Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Gdynianka1987

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Gdynianka1987

  1. Witam serdecznie (szczególnie przyszłe Mamusie) ;) Założyłam ten temat, ponieważ mam termin porodu na czerwiec tego roku, mieszkam w Rumi i od pewnego czasu zastanawiam się nad porodem w Wejherowskim szpitalu... Niestety przeszukałam różne fora w internecie i większość wypowiedzi na temat porodówki w Wejherowie jest sprzed kilku lat :( Niektóre pozytywne, inne negatywne... chciałabym jednak poznać najnowsze opinie i mam nadzieję, że tutaj Mamusie, które już urodziły w Wejherowie wypowiedzą się :) ... a może poznam jakieś Panie, które również mają termin na czerwiec i spotkamy się na wejherowskiej porodówce ;P Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na jakiekolwiek wypowiedzi :) :) :)
  2. Hej Dziewczyny :) Przepraszam, że się tak wtrącę troszkę w temat, ale rzuciłam okiem na Wasze wpisy i tak mnie korci, żeby napisać co nie co.... Ja kolejnego dzidziusia planuję również rodzić w Wejherowie (moja Natalka teraz ma dopiero skończone 4 miesiące więc poczekam jeszcze 2-3 latka, ale wiem na 100%, że w Wejherowie będę rodziła drugie), ale po raz drugi nie dam sobie wmówić kilku rzeczy takich jak" "Nie można w szpitalu dawać dziecku smoczka!" - Takie zdanie usłyszałam od jednej z położnych... mało tego, skwitowała, że jak wrócę do domu to będę mogła dawać dziecku co tylko będę chciała, a tutaj smoczka się nie daje!!! BZDURA! żałuję, że jej posłuchałam! Następnym razem postawię się, bo to MOJE dziecko i wiem lepiej czy dać jej smoczka czy nie! Moja i tylko moja sprawa! Druga uwaga innej położnej: "Dziecko karmione musi być co 3 godziny, bez względu na to jaka jest pora dnia czy nocy" ... a ja głupia jako, że to moje pierwsze dziecko - posłuchałam i męczyłam moją córcię - co 3 godziny karmiłam, ale.... no właśnie okazało się, że Niunia potrzebuje mlesia co 2 godziny i akurat nie w takich porach, w jakich jej dawałam... więc jak była głodna to ją na siłę przetrzymywałam, a jak była najedzona to ją budziłam, bo tak kazała położna, która co 3 godziny do mnie przychodziła i pilnowała, żebym w tych godzinach karmiła dziecko... BZDURA!!! Drugi raz takiego błędu nie popełnię! Natalka jadła, i je do tej pory co 2 godzinki i jest jej z tym dobrze :) Trzecia porada położnej: "Dziecko karmimy maksymalnie 40 minut - 20 minut jedną pierś, 20 minut drugą i koniec!!!" ... a ja znów jak głupia posłuchałam i co??? Ryk, krzyk, bo Mała albo nie chciała, albo później chciała dłużej być przy cycku, a ja równo 40 minut i koniec, albo wpychałam na siłę cyca do buźki!!! KOLEJNA BZDURA!!! Następnym razem będę trzymała dziecko przy cycku tak długo jak długo będę widziała, że dzidzia ssie i nie przysypia, bo po powrocie do domu moja położna powiedziała mi, że córcia nie musi nawet jeść z cycka, ważne, żeby w tych pierwszych dniach uczyła się ssania! Ehhh.... człowiek uczy się całe życie na błędach, ale 10-dniowy pobyt w szpitalu z pierwszym dzieckiem wiele mnie nauczył... przede wszystkim tego, że nie powinno się słuchać wszystkich rad, bo nie każda jest dobra.... no i trzeba mieć SWOJE zdanie i bronić tego, co dla naszego dziecka jest najlepsze!
  3. ojjj bardzo chętnie :P to gdzie podrzucać mamy nasze pociechy? :D hehe.... wyśpimy się pewnie dopiero za kilkanaście lat... ;) ... o ile w ogóle ;)
  4. kiwoszka --> tak, tak, ta Pani w okularkach, szczuplutka też była superowa :)
  5. Piszecie, że Panie położne czytają nas? Jeżeli tak to... znalazłam imię i nazwisko Pani położnej, która odbierała mój poród... to Pani Mieczysława K. (nazwiska nie podam, bo to tak nie grzecznie) - Pani Mieczysławo... JEST PANI ANIOŁEM!!! I prawdziwą położną z powołania :) Poza Panią Mieczysławą jest jeszcze jedna Pani, która wg mnie zasługuje na szczególne wyróżnienie (już z położnictwa, nie traktu porodowego), niestety ani imienia ani nazwiska nie znam, a żałuję... Pani w ciemnych włosach, chyba brązowych oczach, pamiętam, że bardzo pomogła mi rozmową w momentach, kiedy miałam okropnego doła (chyba 4 lub 5 dnia po porodzie) i nie potrafiłam sobie poradzić z faktem, że przez żółtaczkę Natalki musimy tak długo być w szpitalu :/ Nie zapomnę dnia, w którym wiadomo było na 90%, że następnego dnia wyjdziemy ze szpitala i ta przemiła Pani pożegnała się ze mną na korytarzu (akurat byłam zaparzyć herbatkę), podziękowałam Jej za pomoc, a Ona uśmiechnęła się i powiedziała, że poleca się na przyszłość :D jak widziałam tę oddalającą się w korytarzu Panią w eleganckiej spódniczce, jasno żółtej, równie eleganckiej bluzeczce aż mi się smutno zrobiło, bo nie mogłam tej Pani nic dać poza zwykłym słowem "dziękuję" :( A że jestem osobą bardzo wierzącą to tak sobie pomyślałam, że ta Pani wraz z Panią Mieczysławą przez cały pobyt 10-dniowy w szpitalu były dla mnie i Natalki Aniolkami, które nas chroniły i pomagały w trudnych chwilach :) W ciąży dużo modliłam się o to, żeby trafić w dobre ręce podczas i po porodzie... i chyba nam wymodliłam te dwie CUUUUDNE DUSZYCZKI :) Ojjj.... ale się rozpisałam :P
  6. Cześć dziewczyny :) ufff, ale dziś mam pracowity dzionek... Natalia w nocy strasznie niespokojna była, rano tylko pospała spokojnie może 1,5 godzinki, później znów się kręciła nerwowo :/ na szczęście niedawno zrobiła kupkę i teraz spokojnie oglądamy MiniMini :) Mam tylko nadzieję, że zaśnie w ciągu dnia na trochę dłużej, bo trzeba w domku ogarnąć :P Jeśli chodzi o pas poporodowy - ja mam, ale użyłam go tylko raz, chyba w 4 tyg po porodzie... za gorąco mi w nim było, nie mogłam wytrzymać :( i w sumie żałuję trochę, że tak szybko się poddałam, bo oponka została :/ Teraz planuję zacząć ćwiczyć weidera, bo wg mnie przynosi najlepsze efekty jeśli chodzi o ćwiczenia mięśni brzucha. Spuchnięte nogi... ojjj miałam i to bardzo, ale dopiero przy samej końcówce ciąży.
  7. już nie gość P --> nie ma problemu :) Ja ze swojej strony postaram się w miarę możliwości często wchodzić na tę pocztę i wysyłać nowym użytkowniczkom dane do logowania. Na kafeterię też mam zamiar częściej zaglądać - mam nadzieję, że Natalka mi na to pozwoli ;) Dziś jest zrelaksowana i smacznie śpi więc mam troszkę wolnego czasu i mogę chwilę popisać, ale nie zawsze tak jest więc wybaczcie jeżeli znów przez jakiś czas nie będę się odzywać :/ Na pewno na FB jestem częściej niż tutaj, ale... obiecuję poprawę ;)
  8. Paulusek --> mi powiedział ktoś kiedyś, że jeżeli dziecko zachowuje się "normalnie" ponad tydzień tzn., że kolki minęły :) Życzę Wam, żeby u Was też ten etap się zakończył na amen ;) Mail już założyłam więc jeżeli chcecie to wyślijcie na ten adres: kafeteria.2013@wp.pl "zaczepnego" maila, a ja tak jak pisałam - podeślę Wam hasło i będziemy mogły wszystkie zarządzać skrzynką :)
  9. Zaproszonka wysłane :) ale macie śliczniutkie dzieciątka!!! :) Wszystkie cuuuuudne :)
  10. kiwoszka --> jak rozpoznać mam które dziewczyny są znajomymi z kafeterii, a które nie? :( pisałyście wcześniej jak się nazywacie czy jak?
  11. Paulusek89 --> etap kolek uważam za zamknięty od momentu kiedy Natalka przestała płakać całymi godzinami, dniami i nocami :) poza tym teraz bez problemu raczej robi kupkę, regularnie je, nie pręży się, nie budzi się w nocy z krzykiem. Próbowałyśmy masaży, zmieniłam nawyki żywieniowe, dawałam jej Espumisan. Bobotic, herbatkę koperkową, przepajałam wodą przed jedzeniem, sama jadłam suszone śliwki, próbowałam wielu sposobów... nie wiem czy któryś z nich pomógł czy po prostu kolki same minęły, w każdym bądź razie teraz Natalka dostaje od wczoraj tylko mleko modyfikowane (po trzech zmianach wybrałyśmy mleko NAN), tylko rozwadniam je troszkę bardziej niż napisane jest na opakowaniu, poza tym nic więcej nie robię :) , a brzuszek nie boli, kupki robi regularnie i wszystko jest super :)
  12. O jasna cholipa... to mam niezłe zaległości :P Jak mogę Was znaleźć na FB? :)
  13. Kurcze... nie mam czasu niestety przeczytać wszystkiego (do przeczytania mam kilka stron ;) ), ale z tego, co zauważyłam rzutem oka Paulusek urodziła :) :) :) Więc tylko szybciutko napiszę - WIEEEELKIE GRATULACJE dla świeżo upieczonych Rodziców!!! Oby się Wam Maleństwo dobrze chowało, dużo zdrówka dla Bąbelka oraz dzielnej Mamusi :) Pozdrawiam
  14. Kurcze... tak czytam te Wasze opowieści i aż rzeczywiście czasami ciarki po plecach przechodzą :/ Ja osobiście od zawsze bałam się cc więc Bogu dziękuję, że mogłam urodzić sn, a przede wszystkim dziękuję za to, że mój poród przebiegł bezproblemowo (poza poporodowymi komplikacjami ze zdrówkiem Natalki), szybko i sprawnie, w miłej atmosferze :) Któraś z Was pytała czy byłam nacinana - na szczęście nie :) Tego nacinania też strasznie się bałam i oczywiście podczas przyjęcia na SOR-ze podpisałam zgodę na nacinanie, ale na samej porodówce jak mnie położna jeszcze raz zapytała czy się zgadzam to powiedziałam, że tak, ale bardzo proszę o nacięcie TYLKO wówczas, kiedy będzie to na prawdę KONIECZNE :) To, że nie popękałam i że nie musiałam być nacinana zawdzięczam raczej położnej, bo czułam, że co jakiś czas "rozmasowywała" mnie od środka , tak jakby chciała mnie rozszerzyć ;) no i troszkę zawdzięczam sobie ;) , bo tak jak któraś też z Was napisała - jak się słucha rad położnej to można też uniknąć nacinania, bo położna wie kiedy powinno się przeć, kiedy nie itp. Ja byłam posłuszna, dodatkowo tak jak już kiedyś pisałam - miałam starszą, doświadczoną, sympatyczną położną, z którą rewelacyjnie się współpracowało :) Ogólnie uważam, że jeżeli nie ma żadnych komplikacji medycznych to przebieg porodu baaardzo wiele zależy od naszego nastawienia :) Ja od samego początku byłam nastawiona bardzo pozytywnie, np. w czasie tych najtrudniejszych skurczy zamiast użalać się nad tym, że boli wbiłam sobie do głowy, że te mocne skurcze oznaczają, że już niebawem zobaczę i przytulę w końcu moją córcię, więc były momenty takie, w których nawet się cieszyłam, że nadchodzi skurcz :D ... wiem, że wydaje się to być nienormalne, ale dzięki temu moje nastawienie było tak pozytywne :) Nawet z-ca ordynatora się śmiał i jednocześnie dziwił jak można się tak ze skurczy cieszyć :) Powiedział, że takich rodzących oby jak najwięcej więc życzę Wam moje drogie równie radosnego nastawienia :) A i jeszcze napiszę tylko, że również chodzę do dr. Żabińskiego, to On prowadził od początku moją ciążę, mało tego mogę napisać, że On jako jedyny przejął się tym, że w ciążę zajść nie mogłam i On zaczął się tym zajmować... jak widać ze skutkiem takim, że teraz jestem szczęśliwą mamusią cudnej Natalki :) Więc dr. Żabińskiego POLECAM i polecać będę do końca życia ;)
  15. Paulusek --> to już 39 tydzień... :) trzymam kciuki, żeby Maleństwo nie było zbyt duże ;) i przede wszystkim żeby poród był szybciutki ;) Dziękuję za porady dotyczące kolek itp. :) na pewno są przydatne, póki co mojej Natalce troszkę dolegliwości przechodzą, ale jak tylko wrócą, a Espumisan nie będzie przynosił skutków to sięgnę po któryś z polecanych przez Was lek. Kamka --> Monitor oddechu, który ja mam to AngelCare AC300 - polecam :) A jeśli chodzi o nacięcie krocza ... u mnie obeszło się bez :) oczywiście uważam, że to dzięki mojej położnej, która rozmasowała mi niektóre "partie" ;) więc się nie wypowiem na ten temat.
  16. No właśnie do jutra musimy wytrzymać - na 11.30 wizyta u pediatry, mamy nadzieję, że nam podpowie co jeszcze poza masażami brzuszka możemy zrobić, żeby Malutkiej pomóc :) A pytanie mam... czy potrzebujecie lub znacie jakąś ciężarną, która potrzebuje tabletek LUTEINA 50 mg w wersji dopochwowej? Bo zostały mi 34 sztuki, a szkoda mi to wyrzucić więc może którejś dziewczynie się przydadzą - chętnie bym oddała za darmo :) A mieszkam w Rumi więc może któraś chciałaby ode mnie odebrać :) W sumie mam jeszcze na zamianę za jedną paczkę pampersów Dada 2 tabletki (tak właściwie kapsułki) URSOPOL 150 mg - to są tabletki dla ciężarnych, które mają cholestazę ciążową... Została mi prawie cała paczka (w paczce jest 50 kapsułek, ja zjadłam 3 sztuki, później urodziłam, a po porodzie kazali mi odstawić). Wartość tego Ursopolu to ponad 100 zł więc jeżeli jakaś dziewczyna potrzebuje to uważam, że zamiana na paczkę pampersów jest opłacalna ;) Gdyby któraś z Was słyszała lub sama potrzebowała LUTEINĘ lub URSOPOL to proszę napisać ;)
  17. A i jeszcze mi się przypomniało... Któraś z Was pisała o obawach dotyczących ilości pokarmu względem wielkości piersi... Moje bardzo urosły podczas ciąży, nie wspomnę o wzroście po porodzie... ;) również widzę różnicę w wielkości obu piersi - pomiędzy jedną piersią, a drugą jest spora różnica. Ale głównie chciałam napisać, że leżałam na położnictwie z dziewczyną, która piersi miała za przeproszeniem jak rodzynki ( ;) ), a w nich tyyyyyyle pokarmu, że spokojnie wykarmiła bliźniaczki i jeszcze się śmiała, że mogłaby wykarmić pół szpitala ;) Więc na prawdę wielkość chyba nie ma znaczenia :)
  18. :) Podobno wypróżnić się można od razy w całości, nie trzeba biegać kilka razy do kibelka :) Tylko zauważyłam, że niektóre Panie siedziały tam kilkanaście minut, a niektórym zajmowało to nawet pół godzinki albo dłużej :) Od koleżanek z położnictwa słyszałam, że ta lewatywa nie jest wcale taka straszna... wiadomo, że do najprzyjemniejszych nie należy, ale da się przeżyć więc głowa do góry :) A jeszcze na temat karmienia się wypowiem ;) Ja od początku chciałam karmić tylko piersią, ale różnie to bywało... w szpitalu zdarzało mi się dokarmiać czasami sztucznym, w domu jeżeli już to daję około 70 ml Bebilonu na noc (tzn mój mąż robi nocną porcję sztucznego, bo jedno karmienie nocne należy do mężusia :) ). A bywa i tak, że całą dobę karmię moim mleczkiem, z tym, że od kilku dni boli mnie bardzo sutek prawej piersi więc córcię przystawiam do lewej, a prawą opróżniam laktatorem i podaję Małej w butelce. Przynajmniej wiem ile zjadła i że się najadła :) Pokarmu teraz mam na prawdę sporo... aż czasami cieknie po bluzce ;) i bardzo mnie to cieszy :) Podejrzewam, że tę ilość pokarmu zawdzięczam częstemu przykładaniu dziecka do piersi. Herbatki... ja piję Bocianka, nie wiem czy pomaga czy nie - mam wrażenie, że tak, ale być może faktycznie wszystko zależy od nastawienia ;)
  19. Z resztą później z ciekawości z koleżankami wypytałyśmy pielęgniarkę jak to jest z tą lewatywą :) Więc każdą rodzącą namawiają do lewatywy, oczywiście mamy prawo się nie zgodzić, ale podobno nie warto się upierać ;) bo rzeczywiście po lewatywce jest komfort tego typu, że na porodówce nie musisz myśleć o kupie ;) Tak jak było już wspomniane - nawet jeśli kupka by się przytrafiła to faktycznie personel chyba zbytnio się tym nie przejmuje pod względem negatywnym, ale wiadomo, że pewnie każda z nas się krępuje będąc w takiej sytuacji ;) Ja osobiście zostałam zapewniona przez położną, która przyjmowała poród, że jej to na prawdę różnicy nie robi czy mi coś "wypadnie" czy nie, bo ona już nie takie rzeczy widziała :) :) :) No i jedno szczęście, że nic mi nie "wypadło" ;) ale rzeczywiście czasami się tego obawiałam ;) A sama lewatywa wygląda w ten sposób, że w toalecie jest kibelek, umywalka i kozetka, rodząca kobietka kładzie się lub opiera o kozetkę, położna lub pielęgniarka "aplikuje" do odbytu płyn ze specjalnie wyprofilowanej plastikowej butelki, czasami potrzebne jest kilka buteleczek (pewnie zależy od tego co rodząca wcześniej jadła, ile i o której godzinie). Później położna / pielęgniarka wychodzi z toalety, a rodząca zostaje i się wypróżnia spokojnie :)
  20. Hej dziewczyny :) Widzę, że topik się rozkręca :) Bardzo mnie to cieszy :) Dawno nie pisałam... wiadomo, jak każda świeżo upieczona Mamuśka na wszystko brakuje mi czasu ;) Pierwsze tygodnie z córeczką mijają w ekspresowym tempie, dzień leci za dniem, Natalka rośnie w oczach :) Na pewno jest zupełnie inaczej ;) Wszystko kręci się wokół Małej. Ja mam to szczęście, że mój mężulek jest na urlopie i bardzo mi pomaga (nakarmi córcię mleczkiem ściągniętym z piersi, przebierze ją, zaopiekuje się podczas kiedy ja mogę zrobić coś innego, np. porządek w domku :) ). Więc póki co nie jest najgorzej, aż boję się co to będzie jak mąż będzie musial wrócić za tydzień do pracy :/ Od kilku dni Malutka ma problem z bolącym brzuszkiem więc nie jest łatwo... mało śpi, często płacze, na zmianę z mężem masujemy jej brzuszek na różne sposoby, tulimy ją, karmimy, ale czasem jest na prawdę ciężko :( Podobno jej jelitka przyzwyczajają się do "nowego" jedzenia i po prostu trzeba ten czas przetrwać.... Oby jak najszybciej wszystko się unormowało. Wracając do tematu... Lewatywy ;) Mnie na szczęście ta "przyjemność" ominęła, bo tak szybko akcja porodowa u mnie postępowała, że w końcu nie zdążyli mi zrobić :D Ale dokładnie wiem jak to wygląda, bo leżąc na patologii w maju miałam salę od razu na przeciw toalety, w której robili rodzącym lewatywki... ;)
  21. Hej Dziewczyny :) Nie udzielam się ostatnio zbyt często z wiadomego powodu... po porodzie na wszystko brakuje czasu ;) Teraz mężuś leżakuje w łóżku z Natalką więc ja korzystam z wolnego czasu i wpadłam na kafeterię poczytać ;) Bardzo się cieszę, że temat się rozkręca, bo ja przed porodem szukałam jakichkolwiek informacji o Wejherowskim szpitalu i z takich konkretów nic nie znalazłam :( Więc być może nowym koleżankom czy Mamusiom, które mają poród jeszcze przed sobą ten temat będzie przydatny :) Widziałam kilka pytań do mnie więc odpowiadam :) Nacinana nie byłam, położna tak sprawnie moją córcię obracała (ja tego oczywiście nie widziałam, ale mąż podejrzał co nie co...), że założone miałam tylko 3 szwy (na moje szczęście rozpuszczalne :) ), 1 szew "w środku", bo troszkę mnie Malutka "przetarła", a 2 pozostałe szwy to jak powiedziała położna "takie kosmetyczne, żeby ładnie wyglądało (dla męża)" ;) ... Zakładanie szwów nic nie bolało :) Mój poród trwał w całości 5 godz. 40 min :) tak mam wpisane w dokumentach, przy czym sama akcja na porodówce trwała 10 minut :) Ogólnie o 3.30 zaczęły odchodzić mi wody, ale skurcze zaczęły mi się o 6.00, a urodziłam o 11.40 więc wychodzi na to, że I faza porodu trwała od 6.00 do 11,30 (5,5 godz), a II faza od 11.30 do 11.40 (te 10 minut) :) Jeśli chodzi o pozycję podczas porodu... ja odstawiałam "tańce" w sali na patologii, bo tam zaczęły mi się skurcze i tam też miałam już bóle parte... Ulgę przyniosła mi dziwna pozycja polegająca na tym, że oparłam się przedramionami o szafkę przy łóżku, wypięłam się i kręciłam biodrami :) Jak mnie zawieźli na porodówkę to już nawet nie myślałam o pozycji tylko wskoczyłam szybko na to łózko porodowe, bo czułam, że znów muszę przeć :/ Czyli ogólnie nie miałam czasu na nic :P To była na prawdę szybka akcja więc nie robiło mi różnicy jak rodzę... zależało mi tylko na tym, żeby szybko się Malutka urodziła :) I udało się :) Mi cały poród łącznie z urodzeniem łożyska i szyciem przyjmowała położna, lekarz był obok jak już Natalka zaczęła wychodzić i czuwał do samego końca, aż mnie położna zszyła, wytarła i poród się zakończył :) Fajnie, że trafiłam akurat na lekarza prowadzącego moją ciążę :) W międzyczasie pożartował troszkę ;) A... i jeszcze na koniec przyszedł zastępca ordynatora, który mnie rano na SOR-ze przyjmował :) Przyszedł pogratulować i poszedł :) Więc było szybko i sympatycznie :) Jeśli chodzi o odwiedziny męża na patologii to z tego co wiem - godziny odwiedzin są od 12.00 do 20.00, ale mogę się mylić, głowy sobie nie dam uciąć. Na pewno od 12.00, bo ja chciałam, żeby mąż od razu po pracy przyjechał (około 9.00), ale połozna powiedziała, że nie ma przyjeżdżać, bo przed 12.00 i tak nie urodzę :P ... troszkę się pomyliła ;) Ja sama około 9.30 zadzwoniłam do męża i powiedziałam, żeby przyjechał, bo czuję, że niedługo urodzę (skurcze miałam co 2 minuty). Najwyżej by posiedział do tej 12.00 przed oddziałem :) Ale fart chciał, że mąż trafił na otwarte drzwi i szybko wszedł na patologię, znalazł mnie i może pół godziny później już jechaliśmy na porodówkę :) Więc po prostu mieliśmy szczęście :) Ojjj uciekam, bo znów Córeczka głodna :) Miłego dnia Wam życzę :)
  22. Dziękuję :) Moja położna mówiła mi, że jeżeli wody są czyste i nie będę czuła zbliżających się coraz mocniejszych skurczy (ja skurcze poczułam dopiero po 2,5 godz.) to spokojnie, bez paniki mogę założyć, że mam jeszcze około 2, a nawet 4 godzin zanim coś konkretnego się wydarzy ;) Więc ja postanowiłam się wykąpać, do końca spakować (biszkopciki, wodę mineralną i takie tam pierdółki), wyprasowałam kieckę i pojechałam, po drodze w samochodzie jeszcze włączyłam ulubione piosenki, żeby pozytywnie się nastawić :) Jeśli chodzi o dokumenty to było troszkę papierów do podpisania no zgoda na ewentualne nacięcie, zgoda na cesarkę gdyby była taka potrzeba itp... Znieczulenia nie brałam, bo u mnie tak szybko akcja porodowa postępowała, że nie było takiej potrzeby ;) Mam dość wysoki próg odczuwania bólu więc dałam radę, choć nie ukrywam, że czasami na prawdę zwijałam się z bólu... Malutką rzeczywiście zabrali mi tak szybko ze względu na problemy z oddechem. Ale jak to wygląda kiedy nie ma żadnych komplikacji - tego nie wiem więc ciężko mi powiedzieć :( Karmienie palcem i strzykawką wg mnie jest fajnym sposobem. Wkładasz najmniejszy palec dzieciaczkowi do buzi, opuszkiem dotykając podniebienia - tym sposobem u dziecka automatycznie "ur****mia się" odruch ssania, w drugiej dłoni trzymasz strzykawkę napełnioną mlekiem, w momencie kiedy dziecko zasysa Twój palec, drugą ręką wsuwasz obok palca w kącik ust dziecka końcówkę strzykawki i delikatnie, powolutku wyciskasz mleko ze strzykawki. W ten sposób palec ze strzykawką wydaje się być dziecku sutkiem, z którego płynie pyszne mleczko ;) Tak, w razie trudności położna pomaga przystawić do piersi... oczywiście jeżeli ma dobry humor :D ... nie no mi się jeszcze nie zdarzyło, żeby któraś mi odmówiła pomocy przy karmieniu :)
  23. Z takich może przydatnych dla Was informacji - Oddział położniczy... hmmm... co by tu napisać... są owszem super położne, ale są również fałszywe babsztyle... w ciągu tych 10 dni miałam przyjemność i zarazem nieprzyjemność poznać i jedne i drugie. Lekarze - nie mogę narzekać. Warunki - jak dla mnie wystarczające, jedzenie do kitu, ale i tak rodzinka mi przywoziła co nie co ;) Z odwiedzinami w pokojach nie ma problemu. Majtki - pierwszy dzień nosiłam jednorazowe, ale później już normalne, bawełniane, i jedne i drugie i tak przed obchodem lekarzy trzeba zdjąć, ale zaraz po wyjściu lekarza od razu z powrotem się zakładało ;) Wkładów poporodowych nie ma sensu zabierać ze sobą, bo jest ich pod dostatkiem - w szafkach na korytarzu, można brać do bólu i nikt nie zwróci na to uwagi. Karmienie - rzeczywiście ogromny nacisk kładą na karmienie piersią, ale jak trzeba to też na miejscu w dyżurce mają mleko modyfikowane więc jak mi zabrakło w piersiach to leciałam po "sztuczne". No i tak - karmi się palcem i strzykawką, a zamiast smoczka również daje się paluszek, dla mnie osobiście karmienie palcem i strzykawką nie było problemem. Sale - tak, w większości 2-osobowe, każda z umywalką. Na korytarzu ogólnodostępny czajnik, mikrofalówka i lodówka. Dużo łazienek i toalet - z czystością bywało różnie... Co by tu jeszcze napisać... gdybyście miały jeszcze jakieś pytania - chętnie odpowiem :) Ufff... ale wypracowanie napisałam :D Teraz uciekam, bo moja Kruszynka kochana się budzi :) Pozdrawiam Was serdecznie :)
  24. ;) ...Niestety zaraz po urodzeniu Natalki położyli mi ją na brzuchu dosłownie na kilka sekund i zabrali do mierzenia, ważenia itd... a zaraz potem lekarka neonatolog powiedziała, że zabierają ją na noworodki do inkubatora, bo ma problem z adaptacją nowego miejsca (ogólnie szybko się wyziębiała i miała małe problemy z oddychaniem) :( więc tylko pokazali mi jeszcze Jej buźkę i zabrali... Mąż był ciągle przy mnie, pomagał dużo, wspierał, przeciął pępowinę :) Emocji było tyle, że nie da się opisać. W międzyczasie położna z lekarzem pomogli urodzić mi łożysko (dla mnie to była bułka z masłem), założyli mi 3 szwy (popękałam tylko w środku delikatnie), przeniosłam się na zwykła łóżko i zawieźli mnie na salę poporodową gdzie spędziłam około 2 godziny. W tym czasie mąż był przy mnie i biegał też do córeczki na oddział Neonatologiczny (który jest bardzo blisko porodówki). Po pewnym czasie przyszła położna, poprzyciskała mi brzuch, żeby oczyścić go z "resztek"... no nie powiem, żeby było to przyjemne... ale trzeba było przeżyć ;)
  25. ... Mąż poleciał po położną, powiedziałam, że tego parcia już nie mogę powstrzymać :( Zbadała mnie i powiedziała, że musimy szybko na porodówkę, może akurat miejsce się zwolni. Wskoczyłam między skurczami na wózek, mąż zabrał wszystkie rzeczy, zawieźli mnie na porodówkę i cudem okazało się, że zwolniło się miejsce :) Na łóżku porodowym miałam już 9 cm rozwarcia :) Położna, która przyjmowała poród była booooska!!! Przemiła Pani - bardzo żałuję, że nie pamiętam Jej nazwiska :( bo należą jej się stosy róż w podziękowaniu za tak profesjonalną i miłą opiekę :) Pokazała mi jak przeć, mówiła jak oddychać, w czasie parcia dopingowała krzycząc "Marta!!! Dawaj!!! Dasz radę! Super!" itp. Po prostu REWELACYJNA kobieta! Sam poród trwał 10 min. W sumie... nie było aż tak strasznie jak sobie to wyobrażałam... ;) Wysiłek ogromny (popękały mi naczynka w oku i "uszkodziłam" sobie żebra, bo tak mocno je ściskałam), ale wiadomo, że dziecko samo się nie urodzi ;)
×