Andi14
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Andi14
-
Jestem po raz drugi dzisiaj. Gdzie ten deszcz, gdzie ta burza? Temperatura spadła do 27 stopni, ciśnienie też masakrycznie niskie. Chodzę jak śnięta ryba. Ciało się lepi mimo kilkakrotnego przemywania. Nad morze pada i to pada już kilka godzin. Nad D.Śl. też gdzieś przeszły burze i opady. Na kolację zjadłam tylko kisiel. Nic mi nie smakuje. Wypiłam dzisiaj chyba wiadro wody. A samotność jest jak czarna dziura. Wszystkie, które macie dzieciaczki pewnie łatwiej ją przeżywacie. Nie macie czasu na rozpamiętywanie własnych przeżyć. Podczas pobytu w sanatorium miałam okazję obserwować panie, które za wszelką cenę szukały fatygantów. Byli też panowie przebierający w samotnych paniach jak w przysłowiowych ulęgałkach. Bardzo to żałosne i żadna z nas nie chciałaby znaleźć się w takiej sytuacji. Lepsza godna samotność niż uwłaczające poszukiwania partnera za wszelką cenę. Los każdej z nas przeznaczył jakąś rolę do wypełnienia i trzeba to przyjąć do wiadomości. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Ale ze mnie filozof, aż się samej sobie dziwię. Idę na balkon pooddychać rześkim powietrzem. Kolorowych snów dla wszystkich.
-
Witajcie! Późny wieczorek a u mnie na termometrze 29 stopni. Powietrze jest bardzo nagrzane i potrzeba kilku godzin aby choć trochę pochłodniało. Dzisiaj nie odważyłam się na żadne ekscesy na słonku. Dobrze, że wczoraj mimo zmęczenia usmażyłam konfitury z moreli. Z 2 kg owoców wyszło mi 9 dżemowych słoików. Z wielką przyjemnością zeszłam do chłodnej piwnicy i po nowemu poukładałam słoiki z zapasami na chłodne dni. W tym roku nie robiłam jeszcze ogórków a przydałoby się kilka słoików. W tygodniu planuję kupić wiśnie i je przerobić. Napiszcie babeczki jakie owoce przerabiacie na zimę. U mnie musi być solidny zapas, ponieważ jestem wielkim łasuchem. Konfitury albo miód albo powidła są w moim codziennym jadłospisie. Oczywiście jako uzupełnienie innych produktów. Jest taki żar w mieszkaniu i na dworze, że spanie dzisiejszej nocy tylko pod prześcieradłem jak w Afryce. Pozdrawiam wszystkich umęczonych naszym nowym klimatem.
-
Witajcie Kochaneńkie! Tak, moje mieszkanie wysprzątane na błysk. Mój nieżyjący teść powiedziałby, że może mnie odwiedzić SANEPID. Wczorajsza pochmurna pogoda sprzyjała pracom domowym. Dzisiaj tylko szyby w meblach i lustra ale to już przysłowiowy pryszcz. O 8,1o zaliczyłam wizytę u laryngologa. Okazało się, że mam jakiś zadawniony stan zapalny. Mały zabieg, recepta na kolejny antybiotyk i do zobaczenia za 2 tygodnie. Jeszcze neurolog i mam nadzieję, że moja męka z chodzeniem zakończy się. Niunia2013, Reenka ma rację, to właśnie Randap jest tym cudownym specyfikiem na chwasty. Robię mocniejszy roztwór wodny i traktuję je solidnie. Trzeba uważać, żeby nie spryskać "dobrych roślin". Przed pryskaniem nie musisz wyrywać chwastów, one wciągają "od góry" tą truciznę i ciągną ją aż do korzeni. Po kilku dniach wszystko jest spalone na siano, które należy pozbierać i wyrzucić. Efekt super. Taki zabieg powtarzam jeszcze za kilka tygodni, nawet jak nic już z zeimi nie wychodzi. Tak samo należy opryskać trawę wyrastającą z pomiędzy kostki. Życzę powodenia. Aha, jeszcze jedno. Randap jest sprzedawany w saszetkach po około 7 zł albo w litrowych butelkach za ponad 30zł. Ja kupuję duże opakowanie i jak wspomniałam robię mocniejszy roztwór. Leję 1 pełną nakrętkę na 1 litr wody. Od dzisiaj znów piękne lato u mnie. Zaraz wychodzę zapłacić dwa rachunki, wykupić receptę, może dostanę morele, obiad zjem gdzieś "w drodze" a po 15,oo na błogie lenistwo na słoneczku. Dobrego dnia dla Was wszystkich Kochaneńkie.
-
Witajcie Kochane! Dwanaście kolejnych dni pięknego lata za nami. Kilka minut po 8,oo u mnie zaczął padać deszcz. Rośliny i drzewa spragnione wody trochę odżyją. Mimo wszystko bardzo żal mi słonka. Prognozy są obiecujące i od popołudnia znów ma panować słoneczne lato. Aleksandro, super że z synkiem lepiej a i Ty też się z tego "otrzepiesz" bo taka właśnie jest nasza babska natura. Dzisiejsza pogoda zmobilizuje mnie do dokończenia wielkich porządków w mieszkaniu. Wczoraj urządziłam holokaust trawie i innym chwastom wokół grobów moich bliskich. Spryskałam je tak mocnym roztworem, że do późnej jesieni powinien być spokój. Zmykam do łazienki i robić śniadanko. Pracującym życzę dobrego dnia a odpoczywającym super relaksu.
-
Witajcie, witaj Kaddarko-teściowo! Cieszą się z Tobą szczęściem Twoim i Twoich dzieci. Aleksandro, bardzo Tobie współczuję a jeszcze bardziej synkowi unieruchomionemu prawie w środku wakacji. Na nic moje pocieszenia i powiedzonka typu głowa do góry. Ty i tak po swojemu będziesz przeżywać wszystkie przykrości od losu. Los nieubłagany i jak na złość śle nam kłopoty seryjnie. Jeden to pewnie za mało. Mam nadzieję, że sama świadomość, że jesteśmy z Tobą choć trochę podniesie Cię na duchu. U mnie pogoda cudna i następne dni tak samo się zapowiadają. Aż boję się pomyśleć o zapowiadanych na niedzielę 34 stopniach w cieniu. W niedzielę do południa mam wyjazd do Wrocławia. Wprawdzie w samochodzie jest klimatyzacja ale taka temperatura i tak da się solidnie w kość. Lubię lato i ciepełko i oby ono jak najdłużej trwało. Wczoraj uzmysłowiłam sobie, że 13 kwietnia ( niecałe trzy i pół miesiąca temu ) leżało u mnie jeszcze bardzo dużo śniegu. Na cmentarzu było go do połowy łydek. Natura jest nieobliczalna. Dzieweczki czy widziałyście już krajowe morele? W ubiegłym roku już je smażyłam. Piszcie co z Waszymi wakacjami, urlopami i planami urlopowymi. Hi-za-go, gdzie jesteś? Mam nadzieję, że działka nie pochłonęła Ciebie bez reszty. Pozdrawiam, do jutra.
-
Witajcie! Wieczór i wreszcie jest czym oddychać. Bardzo lubię lato, słoneczko ale wieczory kiedy temperatura tylko w okolicy 20 stopni są bardzo fajne. Od dzisiaj od południa znowu jestem sama w pustym mieszkaniu. Moje wakacje przedłużył pobyt dawno nie widzianej koleżanki. Od jutra, żeby nie wpaść w jakiś dołek planuję zabrać się za mieszkanie tj okna i wszystko co temu towarzyszy. Wysiłek fizyczny pozwala zapomnieć o paskudnym "robaku", który gniecie nie tylko mnie. Wczoraj odezwała się do mnie koleżanka z sanatorium. Miły telefon i jeszcze weselsze wspomnienia. Ona jest w Londynie, tam pracuje i od poniedziałku musiała już zapomnieć o błogim lenistwie. Muszę przyznać, że 23 dni totalnego luzu to jest coś. Nie trzeba było chodzić na zakupy, myśleć co na obiad, nie gotować, nie zmywać naczyń, nie sprzątać. W przyszłym roku trzeba to powtórzyć. Boję się, że za bardzo przywykłam do swojej samotności. Muszę Wam opisać jak zabezpieczyłam kwiaty na wyjazd. Nikogo nie prosiłam o ich podlewanie. Wytrzymały i mają się dobrze. Wszystkie kwiaty zdjęłam z parapetów. Ustawiłam je w dziennym pokoju na uprzednio zabezpieczonym stole. Dobrze podlałam a dodatkowo do ceramicznych ozdobnych doniczek w które są powstawiane nalałam do połowy wysokości wody. Obawiałam się, że po powrocie do domu zastanę wspomnienia po kwiatach doniczkowych. Spotkała mnie miła niespodzianka, wszystkie przeżyły. Jeden z cykasów wypuścił 3 liście a dwa storczyki pięknie zakwitły. Żal tylko, że w tym roku pusto jest na moim balkonie. Muszę coś pomyśleć i zmienić to. Dzisiaj dzwoniła moja siostra, jest w kraju i zaprasza mnie do siebie choć na tydzień. W pobliżu jej zamieszkania są jeziora i możliwość wynajęcia domku. Trochę podoba mi się ten pomysł. Czyżbym wracała do normalności? Co o tym sądzicie?
-
Witajcie! Jestem spakowana, bilet na IC kupiony, gotowa do wyjazdu tylko nie wiem jak mój organizm zareaguje na tak długi czas poza domem. Ostatni nasz wyjazd był we wrześniu 2009. Nie odważyłam się sama jechać samochodem i niestety muszę przełknąć ograniczenia obuwniczo-ciuchowe, ponieważ waliza ma ograniczoną pojemność. W tej chwili u nas w cieniu jest 34 stopnie, jednym słowem Afryka. Laptop nawet najmniejszy nie ma szans, że pojedzie ze mną a tam na miejscu dopiero się okaże czy będzie szansa choć na poczytanie naszego topiku. Może uda mi się wyskoczyć w niedzielę do Międzyzdrojów gdzie mam komputer i będę mogła do Was szrajbnąć. Mam nadzieję na dobry odpoczynek a Wam Kochaniutkie życzę pięknej pogody i udanego planowania wakacji.
-
Witajcie! Dzieciaki odleciały, ja uczestniczyłam w rodzinnym pogrzebie, miałam też rocznicę- już 3 - śmierci męża i wszystko jest do bardzo ogromnej bani. Upłakałam się dzisiaj bardzo. Wypłakałam chyba dwumiesięczny limit. Jest mi bardzo źle. Nie cieszy mnie nawet ta piękna pogoda. Dlaczego świat jest tak urządzony?Jedni mają aż za dużo a drugim los zabiera to co najlepsze. Jutro muszę zabrać się za porządki i pranie pościeli bo zostało mi bardzo niewiele czasu do wyjazdu. Jeszcze fryzjer przede mną i farbowanie włosów. Nie nadaję się dzisiaj nawet do popisania na naszym topiku. Nie życzę żadnej z Was tak podłego humoru a zwłaszcza tak beznadziejnego splotu wydarzeń. Pozdrawiam.
-
Witajcie! Dzisiaj dosyć ciepło i nawet trochę słoneczko nas połaskotało. U mnie w domu kolejny dzień naprawiania, poprawiania i dokręcania różnych urządzeń. Syn stara się zabezpieczyć mnie na jakiś czas, żebym nie musiała o to prosić kogoś obcego, czego z resztą bardzo nie lubię. Jutro po południu zacznie się moja proza życia czyli samotność. Czeka mnie sprzątanie, pranie, układanie a potem pakowanie się do wyjazdu. Czas ucieka nie ubłagalnie. Bardzo przeżywam fakt wyjazdu poza miejsce zamieszkania. Nie wyobrażam sobie tego wszystkiego. Kiedy żył mąż nie miałam nigdy takich dylematów. Było hasło "jedziemy", szybkie pakowanie i rano wyjazd. Boję się też podróży. Po raz pierwszy od ponad 30 lat pojadę pociągiem. Syn tłumaczy mi, że nie powinnam tak emocjonalnie podchodzić do tego wszystkiego i że powinnam się cieszyć, że jadę między ludzi. W dodatku między ludzi z którymi będę przebywać prawie całe dnie. Może ma rację i może rzeczywiście spotka mnie coś miłego. Pożyjemy, zobaczymy. Za chwilę będę przygotowywać jakąś dobrą kolację. Przez te kilka dni była okazja do powyjadania choć części spiżarnianych, własnoręcznie przygotowanych przysmaków. Najwięcej punktów dostałam zamarynowane grzybki. Przepis poleci z dzieciakami. Kończę na dzisiaj i zanurzam się w kuchni. Bywajcie do jutra.
-
Witajcie! Kolejny paskudny dzień. Wprawdzie jeszcze dzisiaj nie padało ale ta szarość i chmurność bardzo mnie dołują. Chcę słonka! Byłam już dzisiaj w Międzyzdrojach, Grzybowie i Kołobrzegu i wyobraźcie sobie, że tam ludki się opalają. U mnie w tej chwili jest aż 15 stopni. Jedno jest pocieszające, że inni mają jeszcze gorzej. Smutna40-ko, nawet nie wyobrażasz sobie o czym dzieciaczki w przedszkolu rozmawiają. Bawią się w dom, rozmawiają "jak starzy" i na dodatek podpytywane przez panie przedszkolanki "sprzedają" wszystko co się dzieje w domu i o czym się rozmawia. Twój synek na pewno nie odstaje od grupy i opowiada o tatusiu tak jak inne dzieci. Jeszcze trochę a będzie prosił Ciebie, żebyś mu o nim opowiadała. Mój syn mimo, że bardzo dorosły nie dojrzał jeszcze do tego aby mu opowiedzieć o krótkiej chorobie męża czy zaglądnąć do dokumentacji medycznej. Nie mógł być na pogrzebie ojca. Pierwszy raz przyleciał do kraju po 7 latach nieobecności na bardzo krótko i dopiero na cmentarzu, kiedy zobaczył grób, dotarło do niego, że ojca już nie ma. Przeżył szok a ja przy nim. Bałam się, że dostanie zawału. Nie zdobył się na odwagę, żeby oglądnąć nasze fotografie z ostatnich lat. Miałam podobną fobię. Bardzo długo nie mogłam się przemóc na szperanie w naszej bardzo dobrej przeszłości. Za kilka dni minie 3 lata mojego wdowieństwa a wszystko prawie tak samo boli jak na początku. Może ta blizna kiedyś się wygładzi ale ja wówczas będę już staruszką i niczego pewnie nie będę już oczekiwała od życia. Nie miałam okazji nikogo poznać w ciągu tych 3 lat. Może gdybym prowadziła bardzo towarzyskie i rozrywkowe życie byłoby inaczej.Mam nadzieję, że tego lata coś się zmieni. Znajoma śmieje się, że każda potwora znajdzie swego amatora a inna powtarza, że na cmentarzu jest najlepsze biuro matrymonialne. Nie zamierzam z tego skorzystać ale moje lato zapowiada się obiecująco. Pewnie poznam dużo ciekawych ludzi, miejsc a i wrażeń też pewnie nie braknie. Bardzo to przeżywam i im bliżej do wyjazdu tym bardziej się płoszę. Ostatnio wzięłam się za swoje zdrowie. Zaliczyłam kilku lekarzy i kilka niezbędnych zabiegów. Został mi jeszcze na jutro jeden - mam nadzieję, że ostatni specjalista - i wszystko wskazuje na to, że depresję trzeba leczyć a nie dusić wszystkiego w sobie i zamykać się w domowym grobowcu na długie popołudnia i wieczory. Z natury jestem towarzyska i wesoła ale to wszystko mija z chwilą powrotu do domu. Dziwne to ale bardzo prawdziwe.Poprawi się pogoda i mnie wróci chęć do życia i bycia z ludźmi. Bywajcie do wieczora.
-
Witajcie wieczorkiem. U mnie lało do południa, jest zimno, powódź nam nie grozi. Mogą się przytrafić jakieś podtopienia. Oglądam Wydarzenia na Polsat2. Dreszcze chodzą mi po plecach bo w dalszym ciągu jak żywe mam w pamięci obrazy z 1997 1998, kiedy to przeżywaliśmy powodziową tragedię. Bardzo żal mi Prażan i w ogóle wszystkich ludzi, którzy patrzą jak niszczeje ich dobytek i nic na to nie mogą poradzić i nic nie mogą zrobić. Natura jest mściwa. Odpłaca nam za wszystkie cywilizacyjne inwestycje, które zaburzyły jej naturalny żywot. Mam nadzieję, że u Was Kochane nie występują zagrożenia powodziowe a milczenie na forum spowodowane jest innymi przyczynami. Piszcie, bo jeżeli odpuścimy to nasz topik spadnie gdzieś "do piwnicy" i trzeba go będzie wydobywać jak węgiel albo jakąś inną kopalinę. Dzisiaj się dowiedziałam, że w piątek będę miała super miłą niespodziewankę. Nic na razie nie chlapnę bo boję się zapeszyć. Pochwalę się może w sobotę albo niedzielę. Bywajcie Kochane, do jutra.
-
Witajcie! Wasze wcześniejsze wpisy jak zwykle przywołały wspomnienia. Pisałam już Wam, że ja nigdy nie nosiłam dużej Kasy. Mąż zajmował się bankiem, opłatami, pilnował żebym nie miała pusto w babskiej portmonetce. Kiedy zachorował ( na bardzo krótko przed śmiercią) musiałam nauczyć się obsługiwania maszyny wypłacającej pieniądze, poznać miejsca w których należało opłacić jakieś rachunki, pilnować terminów płatności itp. I jeszcze jedno, nigdy nie musiałam się martwić stanem konta bankowego. Zdarzały się sytuacje kiedy pytałam męża przy okazji jakiegoś wydatku, czy stać nas na to? Mąż odpowiadał, że oczywiście i że stać nas na wiele więcej. To mi wystarczało. Piszecie o prezentach.. To było najpiękniejsze. Przy okazji Bożego Narodzenia pod choinką leżały prezenty dla wszystkich obecnych przy wigilijnym stole. Pewnego razu liczba paczuszek nie zgadzała się z ilością osób przy stole. Wszystkie paczki rozdano a ja zostałam z niczym. Mąż z synem i wtajemniczony najmłodszy brat męża mieli niezły ubaw, kiedy usłyszałam, że swojego prezentu mam poszukać. Nawet pies się cieszył. W pierwszej chwili trochę mnie to zabolało. Gospodyni, której dzieło niepodważalnie królowało w mieszkaniu i na świątecznym stole ma sobie poszukać prezentu? Któż to widział? Po kilku minutach panowie zaczęli szukać czegoś na choince. Dostałam piękną złotą nawieszkę na łańcuszek, którą kiedyś oglądałam u jubilera. Takich różnych niespodzianek nazbierało się bez liku za 39 lat naszego małżeństwa. Były perfumy i kwiaty bez żadnej okazji. Takie po prostu, na poprawę nastroju. Dzisiaj oddałabym całą biżuterię, pieniądze i inne dobra materialne w zamian za obecność męża. Kiedy ubieram coś ze swoich cacek zawsze przypominam chwilę w której je dostałam. Co do załatwiania spraw w urzędach to była moja działka. Mąż nie chciał patrzeć na częstą niekompetencję urzędników i na panujący tymiwisizm oraz okazywanie kto jest dla kogo. Nie chciał się denerwować i przy okazji nie zaszkodzić sprawie, która była do załatwienia. Kochał ludzi i zwierzęta ale nie zawsze i od początku. Jak już kogoś poznał , przyjrzał się mu po swojemu i analiza wyszła na dobro nowo poznanego drzwi naszego domu stawały otworem. Często ostrzegał mnie przed moją łatwowiernością i zbytnią filantropią. Jego opinie zawsze były słuszne. Czasem pierwsze wrażenie nowo poznanej osoby przekreślało bliższą znajomość. Był bardzo dobrym psychologiem. No i klops. Nie dość, że za oknami chłód (dzisiaj bez deszczu), niedziela, wspomnienia rozkleiły mnie. Łzy kapią na klawiaturę. Pora kończyć na dzisiaj. Pozdrawiam. Nie dajcie się wspomnieniom zdołować.
-
Witam wszystkie Babeczki po raz drugi dzisiaj! U mnie leje i jest zimno. Temperatura 12 stopni toż to prawie marzec a nie czerwiec. Pobiegałam po moich ulubionych plażach i tam też nie lepiej. Ludzi prawie nie widać. W Międzyzdrojach na promenadzie przy wejściu na molo jest trochę weekendowiczów pod parasolami. Żal mi ich wszystkich. Wyłożyli kupę kasy a pogoda do bani. Jeszcze wczoraj plażowali a dzisiaj parasole i ciepłe ciuchy. Z moich planów na dzisiaj, oczywiście prócz sprzątanka, wyszły wielkie nici. Poleżałam trochę pod cieplutkim kocem po obiedzie i teraz krążę jak złoty pieniążek po wirtualnym świecie. W mieszkaniu jest chłodno więc uruchomiłam grzejnik elektryczny,żeby choć trochę je ogrzać. Jutro również ma być tak paskudnie. Żal mi też dzieciaczków, które miały dzisiaj świętować swój dzień na licznych imprezach plenerowych. Organizatorom zabrakło wyobraźni i nie przewidzieli,że pogoda może spłatać takiego psikusa. Wszystkie imprezy przewidzieli pod gołym niebem. A co Wy porabiacie Kochane? Piszcie a będziemy od razu sobie odpowiadać. Ja-a, miło, że się odezwałaś u nas. Głowa do góry Dziewczyno, bo sądzę że jesteś bardzo młodziutka. Kichaj na wszystkich, którzy Ciebie nie tolerują. Równaj w górę do tych najlepszych. Nigdzie nie jest powiedziane, że masz powielić los swoich rodziców. Rób wszystko aby Twoje życie było lepsze i radośniejsze. Chcieć to móc. My też kiedyś byłyśmy bardzo młode i też różnie układało się nasze życie póki nie wzięłyśmy go w swoje ręce. Dzisiaj, prawie na finiszu jesteśmy bogatsze o wszystkie lata, które przeżyłyśmy z już naszymi rodzinami. Kiedyś i Ty będziesz mogła tak o sobie powiedzieć pod warunkiem, że będziesz tego bardzo pragnęła i zrealizujesz swoje marzenia. Od Ciebie zależy jaka będzie Twoja rodzina bo z gniazda rodzinnego już wyfrunęłaś.
-
Witajcie! Mała czarna zaliczona. U nas pusto, wiadomo wolna sobota. Źle spałam, na dworze paskudnie mimo wczorajszego ładnego, bezchmurnego wieczora i tylko patrzeć jak zacznie padać deszcz. temperatura jak na czerwcowy ranek też nie zachęca do jakichś planów. Wierzyć się nie chce, minęło już 5 miesięcy tego roku. Za kilka dni będę miała 3 rocznicę samotności.Czerwiec to miesiąc, który mocno trwa w mojej pamięci. W czerwcu się urodziłam, w czerwcu podjęłam przed wielu, wielu laty pierwszą pracę, w czerwcu kupiliśmy pierwsze autko, w czerwcu rozpoczynaliśmy wiele urlopów, w czerwcu odszedł mój mąż. W tym roku w czerwcu po raz pierwszy od 4 lat wyruszam wreszcie z domu na dość długo. Może od "tego" czerwca coś się zmieni w moim życiu. Może wreszcie wrócę do dawnej sprawności. No i widzicie moje Kochane, ranek, cisza w mieszkaniu, cisza za oknami i dopadła mnie melancholia, wspominki i jakieś niewinne marzenia. Za chwilę "wezmę się za siebie" i rozpocznie się szara codzienność. Pewnie zrobię jakieś porządki, przygotuję obiad, wyjdę poruszać trochę nogami i ani się obejrzę i znowu będzie jutro. Mimo chłodu i niesprzyjającej aury życzę Wam wszystkim dobrego, udanego dnia.
-
Witajcie wieczorkiem ! Storczyk musi mieć przezroczystą doniczkę aby obserwować czy jego kłączaste korzenie żyją. W kwiaciarniach albo w centrach handlowych w dziale ogrodniczym kupuje się korę do storczyków. Przezroczystą doniczkę należy włożyć do ceramicznej doniczki. Raz w tygodniu obficie podlewam a raczej przelewam ostałą wodą , tak że do ceramicznej doniczki wypływa woda prawie do połowy jej wysokości. Zostawiam tak na kilka godzin( 2-3) i dopiero wtedy wylewam wodę z ceramicznej doniczki. Korzenie storczyka są wtedy piękne zielone. Jeżeli łodygi kwiatowe po przekwitnięciu usychają to przycinam je do miejsca w którym kończy się suchość.Łodyga przycięta, zazwyczaj wypuszcza rozłogi w miejscu zgrubienia (oczka) i znów zaczyna kwitnąć. Przyglądnijcie się dobrze liściom storczyka czy czasem nie ma na nich waciano-bawełnianych białych narośli.Jeżeli tak to kwiat jest raczej do wyrzucenia. Jeszcze z mężem kupowaliśmy specjalne preparaty, oddzielaliśmy chore kwiaty od zdrowych i próbowaliśmy leczyć z pasożyta, który nazywa się przędziorek. Najczęściej przędziorek przenosi się z innych kwiatów albo przynosimy go z kwiatkiem ze sklepu. Moje storczyki kwitną jak się patrzy. Są to kwiaty, które dostałam już po śmierci męża. W przeszłości mój mąż,który kochał zajmować się kwiatami, zrobił z naszych parapetów okiennych hodowlę różnych rodzajów storczyków. Było ich ponad 30 sztuk.Znajomi nam ich zazdrościli. Pięknie kwitły ale nikt nie chciał się nimi zajmować podczas naszych urlopów więc urlopy trwały maksymalnie 10 dni. W 2008 roku mąż porozdawał swoje storczyki i zaczął nową mniej wymagającą hodowlę cykasów. Cykasy nie kwitną i cały ich urok w pierzastych liściach. Zostało mi już tylko 5 okazów. Część rozdałam a część po prostu padła. Ale się rozpisałam. Idę sprawdzić czy nie było mnie jeszcze w łazience i szybko do łóżka. Pozdrawiam ciepło.
-
Witajcie! Nie ma sprawiedliwości nawet w pogodzie. Zróbcie to co ja, żeby choć przez chwilkę ogrzać się plażowym słoneczkiem. W Kołobrzegu, Świnoujściu, Międzyzdrojach, Mielnie i innych miejscowościach zachodniopomorskiego ludziska leżą na leżaczkach i nie mają pojęcia, że na Dolnym Śląsku tak zimno i deszczowo. Oczywiście to bieganie po plażach dzięki naszym komputerom. Nic innego nie wypada jak złapać jakąś fajną książkę i zameldować się w sypialni pod cieplutki koc. Pogoda u nas nie wytrzymała nawet do końca procesji podtrzymując tym samym coroczną tradycję. No i żeby było ciekawiej to po północy mieliśmy burzę. W tej chwili znów pada i jest tylko 11 stopni. A jak Wam Kochane zaczął się długi weekend? Pozdrawiam.
-
Witajcie! U mnie leje już ponad 10godzin bez przerwy. Wasze i mój oczywiście też, humory są takie jak dzisiejsza pogoda. Nawet nie chce mi się pisać. A poza tym co pisać przy tak wisielczym humorze. Do południa zrobiłam trochę zakupów kosmetycznych w Rossmannie. Do jutra jest tam fajna promocja, obniżki 40%. Obkupiłam się w niezbędne kosmetyki za niewielkie pieniądze. Zaopatrzona jestem w kremy, mleczka, szminki i inne babskie d*perszmajsy chyba aż do jesieni. Teraz czekam aż mi "dojdzie" ryż. Na obiad chińszczyzna. Na 16,oo wychodzę na zebranie i pewnie wrócę gdzieś około 20,oo. Rozleciała mi się dzisiaj parasolka składana ale biedaczka miała już prawo zakończyć swój długi żywot. Pogrzebałam biedulę w koszu na śmieci przy galerii handlowej, żeby nie nieść śmiecia do domu. To byłoby na tyle podczas tego wejścia. Mimo wszystko pozdrawiam optymistycznie licząc na poprawę pogody.
-
Witajcie! Jak to dobrze, że zimny weekend już za nami. Końcówka maja a ziąb jak w marcu. Matka natura po raz kolejny pokazała " kto tu rządzi". Myślę, że takie dni też są potrzebne. Dzisiaj u mnie było w ciągu dnia aż 11 stopni a przy tym silny wiatr i od czasu do czasu opady małego deszczu. Niedzielny spacer z konieczności został ograniczony do niezbędnego minimum. Przebywanie w mieszkaniu to też żadna dzisiaj i wczoraj przyjemność. Żeby "złamać" temperaturę i wilgotność w mieszkaniu musiałam włączyć na trochę grzejnik elektryczny. Bez przesady, żeby nie rozregulować swojego organizmu i nie zafundować sobie przed urlopem jakiegoś przeziębienia. A jak tam u Was moje Kochane?
-
Witajcie! Co za dzień? Zimni Ogrodnicy spóźnili się o 10 dni. U mnie cały dzień pochmurnie, bez deszczu a temperatura w porywach dobijała do 13 stopni. Jak tu przetrwać w takich warunkach jeszcze trzy dni? Znajoma opowiadała, że u niej około 6,oo rano było tylko 1 stopień i szron na trawie. Słoneczko przez ostatnie wiosenno-letnie dni rozpieściło nas i teraz trudno odnaleźć się przy takiej pogodzie. Życie nas nie rozpieszcza i jak mówi stare porzekadło " na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą". To przysłowiowe pochyłe drzewo to oczywiście my. Resztę dopowiedzcie lub dopiszcie sobie Same. Aleksandro, współczuję diagnozie ale tak od serca biegusiem do szpitala. Masz dla kogo żyć. Im szybciej tym lepiej. Trzymam kciuku za pomyśloność.
-
Witajcie! U mnie mąci się w powietrzu. Trochę niewinnego słonka, chmury i ogólnie niezbyt ciepło. Zupa się gotuje, kwiatki podlane, trochę poukładany bajzelek, zostało wytrzeć meble, parkiety i odkurzyć. Na koniec łazienka i kuchnia i jak widzicie normalny pracowity,domowy dzień. Dzisiaj nie mam żadnego wyjścia więc dzień będzie chyba cały gospodarczy. Przejrzałam szafy i powybierałam z nich rzeczy w których dawno nie chodziłam, przebrałam też obuwie i teraz tylko komuś to oddać. Mam taką jedną babeczkę, która to zabierze dla siebie i swoich krewnych. Muszę jeszcze dojrzeć do wydania ciepłych okryć. Mam dwa kożuszki; krótki czarny i długi beżowy z którymi ciężko mi się rozstać. Nigdy już nie dojdę do ich rozmiaru a miejsca w szafie zajmują dosyć dużo. Tak samo ma się sprawa z ciuszkami, które jeszcze zostawiłam, może kiedyś coś z tego włożę na siebie a może za rok spakuję do wydania. Tak to już z nami kobietami jest. Pamiętamy zazwyczaj ile co kosztowało i żal nam oddawać za darmo a handlować noszonymi rzeczami nie umiemy i nie chcemy. Koniec odpoczynku, biorę się do zaplanowanej roboty. Życzę wszystkim Babeczkom dobrego dnia.
-
Witajcie! Fajnie, że znów u nas zaroiło się od wpisów - trochę z tymi wpisami przesadziłam ale jest lepiej jak było ostatnio. Ja też mam za sobą uroczystość komunijną. Było sympatycznie, miło w restauracji. Dałam małej pieniądze i sądzę, że większość gości tak zrobiła. Pogoda dopisała więc nic dodać nic ująć. Dzisiaj chciałam porejestrować się do lekarzy specjalistów i klops.Gabinet okulistyczny nieczynny do przyszłego tygodnia a do drugiego specjalisty dzisiaj nie rejestrują. Jutro kolejna wyprawa. Mam nadzieję, że uda mi się bez płatnych wizyt w prywatnych gabinetach. W pewnym wieku zaczynamy "wycierać" poczekalnie różnych specjalistów a najczęściej w ich prywatnych gabinetach. Wszystko dobrze tylko, żeby jeszcze do emerytur dodawali nam pieniądze na wizyty w prywatnych gabinetach.Życie jest fajne ale bardzo drogie jeśli zaczyna nam coś dolegać. Proza życia. Teraz nie dziwię się starszym ludziom, którzy zawsze "zalegali" w poczekalniach do specjalistów. To nie było związane z nadmiarem czasu u nich tylko z koniecznością i brakiem możliwości finansowych.
-
Witajcie! Od dwóch godzin bardzo zachmurzone niebo, spadło nawet parę kropli deszczu. Jest też duży wiatr i może pogoni te ciemne chmurzyska.Zbliża się a w zasadzie już jest weekend i tradycji musi stać się zadość. Nie piszę więcej na temat pogody, żeby nie zapeszyć. W niedzielę będę na uroczystości komunijnej. Wracają wspomnienia, kiedy przeżywaliśmy tą uroczystość z naszym synem. Upłynęło ponad 30 lat i muszę przyznać, że nie było takich wariacji. Nie brałam urlopu, nie było wolnych sobót, wszystko przygotowywałam w domu z moją mamą. Było smacznie, ładnie, sporo gości i ogólnie bardzo fajnie. A dzisiaj na kilka miesięcy przed uroczystością zamawia się restaurację, planuje ilość gości, zaproszenia i całą masę innych bzdetów. Dziecko nie myśli o komunii a o wysokości zebranych prezentów pieniężnych i innych dóbr. Są rodzice, którzy jako prezent komunijny kupują drogą wycieczkę do Disneylandu albo gdzieś w ciepłe odległe kraje. Czytam na naszym topiku, że dzieci uczestniczą w pielgrzymkach. Co się porobiło w naszym świecie? Pielgrzymka to rozumiem ale wszystko inne absolutnie nie. Pamięć dziecka na zawsze zarejestruje ilość pieniędzy i wartość prezentów a to ma się ni jak w zestawieniu z wiarą . Może ja się starzeję? Jak Wy zapatrujecie się na dzisiejszą celebrę tego sakramentu?
-
Witajcie w piękny wiosenny a może raczej letni dzionek. Pobiegałam po zaprzyjaźnionych nadmorskich plażach i wyobraźcie sobie, że tam prawdziwe letnie plażowanie. Piękny widok, ludziska w strojach kąpielowych na leżakach, za parawanami. Oczywiście nie ma takiego tłoku jak w szczycie letniego sezonu ale widok cieszy oczy. Za trochę ponad miesiąc wyjeżdżam na dłużej nad morze. Bardzo za nim tęsknię. Ostatnia nasza wyprawa nad morze, która kończyła nasz coroczny nadmorski sezon to wrzesień 2009 roku. Jednym słowem a raczej zdaniem pierwsze z postanowień noworocznych zrealizuję. Skorzystałam z dzisiejszej pogody i też rozpoczęłam letni sezon. Pozwoliłam na słoneczne pieszczoty dla mojej skóry. Bez przesady bo tylko po 20 minut na przód i plecy. Było super na słonku. Zawsze jeździliśmy na opalanie z rana, nigdy w południe kiedy słoneczko aż pali. Pozostało mi wrzucić do bagażnika leżak i znaleźć bezpieczne miejsce do kąpieli sloneczno-powietrznych dla skóry. Pozdrawiam pięknie.
-
Witajcie Babeczki a raczej halo, halo gdzie jesteście? Dzień kończący zimne majowe dni z przepowiedni,u nas był piękny a wręcz letni. Jak ja lubię ciepełko. Moje baterie ładują się i przywracają mi chęć do życia. Piszę o bzdetach, żeby nasz topik do jutra nie zaginął w długaśnym spisie. Przykro jak człowiek rozpędza się poczytać coś fajnego napisanego przez sympatyczne Dziewczyny a tu niespodziewanka. Do jutra Kochane.
-
Witajcie! U mnie zimno - tylko 9 stopni - i pada, pada. Nie zanosi się na jakieś przejaśnienia. Chciałam pójść do męża ale muszę poczekać na mniejszy deszcz. Niedziela jak każda inna z 152 bez męża. Wierzyć się nie chce, że to aż tyle. Planowałam, że zadzwonię do koleżanki i pojedziemy na obiad gdzieś za miasto a po nim na jakieś spacerki. Z planami jak w powiedzonku o chłopie, który planował, że puści bąka a narobił sobie w gacie. Mięsko mam gotowe, do zrobienia lodowa sałata i obranie młodych ziemniaczków i będzie po samotnym obiedzie. Tylko dlaczego właśnie tak musi być? Ech, życie.. Następna niedziela będzie pełna wrażeń i szybko minie. Idę na uroczystości komunijne wnuczki mojego brata. Panująca pogoda nie nastraja mnie ani trochę pozytywnie do tego świata. Nawet klepać w klawiaturę mi się nie chce. Idę zrobić sobie małą kawkę, może ona podniesie mi ciśnienie. Bywajcie.