Kurcze... mam już dośc tego wszystkiego. Przepłakałam z bezsilności i żalu cała noc. Staram sie moimi żalami i humorami nie zawracać męzowi głowy bo wiem, że i jemu jest ciężko. Ale nie mam już sił. Poza brakiem dziecka i szans na nie dają się we znaki takie zwykłe sprawy dnia codzienego i to wszystko sprawia, że nic mi się nie chce. Wszystko dodatkowo komplikuje to,że już za 3 tygodnie na okres 2 miesięcy zostaje pod moją opieką 7 letnia dziewczynka- siostrzenica mojego męża. nie wiem jak dam sobie radę z tym. Bardzo ją lubię, spędzamy ze soba sporo czasu.Ale co innego zajmować się nią okazjonalnie a co innego cały czas, odrabiać z nia lekcje, czytać bajki i tulić do snu... Robić to co bym robiła z moim dzieckiem. Nie wiem czy dam sobie radę z emocjami. Nie umiem powiedzieć nie, nie będę się nią zajmowała- bo wiem, że to by bardzo wiele skomplikowało.
mieliśmy z męzem jedna inseminację- wiem, że czytając o tym przez co przechodzą inne pary to u nas jest pikuś ale ja chyba nie mam ochoty na kolejne rozczarowanie. Zastanawiam się czy sobie nie dać z tym wszystkim spokoju, z tymi staraniami, badaniami, leczeniem i głupią nadzieją na lepsze jutro, na jutro we trójkę...