![](http://wpcdn.pl/kafeteria-forum/set_resources_2/84c1e40ea0e759e3f1505eb1788ddf3c_pattern.png)
![](http://wpcdn.pl/kafeteria-forum/monthly_2018_12/W_member_13650812.png)
wiecznie_steskniona
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez wiecznie_steskniona
-
co do kujonów to nie mam komentarza, jeśli za kujona uważasz inteligetnych i atrakcyjnych ludzi to tak, jesteśmy kujonami :P a swoją drogą takie stwierdzenia zwykle wychodzą od zakompleksionych ludzi :P pozdrawiam i życzę więcej wiary w siebie. co do seksu to się już wypowiadałam i mnie to zaczyna męczyć. ale nazywanie to "chorym" nie jest do końca na miejscu, ludzie mają różne poglądy i trzeba to szanować. jak widać są też faceci, którzy chcą czekać do ślubu. z jednej strony mnie to wkurzało, ale z drugiej w jakiś sposób imponowało. tylko do czasu, bo zdałam sobie sprawę, że on sam siebie oszukiwał, bo miał popęd i to niemały i w łóżku robiliśmy wiele rzeczy i siebie zaspokajał tak czy siak, chociaż samego seksu nie było, więc to też bez sensu. i dobrze nam było, tylko w końcu te wszystkie rzeczy się przejadły a mi brakowało seksu nie jako czegoś, co ma mnie zaspokoić fizycznie, bo to potrafił i bez współżycia, ale brakowało mi tego seksu jako bliskości drugiej osoby i jako znaku, że idziemy do przodu. z tym gimnazjum to też przesada. chyba że faktycznie czasy się tak ogromnie zmieniły. spora większość moich licealnych znajomych kończąć LO nie miało na koncie ani jednego związku i ani jednego seksu. zaczęło sie na studiach. "Jakbym mieszkał w mieście, w którym studiujesz na pewno bym zaryzykował..." miło słyszeć :) ale nie wiesz jak wyglądam i czy bym Ci przypadła do gustu :)
-
no w tym sęk nie że mam swoich :P inaczej po co bym miała brać? i właśnie nie bardzo mam od kogo innego, już tyle osób pytałam że do Niego dotarła ta wiadomość :P spoko, Szoszonowa, toś mnie zmotywowała :D aaa111111111, ja się z Tobą zgadzam, szczególnie, że znam siebie i wiem doskonale, że nie ptorafiłabym się z nim przyjaźnić. tylko my jesteśmy w takim bliskim kręgu znajomych, razem studiujemy, nie da rady nie być jakichś poprawnych relacjach. do tej pory jednak myślałam, że będziemy kolegami przynajmniej. ale na chwilę obecną nie mam najmiejszej ochoty z nim nawet gadać. byle dotrwać do końca semestru, w letnim już chyba zajęć nie będziemy mieć razem. a już na pewno nie tyle co teraz.
-
widzisz, ja się zachoywałam jak psychopatka, ale już koniec :] a też niby pewna siebie inteligentna dziewczyna.. przed chwila do mnie zadzwonił :] sumie nie wiedzialam czy odbierac, ale odebrałam. sie dowiedziaod kogos, ze chce dzisiejsze notatki z zajęc, bo sa wazne biorac pod uage fakt, ze mamy w piątek kolokium z tego. a on ma to zadzwonil zeby powiedziec ze jutro da. i powiedzial ze jak chcę to on mi to wszystko wytłumaczy, bo wie co i jak :] ja tylko "ok", "ok", "no czesc". nie mam zamiaru się godzić, zeby mi cokolwiek tłumaczył, prędzej będę po nocy siedzieć, ale sama się wszystkiego nauczę. jestem zła. mam nadzieję, że nie zmięknę jak go zobaczę.
-
"w przeciwieństwie do Niego- nieogolony, w burackim swetrze i z miną kota srającego na pustyni" się uśmiałam :D wiecie co, ja jestem zadoolona, że jestem zła, bo złość mi lepiej służy niż smutek. co do rzeczy to myślałam o tym, ale zrobię to jakoś na początku lutego, z dwóch powodów: 1. prosił mnie (na początku stycznia, wtedy jak był u mnie) żebym mu dała miesiąc czasu (i sobie) bez żadnych rozmów o nas i bez "presji" (jakiej presji to ja już nie wiem, zerwał ze mną, nie wiem po co mu ten miesiac, ale ok) 2. mam małe mieszkanie a u Niego jeszcze sporo rzeczy (bo my to w ogóle przez chwile razem mieszkalismy, ale to juz osobna historia :]) i pasuje mi odebrac szystko w przyszlym miesiacu, od razu moglabym wywiezc. o, patrzcie, do mnie też powiedział, że jak mamy razem być to będziemy :] tak, jasne, bo na tym polega związek ;]
-
łał, 7 lat, to dopiero kupa czasu.. ale jak widać na Twoim przykładzie, można z tego wyjść i znaleźć kogoś z kim się bedzie szczęśliwym :) to dobrze. ciągle sobie to mówię, jeszcze nie do końca wierzę, ale może w końcu uwierzę :)
-
nie był wcześniej z nikim nigdy. i ja też. byliśmy dla siebie pierwsi. i oszem, głebszy problem jest, pisałam chyba o nim wyżej, chłopak nie lubi samego siebie. chce sie na siłę zmienić. a kiedyś, gdy szukałam po Internecie jakichś wskazówek jak takiej osobie pomóc, wyczytałam zdanie, które mi zapadło pamięc: "jeśli nie pokochasz siebie to nigdy nie będziesz w stanie pokochać drugiej osoby". i wydaje mi się, że właśnie tutaj tkwi problem. już abstrahując ode mnie, jeśli On nie zaakceptuje siebie jakim jest, nigdy nie będzie z nikim szczęśliwy. bo generalnie mówił, że zrywa, bo nie jest ze mną szczęśliwy. spytałam, czy nie jest szczęśliy, bo jest ze mną czy nie jest szczęśliwy ze sobą. powiedział "dobre pytanie" :] a na smsa nie odpisał. zresztą od początku wiedziałam, że nie odpisze. znam Go, a On zna mnie i dobrze wie, że z mojej strony to taka zaczepka i jeśli zareaguje to skończy się na kłótni.
-
tak, szukam kontkatu, wczoraj mu napisałam smsa w złości. byłam wściekła za to co mi zrobił, że nie mogę się skupić, a mam kupę roboty. nigdy się na niego nie wykrzyczałam, nie wypomniałam mu tego, no i końcu nie wytrzymałam. a nawet nie wiem czy tego żałuję.. wiem, że to było głupie i dziecinne i lepiej byłoby jakbym nie pisała, ale jakiegoś żalu nie czuję :| takie zachowanie to w ogóle odziedziczyłam po mamie.. i nie jest dobre i mam zamiar się hamować, ale wiadomo, zanim człowiek się czegoś nauczy, musi po drodze kilka błędów popełnić.
-
dzięki, przydadzą się :) właśnie najgorsze jest, że wiem, co powinnam robić (czyli nic), ale jak przychodzi taka chwila kryzysu to bardzo ciężko mi zapanować nad emocjami i robię głupie rzeczy :/
-
dzięki, muszę powiedzieć, że poprawiłaś mi nastrój :) wiem, że musze dać sobie czas. i Jemu też się przyda.. a jak wyglądał u Ciebie porót?
-
myślę, że ze szystkich osób tutaj, najlepiej go łapiesz ;) Twoja wypowiedź jest bardzo trafna. tyle, że jeśtli przypadek nr 1 się nie zdarzy i dalej jakaś część mnie będzie chciała wrócić, to On najpier będzie musiał odzyskać moje zaufanie i pokazać, że jest wart, by znowu spróbować. i spróbować na poważnie. drugi raz nie dam się tak zranić, nie mam zamiaru przechodzić ponownie przez piekło, przez jakie przeszłam. i mam nadzieję, że zostało mu na tyle oleju w głowie, że nie będzie próbował wrócić, jeśli nie będzie przekonany, że to JA. bo sam mi powiedział, że najbardziej żałuje tego, że mnie tak bardzo zranił. ale słowa to słowa, i jak zauważyłaś, między teorią a praktyką jest przepaść. bo teoretycznie co się dzieje wiedziałam już od jakiegoś czasu. tylko byłam zbyt słaba żeby coś zrobić..
-
wątpię, żeby cokoliek nawiązywał. możecie mnie nazywać głupią czy coś, ale to, że nikogo nie ma na oku jestem pewna.. znam Go i wiem, co teraz ma postawione na pierwszym miejscu i nie są to kobiety. a i przez neta nie potrafię sobie yobrazić, że z kimś rozmawia. nie ten typ, Internetu używa do sprawdzenia wiadomości i grania na kurniku. akurat w tej kwestii to ja go wyprzedzam ;) ale co do idealniejszego ideału to penie masz rację. generalnie nie wiem czy potrafilabym mu z porotem zaufać.. i teraz te spotkania z Nim są coraz cięższe o dziwo. znowu byliśmy ze znajomymi na imprezie i oboje byliśmy i wolałam, żeby Go nie było. straszny mam mętlik, sama przestaję wiedzieć czego chcę, czuję wielki żal i smutek naprzemian ze złością. męczące to. a sesja przede mną. mam nadzieję, że przynajmniej te huśtawki nastrojów miną. i chciałabym wiedzieć czy On też ma jakieś wahania nastrojów. ale nic nie będę pytać ani robić. postanowiłam sobie i będę sie tego trzymać. chociaż ciężkie to jak cholera.. ale postępy robię. np. dzisiaj widziałam tramwaju chłopaka, który mi się podobał, a do tej pory wszyscy ydawali mi się brzydcy :)
-
właśnie muszę Ci powiedzieć, że do takiego samego wniosku powoli dochodzę.. chociaż ciężko mi w to uwierzyć o tyle, że nie znam bardziej uczciwej osoby od Niego. już nie mówiąc o tym, że On nawet niespecjalnie lubi gdziekoliek wychodzić, jeśli już to w kameralnym, znanym gronie, więc nawet nie wiem jak planuje kogoś poznać.. wkurza mnie, że nie potrafi docenić tego co ma. i nie mówię tu tylko o mojej osobie, ale tak ogólnie. wielu facetów chciałoby się na pewno z Nim zamienić miejscami, a Jemu wiecznie coś nie grało. ma super rodzinę, kończy dobre studia, ma dobrych znajomych, jest zdrowy, inteligentny, wysportowany, ma swoje hobby, miał niezłą dziewczynę, czego chcieć więcej? a ciągle było coś nie w porządku. wiecznie żył jakąś wizją idealnego życia którą sobie stworzył w głowie. cholerny idealista.
-
no dokładnie, już sama nie chciałam tak pisać, ale czasem naprawdę zachouje się jak dziewczynka. czy będzie za późno to jest dobre pytanie, sama jestem ciekawa odpowiedzi ;) na razie zauważam, że faza rozpaczania przechodzi w fazę złości.. i nawet nie mam ochoty do Niego pisać czy dzwonić. i tym bardziej jestem zła, że muszę, bo koniecznie potrzebuję na jutro jedną rzecz, którą zostawiłam u Niego. chociaż muszę przyznać, że jak jestem obok Niego to się świetnie czuję.. miło, że ktoś moje wypociny czyta. na pewno dokończę tą historię :) pozdrawiam
-
wiedziałam, że będą takie opinie, ale wiecie co? ja się po tej nocy poczułam pewniej, dzięki temu, że wiem, że (mówiąc kolokwialnie) na mnie po prostu leci, czuję jakąś siłę, która pozwala mi choćby nie płakać, odżywiać się jak człowiek, normalnie funkcjonować. póki co nic specjalnego się nie wydarzyło. jesteśmy kolegami/przyjaciółmi, jedyne co robię to ślicznie wyglądam, ale panuję nad sobą i nie spędzam więcej czasu z Nim niż jest to konieczne, nie rzucam się na Niego, choć mam ochotę. a On ma też coraz większą. dzisiaj się też tak złożyło, że byłam u Niego, miałam sprawę. byliśmy sami, powietrzu wisiał taki seks, że prawie można było go zobaczyć i do ręki wziąć. widziałam w Jego oczach jak bardzo chce mnie pocałować, w sumie to wręcz miał takie mimowolne ruchy w moim kierunku, spodnie też mu jakoś urosły ;). pewnie myślał, że ja się złamię, bo do tej pory te kilka razy się łamałam. a tu zaskok :] nic nie inicjowałam. mam nadzieję, że go to zbiło z tropu. szczerze mówiąc trochę mnie zaczyna to bawić.. niby mnie nie kocha, ale mało się na mnie nie rzuca, odprowadza mnie na zajęciach na przystanek, kseruje mi sam z siebie notatki (jak byliśmy razem to niekoniecznie myślał, że ja też bym notatki chciała), widać, że brakuje mu rozmów ze mną, bez sensu. ciągle Go kocham, ale wiem jedno - jeśli będzie chciał wrócić to będzie się musiał BARDZO postarać. bo jestem warta, żeby o mnie walczyć. a jeśli nie - Jego strata. i nie prowo, oszem, tu sie nic kupy nie trzyma, ale mogę wam przysiąc, że szystko prawda. różni ludzie są na świecie. a ja ostatnio odkryłam, co z Nim jest nie tak. otóż, nie do końca akceptuje siebie i już od jakiegoś czasu chce się "zmienić" i na silę zachouje się inaczej, jak osoba którą chciałby być. zagłusza swoje uczucia na rzecz jakichś "idealnych". czyli generalnie siedzą w nim dwie osoby, które się ze sobą kłócą. i stąd całe zamieszanie. jak z Eks ostatnio o tym rozmaiałam i kazałam się ogarnąć, zaproponoałam mu żeby pogadał ze swoim najlepszym kumplem (i swoją drogą bardzo mądrym facetem). On powiediał, że sumie by się przydało, ale tak trochę sie skrzywił. zapytałam o co kaman, to on na to, że ten kumpel "zawsze był po mojej stronie", ostatnio jak Eks opisywał mu swoje rozterki odnośnie mnie, poiedział, że ja jestem świetną dziewczyną a on jest zamotany jak but ;p generalnie jest ok :) zobaczymy co będzie dalej. pozdrawiam wszystkich czytających, bo te żale wylewane tutaj, za które w części mi wstyd w tej chili, bardzo mi pomogły. i pozdrawiam R. ;)
-
hej stwierdziłam, że będę tu pisać aż moja historia się zakończy. generalnie był spokój, tylko wczoraj znowu złapały mnie emocje i poprosiłam go o rozmowę. przyszedł do mnie, chciałam wiedzieć co On czuje i na czym stoję. generalnie z całej rozmowy zapamiętałam tyle, że powiedział, że przed zerwaniem bylo źle, ale teraz jest gorzej. co nie zmienia faktu, że uważa że się nam nie układało. i owszem, zgadzam się, pod koniec było kiepsko. ale zaczęliśmy o tym rozmawiać i chyba oboje zdajemy sobie sprawę, co każde z nas mogło naprawić. i wiecie co, ja nie wiem czy on naprawdę wierzy w to zerwanie, czy zrobił to dlatego, żeby zobaczyć jak mu samemu czy coś. powiedział, że jestem najpiękniejszą, najmądrzejsza i najbardziej seksowną dziewczyną jaką do tej pory poznał, ale nasz związek był racjonalny ze względu na fakt, iż mamy te same poglądy, tak samo się odżywiamy, spędzamy wolny czas, ale to nie miłość. generalnie nie do końca potrafię to zrozumieć, bo zawsze mi się wydawało, że takiej osoby się szuka - kogoś, z kim dobrze się spędza czas, ma się wspólne cele, a do tego pociąg fizyczny. później spędzliśmy wieczór jak za dobrych czasów, śmialiśmy się, rozmawialiśmy, nawet całowaliśmy (chemia między nami jest niesamowita, to było nieuniknione..) wiem, że większość osób mnie w tym momencie skrytykuje, ale tak szczerze mi to pomaga się z Niego leczyć.. to jak rzucenie jakiejś używki, ciężko jest przestać używać z dnia na dzień, łatwiej jest zmiejszać dawkę. i faktycznie, dzisiaj już byłam spokojna, potrafiłam się uczyć, zająć sobą. inna sprawa, że dzisiaj wychodziliśmy grupą na miasto. mamy wspólnych znajomych, takie rzeczy też są nieuniknione. i ja się zbierałam u siebie, w pewnym momencie usłyszałam, że ktoś wszedł do klatki. myślałam, że to moja współokatorka, ale po minucie usłyszałam pukanie do drzwi. to był On. powiedział, że za wcześnie na przystanek przyszedł, więc przyszedł po mnie i przy okazji się zagrzeje. zdziwiłam się, ale całkiem miło mi się zrobiło. i po imprezie odprowadził mnie pod drzwi (sam zaproponował żeby nie było) nie wiem dlaczego to robi. obojętna na pewno mu nie jestem. na pewno wczoraj przypomniał sobie, że dobrze nam się spędza razem czas. może zatęsknił? a może robi to z jakiegoś dzwnie pojętego obowiązku? albo po prostu chce być miły i się przyjaźnić? bądź co bądź ten wieczór wczorajszy naprawdę mnie uspokoił :) i dał jakąś siłę. mniej o nim myślę o dziwo. co będzie to będzie, nie nastawiam się że wróci, chociaż czuję, że tak. tylko nie wiem czy za tydzień, za miesiąc, za rok czy za dziesięć lat. i nie wiem jak będą wyglądać moje uczucia wtedy.
-
generalnie, jeśli komuś by się bardzo nudziło to opisałam ją tutaj: http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=4687663&start=0 tak w skrócie, to byliśmy razem 3,5 roku (co do dnia ;) ). mieliśmy swoje kryzysy, głównie powodowane przez jego stałe wahania. jest wspaniałym człowiekiem, przystojnym, wysportowanym, inteligentnym, wrażliwym, mającym swoje zasady, ambitnym, ale BARDZO zagubionym. przez cały nasz związek słyszałam ze 3 razy że mnie kocha, sporo razy,że nie wie co czuje, ale usłyszałam też, że nie kocha. ktoś mógłby poweidzieć, że idiotka ze mnie, że z nim wciąż byłam. tylko że on poza takimi jazdami raz na jakiś czas (nie tak często, powiedzmy raz na pół roku) był cudownym chłopakiem i ja czułm się kochana. bez sensu, nie? poza tym problemem, powiedziałabym że jesteśmy dla siebie stworzeni. tylko okazało się, że tylko ja tak sądzę. zerwał ze mną, dwa dni później ja nie wytrzymałam i poprosiłam o rozmowę. rozmawiało nam się dobrze, powiedział, że na razie nie możemy się schodzić, bo znowu na początku stwerdzimy że jest ekstra, a później będzie to samo.no miał rację. powiedział, że jest zagubiony, co ja wiedziałam od jakiegoś czasu i starałam się to mu powiedzieć i pomóc, ale chyba źle się za to zabierałam. od tego czasu zrobłam dużo błędów, niepotrzebnie nawiązywałam kontakt, ale strasznie emocjonalną osobą jestem. a problem (lub przeciwnie, zależy jak na patrzeć) jest taki, że razem studiujemy i minimum 3 razy w tygodniu mamy zajęcia razem. tak się akurat złożło. no i cóż, wiem, że muszę zachować minimum kontaktu, być miłą, uśmiechniętą, itp, jak koleżanka (tylko mam problem - jak dobra koleżanka). tylko ciężko mi to wdrożyć. teraz moja chyba 3 czy 4 próba, ale mam nadzieję, że tym razem wytrzymam. kocham go i wciąż mam nadzieję, że on mnie też, tylko musi się odnaleźć sam we własnym życiu. z drugiej strony, nie chcę czekać w nieskończoność.. i do tego wszsytko mi o nim przypomina, mamy wspólnych znajomych, wszystko robiliśmy razem. np. dzisiaj się zmusiłam, żeby połazić po sklepach, co też robiliśmy razem. tyle przecen, tyle ekstra fatałaszków, a ja łażę ze świeczkami w oczach :/ zawsze się świetnie na zakupach bawiliśmy. ale jakoś trzeba do przodu ;) pozdrawiam
-
gratulacje, śledzę ten temat od jakiegoś czasu, ale nie wczytywałam się w Twoją historię, na pewno dzisiaj przeczytam dokładnie :) mnie chłopak rzucił dwa tygodnie temu, a ja histeryzuję, robię kupię błędów w postaci smsów, itp. ale poceisza mnie, że ten brak kontaktu przynosi rezultaty, mam większą motywację od razu :) mam nadzieję, że będziesz się udzielać dalej w tym temacie co jakiś czas. bo czytałam wiele historii na tym forum ostatnio, ale prawie zawsze się urywają, a szkoda.
-
ale mam huśtawkę nastrojów :/ raz sobie myślę, że dobrze, niech będzie sam, jak chciał! a zaraz chce mi się do Niebo biec :( gdyby nie fakt, że wiem, że wiem, że jest uwalony dzisiaj robotą po pachy to bym pewnie teraz stała pod Jego drzwiami :/ ile to będzie jeszcze trwało?? :/ a jutro dwugodzinne zajęcia na których on referuje. i jak mam wytrzymać??
-
no to faktycznie wygląda na rutyne, ale skoro są fajne chwile to może warto popracować nad tym, żeby było tak częściej? nie wiem co poradzić, bo sama nie znam takiej sytuacji, ale polcam Ci przeczytać książkę "dlaczego mężczyźni kochają zołzy". jest lekko przesadzona, ale jest też dużo prawdy, może Ci pomóc, szczególnie jeśli chodzi o Jego pomoc przy pracach domowych :) i może doda Ci sił, mi takie rzeczy osobiście pomagają.
-
powiedzcie mi co o tym myślicie: musiałam do niego pójść, bo zostawiłam u niego kolczyki mojej siostry, która mocno już nalegała, żebym je jej oddała, a w środę jadę do domu. skłamałabym, gdybym powiedziała, że ani trochę się nie cieszyłam, że go zobaczę. z drugiej jednak strony byłam mocno zestresowana i bałam się jego reakcji. no ale poszłam. 10 minut drogi na nogach. mieszka na parterze i widziałam w oknie, że na parapecie wciąż stoi moje zdjęcie. trochę mnie to pocieszyło... weszłam, zapukałam, otworzył współlokator, zawował go. chyba się trochę zdziwił, ale nie okazał tego jakoś bardzo. wyjaśniłam, po co przyszłam głosem jak najbardziej normalnym jaki mogłam z siebie wydać. uśmiechnął się na wspomnienie, że siotra mnie zabije jak tym razem nie przywiozę tych kolczyków, bo znał dobrze tą historię. poszedł po kolczyki i wracając powiedział "akurat się na kolację załapiesz " :| na kolację?? i o czym będziemy rozmawiać?? ja ledwo się trzymam, wiem, że minutę po tym jak wyjdę od niego zacznę ryczeć, a on jakby nigdy nic (zachowywał się naprawdę całkiem normalnie - albo potrafi tak dobrze udawać albo nic mu nie jest) proponuje kolację.. może z przywyczajenia? :| powiedziałam oczywiście, że dziękuję, ale nie będę mu przeszkadzać. wtedy jezcze zagadał, że jutro nie będzie chyba rano zajęć, bo ludzie chcą odwołać, bleble. uśmiechnęłąm się jak potrafiłam, ale głos już mi się powoli załamywał, odparłam, że i tak pewnie nie przyszłabym, pożegnałam się i wyszłam. wiem, że minęły dopiero dwa dni, a ja zachowuję się jak wariatka, ale z natury jestem okropnie uczuciowa i okropnie niecierpliwa i te dwie cechy w tym momencie bardzo dają o sobie znać :/ czy naprawdę jestem TAKA głupia że w środku czuję, że się zejdziemy, że jemu tylko trzeba czasu żeby zrozumiał że nie znajdzie nikogo kto do niego pasuje tak jak ja? wiem, że on inaczej przeżywa takie rzeczy, kiedy jest smutny, zwykle bierze się za naukę, czyta, itd. i wiem, że naprawdę potrzebuje teraz spokoju. generalnie ma otatnio ciężki okres psychicznie - trochę przestał wierzyć w siebie. dobrze, że jest internet, bo napisanie takiego posta trochę daje ulgi :)
-
dzięki, Misia, ale nie na razie rozmowa na forum to szczyt moich mozliwosci
-
nie spaliśmy, bo on chcial zawsze uprawiać seks z jedną kobietą w życiu. idealista z niego i romantyk. i pewnie macie rację, tylko do mnie to nie do końca dociera, bo planowalismy wspólną przyszłość. i mówił, że nie kocha, ale swoim zachownaiem dawał co innego do zrozumienia, tu tkwi sedno. a brakuje mi go cholernie :(
-
mam 23 lata niby w porządku, ale skoro mnie nie kochał to czemu był ze mną tak długo? nie potrafię tego zrozumieć.