Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

krhr2010

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Do Kleopatra Masz rację, każdy wierzy na swój sposób a ten, który robi to prawdziwie nie będzie się tym afiszował. Jeżeli chodzi o Twoją siostrę to szczerze PODZIWIAM JĄ!!!! Wydaje mi się, że jest bardzoooo silną kobietą... Po co domysły czy była z kimś gdy mąż jeszcze żył, czy go kochała, jeżeli tak to jak bardzo? Liczy się tu i teraz. Wydaje mi się, że my najlepiej wiemy jak zgubne jest rozpamiętywanie, doszukiwanie się czegoś i planowanie. Nie warto!!! Oby Twoja siostra była szczęśliwa, oby ten związek okazał się jej kolejną fortuną wygraną na loterii. Wspieraj ją bo to, że zakłada nową rodzinę nie oznacza, że nie potrzebuję Ciebie. Może i w niej bije się milion myśli, karci siebie, obwinia, może sama nie potrafi odnaleźć się w zaistniałej sytuacji, bo wszystko potoczyło się jakoś szybko. Nawet jeżeli tak nie jest to bądź przy niej nigdy nie za wiele wpierających aniołków:D Ja czasami zazdroszczę kobietą, które potrafiły dać ten krok do przodu. Jak już ktoś napisał nie liczy się czas a czyn, bo układanie życia na nowo to cholerna praca! Oby wszystko było ok:)
  2. Do 234ania Pytanie o marzenia było kierowane do mnie? Pozwolę sobie odpowiedzieć nawet jeżeli nie:) Marzenia? Pogrzebałam je razem z mężem. Wydawało mi się tak do pewnego momentu... nie marzyłam a wręcz przeciwnie broniłam się przed nimi. Ostatnio miałam okazję nurkować, jak usłyszałam tą propozycję bez zastanowienia się zgodziłam. Zrealizowałam po części to o czym marzyłam .Dlaczego po części? Gdyż chciałam zrobić to z mężem, niestety to jest już niemożliwe. Odrodziło się to co głęboko zakopałam. Myślałam, że będzie to przełom, że zacznę myśleć teraz o tym czego ja chcę, czego pragnę, niestety... nie potrafię. Żyję z dnia na dzień... Kiedyś marzyłam i co mi po tym zostało? Może z biegiem czasu to się zmieni... Teraz brak marzeń i sensu życia doprowadza do tego, że brak mi sił. Już teraz to widzę, zaczyna mi to przeszkadzać, wkurza mnie monotonia ale z drugiej str nie umiem tego zmienić. Jak tylko staram się przełamać mam wyrzuty sumienia. Chociażby chodzenie na cmentarz. Teraz uczę chodzić się co drugi dzień bo tak musiałam codziennie. Oczywiście przepraszam męża, tłumaczę się dlaczego tak robię. Po prostu już tak mam... Mam nadzieję, że niejedna z Was mnie rozumie, albo wie o czym pisze bo w innym przypadku powinnam sądzić, że do reszty oszalałam. Pozdrowienia dla Was:*
  3. Witam po długim czasie... Niebawem minie 2 lata gdy usłyszałam, że mój mąż miał wypadek i to śmiertelny... Każdy z nas ma inne doświadczenia, inne sposoby na to jak sobie radzić z pustką, tęsknotą i bólem... Od wielu ludzi słyszałam, że muszę powierzyć swoje cierpienie Bogu, nie umiem choć teraz już tego się uczę...Bliższe mi było obrażanie Boga, obwinianie za wszystko teraz zmieniło się o tylko, że nie szukam winnych tego co się stało. Stwierdzam fakt, nie ma mojego kochanego Niunia i tyle... Obwiniałam siebie, tak naprawdę przychodzą chwilę gdy robię to nadal, co mi to daję? dobijam siebie, tłumaczę sobie, że nie spotyka to wszystkich, więc w jakiś sposób sobie na to zasłużyłam... Kiedyś od psycholog usłyszałam, że w swojej tragedii największe cierpienie zadaję sama sobie. Nadal jest smutek... Jak robię bilans z ostatnich dwóch lat to dochodzę do wniosku, że wiele się zmieniło. Poznałam wielu ludzi, którzy dodają mi siły, "starzy" znajomi byli w pierwszych chwilach potem z biegiem czasu zapomnieli... Pewnie każda z Was wiem o czym piszę... Egzamin przeszli nieliczni i to tak naprawdę przyjaciele męża... Dziękuje mu za to, że nauczył mnie wielu rzeczy, zmienił mnie i dzięki niemu poznałam ludzi, którzy okazali się wsparciem bo moi znajomi w 90% zawiedli. Kiedyś usłyszałam, że zaprzepaszczam to czego Heniek mnie uczył, cieszył się z każdej chwili i tego oczekiwał ode mnie... Z nim było to łatwe, ale bez? Nie potrafię... Czy jest mi lepiej? Czuję jakby wewnętrzny ból, taki który jest we mnie - głęboko. Dobija mnie samotność, wracam z pracy do naszego domu a tam co? PUSTKA... Życie stwarza wiele okazji aby uświadomić sobie, że zawsze może być gorzej! Jednak mimo wszystko żyję - niestety, bo wcale mnie to nie cieszy... staram się żyć z dnia na dzień. Większość z Was pisze o dzieciach, oddałabym wszystko aby je mieć, niestety nie udało się... Co chwilę dowiaduję się o ciąży kogoś bliskiego bądź znajomych. Staram się cieszyć, gratuluję a potem w samotności płaczę. Z zazdrości... Nie wiem czy kiedykolwiek będzie dobrze. Wiem, że to zależy ode mnie... Powinnam otworzyć się na innych, rozpocząć nowy etap życia, ale nie umiem, jakby to w czym tkwię teraz było silniejsze. Jak złamię schemat, w którym żyję mam wyrzuty sumienia. Wracając do wiary nie wiem czy ona pomaga, może właśnie obalanie jej sprawia, że nie czuję tego do końca. Wiem jednak, że Niuń jest przy mnie, powtarzam sobie to każdego dnia i rozmawiam z nim prosząc o wsparcie. Czasami załamuję ręce, mam złość na niego, bo nie tak miało być, albo teraz chciałabym aby było inaczej a tu nic... Jak się wygadam zawsze mi lepiej. Wiem, że zamykam się w swoim świecie, ale w pojedynkę nie umiem żyć w świecie innych. Tęsknie, brakuje mi przytulania, całowania i obecności. Świadomości, że jest ktoś kto zawsze będzie przy mnie nie tylko duchem ale i ciałem. Naprawdę wierzycie głęboko w to, że kiedyś jeszcze zaświeci słońce? Mnie wizja przyszłości przeraża, dobija więc bardzo rzadko o niej myślę. Życzę Wam siły i małych cudów, które sprawią, że zechce się Wam żyć:)
  4. Do Kola89 Tak Ciebie rozumiem... Ja też oddałabym wszystko aby w pierwszą rocznicę ślubu być razem z moim mężem, albo aby On był przy mnie. Niestety pozostał mi tylko płacz nad Jego grobem. To było straszne... Dlaczego? Niedługo rocznica śmierci, nie wiem kiedy to minęło, ale mam wrażenie jakbym stała w miejscu... To może nienormalne, ale mam chwile i to nawet często, że nie wierze, że Go nie ma. Jakby to wszystko nie dotyczyło właśnie mojego męża. Nie chcę mi się żyć, nie wiem co tutaj jeszcze robię. Może mam coś zrobić dla kogoś? Tylko najgorsze jest to, że od zawsze ważniejsi dla nas byli inni, zawsze dobro innych było ponad nami i jaką mamy za to zapłatę? Musimy żyć osobno... Nienawidzę siebie i życia... Moja koleżanka też brała ślub, pod wpływem tego chciałam obejrzeć naszą płytę weselną, ale nie umiem... Inne żyją przygotowaniami do ślubu- koszmar! Ja im zazdroszczę i nie potrafię zrozumieć dlaczego mi to szczęście odebrano, czy sobie na to zasłużyłam? {Pewnie tak! Kochane życzę wiary w lepsze jutro- mi tego brakuje!
  5. Do Sun 89 Opisałaś rewelacyjnie co dzieje się umie... oj bardzo podobnie to wszystko wygląda... piszę to, bo nie można nazwać życiem takie trwanie i oczekiwanie na śmierć... Źle mi... Ja tak samo nie jestem tą osobą, którą byłam przed wypadkiem męża. Każdego dnia poznaję siebie na nowo, czasami wstyd mi za samą siebie, a czasami stwierdzam, że stawiłam czoło czemuś co było niegdyś dla mnie niemożliwe. Tak jak już pisałam, mam jednak do siebie obrzydzenie za to "podwójne" życie... Dwojaka osobowość, choć jeszcze nie wychodzi mi owo udawanie zbyt dobrze, gdyż zdarzy się, że rozpłaczę się przy bliskich, bądź spotkamy się na cmentarzu, gdzie ja jestem w trakcie wylewania łez i wykrzykiwania żalu... Ahhh czy kiedyś będzie normalnie? Nie wiem... Najgorsze są te nieskończone ilości pytań, pozostające bez odpowiedzi. Kochane trzymajcie się:*
  6. Oj bardzo Ciebie rozumiem...u mnie jest podobnie... Jak płaczę to ciągle słyszę dlaczego? Dla mnie to oczywiste, jak można jeszcze pytać? Nauczyłam się udawać dla innych, ale kosztem obrzydzenia do samej siebie, bo to nie jest zgodne z tym co czuję! Jak słyszę komentarze typu, że lepiej wyglądam, że odżyłam itd to krew mnie zalewa! To,że czas sprawił, że ciało zaczyna dochodzić do siebie to nie znaczy, że to co we mnie też jest ok! Jak mnie to wkur.... Ale oczywiście najwięcej mają do powiedzenia Ci, którzy najmniej ze mną przebywają! Tak zawsze było i będzie! Marzyliśmy o dzieciach, oj bardzo, nie udało się (co mnie dobija strasznie)dlatego zazdroszczę każdemu kto je ma, ale wiem też że nie jest to lekarstwo na sytuację, w której się znalazłyśmy. Pewnie niekiedy jest jeszcze trudniej niż osobie samotnej, ale dzieci to żywa pamiątka po osobie która odeszła... Nie przejmuj się tym co mówią inni, nie mają prawa niczego od Ciebie oczekiwać, każdy radzi sobie inaczej... Inni nie mogą zawładnąć Twoim życiem, ty sobie narzuć tor po którym będziesz chodziła i tempo... Osoby, które nie zaznały tak ogromnej straty nigdy nas nie zrozumieją i może lepiej niech nawet nie próbują. Życie jest niesprawiedliwe...
  7. Chyba nie ma skutecznego sposobu na poradzenie sobie z bólem, żalem, nienawiścią. Ja przynajmniej go nie znalazłam... U mnie niebawem miną 10 miesięcy samotności. Czas, w którym wszystko wywróciło się do góry nogami. Nagle świat mnie otaczający stał się obcy, niedostępny. Nie umiem zacząć działać. mam wrażenie jakby wszystko toczyło się dalej, a ja jako bierny obserwator stoję i patrzę i czekam...na co? Na śmierć! Codziennie błagam mojego męża aby mnie wziął do siebie... Dobija mnie tęsknota, rozmowy do ścian i czekanie na odpowiedzi. Ja wierzę w to, że On jest przy mnie, jakoś mi to pomaga! Jak ja chciałabym cofnąć czas i być z Nim w tym samochodzie... Każdego dnia kładę się z nadzieją, że już nie stanę... Po takim czasie wszyscy w około wrócili do swojego życia, wspominając Niunia raz na jakiś czas, a ja nie potrafię... Niby w towarzystwie innych ludzi staram się rozmawiać, uśmiechać się, innych, mam na myśli stały skład osób mnie otaczających. Udaję, gram aby ich nie martwić a potem idę na cmentarz gdzie mogę się wypłakać, wykrzyczeć, bądź taką moją oaza jest nasz dom, który też stracił duszę. Gwar, żarty, plany o gromadce dzieci prysły w jedną chwilę, teraz jest cisza, smutek, zaduma i wspomnienia- które tak bolą! Nie wiem czy kiedyś będzie inaczej- wątpię. Myślę, że musimy się przyzwyczaić do danego stanu rzeczy i tyle. Nigdy tego nie zrozumiemy i nie znajdziemy odpowiedzi dlaczego? Ja staram się o tym nie myśleć, wiem, że nie jestem sama. wiele kobiet i mężczyzn cierpi z tego samego powodu- mi to dodaje jakoś otuchy- pewnie to okropne. Przeraża mnie najbliższa przyszłość, jak ja mam sobie bez niego poradzić? Nie wiem! wierzę w to, że mi pomoże- już mi pomaga- wiem o tym:) Nie myślę o przyszłość, bo nie chcę jej mieć, nie chcę żyć, On musi mnie zabrać do siebie, tylko pewnie coś mam tutaj jeszcze do zrobienia... Chciałabym Wam pomóc,ale nie wiem jak... Nie umiem nawet pomóc sobie... Zostaliśmy sami i po co? Dlaczego wszyscy nie mogą być szczęśliwi? Nam to źródło szczęścia odebrano czego nie jestem w stanie pojąć! Trzymajcie się gorąco:*
  8. Witam ponownie... Kola 86 zgodzę się z Tobą, że rozmowa z kimś obcym pomaga, jest to relacja zbudowana od początku na szczerych uczuciach i prawdzie. Psycholog nie ma uprzedzeń co do Twojej osoby, nie kieruje się przekonaniami co inni myśleli o Tobie, czy Twoim mężu... Podchodzi z dystansem do wszystkiego... Ja byłam bardzo przeciwna uczestniczeniu w terapii- oj bardzo oporna... Nie miałam jednak wyjścia- rodzina nie odpuszczała- teraz widzę (po przeszło pół roku) że ma ona jakiś sens. Można "przerobić" wszystko na nowo, wrócić do przeszłości i pracować nad poprawnym jej rozumieniem. Nie wiem czy macie tak samo jak ja, ale nieustannie o wszystko siebie obwiniam, widzę siebie w złych barwach przy czym mój najukochańszy mąż na świecie był wspaniałym człowiekiem. Psycholog pomaga spojrzeć na wiele sytuacji z różnych stron. Czasami i ona załamuje ręce, ale trudno jest żyć po tak ogromnej stracie... Do Oliwki: Różnica jest między psychologiem a psychiatra, byłam u jednego i drugiego. Spróbuj do psychologa. Psychiatra skupia się zazwyczaj nad doborem leków, podchodzi do naszego przypadku z medycznego punktu widzenia a psycholog całym sobą pomaga przejść przez naszą tragedię. Wiadomo, że to jak każda z nas sobie radzi to indywidualna sprawa. Ja głęboko wierze w to, że mój mężuś mnie zabierze do siebie, nienawidzę tego życia, nie chcę być tutaj bez niego i wiem, że w końcu mnie wysłucha- musi. Nie umiem się cieszyć i nie potrafię. Wraz z Nim wszystko się skończyło- teraz trzeba tylko czekać w samotności... Trzymajcie się kochani bardzo mocno:* Siły życzę:*
  9. Do Kola 86 Witam:) Pewnie niestety ale rozumiem co przechodzisz, ja straciłam męża 2 miesiące i 2 dni po ślubie- koszmar! Nie umiem się z tym pogodzić. Niby mija pół roku a wszystko jest we mnie jakby wydarzyło się wczoraj. Życie jest niesprawiedliwe, ale o tym każdy wie co ma coś wspólnego z tematem tego forum. Pozdrowionka dla Was wszystkich:*
  10. Do Niuniek Jak sobie radzisz, nie odzywasz się- mam nadzieję, że jeszcze jesteś wśród nas... Jak powrót do pracy? U mnie katastrofa! Wszystko oddałabym aby być z ukochanym:* Każdego dnia przekonuje się jak nie ma sensu życie bez niego... ahhhh czemu to się tak szybko skończyło? Oszaleje...
  11. Witam serdecznie... Kochani jak wiosna wpływa na Was? Mnie tak cholernie dobija!! Wszyscy w około się cieszą, a ja nie mogę powstrzymać łez... Tęsknota nie zna granic... Pozdrowionka
  12. Może to przeze mnie? Może sobie na to zasłużyłam, bo przecież mogłam żyć inaczej, mogłam doceniać każdą wspólną chwilą, dlaczego pochłonęło mnie takie przyziemne życie? Wiem, że spotkało mnie szczęście, za które powinnam dziękować, tylko że ja chciałabym go troszeczkę więcej. Czy to tak dużo? Za oknem słońce, wszyscy się cieszą, a ja nie mam siły wstać z łóżka. Wyobrażam sobie nasz wspólne spacery, czy jazdy na rowerze... Kochanie moje miało nauczyć się grillować, a teraz? Nie chcę nawet gości przyjmować.... Ach co zrobić aby było lepiej... ? Niuniek nie dziwię się co do tej pracy, bo ja mega podziwiam osoby, które potrafią wrócić do codzienności, zająć się pracą itd. Szczerze im zazdroszczę, bo oddanie się w wir pracy niby pomaga,ale ja nie potrafię. Nie umiem się skupić na konkretnych czynnościach no i tęsknota przepełnia moje serce i rozum.... Do dupy to wszystko....!!!!
  13. Ja słyszę to samo!! Nieustannie, jesteś młoda, ułożysz sobie życie- ale ja już je ułożone miałam... Miałam osobę, którą kocham nad życie i tak już pozostanie. Nie ma już żadnych celów, żadnych planów- życie z dnia na dzień. Jedynie siły mam do tego aby pójść na cmentarz- to daje mi przyjemność. Kochanie pamiętaj, będę czekała na swój cza, tylko po ta aby być z Tobą:*
  14. Kochani już nie daję rady!!!! Moja tęsknota nie zna granic... Po co mi takie życie? Dzisiaj moje urodziny ale cóż są one warte bez Niego? To mój Aniołek sprawił, że zaczęłam się cieszyć życiem, a teraz wszystko zadaje mi tak straszny ból... Myślałam, że już "jakoś" sobie radzę, ale nic bardziej mylnego... Nie umiem bez Niego żyć. Siedzę całymi dniami w naszym domu, jednym pokoju bo po co mi więcej? Nie ma nic gorszego jak siedzenie w pustym domu, w który wiąże się z wspomnieniami, tymi pozytywnymi i negatywnymi niestety. Jak mogłam przejmować się i denerwować bo ściana nie tak wymalowana, czy meble nie na czas zamontowane. Teraz nie mam po co tam wracać. Pustka w domu i pustka w sercu. Ostatnimi czasy choruję, chyba szlak trafił moją odporność, sama siedzę i w głowę mi zachodzi. Mój Niuniek tak zawsze się o mnie troszczył, potrafił w nocy przyjechać tylko dlatego, że czułam się coś nie tak. Nie odstępował mnie na krok gdy tylko coś się działo,a teraz? Nawet pisząc to łzy ciekną mi po policzku. Nie umiem już dalej, brakuje mi siły. Każdy z moje otoczenia ma swoją rodzinę. mają dla kogo żyć, co oni wiedzą co ja przeżywam? Mam tak straszne wyrzuty sumienia za swoje postępowanie, nie doceniałam Go, może to za karę? Kochanie kocham Ciebie nad życie, tak mocno jak to tylko możliwe. Tęsknie... Przyśnij mi się błagam!!! Powiedz, że jesteś szczęśliwy, bo tylko na tym mi zależy. Mam nadzieję, że nie długo do Ciebie przyjdę, bo życie tutaj nie ma już sensu. Odstaję od wszystkich, chcę być tylko przy Tobie. Kocham Cię mój Aniołku:*:*:* A miało być tak pięknie.... Kochani trzymajcie się:* U mnie to już chyba koniec...:(
  15. Witam:) Tak z pomorskiego okolice Sierakowic, kojarzysz? Może kiedyś się spotkamy? Może jakoś nam ulży... A jak kochani u Was z walką? U mnie jakoś marnie, tak jak już większość z Was pisała czym dłużej tym gorzej. Żale przepełnia moje serce i co najgorsze mam wrażenie, że z dnia na dzień staję się bardziej oschła, mniej uczuciowa, sytuację które kiedyś doprowadziłyby mnie do łez teraz wcale mnie nie ruszają. Czy też macie nieustanne wyrzuty sumienia, które są związane z codziennym życiem? Mam na myśli np. wyjazd ze znajomymi nad morze, bądź zrobienie czegoś dla siebie? Ja nie potrafię, gdyż ciągle myślę, że mi nie wypada, że nie powinnam. Przyjaciele i rodzina namawiają mnie abym zaczęła myśleć o sobie, zaczęła dbać o siebie ale ja nie chcę i co więcej jeżeli zaczęłabym to robić to już do końca znienawidziłabym samą siebie. Nie wiem czemu tak jest. Dobrze mi jest jedynie na cmentarzu, bądź gdy jestem gdzieś zaszyta w domu. Ciągle o Nim myślę, wszystko zrobiłabym aby być z Nim. Kochani gorące buziaki przesyłam dla Was.
×