytam czy ma ochote na barszcz ukrainski. No to sie ucieszyl i powiedzial zebym szla predko do domu gotowac,a jutro mam przyjsc przed pierwsza. Calujac go na pozegnanie mowie ze kocham,ze strasznie tesknie,ze w domu jest pusto bez niego. On ze tez kocha ze teskni,ze chce do domu. Ja na to ze pewnie bedzie niedlugo,ze pospi w swoim lozku. Dziewczyny,nic nie powiedzial,tylko zmowu jak by skamienial,i mowi idz juz... Tyle. Jeszcze cos.Maz nie pamieta co mu jest. I mowil ze czuje guz na wysokosci mostku tylko ze z tylu. Mowie ze moze dlatego ze lezy tak dlugo,a on znowu sie zdenerwowal: Mowie Ci,ze boli mi guz!!! Boze moj. Tyle jeszce trudnych chwil musimy przezyc. Gdzie na to brac sily i optymizm? Jak mam przekazywac mezowi dobra wibracje? Bylam w kapliczce po drodze do domu. Porozmawialam sobie z Jezusem. Prosilam o sile dla meza i siebie,i bylo mi troche lzej. Teraz ide gotowac barszcz,fasolka sie gotuje powoli.Trzeba zrobic reszte. Przy okazji sama zjem normalny obiad. Zauwazylam ze nie lubie gotowac tylko dla siebie...
  22. Jonko,kochana! Dziekuje,ja sie postara,.ale nie moge narazie sie pozbierac. Byc moze jakbym byla caly czas przy mezu,bylo bi latwiej. Niech marudzi,plecze co popadnie,po pleci,niech majaczy tak jak wczoraj,byle byl,zyl. Kiedy wracam do pustego mieszkania ogarniaja mnie zle mysli. I chwilami wpadam w gleboka rozpacz. Bardzo niedobrze ze nie mam tu nikogo blizkiego. Rodzina jest 2000 km od Gdanska.Zbyt daleko zeby mnie wspierac ,choc i tak pocieszaja na Skype,SMSami. Ale pozniej zostaje zupelnie sama. Nie rozczulam sie nad soba,nie. Tylko opisuje swoj stan.
  23. Obudzilam się o piątej rano i wiecej nie zasnelam. Teraz przeczytalam Wasze posty. Boze,tak,dajcie mi po pysku,bo ja juz trace te wiare! Przeciez maz bedzie po woli umierac! Boze,jakie to to ciezkie! Chyba sie zalamie,nie dam rade! Tak mi strasznie trudno jest byc w domu. Tam tyle jest JEGO,a on lezy w szpitalu. A swiadomosc ze wsztko bedzie dobrze,i te gadania o wycieczkach na rowerze...samooszukiwanie sie,nic wiecej. Znowu rycze,w nocy budze sie i placze,rano tez,teraz przed komputerem. Lepeij sie wyleje bol w domu. Zeby nie widzial mnie w kompletnej rozpaczy. Zeby nie czul,nie wiedzial jak okropnie sie czuje,ze jestem bliska obledu.
  24. Och dziewczyny,ja nie jestem taka tego pewna. Kasiu,Ty jestes na forum dum spiro -spero,ja widzialam.Wiec tam jest post jednej dziewczyny ojciec ktorej teraz umiera wlasnie po podobnej operacji. Prysla moja nadzieja po przeczytaniu.Chcialam pojsc sie polozyc bo juz kiwam glowa.I znowu teraz nie usne.
  25. I po operacji. Odbyla sie bez komplikacji. Bylam u meza,juz byl wybudzony i sie ucieszyl. Powiedzial ze mu lepiej,ze czekal na to 3 miesiace (nie rozumiam czemu trzy),widocznie zapomnial wszystko co i kiedy sie stalo. No i zartowal. Kiedy poprosilam poruszac go palcami rak i nog,to powiedzial ze malym tez ryszal juz (sorry za szczegoly),i ze zabierze mnie na rower,nie dziasiaj,za tydzien. I generalnie wszystko by mnie cieszylo. Tylko przed operacja rozmawial ze mna ordynator. I powiedzial ze przy raku mozgu maz pozyje gora 4 miesiace. I zaczal liczyc:'Teraz lipiec..." Przerwalam: "niech Pan nie prowokuje Pana Boga",on na to ze nie prowokuje a mowi prawde,no i stalo mi slabo. Nie wiem jak ten dzien przezylam,ale juz jestem na wyczerpaniu i psychicznym i fizycznym . Wstalam dzis o 4 rano zeby pojechac na szosta do szpitala bo zabieg byl o 8.15. Posiedzialam troche,znow poplakalam sie. Jak zabrali meza to pojechalam do domu. Sprzatalam,prasowalam byle nie myslec. O 11.00 moglam juz dzwonic i pytac o stan meza,ale ogarnal mnie strach. Balam sie uslyszec zlych wiesci. Ale jakos sie zmobilizowalam. No i zadzwonilam. Dziekuje za trzymanie kciukow! Pomoglo!
×