Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

midori_7

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Witajcie :) jak zapewne większość osób piszących na tym wątku mam beznadziejny seks... niestety nie da się tego inaczej określić. Jesteśmy razem od 5 lat, z czego mieszkamy razem od 2. Na początku naszego związku seks był ok. Spontaniczny, czasem dziki czasem delikatny. Miejsca też były różne, począwszy od łazienki w domu naszych rodziców, przymierzalnie, samochody, łąki, plaże itp. Niestety od czasu kiedy razem mieszkamy, wszystko się zmieniło. Łóżko, i to koniecznie rano. Wygląda to tak: seks średnio raz w tygodniu/raz na półtora tygodnia. Zapomniałam już co to takiego gra wstępna w jego wykonaniu. Nasz seks( jak już do niego dojdzie) trwa okolo 10-15 min, póki on nie dojedzie. Ja nawet nie zdążę się podniecić, ponieważ używamy żelu i moje podniecenie stało się zbędne. Ostatni orgazm (łechtaczkowy, bo pochwowego NIGDY nie miałam) zaszczycił mnie mniej więcej 3-4 miesiące temu. Dodam jeszcze, że mój partner nigdy nie robił mi minetki, ale za to uwielbia jak robię mu loda... Jestem z natury bardzo energiczną osobą, ale nigdy w życiu nie byłam tak sfrustrowana i z depresją jak teraz. Jak już dochodzi do seksu to mam łzy w oczach, na samą myśl i myślę tylko kiedy to się skończy. Czuję się jak dziura w płocie, ale maszynka do robienia lodów. Moja kobiecość i pewność siebie uleciała i jedyne to co mi teraz towarzyszy to chęć schowania się w piwnicy. Dodam jeszcze, że nie jestem jakąś krzywa i garbata babą... Tylko nie mam jaj żeby zrobić coś z tym wszystkim. Jak kilka razy przemogłam się i zapytałam się mojego chłopaka czy pasuje mu nasze życie erotyczne, i czy chciałby coś zmienić słyszałam tylko że jest super. I koniec. A jak powiedziałam mu żebyśmy wybrali zaraz jakieś zabawki to usłyszałam, że ja mu w zupełności wystarczam. Jak go prosiłam jak był we mnie, żeby nie dochodził tak szybko to słyszałam :ale ty mnie tak podniecasz... Tak to niestety wygląda. Dla niego jest może ok, ale wg mnie to katastrofa. Zaczęłam się już powoli zastanawiać, że nie wyobrażam sobie przeżyć tak swojego życia, i myślę czy nie odejść od niego. Dodam jeszcze że bardzo kochamy się na co dzień- emocjonalnie. Możemy na siebie liczyć i na sobie polegać. Jest moim pierwszym partnerem i myślałam zawsze, że ostatnim... jednak powoli tracę siłę i czuje jak mnie niszczy ta sytuacja... i tu jest pytanie... myślicie, żeby postawić sprawę jasno - ze jest fatalnie i jak sie nic nie zmieni to koniec. Czy walczyć, iść do seksuologa czy coś?? Chciałabym poznać wasze opinie, bo nie wiem co robić... Pozdrawiam :)
×