ajo
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
właśnie i mi chodzi o ten sens, żeby go odzyskać... czuję że za bardzo staliśmy się jednością, we wszystkim razem, dlatego teraz jest tak ciężko.. decydowanie o wszystkim w pojedynkę to ciężki kawałek chleba... dziś przeczytałam mądre słowa, to że nasi ukochani odeszli nie daje nam prawa do schowania się w cieniu rozpaczy i rezygnacji z naszego życia, tylko my same możemy o nie zawalczyć... od razu nasuwa się myśl ,,ale po co, kiedy nie ma jego?", nie znam odpowiedzi ale wiem, że gdzieś w głębi chcę żyć i kiedyś, gdzieś jeszcze poczuć spokój i szczęście..życzę tego Nam wszystkim, z każdym dniem pojawia się ,,nowa wdowa", świat idzie naprzód, za chwilę nas nie będzie przyjdą następne zranione kobiety i mężczyźni..życie to tylko mgnienie skrzydeł motyla.
-
Ja też nie mam dzieci... u mnie mija dopiero za kilka dni dwa miesiące. czasem mam wrażenie, że to wszystko działo się tak dawno, a czasem mam wrażenie że jeszcze wczoraj z nim rozmawiałam... z każdym dniem niestety jest mi coraz ciężej, czasem mam wrażenie że nie wytrzymam, ale nic się nie dzieje...żyje. Tęsknota jest tak wielka, a pustka w sercu bardzo boli, wciąż czekam że wróci, że przytuli powie żabko, kochanie.. jak można się pogodzić ze śmiercią ukochanego, nie mogę sobie tego przetłumaczyć, nie jestem przecież głupia, umarł trzymając mnie za rękę i wołając moje imię, byłam przy tym jak zasypali go ziemią a wciąż nie mogę do końca uwierzyć że go nigdy nie zobaczę... Najgorsze jednak są powroty do domu, nie ma się do kogo spieszyć, dla kogo starać, o kogo dbać, wszystko po prostu straciło sens... jak nie stracić wiary w Boga i cały ten świat? jak odnaleźć chęć i radość życia? czy Wy już odnalazłyście się w świecie bez Nich? Jak sobie pomóc...
-
Tak chorował, na tyle długo żeby się oswoić z chorobą, nauczyć się z nią żyć... byliśmy razem 6 lat od początku wiedziałam że jest chory, po 5 postanowiliśmy się pobrać, a 8 miesięcy po ślubie zmarł.. I to nie jest tak, że przecież wiedziałam, powinnam się przygotować, nie, ciągle żyliśmy nadzieją że z nami będzie inaczej, ze nasza miłość jest na tyle silna żeby przezwyciężyć chorobę przecież tyle razy się udawało..jednak okazało się inaczej. Miał być moim cudem w życiu, poniekąd był. Tylko za krótko... dziękuję za miłe słowa, pewnie że trzeba stawić czoła życiu, tylko zawsze raźniej jest we dwójkę.. w tym roku mieliśmy się starać o dziecko.. w tamtym roku mniej więcej o tej porze staliśmy ramię w ramię i goście składali nam gratulacje, a w tym roku stałam przy jego trumnie i ci sami ludzie składali mi kondolencje.. życie potrafi spłatać figla.. Pozdrawiam, dzięki za str. na pewno zajrzę.
-
Witam, mam 28 lat i od półtora miesiąca jestem wdową... czyli nic nowego. Po śmierci męża myślałam, że jestem jedną z nielicznych, że tylko ja tak cierpię i nikt mnie nie może zrozumieć.. Ale czytając Wasze wypowiedzi, widzę że wszystko opiera się na podobnych odczuciach, te same tęsknoty za głosem, pocałunkiem, uściskiem, oddechem, dotykiem, te same chęci zwierzenia się w momencie problemu, szukania oparcia w ukochanym którego już nie ma,te same obawy o swoją przyszłość, utrata poczucia bezpieczeństwa i w każdej sekundzie myśli o Nim.. Oczywiście każdy przeżywa żałobę po swojemu, i dla każdej z Nas jej cierpienie jest największe...Jednak świadomość że nie jestem w tym sama w pewien sposób mnie pociesza, może źle to brzmi, tak jakbym czerpała radość z cudzego nieszczęścia, ale mi raczej chodzi o zrozumienie, i o to że kiedy ktoś kto nigdy tego nie przeżył mówi: trzeba czasu, jesteś jeszcze młoda, kiedyś zapomnisz wzbudza tylko złość i irytację, a kiedy osoba która straciła ukochanego powie wiem co czujesz, jestem z Tobą, życie ma sens, to łatwiej i chętniej się wierzy... czy znacie jakieś strony internetowe, które są poświęcone młodym wdowom? może jakieś organizacje? trochę mi tego brakuje...Pozdrawiam