borutka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez borutka
-
Codzienność w związku - radości, smutki, samotność...
borutka odpisał Emmi na temat w Życie uczuciowe
Jola- współczuję, pamiętam, że w ciązy moje nogi paskudnie znosiły takie upały. Tez tak miałam własnie ostatnie dni, Króliczek jest z ostatniego maja :). Nie bardzo mogę się odciąć od zobowiązan alimentacyjnych, bo wtedy na głowie będę miała awantury ex i komornika, dla odmiany. Takie miłe piekiełko domowe. Im dłużej myślę, jak ma wyglądać moja przyszłość, tym mniej mi się chce wstawać rano z łóżka. Obecnie zresztą jestemw stanie zobojętnienia na wszystko. Myśl o życiu samej wydaje mi się bardzo, bardzo kusząca. Tyle że czuję się odpowiedzialna za MM, te jego dzieciaki i nawet za teściów, dla których nasze rozstanie byłoby potwornym ciosem. O króliczka też się boję, ile może mieć zmian w życiu? Bo gdyby nie to wszystko, już dałabym sobie spokój. -
Codzienność w związku - radości, smutki, samotność...
borutka odpisał Emmi na temat w Życie uczuciowe
Dziewczyny, to nie jest tak, że MM nie widzi. widzi i od dawna próbuje coś z tym zrobić. Ale dzieciaki są zmanipulowane przeciwko niemu i nic nie pomaga, rposby ani groźby. Można by jedynie całkowicie się od nich odciąć, co znając ich matkę dla odmiany całkowicie zrujnowałoby nas finansowo. No i tesciowa nigdy na to nie pozwoli, bo to jej kochane wnusie. MM też jest załamamy. Jego jedyna wina polega na tym, ze zdecydowanie za mało uwagi poswięca szukaniu pracy, która przynosiłaby mu jakiś regularny dochód, zwalniający mnie z odpowiedzialnosci za utrzymanie całej rodziny. Problem polega na tym, ze ja po ponad pieciu latach mam po prostu dość walki z wiatrakami. Uswiadomiłam sobie, że mój dom z MM nigdy nie będzie nawet zbliżony do tego wymarzonego. Drugi aspekt jest taki, ze zarabiam nieźle, chciałabym, zeby za te pieniadze Króliczek mógł pojechac ze mna na wakacje, zacząc myśleć o budowie domu np. A w zamian kupuję piąty plecka w ciągu roku Królikowi, bo niszczy wszytsko, albo spodnie, które wystarczają na miesiąc. On nic nie szanuje. No i często płacę alimenty. Albo za korepetycje Królika. I zaczynam zadawać sobie pytanie, dlaczego ja mam to robić? Dlaczego ja czuję sie odpowiedzialna za te dzieci albo za zobowiązania jakie ma wobec nich dorosły facet, ze świetnym zawodem w reku? Dlaczego mam znosić ich fochy i niezadowolenie bez względu na to, co zrobię? Przepraszam, juz nie będę się żalić. Swoją droga jak czytam Wasze posty, to wszędzie jakoś tak nie-różowo. -
Codzienność w związku - radości, smutki, samotność...
borutka odpisał Emmi na temat w Życie uczuciowe
Emmi - 100 lat dla Misia !!!! Jola - a kiedy ma nastąpić ten wielki dzień? O ile pamiętam dobrze, jakoś bardzo niebawem. Ale różnie to bywa, ostatnio u mnie w pracy była taka sytuacja, że żona kolegi była w ciąży i miała termin wyznaczony na 30 maja. I jeszcze jedna kolezanka z pracy była w ciąży, z terminem wyznaczonym na 30 kwietnia. A oboje urodzili się w nocy z 14 na 15 maja, godzinę po sobie :). Moja firma miała akurat uroczyste obchody dziesięciolecia i prezes stwierdził, ze oni tak w prezencie :). I trzymaj sie z TM, to normalne, że jesteście teraz podminowani i łatwo o spięcia. Ankara - podziwiam za hart ducha. Trzymaj się dziewczyno, a jak to wszystko już się skończy porządnie odpocznij. bobasek - widzisz, trochę mnie nie było, a u Ciebie kolejny slub. No, no, jestem pod wrażeniem. ruminka- też ostatnio rozrabiam, wszystko mi z rąk leci. W kuchni codziennie tłukę ze dwie rzeczy przynajmniej, ostatnio kawą zalałam kompa w pracy, rzosypałam sobie nowiutki puder i rózne takie :). A u mnie dalej do kitu. Wczoraj spędziłam cały dzień w towarzystwie wszystkim uroczych bobasków MM. pannica ma już jakies 1,80 zwrostu i z 80 kg wagi. I wieczne pretensje. cały wczorajszy dzień to jeden wielki wrzask. Królik też robi sie coraz większy, chyba naprawdę lodówkę zamknę na kłódkę, bo w jeden dzień wyżera zakupy na tydzień dla czterech osób. zawsze ukradkiem. Jak wchodzę do domu mam dokładnie w polu widzenia jego łóżko, zawsze barłóg, w kórym jest wszystko i coraz większy sterczący do góry tyłek, bo reszta jest wpatrzona w pisma o piłce nożnej. Ile można mówić (kilkanascie razy dziennie), żeby posprzątal, nauczył się, odrobił lekcje. i wiecznie skwaszona mina. I ciagłe pretensje, że np. nie uprałam mu skarpetek. Histeria o byle co. Pomijam juz fakt, że MM od dłuższego czasu nie ma pozradnych zleceń i nie robi nic, żeby je zdobyć, pomimo moich próśb i gróźb. A ja nie mam już ochoty utrzymywać jego dzieci. Po pięciu latach walki o wszystko mam dość. Wiem, ze czasem reaguję zbyt impulsywnie i nieadekwatnie do sytuacji, ale po tylu latach starań po prostu mam dość. -
Codzienność w związku - radości, smutki, samotność...
borutka odpisał Emmi na temat w Życie uczuciowe
Cześć dziewczyny. Przepraszam za długą nieobecność, ale jakoś nastroju brak i nie chcialam Wam smucić. A najpierw jeszcze miałam szaleństwo w pracy. I ostatnie kilka dni też. Nawał pracy przynajmniej konkretnie przełożył się na finanse i docenienie przez szefostwo :). Poza tym do kitu. Nie daję rady. Mam kryzys, jestem bliska odejścia od MM. W desperacji zapisałam się na terapię, ale zaczynam dopiero w przyszły piątek. Mówiąc krótko, ie jestem w stanie znieść obecności jego byłej, a przede wszystkim obecności Królikia w naszym zyciu i naszym domu. Długo by opowiadać, ale jestem u kresu sił. I niech będzie, że jestem perfidną macochą. Wszystko mi jedno. I właśnie dlatego nie piszę. -
Codzienność w związku - radości, smutki, samotność...
borutka odpisał Emmi na temat w Życie uczuciowe
Ta wiosna jakieś dziwne rzeczy z ludźmi wyprawia. U wszystkich zawirowania :) -
Codzienność w związku - radości, smutki, samotność...
borutka odpisał Emmi na temat w Życie uczuciowe
faktycznie, dziewczyny, co się dzieje? Wiosenne rozprężenie? -
Codzienność w związku - radości, smutki, samotność...
borutka odpisał Emmi na temat w Życie uczuciowe
Cholera jasna, wygląda na to, że wszystkich wczoraj wystraszyłam. Wracajcie, ja sobie dalej będę Was tylko czytać. -
Codzienność w związku - radości, smutki, samotność...
borutka odpisał Emmi na temat w Życie uczuciowe
hej, macham do Was wszystkich i pamiętam :). Życie mi ucieka. W pracy szaleństwo, siedzę po 10 godzin. potem szaleństwo inne. Teściowa w szpitalu. Moja przyjaciołka urodziła martwe dziecko, biegam między jednym a drugim szpitalem, w przypadku przyjaciółki to spory wysiłek emocjonalny. Z Królikiem biegamy na terapię, poza tym w niedzielę ma pójść do tej spóźnionej komunii. Z MM mi nie po drodze, uświadamiam sobie z dnia na dzień z ilu marzeń i potrzeb rezygnuję, i wszystko we mnie krzyczy, że nie chcę tak żyć. Przepraszam, że nie wpadam. -
no to ta opcja raczej nie przejdzie, bo ex lubi utrudniać życie, szczególnie mnie :)
-
to ostatnie zdanie to oczywiście moje przeczucie :)
-
Heartbreaker - wiesz co, to nie jest do końca tak ze mną. Oczywiście, jestem wychowana jako katoliczka i ślub kościelny jest dla nie ważny, ale nie mam do tego jakiegoś fanatycznego podejścia. Z ta komunią młodego jest tak, ze to jemu bardzo na tym zalezy i tą katolicką szkołę też on sobie wymyślił, bo to jest po prostu bardzo dobra szkoła. I uważam, że jeżeli on chce, a z pewnością nie ma w tym nic złego, to dlaczego ja mam mu nie pomóc? Katolicka bardzo jest rodzina mojego męża, rodzice, ciotki, on sam już ma do tego raczej takie podejście jak ja. Z ex wcale nie chciał brać ślubu kościelnego, na poczatku mieli tylko cywilny, ale potem presja rodziny była bardzo silna, on młody i głupi i wmówili mu, że zeby ochrzić dziecko, musi wziąć ślub kościelny. Ze swoim pierwszym mężem też akurat nie miałam ślubu kościelnego, pobraliśmy się, bo byłam w ciąży, ten kościelny miał być już po urodzeniu, ale ponieważ czułam przez skórę, że z tego małżeństwa nic nie wyjdzie, jakoś się na ten kościelny nie zdecydowałam - paradoksalnie dlatego, że to dla mnie dość ważna sprawa.Ale dziecko ochrzciliśmy beż żadnego problemu i w przyszłym roku do komunii też pójdzie. A potem niech już sam zdecyduje, jak dalej będzie wyglądało jego życie religijne.
-
A Ty wiesz, że ja o tym nie pomyślałam? Miałam takie poczucie, że przy trójce dzieci, to o rozwodzie kościelnym można zapomnieć, ale może Ty masz rację? Tylko sama nie wiem, czy mnie to jest potzrebne do szczęścia ...
-
no widzisz, ale ona jest ta żona \"kościelna\", a wg tej doktryny to ja jestem obcą kobietą. I to nieważne, że mnie bardziej niż tej \"kościelnej\" zalezy na tym, żeby dziecko miało sakramenty.
-
ja mam tak samo - wspólczuję Ci bardzo. Kiedyś myślałam sobie, co by było, gdybym była w takiej sytuacji. I doszłam do jednego wniosku - to co trzyma mnie przy moim mężu to wyłącznie miłość, wzajemny szacunek i zrozumienie. Poza tym cała jego przeszłość powoduje, że nasze wspólne życie nie jest łatwe, czy tego chcemy czy nie chcemy, trzeba je dopasowywać do planów ex i dzieci jego (np. wszystkie święta i wakacje), o dodatkowych stresach czy kwestiach finansowych z tym związanych nawet nie wspomnę. Ze względu na jego przeszłość nie będziemy też mieli wspólnych dzieci. Wniosek nasunął się jeden - bez mojemo męża, moje życie byłoby znacznie prostsze. Tyle że ja go kocham i jestem kochana. Ale gdyby to się zmieniło i nie dostawałabym od niego wsparcia i zrozumienia, ten związek nie miałby żadnego sensu i nie byłoby żadnego uzasadnienia, żeby go ciągnąć. Opowiem Wam jeszcze wczorajszą sytuację. Mówiłam Wam, że mieszka z nami dwunastoletni syn mojego męża, od roku. Jego matka nigdy nie troszczyła się o religijne wychowanie dziecka i tego i pozostałej dwójki. Chrzciny wszystkich dzieci i komunię najstarszej córki organizowała od A do Z moja obecna teściowa, ex nawet nie kiwnęła palcem. Kiedy już ex i mój mąż się rozwiedli przyszedł czas na komunię młodego, ale ex stwierdziła, że nie ma czasu na takie pierdoły i nawrzeszczała i na nas i na teściową, że się wtrącamy (wszyscy chcieli, żeby mały poszedł do komunii), skłóciła się z całą rodziną. A teraz młodemu bardzo zależy na komunii,wybiera się zresztą do katolickiego gimnazjum. Uruchomiłam znajomego księdza, który zgodził się udzielić komunii, ale mały chodzi teraz do siosrty zakonnej, która go do tej komunii przygotowuje. zawsze jeździ z ojcem, ale wczoraj mąż nie mógł i ja go zawiozłam. No i się zaczęło. Siostra widząc mnie zapytała, czy jestem mamą Krzysia (znała wcześniej naszą sytuację rodzinną). Powiedziałam zgodnie z prawdę, że nie mamą tylko macochą. A ta do mnie, że ona codziennie się modli, żeby rodzice dziecka wrócili do siebie, bo to ona jest jedyną żoną, że przez takie jak ja rozpadają się rodziny i jak ja mam czelność się tam pokazywać. Zatkało mnie. Jak już się opanowałam, odpowiedziałam, że mam czelność, ponieważ w przeciwieństwie do mamy Krzysia mam czas i ochotę zająć się jego komunią i wychowaniem też, i ze również w przeciewieństwie do jego mamy stworzyłam dziecku i jego ojcu dom oraz że w przeciwieństwie do mamy Krzysia nie mam zamiaru ich zostawić. Nic nie odpowiedziała, ale ignorowała mnie całkowicie. Wyobrażacie sobie chyba jak się poczułam ... I niech mi nikt, cholera nie mówi, ze to my rozpamietujemy przeszłość. Bo ja naprawdę cholernie bym chciała nigdy do tej przeszłości nie wracać, ale sie nie da, jak ta idiotka robi aferę o to, że śmiemy wyjeżdżać na święta! Dodam, ze do tej pory nigdy tych świąt nie organizowała - przecież ma ważniejsze sprawy na głowie.
-
z tego co tu poczytałam - pomimo Twojej ironii, przyznaję, mój mąż miał kompletne zaćmienie umysłowe i wybrał lenia, brudasa i awanturnicę, która ma wyjątkowy talent do przedstawiania siebie w roli ofiary. Zachował się jak idiota, przyznaję. On też to przyznaje. Potem był jeszcze większym idiotą, że z poczucia obowiązku wobec żony i dzieci spędził z nią 10 lat, chociaż od razu było widać, żenic dobrego z tego nie wyjdzie. On o tym wie, ja o tym wiem, i to nie jest żadne tłumaczenie, że był baardzo młody, ze chciał uciec od matki, z którą nie bardzo mógł się porozumieć. I teraz płąci za swoją głupotę i niestety dzieci też. I ja też - za jego głupotę. Ale każdy człowiek ma prawo zmądrzeć, prawda?
-
hubba buba - wiesz na czym polega problem? W pewnym momencie, kiedy człowiek naprawdę się stara i jest pozytywnie nastawiony, a przez dłuższy czas dostaje tylko pretensje i roszczenia - w pewnym momencie, przestaje się chcieć, nie ma się ochoty wstać rano z łóżka, optymizm gdzieś ulatuje. Akurat z młodym bywają i wzloty i upadki, ale przynajmniej z jego strony zachowanie wobec mnie jest genarealnie w porządku ( może nie ma w tym ogromnej sympatii, ale jest wzajemny szacunek) o tyle, pomimo że bardzo chciałam żeby było dobrze,w tej chwili po czterech latach, na córkę mojego męża po prostu nie mogę patrzeć. Bo bez względu na to co robiliśmy i jak robiliśmy - zawsze znalazła powód do awantury. Robi ojcu dzikie afery, że ne chce go widzieć i znać, że nie życzy sobie żadnego kontaktu, a za miesiąc kolejną awanturę, że ojciec do niej nie dzwoni. Kiedy ją zapraszam w święta, dowiaduję się potem, że fatalnie gotuję, cały czas jej dogryzałam, pobiłam jej brata etc. A jak jej nie zaproszę to dowiaduję się, że ograniczam jej kontakt z ojcem i nie mam prawa jej tak traktować. A jak przyjdzie do nas, a ja wyjdę z domu, to potem robi ojcu awanturę, że ją ignoruję i jej unikam i nie szanuję. Doprowadziła niestety do tego, że i mnie i mojemu mężowi robi się niedobrze na myśl spędzenia z nią chociażby godziny.
-
a tak a propos rozpadu małżeństwa - oczywiście, że mój mąż nie jest ideałem i swój udział w tym ma. Ale ex jest skonfliktowana ze wszystkimi - nie ma kontaktu z nikim ze swojej rodziny, łącznie z rodzicami, ma słownie dwie kolezanki - jak mały kiedyś przytomnie zauważył - rozgoryczone rozwódki, sąsiedzi jej nie cierpią, nauczycielki w szkole ak usłyszaly, że młody mieszka teraz z ojcem powiedziały, ze odetchnęły z ulgą, bo ktoś się zajął dzieckiem i w ogóle z ojcem, w przeciwieństwie do matki, można rozmawiać.
-
sliudfg - ja mieszkam. I to niczego nie zmienia. Piorę, sprzątam, gotuję, kupuję ubrania, pomagam w lekcjach, daję pieniądze, posyłam do komunii, bo matka nie miała czasu - a chłopak i tak od swojej matki zawsze, kiedy ją odwiedza, słyszy, że jesteśmy z ojcem źli, mnie nie musi słuchać, bo jestem obca i w ogóle nie mam nic do powiedzenia, dajemu mu do jedzenia nie to co trzeba itd. A syn- to normalne kocha matkę i potem ma wodę w mózgu, bo widzi i słyszy co innego.
-
dokładnie - Gosiu, mszcząc sie na ex, zemściliscie się na dziecku. Bez sensu.
-
gosia - dlatego napisałam wcześniej, że chociaż nie pochwalam niektórych rzeczy, które robicie, jednak Cię rozumiem, bo nasza ex jest zbliżona do Twojej. A właściwie była, bo ostatnio trochę ucichła i bardziej skupiła się na ugruntowaniu mojej pozycji wrednej macochy i olewającego ojca, niż na kwestiach finansowych. Ale pewnie niebawem z czymś wyskoczy. To kwestia charakteru chyba, ja jednak nadal trwam w nadziei, że czasu też i w końcu jej się znudziło.
-
acha - i te ewentualne dodatkowe wydatki ponosimy z moim ex wspólnie, po połowie.
-
moja sytuacja - ale zaraz na pewno ktoś wypomni mi literówki :). Żeby nie było :).
-
Codzienność w związku - radości, smutki, samotność...
borutka odpisał Emmi na temat w Życie uczuciowe
ale ponuro za oknem. I jak tu ma się poprawić nastrój? -
ale się gorąco na topiku zrobiło :). Generalny trend do odsądzania drugich od czci i wiary. Gosi nie pochwalam, mówiłam jakis czas temu. Ale też rozumiem. Sprawy alimentów i opieki nad dziećmi - kiedyś bardzo się tym przejmowałam, ostatnio powoli odpuszczam, bo szkoda mi nerwów. Moje stanowisko w kwestii alimentów, u nas przynajmniej jest takie - zarabiam na tyle dobrze, żeby utrzymac całą rodzinę, łącznie z moim synem i jego jednym z synów, który z nami mieszka. Utrzymać, ale nie zapewnić rozrywki typu kino, kolację w restauracji, muszę wybierać, na jakie zajęcia dodatkowe chodzą dzieci - czyli od pierszego do pierwszego by starczyło. Ponieważ wychowuję też syna mojego męża (właściwie nie wychowuję, bo on uznał za naturalny stan rzeczy, że ja mu piorę, gotuję, prasuję, pomagam w lekcjach, ale przeciez nie jestem jego matką, więc moje zdanie przyjmuje z miną pełną pogardy i tylko dlatego, że liczy się z nim jego ojciec), uważam za oczywiste, że mąż dokłada się do budżetu rodzinnego - kwota ok. 1500 zł przy jego możliwościach wydaje mi się adekwatna. I tylko od jego zarobków zależy ile będzie dawał swojej ex na dzieci, które są z nią. Jak zarobi 1800 - zasądzone 300 zł powinno jej wytarczyć - nie widzę powodu, dla którego mam coś odbierać dzieciom, które są z nami po to, zeby te które są z nią miały lepiej. Ale jeśli zarobi 5 tysięcy, niech jej da 3500 jeżeli uzna to za stosowne. Jeżeli potrzeby naszej rodziny są zaspokojone niech ex i jej dzieci jadą sobie nawet na Bahama. A w kwestii opieki. Ja bym baaardzo chciała, żeby mój mąż chodził do niej spotykać sie z dziećmi, albo zajmował się tam podczas jej licznych wyjazdów z kolejnymi młodzieńcami. Problem w tym, że ona nie wpuszcza go do swojego mieszkania - pewnie dlatego, ze jak i w czasie małżeństwa, zawsze w mieszkaniu ma kompletny syf, a w lodówce przy odrobinie szczęścia można znaleźć cebulę. I nie wynika to z ubóstwa, zapewniam Was. Pomijam już fakt, że nawet kiedy już byli w separacji, to mój mąż (wtedy jeszcze oficjalnie jej) płacił przez kilka lat za jej naukę, żeby mogła zdobyć dobrze płatny zawód). i tym prostym sposobem, opieka nad trójką uroczych, nienawidzących mnie dzieci, spada mimowolnie na mnie. Bo chociaz jestem złą okropną macochą, kłamliwą i okrutną suką, to do opieki nad jej dziećmi, kiedy akurat ma coś ciekawszego do roboty jestem bardzo odpowoednia - ba, nawet jest to mój cholerny obowiązek :). I co ja sobie w ogóle wyobrażałam, jak zwiazałam sie z facetem z trójką dzieci !
-
Codzienność w związku - radości, smutki, samotność...
borutka odpisał Emmi na temat w Życie uczuciowe
Przepraszam - dzisiaj przelotem, niedawno wróciłam, więc nie wdrożyłam się w temat, więc tylko parę słów co u mnie. Cztery dni bardzo ostrego zakuwania, a wyniki egzaminu dopiero za tydzień. Jeśli zdałam na minimum 90% dostanę certyfikat międzynarodowy, uznawany na całym świecie - tzw. akredytację, do odnawiania co trzy lata. A jeśli pomiędzy 70 - a 80 % też dostanę certyfikat, ale uznawany w Polsce i Niemczech. też dobrze w sumie. Wydaje mi się, ze poszło ok, ale pytania były bardzo podchwytliwe test wielokrotnego wyboru - uch, na studiach tyle nie zakuwałam :). W domu od razu stres, ja już kompletnie nie wiem, jak z większym królikiem postępować. Jego notoryczne kłamstwa to już jakaś patologia. I ciągła roszczeniowa postawa.Adrenalina w domu, na poziomie normy - to już niemożliwe. Moja mama tez mnie zirytowała, jak zwykle wie lepiej, jak mam wychowywać swojego syna. Niby nie robi nic złego, zawsze wszystko wygląda tak, że bardzo mi pomaga, a naprawdę robi tak, żeby pokazać Kubie jaka ona jest dobra babcia, a ja jaka zła mama. A może to ja taka złośnica jestem? Ale przez te cztery dni z daleka od domu nie denerwowałam się wcale. Z rzeczy fajnych powiem Wam, że jednemu chłopakowi na kursie, żona - notabene Jola, urodziła w nocy wczoraj syna. Chłopak o siódmej zasuwał do porodu do żony, 200 km, o 2 urodziło mu się dziecko, a biedka o 8 przyjechał z powrotem na egzamin :). A jak jechałam na kurs - pomyliłam pociągi i pojechałam w drugą stronę :). w połowie trasy oświeciła mnie pani konduktor. Z ciężką walizą łapałam stopa, bo wylądowałam w dziurze, z której nie można się było wydostać cywilizowanymi środkami transportu :). Jakby mi było mało atrakcji... dobranoc i kolorowych snów dla was wszystkich.