tuurma
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez tuurma
-
Napisałam na Zagrodzie, tu tylko powtórzę, że prąd się na razie świetnie sprawdza, dopóki wielkie mrozy nie zawitają nic mi nie grozi. Najwyżej się zamknie nieużywane pokoje i będziemy siedzieć w jednym i grzać takim małym grzejniczkiem przenośnym :)
-
Wrzuciłam do garnka fotkę tych nowych światełek. Lampki pochodzą z IKEA.
-
Borosiu, 7km to przecież tyle co nic... Musicie tylko wynająć ładowarkę i ciężarówkę. Myślę, że w jeden dzień się wyrobicie z przewiezieniem naprawdę sporej ilości...
-
Farmerko, a dużą masz tę szczelinę? Bo tak sobie myślę, jaka warstwa izolacji by ci wyszła po wtryśnięciu celulozy... Warto spróbować obliczyć, czy poprawa w izolacyjności uzasadnia koszty wykonania takiego ocieplenia. Są programy, ja używałam takiego o nazwie Instalator C.O., które pozwalają obliczyć zapotrzebowanie na ciepło nawet samemu, ewentualnie można się zwrócić do projektanta, ale ten, wiadomo, weźmie pieniądze. Sama koncepcja bardzo ciekawa, też się kiedyś interesowałam, jak myślałam, że będziemy budować od zera. Bardzo mi się podobają takie technologie, które można recyklować :) Co do feng shui w ogóle a zieleni w szczególności, zdaje się, że w zielonkawym świetle jedzenie wygląda mniej apetycznie, niż w tonach ciepłych. Stąd pewnie m.in. ta sprawa z zielonym kolorem. A moje prywatne przekonanie (chociaż na pewno okropnie spłaszczam problem) to, że w feng shui jest trochę zasad, za którymi stoją po prostu lata, a nawet tysiąclecia doświadczeń i sporo zdrowego rozsądku - np. zamykajmy pokrywę od kibelka, bo może śmierdzieć, nie trzymajmy rzeczy zepsutych i generalnie gratów itd... Za odbijanie złych energii lustereczkiem, to (ekhem, ekhem) generalnie podziękuję ;) ale już balansowanie kolorów i elementów - tak jak Borosia pisała zieleni i czerwieni, wody i ognia to przecież oczywiste :) Pozdrawiam was i idę spać, dużo się dziś napracowałam i trochę głowa mi już puchnie... czas dać jej i oczom spocząć trochę, bo jutro też dzionek pełen zajęć.
-
Ja tam nie wiem, co sobie Farmer myśli o poradach z kafeterii w ogóle, a moich w szczególe, już ty wiesz Farmerko najlepiej jak go zmotywować :) A co do tego, kiedy należy zdrapywać do gołego - na pewno wtedy, kiedy widzimy, że farba zaczyna od ściany odchodzić, łuszczy się, marszczy, odpada płatami. Wtedy definitywnie trzeba drzeć do żywego tynku. Jeżeli farba się dobrze trzyma, to można ją tak jak pisałaś leciutko przeszlifować, ewentualnie zaszpachlować ubytki, czy nierówności jeżeli się jakieś pojawiły. Po szpachlowaniu warto zagruntować, bo inaczej farba się może łuszczyć i kiepsko trzymać na gipsie. Ja o tym ostatnim nie wiedziałam, bo zawsze wcześniej malowałam stare domy i pierwszy pokój, który malowałam u nas w nowym to myślałam, że padnę. Maluję, dobra farba i wszystko niby ok, a złazi mi płatami. Maluję znowu, zaś złazi. Dopiero się dowiedziałam, że na świeży gipsokarton to bez gruntu ani rusz. Teraz już wiem :)
-
To są takie siatki metalowe, o różnym stopniu dokładności. Zakłada się je na styropianową packę i szlifuje gładzie gipsowe. I tak sobie myślę, że może to być po prostu szybciej i łatwiej niż papierem ściernym, jak pisałaś, bo taka siatka na pewno mniej się zapycha itd.
-
Aha, Emmi ja wszystko widzę - "oczyma wyobraźni" oczywiście :)
-
Tak, naprawdę wybuchła mi puszka, ale to moja wina. Gotowało się 2 godziny za długo, aż się wygotowała woda i puszka pooooszła na ściany i sufit malowniczym rozbryzgiem. Szorowałam ściany, drzwiczki szafek, podłogę przez 3 godziny. Do umycia sufitu się zebrałam chyba po ponad miesiącu - nie sądziłam, że się uda, myślałam, że trzeba będzie drapać i malować. Teraz sobie nastawiam budzik, żeby się historia nie powtórzyła. :) Do przeszlifowania ścian przed malowaniem pewnie lepsze od papieru ściernego byłyby te siatki do gładzi gipsowych, tak sobie myślę.
-
Emmi - po prostu za bardzo się przyglądasz tym ścianom :) Ja ostatni raz dokładnie patrzyłam, jak je malowałam i wtedy mnie wkurzały nierówności itd. A od tej pory, to spoglądam na nie tylko tak \"ogólnie\" więc mi już nierówności nie przeszkadzają ;) Oprócz kuchennego sufitu, który musiałam obejrzeć bardzo dokładnie szorując go mopem po tym, jak mi wybuchła puszka mleka skondensowanego, z której miał być karmel ;) ;) ;) Ale sama się zdziwiłam, że się dało doczyścić...
-
Emmi, czy ty nie przesadzasz troszkę ;) ? Wiadomo, że coś się obije, coś się zabrudzi, ale to jest życie - trochę brudne, ale fajne :) Widziałam jakiś taki filmik, albo reklamę w telewizji, że jak się pani coś ubrudziło na ścianie, to tam malowała motylka, czy kwiatka i całą ścianę miała w motyle :) :) :) Zapachu_wanilii - każdy może mieć własny domek, jeśli tylko chce, pieniądze nie mają tu tak znowu wiele do rzeczy - mieszkanie w bloku masz - to na pewno ekwiwalent jakiegoś niedużego domku na wsi... No ale to duża decyzja, i nie każdemu pasuje. Są entuzjaści - jak ja, są też sceptycy - tutaj Emmi Ci dużo opowie o ciemnej stronie mocy... Ale jeśli chcesz swoje marzenia urzeczywistniać, to naprawdę jest to wykonalne! Koteczko, maluj, maluj i dawaj fotki, jak wyszło! Jak nie dasz rady \"do żywego\" to polecam akrylowe farby - fajnie się maluje małym wałeczkiem i dużo różnych kolorów. Co do ciemnych ścian, to czy ja mówiłam, że siostra pojechała na maksa i całe mieszkanko pomalowała w żywe kolory? Najbardziej podoba mi się ceglastopomarańczowa kuchnia i purpurowy przedpokój. W salonie jedna ściana ciemny brąz, reszta odjechany pomarańczowy - w mojej ocenie tak sobie, głównie przez ten pomarańcz i brak odpowiednich dodatków - duże przestrzenie nudnego ciemnego koloru :( Tylko w sypialni i pokoju do pracy spokojniejsze kolory - jakieś gołębiosiwe i brudnozielone. Tata do mnie wpadł, montuje mi światełka w półkach nad blatem kuchennym. W końcu będę może widzieć, co mam w garnku :) Ale nie myślałam, że tyle z tym roboty. Zainstalowaliśmy też blokady przeciwko mojemu synkowi w szafkach. Nieźle go to sfrustrowało ;)
-
Oj, Emmi, Emmi, nie umarł \"póki my żyjemy\" ;) ;) ;) Napisz co u Ciebie nowego się dzieje w domu? Ja może, może (oby!) będę niedługo mieć pieniądze na łazienkę na dole - ostatnie normalne pomieszczenie w którym straszy beton. I już planuję co i jak. Chciałabym, żeby było przestronnie, elegancko, ale ciepło zarazem. Co mam zamiar osiągnąć fajnym gresem w raczej ciemnych kolorach - do połowy ścian, strukturalnym tynkiem powyżej, dużym lustrem przyklejonym do ściany w formie poziomego pasa, oraz drewnianymi wykończeniami (deska sedesowa, półka pod lustrem i może jakiś wiklinowy szezlong? kto wie? ;) ). No i nad tym wszystkim jeden z moich ulubionych żyrandoli metalowych ze \"świeczkami\". Poza tym, będąc w Krakowie, trafiłam do fajnego sklepu z tkaninami i znowu mnie wzięło na przepiękne zasłony, obrusy itd. Podobają mi się takie serie dopasowane kolorystycznie, np. materiały w esy-floresy i skoordynowane w pasy albo kraty. Widziałam taką właśnie parę w tonacji czerwonej (ale nie takiej strażackiej, tylko przydymionej) i myślę, czy do salonu, czy do sypialni...? Chyba do salonu wolałabym butelkową zieleń. Cena mnie nawet nie zabiła, 45zł/mb. A po drodze, niedaleko Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku jest sklep z wszelakim \"fajansem\", z którego przywiozłam nowe nabytki, niektóre nawet nie jestem pewna do czego służą. W każdym razie mam nareszcie serwetnik (niby taka prosta rzecz, a od 2 lat nie mogłam utrafić), śmieszniutki metalowy świecznik, gdzie świeca jest zasłonięta słoneczną twarzą (ze szronionego szkłą) w aureoli metalowych \"promieni\", stadko rzeźbionych słoników i jeszcze takie \"cuś\" co nie wiem, do czego jest. Ale chyba posłuży też jako świecznik :) Ten metalowy słoneczny świecznik przybiłam gwoździem do ściany w łazience (tej niewykończonej) i już nawet przetestowałam przy kąpieli. W blasku świecy nawet beton i gołe drewniane ściany przyjemniejsze :)
-
Emmi, ja wyznaję zasadę, że praktyczność w podstawach, odrobina finezji i nonszalancji w wykończeniu. Meble, przynajmniej te, których używasz non-stop (stoły, krzesła, komody) muszą być solidne, wygodne, praktyczne (ale oczywiście też przyjemne dla oka). A niepraktyczne to mogą być jakieś ozdobne stoliki, co tylko stoją w kącie jako podstawka pod kwiaty itd oraz ewentualnie pewna ilość dekoracji - serwety, upięte firanki, obrazki, wisiorki... Oczywiście najlepiej łączyć praktyczność z pięknem :)
-
Wiecie, co mi się jeszcze marzy w domu? Taka staromodna spiżarnia, chłodna, z małym okieneczkiem, więc lekko mroczna i koniecznie z wielkimi półkami, a na nich: konfitury, kompoty, ogóreczki, wędzone suszone śliwki przesypane cukrem w wielkim słoju (niech się schowają kalifornijskie), grzybki marynowane... no i ciasto na niedzielę :) A oprócz tego rozmaite utensylia kuchenne: makutra z wałkiem, moździerze, prasa do sera, foremki do ciasteczek... Ech, chciałoby się :(
-
I jak? Dzieje się coś u was? Bo u mnie plany głównie w głowie :) Gwiazdki świecą jakby mocniej, ale jeszcze nie tak, jakbym chciała. Chyba trzeba się tam zacząć bawić z małym popołudniami, żeby je podładować...
-
Mella, a może po prostu zamień się na coś mniejszego? Z ogrodem z niewielkim trawnikiem, a większą ilością krzewów i roślin okrywowych? Ewentualnie - jeżeli się da oddzielić część to wynajmij? Zgadzam się, że 280 na 2 osoby to dużo za dużo. Samym zwykłym sprzątaniem można się zanudzić na śmierć. Mieszkałam kiedyś w domu, gdzie powierzchnia salonu wynosiła ponad 50m. Nasze meble, wypełniające normalne \"blokowe\" pokoje schowały się w jednym kątku ;) I te hektary podłogi terakotowej. Jak ją myłam i odkurzałam to myślałam, że umrę z nudów i wymyślałam, czy będę latać z mopem \"w karo\" czy \"prostopadle\" :) :) :) I opowiedz, jak było na początku. W jakim stanie objęłaś dom, czy meble i wystrój już tam były \"od zawsze\" czy to Ty wszystko tworzyłaś?
-
Tak jak pisała kiedyś Lenifa, to co dla jednego męką, dla drugiego radością - na przykład palenie w piecach :) Nas też straszono, że nie damy rady palić i bokiem nam to wyjdzie. Jakoś już trzy zimy minęły a my żyjemy :) A druga kwestia taka, że stary styl niekoniecznie równa się odrzuceniu nowoczesnych dobrych rozwiązań. Na przykład ogrzewania. Chcesz - palisz w kozie, nie chcesz - włączasz centralne. U mnie na przykład, żeby nie psuć rustykalnego wyglądu na dole nie ma wcale grzejników, a ogrzewanie podłogowe ukryte pod posadzką. Jest i ciepło i malowniczo :) A na przykład stary styl w łazience to się mogę zgodzić ewentualnie na wannę na żeliwnych lwich łapach. W żadnym razie nie cofamy się do sławojek i drewnianej balii ;) ;) ;)
-
Na razie średnio, ale wiadomo, jesień i pokój na północ. A mały w nim właściwie tylko sypia, więc lampy się krótko palą. Te, co są bliżej okna i przy kinkiecie, to lepiej się ładują i świecą przez jakiś czas wyraźnie. Te na suficie gorzej. Może Sz_elka coś podpowie, w jakim pokoju te gwiazdki ma, czy bardzo jasnym? I czy długo świecą? Problem szablonu na sufit mam chyba rozwiązany, znajomy mi wydrukuje na ploterze. 1.30 metra szeroki, a długi do woli wydruk. Przyłoży się potem płachtę do sufitu i zaznaczy miejsca na gwiazdki :)
-
A Orion, jak już o nim mowa to mój ulubiony gwiazdozbiór i w sumie lubię jak zima nadchodzi, bo zaczyna go być widać na wieczornym niebie :) Związana jest z nim taka historyjka, że poznałam ten gwiazdozbiór nie widząc go nigdy na obrazku, nikt mi też nie wskazywał - jedynie na podstawie opisu literackiego dokonałam skojarzenia, że to, na co patrzę, to pewnie Orion właśnie. No i się sprawdziło. Hi hi - ze mną tak jest, najśmieszniejsze, że dużo utworów muzycznych znam z tytułów czy fragmentów tekstu wzmiankowanych w różnych książkach, a nie od strony muzycznej właśnie ;)
-
Nie wiem za bardzo co to westfalka, ale pomysł z zastąpieniem jej kozą popieram. Te nowoczesne z szybką to jest miód malina po prostu. Jedyna z której korzystałam miała nawet taką jakby fajerkę na górze, więc można też podgrzewać coś, albo imbryk z herbatą tudzież ciasto do wyrośnięcia odstawiać...
-
Hi hi, Szeluś, astronomia się kłania :) Gwiazda Polarna znajduje się w gwiazdozbiorze Małego Wozu. Będzie na samym środeczku sufitu :) Kurczę, coś niezbyt mocno to-to świeci. Czy musi może najpierw światła \"nałapać\" żeby potem świecić? Jak jest u Ciebie, Sz_elko? Co do rozmaitych pokoi dziecięcych, to mój szanowny pan małżonek miał w dzieciństwie granatową ścianę z nielicznymi gwiazdkami, a na suficie obłoczki. Cóż, mamę ma artystkę, więc namalowała (szkoda, że dla wnusia się nie chce postarać :( ). Jeszcze o Andrzejkowej sypialni, to mam tam problem, bo mały dostał od chrzestnej matki, czyli mojej siostry niedawno lampę w kształcie słonka. Tylko pieroństwo wielkie jak nie wiem co, muszę chyba pokombinować, żeby mi nie pozasłaniało gwiazdozbiorów ;) W dodatku jest to taki jakby plafon, ale żółty, więc światło daje dość ciemne.
-
Ja dziś nie w starym stylu, ale udoskonalenia w pokoiku małego. Poprzyklejałam do ściany różnych wielkości fluorescencyjne gwiazdki. Jedną grupę na zbiegu sufitu i dwóch ścian nad jego łóżeczkiem, a drugą dookoła lampki-kinkietu w kształcie księżyca w nowiu. Mam jeszcze więcej tych gwiazdek i chytry plan, ale potrzebuję do tego kserokopiarki. Otóż narysowałam, na razie na A4 kształt kilku popularnych gwiazdozbiorów (Wielki i Mały Wóz, Kasjopea, Woźnica, Łabędź, Lutnia). A dokładniej, odrysowałam z atlasu nieba, tak, żeby były w odpowiednim położeniu względem siebie. Zaznaczyłam te najbardziej charakterystyczne gwiazdy i chcę je odwzorować na suficie, ale najpierw powiększę sobie na ksero, to mi będzie łatwiej. Na ścianie będzie Orion z gwiazdozbiorem Wielkiego Psa (bo na suficie by się już nie zmieściły :)
-
Ogrzewanie podłogowe: tak. Kuchnia kaflowa: hmmm... W szale pewnej mody, co mi się porobiła w rodzinie, kuchnia kaflowa z fajerkami stanęła u mojej ciotki na Podhalu oraz na wsi u rodziców, w domu, w którym jeszcze nie zdążyli zamieszkać, ale budują po trochu od lat. Na szczęście kończą pomału. W każdym razie po początkowym zachwycie ciotka używała rzadziej i rzadziej, a trudno usuwalny \"mebel\" stał i się kurzył i zabierał miejsce. W końcu zamówili duży kawał blatu i przykryli kuchenną blachę - jest gdzie odstawić garnki z kuchenki gazowej. U rodziców natomiast na razie jest używana, ale nie do gotowania bynajmniej, tylko podgrzewania wody (w palenisku jest zamontowana tzw. \"podkowa\") i ogrzewania kuchni. Dodam, że i u rodziców i u ciotki kuchnie nie należą do gigantycznych i trochę szkoda miejsca na nieużywaną kuchnię kaflową. Z drugiej strony, przy odpowiednim areale oraz zapale kucharskim - może być fajnie. Jest i trzecia strona, mianowicie widziałam w jednym domu nowoczesną kuchenkę wsadzoną w skorupę starej kuchni, tak, że zamiast fajerek były gazowe palniki, a zamiast drzwiczek do paleniska - piekarnik. Bardzo ciekawie i 2w1. Oczywiście cebulki do rosołku na takim oszukaństwie się nie podpiecze :( Duży stół: 3 x TAK! :) Szydełkowych serwet i abażurów gratuluję i zazdroszczę. Ja dziergania to chyba w przyszłym życiu dopiero popróbuję :( A, zresztą, Jędrek na razie i tak ściąga i nie mogę mieć obrusów :)
-
Cebulko, styl \"mix\" jest najlepszy. Jakoś nie lubię pokoi urządzonych meblami \"od kompletu\", wyglądających jak dom wystawowy firmy meblowej ;) Najlepiej, jak sprzęty są z odrobinkę różnych parafii, ale jakoś tam spójne. W naszym domu, który na dole ściany ma drewniane (po prostu widać bale z konstrukcji) sąsiadują ze sobą w miarę nowocześnie wyglądające skórzane kanapy (ze sklepu z używanymi meblami :) nazywanego przez nas pieszczotliwie \"fajansem\") i żyrandole staroświeckie z takimi jakby świeczkami. Dodajemy nowe półki, ale na romantycznych wspornikach :) Jeszcze nie mam stołu i pasującej półki na TV. To znaczy mam, ale z fornirowanej płyty wiórowej meble z IKEA, które przyjechały razem z nami do domu, a teraz pomału się wycofują z eksponowanych pozycji do pokoików na górze. Ale nie wszystko na raz. Więc co do stołu, albo sobie zamówię u stolarza taki duży prostokątny z krzesłami i zawoskuję go na brązowo, tak jak półki, albo może uda mi się wypatrzyć coś na starociach. Widziałam tam jeden duży, z okrągłym kamiennym blatem, ale wtedy nie myślałam o stołach... dopiero po jakimś czasie go sobie przypomniałam, że w salonie byłby jak znalazł. Byłam potem drugi raz, ale nie trafiłam nic podobnego. Niestety, nie mam z kim malucha zostawić, więc ciężko mi się wybrać na giełdę :( Natomiast zamiast półki na TV była w planie komoda. Ale ostatnio się łamię i nie wiem, co zrobić. Oglądam TV średnio raz na tydzień (Taniec z gwiazdami, hihi :) ), więc czy mi to-to potrzebne w salonie? Ale może sobie założę jakąś cyfrową i będę miała więcej ciekawych programów i jednak zacznę coś oglądać czasem? Ale gdzieś ten telewizor musi stać - nie będę sobie zagracać pudłem sypialni przecież, zwłaszcza, że jak mały urośnie, to pewnie będzie coś nieraz oglądał - jakieś bajki i filmy. Najbardziej po cichu liczę, że zanim dojrzeję do telewizji, to już wszystkie telewizory będą takie płaskie i będzie je można na ścianie powiesić jak obrazek :) Nasz obecny odbiornik ma ze 20 lat, przywiózł go Tata, nie mogąc znieść, że nie mamy TV wcale, ale nie kwapimy się do zmiany ;)
-
Twiggy wpadaj na Zagrodę. Myślę, że to coś dla Ciebie :) http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=3194364&start=2160
-
Tata mi dziś przerobił jedną starą półeczkę. Jej historia jest następująca. Otóż dawno, dawno temu (będzie ze 3 lata :) ) w drewnianym blacie kuchennym wycięto owalną dziurę pod zlew. Ta wycięta część tułała się pewien czas po morzach i oceanach, aż w dalekiej krainie Stolarnii jej brzegi zostały ładnie wyrównane w równiutką elipsę. Kiedy wróciła do domu, zyskała szlachecki tytuł - została mianowana Półką pod Mikrofalówkę :) Żyła tak rok i drugi, dobrze jej się działo. Ale przyszła rewolucja w Królestwie Kuchni, strącono starą arystokrację, Mikrofalówka poszła siedzieć, a Półka, pozbawiona tytułu i wygnana do ościennego dzikiego kraju Kotłowni, stała się zwykłą półką, a nawet gratem :) Minęło czasu wiele-mało, na szczęście dla naszej bohaterki odwrócił się wreszcie zły los, na banicji spotkała dwóch cud-młodzianów: Wyrzynarkę i Heblarkę :) Ale ich było dwóch, ona tylko jedna. Nic to, udali się do mądrego czarodzieja Maniusia z Krakowa, który nad nimi swoją sztukę odprawił. Kiedy skończył, zamiast półki pokazały się dwie półeczki - połóweczki. Odmienione, zakończyły romans z braćmi Heblarką i Wyrzynarką i powróciły pod zmienionymi nazwiskami na ojczyzny łono, czyli do Kuchni :) Teraz jedna wisi nad stołem, a druga zawiśnie jutro, tylko muszę dokupić wsporniczek :)