Ostry seks... hm, jest czymś, co wybudza naprawdę dzikie, chciałoby się rzec - pierwotne instynkty. Niektóre kobiety dałyby się za podobne doznania pokroić, inne patrzą na to z dystansem, a jeszcze inne na samo wyobrażenie bledną. Ja osobiście... lubię. Bardzo lubię.
Gdy partner szarpnie mnie za włosy, zdzieli w tyłek, zwiąże nadgarstki, szarfą przesłoni oczy, w amoku podniecenia szepnie cichutko: "suko"... łoch, aż mi się w głowie zakręciło. Wymierzam jednak granice nieprzekraczalne. Żadnego seksu analnego bez ówczesnego przygotowania, żadnego bicia po twarzy i PRZENIGDY spuszczania się na twarz. Dwie ostatnie rzeczy traktuję jako obrazoburczy brak szacunku. Niejedna z pań zapewne zakrzyknęłaby teraz, że co to za różnica, skoro i tak daję się "upadlać". Odpowiedź jest prosta: od wyegzekwowania posłuszeństwa u kobiety do jej upokorzenia naprawdę niedaleko. Dlatego we wszystkim trzeba zachowywać dystans, zgrać się z partnerem, rozmawiać z nim i wkraczać w świat ostrzejszego seksu powoli, nie zaś toczyć się jak lawina ze szczytu Kilimandżaro. Osobiście uważam, że każda kobieta nosi w sobie choć niewielkie znamiona tej "perwersyjnej suki". Przejawia się to w snach, w fantazjach, w życiu erotycznym... nie każda jednak o tym mówi, nie wspominając o urzeczywistnieniu swoich pragnień. Seks bez zahamowań wyzwala mnie i pozwala dojść do pełni spełnienia. Po zainicjowaniu mocniejszego stosunku, kładąc się obok partnera, czuję się naprawdę szczęśliwa - wiem, że oboje odnieśliśmy satysfakcję, a życie erotyczne nie traci na kolorach. Rzecz jasna, nie kładę stalowego nacisku na ostry seks. Potrzeba czułości drzemie w każdej z nas, więc i ja często lubię poczuć delikatność i bliskość mojego mężczyzny.
Niemniej, nie uważam ostrego seksu za coś złego, ba! Wręcz przeciwnie. =]