Witajcie! Jestem tu pierwszy raz i sama myśl, że tu zajrzalam od razu podnosi mnie na duchu. Trochę Was podczytałam i coś mi się wydaje, że będzie mi u Was dobrze. Też jestem samotna, ale nie samotna. Chyba na szczęscie dla mnie, nigdy nie stanęłam przed ołtarzem czy też urzednikiem. Związałam się z kimś, nasz związek od początku był burzliwy, bylismy zupełnie różni, on odbiegał od moich wyobrazeń nt. mężczyzny, z którym chciałabym dzielić życie, ja mu imponowałam pod wieloma względami, ale nie byłam wysoką blondynką i nie miałam 18 lat. Jednak jak to często bywa-przeciwieństwa się przyciągają. Im więcej było awantur, tym bardziej nam na sobie zależało. Im więcej się angażowałam w doporowadzenie tego związku do normalności, tym trudniej było się rozstac, bo przecież tyle czasu, sił, uczucia... I stało się-zaszłam w ciążę, postanowilismy być razem dla dziecka. Nie ukrywam, ojcem jest super. Były chwile, że się rozstawalismy, ale dziecko wtedy było małe. Teraz od kilku lat niby jest spokój, tata i dziecko świata poza sobą nie widzą, nasze potomstwo najbardziej lubi chwile, gdy coś robimy, jak to mówi-całą rodziną. A my coraz bardziej się od siebie oddalamy. Jedyny wspólny temat, poza dzieckiem, to pieniadze, których ciągle brakuje. Nie robimy niczego wspolnie, nie mamy wspólnych znajomych (w sumie od poczatku nasze swiaty nie integrowały się). Ostatnio coraz częsciej przyłapuję sie na tym, że brak mi nie tyle meżczyzny, ile kogoś, komu mogłabym się wyzalic, z kim mogłabym spędzić czas, poradzić sie, pośmiać sie. Patrzę na faceta, który siedzi na krześle obok i widzę w nim tylko ojca mojego dziecka, wiem, że jego stosunek do mnie jest identyczny. Nie wiem, czy sie z kims spotyka, nawet mnie to nie interesuje, ale wiem, że do mnie nie czuje niczego, ze tak naprawde odetchnalby z ulga, gdybym to ja zdecydowala sie odejsc. Zadne z nas nie chce sie zdecydowac na ten krok, ze wzgledu na dziecko. Ludzi, ktorzy wiedza, jak u nas jest, zgodnie twierdza, że rodzicami jestesmy super i dla naszego dziecka nasze rozstanie bedzie wielkim szokiem. Ja wiem, ze szczesliwa mama to szczesliwe dziecko, ale nawet chwile, kiedy gdzies na chwile wyjezdzam, bez pana taty, sa ciezkie, mimo, że przeciez wiadomo, ze wroce, to samo w druga strone. Chyba nie powinnam się łudzić, że im dziecko starsze, tym łatwiej się rozstać. Na zewnatrz to wyglada tak-młoda, spokojna rodzina, a w srodku-rodzice, ktorzy bardzo kochaja dziecko, ale na siebie juz patrzeć nie mogą. Trochę sie wygadalam, wiecej pewnie w kolejnym poscie, bo licze, ze pozwolicie mi tu zaglądać