Byłam dziś na spaceku, zrobiłam z 10 kilometrów :)
W liceum ważyłam nieco ponad 60 kg, zawsze byłam troche nabita, ale potem przez to ze kilka lat mieszkalam z babcia ktora karmiła mnie bułkami słodkimi, ciastami, ciasteczkami, batoniczkami, czekoladkami w wszystkim co słodkie, tłuściutkie i niezdrowe. Ale nikt mnie nie zmuszał do jedzenia (tylko zachęcano :P ), mogłam odmówic zjedzenia mięska ociekającego tłuszczykiem czy dokładki sosiku. Mogłam, ale nie domówiłam. Bo to był raj dla podniebienia. A potem w sklepie, w przymierzalni, zastanawiałam się dlaczego nie mogę się zmieścić w te jeansy? W końcu przyszło przebudzenie; byłam sama w domu. Obejrzałam swoje ciało dokładnie w lustrze. Cóż, nóżki wyglądały jak dwie paróweczki, budyń na ramionach i udach, boczek na.. boczkach. I ogromny brzuch. W ubraniu nie lepiej bo w każdym wyglądałam jak szyneczka przewiązana sznurkiem...
No i podjęłam wreszcie samodzielnie, w pełni świadomie decyzję. Od końca stycznia zmieniłam dietę i duuużo aktywności fizycznej. Jutro się zważę. Ciekawe, czy są efekty :)