Dziewczyny--niestety nie jest łatwo. Ja mam wypłakane morze łez..ale to i tak nie pomaga. Biegnę do męża codziennie,opowiadam co u mnie i Zuzi. Staram się otaczać ludźmi, którzy dają mi spokój i otuchę. Bardzo zweryfikowałam towarzystwo: niektóre osoby wydają mnie się takie puste(dla mnie ubiór czy stan konta to nie jest problem,więc jak słyszę o takich problemach to stukam się w głowę). Mąż zostawił mi najcenniejszy skarb-dziecko, wprowadziliśmy się do nowego domu. Tu siedząc rok temu na tarasie-śmialiśmy się że kiedyś jako dziadkowie,będziemy czekać aż córka nas odwiedzi z chłopakiem. Niestety-on już tego nie zobaczy. W panice chciałam sprzedawać dom, ale dzięki Bogu tego nie zrobiłam. Początkowo wszystko mi Go przypominało-pokój córki, który sam zrobił, gdy ja wylądowałam 2 m-ce szybciej na porodówce. Nie wchodziłam tam przez 2 m-ce. Ale teraz nigdzie nie jest mi tak dobrze jak tu. To dostałam od niego, dom zostanie dla naszej córci-po tacie. Rzeczy musiałam się pozbyć, ale została mi ulubiona kurta,bluza i kilka pamiątek. Zdjęcia pochowane, ale kiedyś wrócą.Bardzo go kocham i wspominam każdego dnia