dzisiejszy dzien przebimbalam. owszem - zrobilam duzo rzeczy w pracy, ale mowie o zyciu:
- nie zblizylam sie z moim partnerem
- nie zrobilismy nic w kierunku zaciesnienia naszej wiezi (oboje wrocilismy w totalnym amoku zmeczeni z pracy)
- czyli nie dolozylismy dzis cegielki do fundamentow naszego zwiazku, z ktorego ma byc malzenstwo i 3 dzieci.
Jesli tak ma wygladac nasze zycie przez kolejny rok, dwa, to chyba odejde. Nie wyobrazam sobie zyc dla pracy. Mamy pracowac aby zyc - nie na odwrot. On jest teraz wkrecony w nowa prace na maxa i nawet nie mial dzisiaj sily posluchac o moim malym sukcesie w pracy.
Czy to minie? :(