syzyf
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
-
Tak spróbuję, dzisiaj np 10 minut a potem będę zwiększać. Wiem co czułaś, jak Ci te kilogramy podskoczyły po świętach..Doskonale to rozumiem. Ale teraz już tylko do przodu, szkoda czasu i nerwów na cofanie się. Traci się przy tym dwa razy: zyskuje dodatkowe kilogramy i nie ma się oczekiwanego spadku na wadze. Więc nie warto sobie w czasie diety odpuszczać. Na takie odpuszczanie można sobie pozwolić jak się jest szczupłym, ale też raz kiedyś i zaraz to wyrównać. Myślę tu także o sobie.
-
Jaskierka kochana! Cieszę się razem z Tobą, że zgubiłaś 3 kilo!! Zeszłaś już poniżej 90-ki, super. Tez tak bym chciała. Namówiłaś mnie na stepperek jednak. Teraz na kijki nie chce mi się wychodzić, a w domu przecież także można ćwiczyć. Zobaczę jak długo zajmie mi pierwsze stepowanie, bo chyba nie za długo, bo kondycja u mnie słabiutka.
-
Dziewczyny gratuluję! Wielki szacun za spadek wagi. Widać jak konsekwencja prowadzi do sukcesu :)
-
sorry za błędy ortograficzne typu: "musiałabym" pisze się razem itd...
-
Witajcie. A ja wczoraj właśnie zaliczyłam spacer z kijkami wieczorem, jaskie 5 km. Potem się trochę porozciągałam. Próbowałam przed kijkami (bo nie chciało mi się wychodzić z domu) zrobić z Chodakowską "Skalpel", ale niestety zawiodłam się. Po 10 minutach wysiadłam zupełnie. Kolano mnie bolało i nie mogłam się utrzymać w półprzysiadzie i ćwiczyć. Masakra. Aby podołać tym ćwiczeniom, musiała bym by być sporo lżejsza niestety. No ale kijki są ok :) Zaznaczam, że nie chodzę z kijami jak ślimak na zakręcie, ale dość ostro. Trasę 5 km przebyłam w 45 minut, ale potem miałam dość.
-
może mieć rację, tez to gdzieś chyba czytałam, czy słyszałam - ja stosuję na przemian :)
-
Jaskierka, tak się zdarza w życiu. Jeżeli Ci się chłopak podoba, to daj mu szansę i sprawdź go po po prostu, czy mówi prawdę. Myślę jednak, że rzeczywiste coś do ciebie czuje, a to że czekać nie chce, to tez mnie nie dziwi - bo szkoda czasu po prostu na czekanie. Jeszcze Cie inny "zwinie' mu sprzed nosa i znowu będzie tylko potajemnym wielbicielem .... :) Ja kiedyś miałam podobna sytuacje w życiu. Chodziłam ze starszym bratem, a młodszy się we mnie kochał, ale mi tego nigdy nie wyznał, bo bał się starszego. Szkoda, bo mnie ten młodszy tez się bardziej później podobał :)
-
Dziękuję za słowa wiary i otuchy :) Tyle osób już schudło, więc i może ja także ruszę wreszcie do przodu...
-
Gościu, nick nie jet temu winien, ale taki sobie wybrałam, bo mówi, jaka jestem :( Ciągle coś zaczynam i kończę z porażką. Nie tracę jednak nadziei nie godzę się jednak z tym, że jestem grubas. Wierze, że ruszę wreszcie do przodu po to, o czym marzę od lat: po szczupłą sylwetkę. Przecież to takie proste - jeść mniej. Więc dlaczego cięgle jadę na hamulcu?
-
Piszecie o tak smutnych tematach, ale jakże ważnych w życiu... Potrzeba czasu i jeszcze raz czasu, aby się do tej nowej rzeczywistośc**przyzwyczaić... Chciałabym jednak wrócić do moich wagowych rozmyślań. Analizując popołudniowe męki głodowe, to myślę, że to może być tak. Jeżeli się mylę, to mnie skorygujcie. Ten wilczy głód powstaje jeżeli mamy nagły spadek energii (np. po węglowodanach prostych) lub brak cukru we krwi (niedocukrzenie). Stajemy się głodni i smutni i czegoś nam brak. Tak jak ten film "szybcy i wściekli" Wypicie samej wody wypełnia żołądek i przesuwa soki żołądkowe do jelit, ale nie daje uczucia zadowolenia i wyrównania poziomu cukru we krwi - mózg niezadowolony. Natomiast woda z sokiem, to może już to sprawia, że nasz mózg dostaje wiadomość, że jest ok, bo równowaga cukru zostaje jakby unormowana (albo mózg oszukany, bo w soku "bez cukru, cukru podobno nie ma"). No, ale jakby mózg myśli, że słodzi, to cukier. Do tego wypite przy tym duże ilości wody wypełniające żołądek i mamy wilczy głód z głowy. Reasumując: może picie samej wody tak nie zaspokaja mózgu, jak picie wody z sokiem z kartonika, czy samych soków naturalnych- w końcu mózg wszystkim kieruje. Koniec, kropka. Uff..nie wiem, czy coś z tego zrozumiecie. Co Wy na to?. A tu jeszcze fajny art z neta: http://facet.interia.pl/aktywnosc/news-wilczy-apetyt-jak-nie-zjesc-konia-z-kopytami,nId,714710
-
Dziękuję Jaskierka, za namiar na wagę. Nie są jak widzę zbyt drogie. Zastanawia mnie jednak, czy można im wierzyć, co do pomiarów tłuszczu i wody. Nie mam pojęcia, jak one to wykrywają. Najlepiej byłoby sprawdzić taki pomiar na własnej wadze, a potem u dietetyka na komputerze (na tym ich urządzeniu). Bardzo mnie ta kwestia ciekawi. Może coś na ten temat wiecie?
-
Przed chwila skopiowałam Jaskierko wszystkie Twoje przepisy na obiadki i całe Twoje menu - czyli co jadasz codziennie. Zamierzam się wzorować na Tobie i jeżeli tylko masz czas, pisz codziennie co jesz i wrzucaj te świetne swoje przepisy :)
-
Witam wszystkie! Najpierw gratulacje dla Jaskierki! Pięknie chudniesz.... :) A ja niestety miałam słabszy tydzień i pewnie nic nie spadło. No cóż, podnoszę się z kolan i walczę dalej. Cały czas korci mnie na przestawianie się na taki rozkład posiłków jak u Jaskerki. Po co męczyć się tak długo, lepeij szybciej schudnąć i mieć to już za sobą.
-
Witaj Justyna.Czy masz jakąś konkretną dietkę? Myślę, że warto sobie wygospodarować trochę czasu na smaczne gotowanie chudych potraw. U mnie to podstawa odchudzania: jeść smacznie, urozmaicenie i chudo.
-
No Pani Gargamelowa, super. 10 km przejechać to dosyć sporo. U mnie jeszcze ćwiczenia nie zostały wdrożone, a to dlatego, że mam zawalony pokój ciuchami, które muszę uporządkować. Ciuchy muszę poukładać zgodnie z rozmiarami i niech czekają aż schudnę. To sprzątanie generuje tyle energii, że oprócz dietkowania, na nic więcej siły nie mam. Najważniejsze, ze czuje po sobie, że powoli waga spada. Jakoś nie mam siły sobie przykręcać jeszcze bardziej ilości mojego jedzenia, ponieważ wieczory mam niestety nadal trudne i jestem dosyć głodna. Może jak się przyzwyczaję do mojego okrojonego menu, będę mogła dać krok do przodu i sobie ograniczyć przekąski, przerzucając się na sok lub owoc. jakoś teraz nie daje rady. Może potrzebuję spokoju i wytchnienia. W końcu, aby się odchudzać trzeba przede wszystkim mieć dla siebie czas, czego na razie nie mam.