Nie mogę odpowiadać za innych a jedynie za siebie.
Ja, 42 lata "stuknie" w styczniu, mimo że jakby nie było Mamie (mieszkam tylko z nią, rodzice w separacji, 1,5 roku młodszy brat się wprowadził, nota bene do teściów, mama niezbyt dobrego zdrowia) dużo zawdzięczam, bo gdyby nie rodzice nie wiem czy żyłbym (wrodzona choroba neurologiczna, całe życie słuchałem "tego ci nie wolno", "tego nie powinieneś" itp. - jak choćby w kwestii posiadania ewentualnego dziecka) to dostaję "na głowę", żyjąc ze świadomością, że w tym wieku, zamiast stanąć na własnych nogach, żyć z ukochaną kobietą to mieszkam z mamusią jak dziecko. Skutek tego taki, że nierzadko, nieświadomie zdarza mi się na niej słownie wyładowywać codzienne frustracje. Z tego wszystkiego przechodziły mi przez myśl różne rzeczy z prostytucją włącznie, byle tylko szybko zarobić, kupić własne M (już nawet kiedyś byłem blisko - mieszkam w Warszawie a chciałem kupić 2-pokojowe w Bytomiu) i żyć samemu. Inni próbowali mi ciosać kołki na łbie, że tak to mam kogoś, do kogo mogę otworzyć usta tak byłbym sam choć coraz częściej cieszę się właśnie z chwil kiedy jestem sam, siedzę po nocach bo wtedy jestem sam, szczęśliwy. Taki dziwny paradoks - z jednej strony brak tej ukochanej że czasem mam ochotę gryźć ściany a z drugiej chęć separacji nawet jeśli jestem sam. A cha: korzystanie z pomocy finansowej rodziców/bycie na utrzymaniu też mi "wali na łeb" tylko czasem się zastanawiam: skoro i tak nie jestem sam to po kij się wysilać? Daję słowo, że bardzo często zrównałbym własną rodzinę z ziemią.